Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "pomocy taki i", znaleziono 82

Tacy jak on, raz uwikłani, z trudem zmieniają swoje przyzwyczajenia i nie szukają pomocy.
Wśród bonobo natomiast nie dominują samce, tylko samice. I wszystkie problemy rozwiązują za pomocą seksu. To taka hippisowska wersja szympansa.
W pomoc dla więźniów zaangażowana jest cała wieś i okolica. Gospodynie i ich mężowie podrzucają takim jak my, którzy w pracy mają kontakt z więźniami, co kto może, i tym sposobem nasza pomoc może być efektywna i regularna. To wielka ulga, bo z naszego skromnego budżetu trudno uszczknąć cokolwiek, a tym bardziej robić to systematycznie.
Przecież to, jaką mamy rodzinę, nie zależy od nas, taki jest po prostu los szczęścia. Natomiast to, do czego człowiek dochodzi z pomocą rodziny lub wbrew niej, stanowi o tym, jaki ma charakter i jakie serce.
W takim małym miasteczku jak nasze nie ma wielkiego zapotrzebowania na psychologów - tutaj ci, którzy gorzej sobie radzą w życiu, szukają pomocy gdzie indziej. Jedni w kościele, drudzy w kieliszku, a pozostali wyżywając się na najbliższych.
Ale kto czci duszę rozumną, ogarniającą wszechświat i społeczeństwo, o żadną z innych rzeczy się już nie troszczy. Ponad wszystko duszę własną utrzymuje w takim stanie, aby była rozumna i społeczna, i czynna, i spieszyła z pomocą bliźniemu, który do tego samego celu dąży.
Nie wiem, czy ktoś z was doświadczył takiego uczucia jak ja w tamtej chwili. Odkąd pamiętam, gdziekolwiek się znalazłem, to ja wymagałem pomocy. A teraz dziewczyna z koroną na głowie - fakt nieco ubłocona - mówi mi, że jestem najsilniejszy.
Możesz uważać, że to z mojej strony dziecinne, egoistyczne, ale jestem w takim samym stopniu jak każdy facet ofiarą męskiej zaborczości. Cała psychologia, cała reszta, wydaje się jedynie abstrakcją, nie daje prawdziwej pomocy.
- Widziałem, jak za pomocą steli robiłeś sobie przedziałek- odparł oschle James, sprawdzając zamki okien.
- Włosy to dar od Anioła- odparł Matthew.- To taki sam dar jak inne dary Nocnych Łowców. Jak Miecz Anioła na przykład.
Czasem musimy upaść, czasem wstajemy, jedni cierpią, inni mają szczęście. Tylko w taki sposób możemy się nauczyć, jak polegać na sobie wzajemnie. Jeśli ktoś zostanie pobłogosławiony, jego przywilejem jest okazanie pomocy tym, których życie nie jest tak proste. Jedność przychodzi z walką, dziecko.
 Kolacja nie zaczęła się rach-ciach. Najpierw dowiedziałam się, o czym pani Helga myślała na tej białej  ogrodowej, pokrytej promieniami słońca ławeczce. Helga popatrzyła na mnie i spytała: „Jak ty możesz mi pomóc, jak ty jesteś  taka otyła, że sama potrzebujesz pomocy?”.
Wspomnienia Żydów, którzy przeżyli, wskazują, że wachlarz zachowań w takiej sytuacji [spotkania z przypadkowym Polakiem] najczęściej oscylował między obojętnością i agresją, a nie między obojętnością i gotowością pomocy. Doświadczenie tych, którzy nie zostawili wspomnień, bo nie przeżyli (i w związku z tym nie wiemy, co mają do powiedzenia), raczej nie odwróciłoby tej relacji.
Posługuję się shodo - wyjaśniła Dali. - To klątwy rzucane za pomocą pisania. Muszę wykaligrafować znaki na kartce, a na to trzeba chwili spokoju. Jedna kreseczka nie tak i możemy zginąć. Po prostu świetnie. – Ale spokojnie. - Machnęła ręką Dali. - To wymaga takiej precyzji, że zwykle nie działa w ogóle. Jeszcze lepiej.
Kaine dał mu jednak życie. Ukradł ludzkie ciało, uczynił je ciałem Michaela. Ścieżka okazała się próbą - ale taką, której teraz Michael wolałby nie przejść. Był tylko królikiem doświadczalnym w rękach tworu, który jakimś cudem zyskał samoświadomość, a teraz oczekiwał pomocy w powtórzeniu tego samego procesu wiele, wiele razy. Może nawet w opanowaniu całego rodzaju ludzkiego.
"Przyjaźń między kobietami może być różna. Gwałtowna, burzliwa, ekspresyjna, ale też wyrozumiała i szczera. Taka, w której zna się swoje dobre i złe strony, wspiera w trudnych chwilach, doradza, odradza, czasem krytykuje. Przyjaźń to możliwość niekończących się rozmów. To powierzanie największych tajemnic bez obaw, że zostaną one zdradzone czy wyśmiane. To wzajemne słuchanie i wzajemna pomoc. To śmiech i łzy."
Dawni powieściopisarze, tacy jak Scott, zawsze wychodzili z długów dzięki pisaniu. chwalebne. cennym atrybutem pisarza jest wytrwałe dążenie do celu. Dlatego też William Seward Hall postanowił wymknąć się śmierci za pomocą pisania. Śmierć, jak myśli Hall, jest równoznaczna z ogłoszeniem duchowego bankructwa. Trzeba unikać przestępstwa, jakim jest ukrywanie zasobów. szczegółowy wykaz często pozwala dostrzec, że zasoby są znaczne, a bankructwo rzekome. Pisarz musi badać swoje długi bardzo skrupulatnie i drobiazgowo.
W potarganej fryzurze oraz wilgotnej sukience wyglądała tak krucho i mizernie, jakby w każdej chwili mogła rozpaść się na strzępy. Nigdy jej takiej nie widział. Dotąd zawsze była zawzięta i nieustraszona, na każdym kroku udowadniając, jak niewiele istniało na świecie rzeczy, które mogły ją zranić. Dla całego wszechświata wydawała się obojętna i twarda, ale teraz, przy nim pokazała, jaka jest naprawdę. Przerażona oraz niezwykle wrażliwa, ponieważ jej największy wróg nie posiadał ciała. Był niematerialny, a ona nie mogła z nim walczyć za pomocą swoich pięści.
Ale był taki czas w drogówce, gdy szkoliłam nowo przyjętych. Widziałam młodzieńców pięknych z ciała i duszy. Wypełnionych ideałami, miłością i chęcią niesienia pomocy. Nie zliczę, jak często podczas tych rozmów mówili, że nie tykają alkoholu, że mają piękne żony i małe dzieci. Nie zliczę, jak często po kilku miesiącach, rzadziej latach, zaczynali pić, stawali się agresywni i rozbijali rodziny. Nie wiem, czy każdy człowiek jest dobry z natury, ale wiem, że ta praca może zabić naturalne dobro. Bo ta praca, proszę pani, niezależnie czy w policji, czy w milicji, jest toksyczna. Zatruwa i powoli wyniszcza organizm.
Instynkty wilkołaków bywają uciążliwe – właśnie dlatego wilkołaki nie dożywają późnego wieku. Przez te same instynkty ich dzicy bracia przegrali z cywilizacją, podczas gdy kojoty mają się dobrze, nawet w obszarach zurbanizowanych, takich jak Los Angeles. Kojoty są moimi braćmi. Och, nie jestem kojotołakiem, jeśli coś takiego w ogóle istnieje. Jestem zmiennokształtna. Termin ten ma swoje źródło w wierzeniach południowo-zachodnich Indian. Wiedźmy niektórych plemion, zwane „skórokształtnymi”, za pomocą odpowiedniego rodzaju skóry przyjmują postać zwierzęcia i wędrują po okolicy, sprowadzając na ludzi choroby i śmierć. Biali osadnicy mylnie używali tego określenia w stosunku do zmiennokształtnych i nazwa ta do nas przylgnęła. Obecna sytuacja nie pozwala nam na sprzeciw – nawet gdybyśmy się ujawnili jak pomniejsi nieludzie, jest nas zbyt mało, by ktokolwiek zaprzątał sobie głowę naszym zdaniem.
– Jestem do dyspozycji. Proszę spocząć – arcybiskup rozpoczął audiencję, wskazując miejsca do spoczynku.
– Dziękuję, że zechciał nas pan przyjąć. To jest Paweł Bukowski, aplikant. Jestem jego patronką.
– Pogratulować.
Spychalski posłał Pawłowi szeroki uśmiech już bez mitygowania się i pokiwał głową z aprobatą.
Paweł nie wiedział, komu gratuluje i czego.
Usiedli w przyciężkich skórzanych fotelach, przed którymi stał delikatny, przewrażliwiony stolik na cienkich, wygiętych nogach. Pachnący Hugo Bossem sekretarz arcybiskupa przyniósł na tacy dwie filiżanki aromatycznej kawy i ciasteczka z kremem na talerzyku. Poczęstunek ledwo się mieścił na rachitycznym stoliku.
Wiedza o skłonnościach arcybiskupa była powszechna, dlatego mało się o tym mówiło. Jeżeli już, to w żartobliwym tonie, rubasznie, za pomocą sprośnych aluzji. Homoseksualizm metropolity poznańskiego dawno przestał być pogłoską, opuścił sensacyjne rejony plotki, która żywi się tajemnicą i zachowuje żywotność, dopóki jeszcze są tacy, którzy pozostają nieoświeceni. Orientacja seksualna Teofila Spychalskiego stała się częścią domeny publicznej, rzeczą tak oczywistą, że aż niewartą wzmianki.
Istnieje kategoria spraw, o których nie ma potrzeby rozmawiania, mimo że dotyczą wszystkich albo przynajmniej wszyscy o nich wiedzą. Jak na przykład wydalanie, miesiączka kobiet i onanizm uprawiany przez mężczyzn żyjących w celibacie: nastolatków, więźniów, marynarzy, żołnierzy i księży. Informacja o tym, że Spychalski sypia z mężczyznami, miała równie słabą siłę rażenia jak wieść o tym, że chodzi do toalety. Ani jedno, ani drugie nie było eleganckie, ale skoro musi. Z fizjologią nikt nie wygrał.
Dziwni z was ludzie, chrześcijanie - stwierdziła gorzko. - Krzyżujecie własnego Boga, nieufnością odpłacacie za pomoc, modlicie się w świątyniach, a zaraz potem wygadujecie co najgorsze o waszych sąsiadach i wydawałoby się, że cieszycie się z ich nieszczęść. Wolicie przyjąć posługę od kogoś, o kim wiecie, że zupełnie nie zna się na tym, co robi, aniżeli od kogoś, kto już po wielokroć udowodnił, że coś potrafi, ale różni się od was. Wolicie rodzić dzieci martwe, niż takim porodom zapobiegać. Nie pozwalacie kobietom pozbywać się owoców ich łon na samym początku ich istnienia, ale kiedy dziecko się narodzi, a matka umrze, nie obchodzi was, co z tym dzieckiem się dzieje. Nie potraficie docenić bogactwa i piękna, które jest wam dane i wszystko odważacie błyszczącym metalem, który was przecież nie nasyci, gdy przyjdzie czas głodu. Kłaniacie się bogaczom, nawet jeśli nie są dobrymi ludźmi i bez poważania traktujecie biedaków, nawet gdyby byli dobrzy. Słuchacie medyków, którzy uczyli się z ksiąg, a boicie się waszych uzdrowicieli, choć wiedza ich płynie z doświadczeń pokoleń i mądrości branej z ziemi, która nas nosi. Kłaniacie się krzyżom z martwego drewna, a nie dostrzegacie boskich darów, które was otaczają.
Wyprawa ratunkowa to przede wszystkim problem moralny i organizacyjny dla kierownika, ale im niżej w hierarchii, tym te trudne zagadnienia stają się bardziej abstrakcyjne. Dla szeregowego ratownika to przede wszystkim przedsięwzięcie transportowe – trzeba przecież wynieść sprzęt, jedzenie – wymagające znajomości terenu i specjalnych kwalifikacji psychicznych oraz fizycznych. Wyprawa to mozół, a wyprawa poszukiwawcza to mozół szczególny – w górę, w dół, znów w górę, godzina za godziną, a efektów nie widać. Nieco inaczej na tę sprawę patrzy turysta czy taternik, który bierze udział w akcji. U takiego uczestnika, niezależnie od emocji i wzruszeń (wynikających ze świadomości, że ratuje ludzkie życie!), w którymś momencie do głosu dochodzi wstydliwie skrywana radość obcowania z przyrodą i upajanie się "egzotycznością" sytuacji. Mogę nawet wydzielić cztery fazy odczuwania i refleksji, które obserwowałem nieraz w czasie trwania jednej wyprawy: Ostra świadomość, że ktoś oczekuje pomocy, chce się biec samemu; wzmożona nerwowość. Skoncentrowanie się na czynnościach technicznych. Na tym etapie pojawia się radość z uczestniczenia w przygodzie, tym większa, im wyższa jest osobista sprawność fizyczna; nerwowość dawno już ustąpiła. Znużenie wielogodzinnym staniem na stanowisku asekuracyjnym czy z pozoru bezsensownym wałęsaniem się wśród złomów skalnych, zazwyczaj w deszczu i mgle. Reakcje po akcji: nie dająca się z niczym porównać satysfakcja, że ma się swój udział w uratowaniu człowieka, albo dręczące myśli, czy wszystko zostało zrobione zgodnie z wymogami ratowniczego rzemiosła; ten cień wątpliwości pojawia się dopiero przy dużym doświadczeniu, początkowo jest się tylko kółeczkiem machiny, którą nakręca nieomylny kierownik. Paradoksalnie więc oczekujący pomocy jest usuwany niejako na plan dalszy. Tak przynajmniej przedstawia się to dla obserwatora z zewnątrz, przysłuchującemu się rozmowom ratowników: dużo tam jest o pogodzie, terenie, kierowniku, a "klient" pojawia się w swym czysto fizycznym bycie. Nawet po latach ratownicy pamiętają nie nazwisko rannego, ale pogodę, gdy rozgrywała się akcja, i przede wszystkim, czy była to lekka kobieta, czy ciężki, "nabity" mężczyzna, pod którym uginały się ramiona niosących go w dolinę. s. 133-134
Zaprowadzili mnie dalej korytarzem przez kolejne żelazne drzwi i zostawili na zimnej ławce, w śmierdzącym stęchlizną, moczem i papierosami pomieszczeniu zamykając za mną żelazne drzwi. Pustka, jaka mnie nagle otoczyła, a raczej dopadła i próbowała rozszarpać była nie do zniesienia. Łzy leciały same, tak jak teraz na samo wspomnienie tamtej chwili. Trafiłam do więzienia, nie wiedząc, za co, nie wiedząc na jak długo, bez możliwości poinformowania o tym wszystkim jedynej osoby, na której pomoc w tej sytuacji mogłam liczyć. Jak ja w ogóle spojrzę mu teraz w oczy, co mu powiem? Jak On zareaguje? Zostawi mnie, nie będzie chciał mnie więcej widzieć! A jego Rodzice? Co ja im powiem? A moi? Przecież mój ojciec mnie zabije, to więcej niż pewne! Jak mogłam być taka głupia, dlaczego zaufałam Policji? Dlaczego mnie okłamali? Czemu nie dostałam wezwania do tego żeby się stawić w więzieniu? Zrobili ze mnie głupią, a teraz pewnie się cieszą, kolejny punkt do premii odhaczony, kolejne zatrzymanie załatwione. Nie wiedziałam, że Policja może tak bezkarnie używać, a w zasadzie to raczej nadużywać swojej władzy i wykorzystywać fakt, że jest jakby nie patrzeć instytucją zaufania publicznego. Co za masakra! Rozmyślania przerywały mi obserwacje pomieszczenia, w którym się znalazłam, nie było okien, tylko jedno na wprost drzwi, ale zamknięte podobnie jak drzwi wejściowe - kawał blachy i krata, jarzeniówka na suficie, nad drzwiami kamera, a obok na wysokości oczu jakiś biały włącznik, na pewno nie do światła, bo nie zadziałał. W kątach plamy, których pochodzenia może lepiej nie będę analizowała, trzy ławki, dwie pod ścianą, trzecia pod okienkiem, ciekawe, po co?
Czasami, gdy źle się nam dzieje, otrzymujemy pomoc, na jaką nie liczyliśmy. Ale zdarza się, że i to jest za mało.
Ja też jestem gotowa ubrudzić sobie ręce dla ludzi, którzy są mi drodzy. Będę biegła tak szybko, jak tylko umiem, i walczyła z taką zawziętością, na jaką tylko mnie stać. Jeśli w ten sposób będę mogła im pomóc, nie zawaham się.
Zrozumiała, jaki błąd popełniła, i dotarło do niej, że życie to nie bajka, a wstydem nie jest proszenie o pomoc.
„(…) Bóg nigdy nie opuszcza swoich dzieci. (…)
- Myślę, że w takim miejscu chyba będziemy musieli Mu pomóc (…)"
Marzena miała w sobie coś takiego, że chciało się ją objąć ramieniem i pomóc. Sprawić, by te granatowe oczka więcej nie lały gorzkich łez.
Nie byłam pewna czy ktokolwiek mógłby mi pomóc. To znaczy, pomóc mi wydostać się z tej dziury. Tkwiłam w niej tak głęboko i czułam się taka zmęczona…nawet gdyby ktoś rzucił mi jakąś linę, wcale nie byłam pewna czy miałabym siłę się po niej wspiąć
© 2007 - 2024 nakanapie.pl