Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "rapi ja i", znaleziono 114

Teraz czułem, że się nie pomylił. Jak zwykle pokazałem, że jestem nikim. Nie potrafię walczyć o swoje, nawet jak mi zależy. Mogłem przecież zebrać się w sobie już dawno temu. Podejść, zagadać, a nie gapić się jak jełop i liczyć na to, że to ona wyjdzie z inicjatywą.
- Skropiłem się nawet woda kolońską.
- Skropiłeś? - Cohen cofnął się o krok i zatkał ręką nos. - Capisz, jakbyś się w niej wykompał. Co to, do cholery, Old Spice?
Gus się skrzywił.
- Lubię Old Spice.
- No czuć, stary.
- A u ciebie tam klawe szmary! Dziewki jak piece!
- Tak, tak...
- Ty podwal się do której. Weselej ci będzie.
- Jakoś nie tego...
- To zrób, żeby było tego...Dziewki aż piszczą. Palą się. Nogi zacierają, a ty gapisz się.
Pomyślą, żeś inwalida!
Według niej siedzenie nad woda i gapienie się w spławik to nie hobby, tylko przykra konieczność życiowa, gdy konasz z głodu i ryba może cię uratować przed śmiercią. Wędkarze na pewno byliby innego zdania, więc zachowała tę opinię dla siebie.
Ach… Obiecaj mi, że się nie wygadasz, okej?! Ja chyba jestem w nim trochę zakochana… Znasz to uczucie? Zawsze
się czerwienię i spuszczam wzrok, gdy on znajduje się w pobliżu mnie! Podczas lekcji mogłabym gapić się na niego godzinami
Honor,tak? - Cosca uniósł brwi. - A co to w ogóle jest ten honor? Bo każdy człowiek powiedziałby panu co innego. Nie można się tego napić, nie można tego wyruchać....Im więcej go masz, tym mniej z niego pożytku, a kiedy nie masz go w ogóle, wcale za nim nie tęsknisz.
Serce dudniło mi tak, że nawet tabletka nasenna przestała działać. Wstałem, otworzyłem szerzej okno, bo brakowało mi tlenu, schodziłem na dół, by napić się wody, a potem znów przewracałem się w pościeli, jakbym leżał na gwoździach.
Ja zajebałem swoją starą tłuczkiem. Straszny był z niej kawał kurewny. I waliła mnie w łeb rondlem, jak spałem. Jednego wieczora się ociupinkę za dużo napiliśmy, a ona ociupinkę za dużo mnie wkurwiła. To wziąłem tłuczek, żeby ją uspokoić...
Greenmantle napił się prosto z butelki - gdy wybierał ją w kuchni, uznał, że będzie wyglądało bardziej żałośnie i desperacko pod względem estetycznym, niż gdyby trzymał pojedynczy kieliszek. Żałował, że nie ma nikogo, kto mógłby ujrzeć, jak żałośnie i desperacko pod względem estetycznym wyglądał.
Pamiętała, jak kiedyś, w szczęśliwszych czasach, powiedział jej, że mężczyźni hetero gapią się na wszystko rodzaju żeńskiego w wieku od mniej więcej czternastu do osiemdziesięciu czterech lat; twierdził, że to przez taki prosty obwód łączący oko z fiutem, że mózg nie ma z tym nic wspólnego.
A ty co się tak gapisz?
– Tak jakoś… Widok trochę
niecodzienny – mruknął Greg,
ocierając ślinę z brody. –
Prawiczkiem jestem i jakoś nie było
okazji obejrzenia na żywo gołej…
– Jakie znowu na żywo?! W
prosektorium jesteśmy – ochrzanił
go ślusarz.
Choć jej gorąco i ciężko, jest niemal szczęśliwa. Przymyka oczy i pozwala słońcu ogrzewać policzki. Wędruje. Ma wielką ochotę usiąść i się napić, ale z rozmysłem przeciąga tę chwilę. Czas płynie, lecz nie ma znaczenia. Tu i teraz czuje się dobrze. Tu i teraz może sobie trwać nawet i wiecznie.
Złowił spojrzenie Urgwyra i uniósł swój kubek. Pociągnęli jednocześnie, przez chwilę osiągając ten stopień zrozumienia, jaki jest możliwy tylko w momencie, kiedy jeden człowiek zajrzy pod maskę drugiego i dostrzeże tam kogoś, z kim warto się napić.
To jest tak, że budzisz się rano, a wszystko wokół jest szare. Niebo szare, słońce szare miasto szare, ludzie szarzy i myśli szare. I jest tylko jedno wyjście-znowu się napić. Wtedy robi się lżej. Wtedy wracają kolory.
Asseyez-vous, znaczy niech pan se siędnie. – Wskazała na krzesło przy stole, a sama siadła naprzeciwko. – A daj i mnie, panie Tolek, kielicha. Napijemy się gorzoły za dawne czasy, bo już od tego cholernego szampana to mnie w gardle drapie.
Stałem się wyrzutkiem tego miasta, kiedy miałem siedemnaście lat, więc jestem przyzwyczajony, że ludzie gapią się na mnie i traktują mnie jak dziwadło. Ale wciąż nie mogę uwierzyć w to, że ci ludzie myślą, że mogłem skrzywdzić małą dziewczynkę. To ja jestem tym, który ją znalazł i wyzwolił od psychopaty. Czy to nie czyni ze mnie bohatera?
Mija tydzień od rozstania z Filipem. Wciąż nie wychodzę z mieszkania i nie odbiera telefonów. Jestem zmęczona istnieniem. Ogarnia mnie totalny paraliż. Nie mogę spać, całymi godzinami gapię się w ścianę. Mam wrażenie, że tak jest od zawsze, od kiedy pamiętam i że ten ból nie ma końca.
Istota rozumna pomyślałaby zapewne, że on i ja moglibyśmy znaleźć jakiś wspólny mianownik; napić się kawy i porównać naszych Pasażerów, wymienić fachowe uwagi i pogawędzić o technikach ćwiartowania. Ale nie; Doaked pragnął mojej śmierci. Trudno mi było więc podzielać jego pogląd.
To ja ci muszę powiedzieć jeszcze o Polakach. Ja nie mam im za złe, że oni nie ratowali Żydów. Nie mam pretensji, że nie ukrywali Żydów. Słuchaj, ja nie wiem, czy ja bym się nie bał ciebie ukrywać w tamtych czasach, ale ja bym ciebie nigdy nie wydał. Ty mnie rozumiesz? A teraz idź i napisz to.
Skoro byłem już myślami przy filozofach, nie ominąłem trzeciego myśliciela z Abdery – Protagorasa. Był on kolegą z ławki Demokryta. W przeciwieństwie do niego nie strawił wiele czasu na gapienie się w mgłę. Postanowił ruszyć za nią w pogoń. Podróżował, trafił do Aten, tam zaprzyjaźnił się z Peryklesem.
Większość woli wybrać dobrze wydeptaną ścieżkę niż mniej uczęszczaną, ponieważ wybranie mniej uczęszczanej ścieżki oznacza konieczność przebicia się przez nią. To trudne do zrobienia,ba przynajmniej wydaje się trudne, kiedy stoisz i gapisz się na zarośla, a nie masz nawet maczety.
- Myślałam, że taki twardziel jak ty zniesie wszystko.
Wciska pięści w kieszenie spodni i odwraca wzrok do okna. Przez krótką chwilę po prostu gapi się w niebo ze smutkiem w oczach. Między kolejnymi fajerwerkami słyszę jego głęboki oddech. Mruga gwałtownie i zerka na mnie przez ramię.
-Ciepła wódka to paskudna rzecz, ale golnij sobie - nakazał. A potem weź się w garść i przestań panikować.
-To pomoże?
- W Polsce mawia się, że czyściocha leczy wszelkie choroby, a jeśli nie pomaga, to albo dawka była za mała, albo chory zlekceważył objawy i napił się zbyt późno.
Róża Solańska gapiła się na kanapę w salonie z głębokim zniechęceniem. Kanapa była całkiem nowa i ładna. Nie o nią tu jednak chodziło. Raczej o sterty ciuchów zwalonych na siedzisko: przypominały hałdy szmat niesprzedanych i wyrzucanych przez sieciówki w odmęty oceanu.
A to była tylko garderoba Róży.
- A co jest smutnego w śmierci? To część życia, pewien etap. Tylko pamiętając o tym, że jesteśmy śmiertelni, możemy delektować się każdą chwilą - stwierdziła Tekla.
- Oj mamo... - westchnęła Zocha.
- Ja tam nie lubię myśleć o śmierci. Po co się dręczyć? Dobrze jest, jak jest. Najeść się, napić, z żonką poużywać - zarechotał Wiesiek.
– Mocniejszego, powiada ksiądz? Mszalnego wina nie mam, ale wódka się znajdzie. A przypadkiem nie za wcześnie? Dżentelmeni nie piją przed południem. Na klerze się nie znam, ale księża chyba też nie.
Ksiądz Roman skulił się, opuścił wzrok.
– Jestem pijakiem. Muszę się napić, bo się rozlecę.
Gabriel zamilknął speszony szczerością duchownego.
Ptak siedział nieruchomo. Równie dobrze mógł to być woskowy model. Ale przyglądając mu się, Elena poczuła, że zaczyna się powoli oblewać rumieńcem, że gorąco ogarnia jej szyję i policzki. Bo ta wrona... gapiła się na nią. Patrzyła na nią tak, jak patrzyli chłopcy, kiedy miała na sobie kostium kąpielowy albo przejrzystą bluzkę. Ptak rozbierał ją oczami.
- Co wyszło w badaniu? - spytał, szybko do niej podchodząc.
- Że mam stanowczo za mało alkoholocytów we krwi i zdecydowanie za dużo wkurwiocytów, co skutkuje stanami wzmożonego napięcia oraz mutacją genu odpowiedzialnego za właściwy dobór partnerów. Innymi słowy: po pierwsze muszę się napić, po drugie mam fatalny gust, jeśli chodzi o facetów.
- Niesamowite! Jesteś Kenem! Wiesz tym od Barbie. - Wybucham śmiechem.
- Wcale nie. - Gromi mnie wzrokiem. - I przestań gapić się na moje klejnoty, ty zboczona małolato.
- Czy wszystkie Skorupy mają ten... błąd anatomiczny? - pyta Sloan i jeszcze intensywniej niż ja wpatruje się Deaconowi między nogi. - A może to prawdziwy ty i powinnyśmy cię nazywać... Mikromanem?
Jak Boga kocham! Ot co myślę: czasem naprawdę mi się zdaje, że rosyjski człowiek to jakiś człowiek przepadły. Wszystko chce zrobić i nic nie może. Wciąż myślisz: od jutra zacznę nowe życie, od jutra przejdę na dietę. Nic z tego, wieczorem tego samego dnia obeżresz się tak, że tylko oczami mrugasz i język ci się nie obraca. Siedzisz jak sowa, gapisz się na wszystkich. Naprawdę! I wszystko tak.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl