Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "rzym jako", znaleziono 944

Rzym cię strawi i wypluje, Rzym niczego nie zachowa.
Pokonać cesarza to pokonać Rzym. Rzym jest matką, która nas wykarmiła, wilczycą, której mleko piliśmy. Ugodzić ją, to wyprzeć się siebie.
Jedynie Rzym może przekonać dziewczynę, że właśnie wkroczyła w krainę marzeń.
Zapamiętaj na zawsze, synu mój: Rzym to ty.
Wobec Rzymu możliwe są tylko dwie postawy: ukorzyć się lub zbuntować.
Niech się ludzie modlą do Boga, nie mam nic przeciwko. Może nawet z tego wyniknąć coś dobrego,jeśli dobro ma jakieś znaczenie. Zamknijcie sobie Boga w kościele i płaczcie tam. Ale Rzym? Rzym to broń skierowana przeciwko nam. Trucizna posłodzona i podawana głodnym.
- Wszystkie drogi tam prowadzą, moje dziecko. Powinieneś to wiedzieć.
- Do więzienia? - Do Rzymu, moje dziecko.
Powietrze Rzymu było wilgotne i ciepłe, choć czuł już pierwsze zapowiedzi jesiennych chłodów. Siąpił lekki deszcz.
Nikomu. Niczego. Nie zazdroszczę. Choć nie. Są rzeczy, których zazdroszczę...po tysiąckroć i milion razy...Zazdroszczę Rzymowi jego poranków. I zmierzchów...w słońcu.
Jeśli Kleopatra wierzyła, że jest jedyną kochanką Cezara, to była w ogromnym błędzie. Cezar, odpływając do Rzymu, pozostawiał ją jak wiele kochanek wcześniej.
Ze smutkiem muszę przyznać, nawet gdyby Rzym miał mnie obłożyć ekskomuniką za samą myśl, a nie za wypowiedzenie tego na głos, że przeklęta kobieta miała rację.
Znużenie życiem (Hilaire Belloc)
Nuży mnie Miłość; w Rzymie podniet już nie znajdę;
Tylko - ciekawa rzecz - z pieniędzy wciąż mam frajdę.
Enrico Rizzini w przypływie zwierzeń mówił mi:- Jesteśmy w głupawej sytuacji. Polecenie jest takie, żeby sprzedawać wszystko wszystkim. W Rzymie zapewniono mnie, że nie wiemy jeszcze, na którą stronę przejdziemy.
Wracam do Rzymu - pisał w pamiętnikach Ciano - z obrzydzeniem do Niemców, do ich wodzów i do ich metod działania. Oszukali nas i okłamali. A obecnie wciągają nas w awanturę, której nie chcieliśmy i która może skompromitować reżim i cały kraj.
Nie znam niczego, co by lepiej świadczyło o przemijającej chwale Greków niż te słowa Cycerona: „Pamiętaj, Kwincjuszu, że rozkazujesz Grekom, którzy wykształcili wszystkie ludy, nauczając je ludzkości, łagodności, i którym Rzym zawdzięcza swoją oświatę”.
W Delhi, Kalkucie, Tokio, Nowym Jorku, Londynie, Berlinie, Los Angeles, a także w Paryżu, Rzymie, Mediolanie, Kairze, Chicago... nie mogą cię już przyskrzynić za włóczęgostwo, więc nie rób sobie nadziei.
Nie ma dość miejsca w więzieniach.
Rozprowadzony przez krew obcy związek chemiczny przeniknął między cienkimi bleczkami kostnymi do najdalszych zakątków delikatnej tkanki. Przypominało to najazd rozszalałej hordy barbarzyńców na Rzym, a rezultaty były równie katastrofalne.
Obecnie mówi się w Rzymie o krucjacie w obronie wiary. - Co ojciec o tym sądzi? - Owszem, nie byłoby to złe; gdyby się wysadziło ich planety, zburzyło miasta, spaliło księgi, a ich samych wytłukło do nogi, może udałoby się ocalić naukę miłości bliźniego, ale kto ma pociągnąć na tę krucjatę?
Ten prosty przedmiot przebył daleką drogę, z Rzymu do Bizancjum. Ma 1000 lat a teraz jest u ciebie. Przez 300 lat spoczywał w trumnie obok ucznia naszego Pana – św. Pawła, dopóki jego grób nie został odkopany przez cesarza Konstantyna. Krzyż ten zmienił bieg historii.
Wzruszałem się, kiedy oglądałem koncerty z Łańcuta w Nowym Jorku, Hawanie, Londynie czy Rzymie. Ożywała we mnie wówczas atmosfera tamtych niezapomnianych, majowych wieczorów. Znajomi mówili, że widzieli powtórki programów muzycznych z Łańcuta jeszcze w kilku innych krajach. Czyż może być większa radość dla twórcy i dyrektora Festiwalu?
Przy pomocy klątwy kościelnej jeden zręczny, przebiegły człowiek, siedzący w Rzymie na stolicy Piotrowej, był w stanie całą Europę zawichrzyć, instynkty zwierzęce wśród ludów pobudzić, by cel swój osiągnąć.
On sam nie potrzebował mieć własnych wojsk, bo w jego interesie zabijali i dali się zabijać inni, których wyróżniał i którym błogosławił.
Sprzymierzeńcem jego była głupota
Niektóre siostry mają laptopy, tablet, po trzy komórki, pozostałym nie wolno, bo ubóstwo. O tym, komu wolno, decyduje przełożona, która sama ma prywatne konto bankowe i samochód, nie wiadomo na kogo zarejestrowany. Siostry chorują, a nie dostają zgody na wizytę u lekarza, aż wydarzy się tragedia. (...) Kontrole są fikcją, bo przełożona przekupuje siostrę z generalatu złotym zegarkiem albo wycieczką do Rzymu.
Z pietyzmem pogładziłam wyraźnie zarysowane pagórki jego brzucha. Ideał to mało powiedziane. Mężczyzna pozujący do rzeźby Dawida, Michała Anioła, mógłby się nieco zawstydzić lub nieźle wkurzyć, gdyby spotkał Aleksa przypadkiem na swojej drodze, spacerując po ulicach Rzymu. Zwłaszcza, gdyby porównał swoje proporcjonalne, ale wątłe ciało z jego – potężnym, umięśnionym, generującym dreszcz podniecenia, a u niektórych także niepokoju.
Nawet jeśli nie urodzisz się w Wersalu, Atenach, Rzymie czy Paryżu, wzniosłe i tak znajdzie sposób, aby ci się objawić. Jeśli nie czytałeś Pseudo-Longinesa, nie słyszałeś Kanta lub...jeśli zamieszkujesz wiecznie niepiśmienne pola anonimowych wsi i miast, pustych dni i nocy, ona i tak cię się ukaże, w twoim własnym języku. Jako dym z komina zimowego poranka, jako fragment granatowego nieba, jako chmura, która przypomina ci coś nie z tego świata, jako bawole łajno. Wzniosłe jest wszędzie. (s.194)
Powściągliwość emocjonalna to jest nakaz ostatnich czasów. Wymagało się jej od oficerów Imperium Brytyjskiego. Biały człowiek nie miał prawa ujawniać słabości, miał być mocny, twardy, budzić respekt. Bohaterowie Homera płakali. Bogowie na Olimpie płakali i herosi biblijni. Absalomie, synu mój! I Jeremiasz płakał. I Jezus zapłakał. Lacrimae Christi. Rycerze średniowieczni lali łzy. Wszyscy ci Rolandowie, Tristanowie, pewnie i Lancelot, nie ukrywali swoich emocji, dawali im wyraz. Łzy były w cenie. Jagiełło i Witold to byli twardziele, a nie? A objąwszy się, płakali rzewnie, kiedy w zatargu z Zakonem Krzyżackim nadszedł z Rzymu niepomyślny dla nich wyrok. (…) Łzy są w madrygałach poetów Baroku, a potem Rousseau, „Cierpienia młodego Wertera”, romantycy, no i mój Gorki z Tołstojem wzruszali się do łez.
Wtyczka w Watykanie Bezpieka znała kulisy orędzia polskich biskupów do Niemców W dniu 31 I 1968 r. przeprowadzono we Wrocławiu rozmowę z ks. S. celem wyjaśnienia, w jakich okolicznościach wszedł w posiadanie materiałów związanych z „Orędziem”, które zostały mu zakwestionowane podczas kontroli celnej. Ks. S. oświadczył, że przebywał przez kilka lat w Rzymie, gdzie odbywał studia doktoranckie. W czasie przyjazdów do Rzymu arcybiskupa Kominka ks. S. wykonywał dla niego różne czynności, pełniąc jak gdyby obowiązki sekretarza. Podobne obowiązki spełniał również ks. [imię i nazwisko znane redakcji]. W okresie przygotowywania „Orędzia” biskupów polskich do biskupów niemieckich w roku 1966 ks. spełniał obowiązki maszynistki arcybiskupa Kominka. Przepisując kolejne wersje „Orędzia”, zdawał sobie sprawę z politycznego znaczenia tego dokumentu. Dlatego też postanowił zatrzymać sobie wszelkie związane z tym materiały, by je w przyszłości ewentualnie wykorzystać. Przywiezione materiały miał zamiar wykorzystać przeciwko arcybiskupowi Kominkowi, gdyby ten zarzucał mu, że nie wykorzystał należycie na studia okresu pobytu w Rzymie lub chciał mu wyrządzić jakąś krzywdę. Całość materiałów wiózł do Polski i w dniu 17 I 1968 r. w czasie przekraczania granicy w Zebrzydowicach materiały te oraz książki zostały zakwestionowane do oceny przez organa celne. Wśród zakwestionowanych materiałów znajdowały się m.in.: tezy do dialogu z Niemcami, opracowane przez Kominka; różne kolejne wersje „Orędzia”; notatka biskupa Kowalskiego z uwagami dot. „Orędzia”. W rozmowie ks. S. wyjaśnił okoliczności i znany mu przebieg opracowania „Orędzia”. Z jego wyjaśnień wynika, że powodem powstania „Orędzia” było m.in.: arcybiskup Kominek z uwagi na nieunormowaną przez Watykan administrację kościelną na Ziemiach Zachodnich i Północnych, nie mogąc doczekać się zrealizowania swych zamierzeń – mianowania go pełnoprawnym ordynariuszem archidiecezji wrocławskiej, a w perspektywie uzyskanie kapelusza kardynalskiego; zdając sobie sprawę, iż bez pomocy Niemców mających duże wpływy w Watykanie jego zamiary nie dojdą do skutku, postanowił poprzez gest wobec Niemców w postaci „Orędzia” zapewnić sobie ich poparcie. Dlatego też arcybiskup Kominek po przekonsultowaniu tej sprawy z kard. Wyszyńskim w oparciu o uprzednio opracowane przez siebie w języku niemieckim tezy do dialogu z Niemcami, wysunął projekt opracowania „Orędzia” i był jego głównym bezpośrednim autorem. Najbardziej aktywny udział poza Kominkiem w opracowaniu „Orędzia” brali: kard. Wyszyński, kard. Wojtyła, bp Kowalski i bp Stroba. Pierwotny tekst najbardziej odpowiadał Niemcom, lecz niektórzy biskupi, jak np. bp Kowalski, w toku dyskusji wnosili do niego poprawki idące w kierunku usztywnienia treści „Orędzia”. Mimo że większość biskupów polskich nie znała języka niemieckiego lub znała go bardzo słabo, arcybiskup Kominek tekst opracowywał tylko w języku niemieckim, informując ustnie biskupów o jego treści, nie dając pełnego tłumaczenia polskiego. O fakcie przygotowywania „Orędzia” arcybiskup Kominek poinformował biskupów niemieckich, m.in. biskupa Bengcha, uzyskując ich aprobatę. Kolejne redakcje „Orędzia” Kominek przekazywał do wiadomości biskupów niemieckich, by mogli oni przygotować odpowiedź. Po ostatecznym zredagowaniu „Orędzia” w języku niemieckim zostało ono przekazane biskupom niemieckim, którzy prawie natychmiast przesłali odpowiedź. Biskupi polscy natomiast nie zostali poinformowani o terminie przekazania „Orędzia”, nie dostali tłumaczenia tekstu i z „Orędziem” w języku polskim zapoznali się dopiero z prasy. Znaczna większość biskupów polskich, mimo że nie znała dokładnej treści „Orędzia”, podpisała je jednak dlatego, iż podpisali je: Wyszyński, Kominek, Kowalski, Stroba, którzy swym autorytetem nakłonili ich do składania podpisów. Niektórzy księża polscy przebywający w tym czasie w Rzymie, zapoznając się z treścią „Orędzia”, zwracali się do arcybiskupa Kominka z uwagami, że idea „Orędzia” winna być podjęta przez Niemców, oni powinni wystąpić z inicjatywą, jako że ich naród zawinia wobec Polski, że treść „Orędzia” winna wyraźniej określać krzywdy wyrządzone narodowi polskiemu przez Niemców, proponowali, by do „Orędzia” dołączyć odpowiednie mapki ilustrujące zbrodnie niemieckie na terenach Polski itp. Uwagi te arcybiskup Kominek zdecydowanie odrzucał. Ks. S. boi się ujawnienia faktu zatrzymania i przywiezienia przez siebie tych materiałów do kraju, gdzie zostały zakwestionowane przez władze. Dotąd ani Wyszyński, ani Kominek, ani też inni biskupi o tym fakcie nie wiedzą, bowiem ks. S. zachowuje go w tajemnicy. Z ks. S. zapewniono możliwość dalszych rozmów.
Potem ojciec Silas wskazał mi piękne strony rzymskiego
kościoła, jego wzniosłe dzieła i kazał mi sądzić drzewo po jego owocach.
Odpowiedziałam na to, że dzieła te nie są owocem Rzymu, ale jego obfitym, bujnym kwieciem, piękną zapowiedzią, ukazywaną przezeń światu. Kiedy kwiecie to padnie i zawiąże się owoc, nie ma posmaku miłosierdzia; jabłkiem w zupełności z niego ukształtowanym jest ciemnota, poniżenie i bigoteria. Z trosk, smutków i przywiązań ludzi wykuwa on więzy ich niewoli. Żywi, odziewa biedaków i daje im dach nad głową po to, aby skrępować ich zobowiązaniami „wobec Kościoła"; wychowuje i kształci
sieroty, aby wyrastały „na łonie Kościoła". Przeciąża pracą mężczyzn, poświęca w sposób niesłychanie morderczy kobiety i wszystko na tym świecie, który Bóg w swojej łaskawości uczynił miłym dla dobra stworzonych przez siebie istot, każe im dźwigać Krzyż o potwornym, zabójczym ciężarze, aby mogli służyć rzymskiemu kościołowi, przekonywać o jego świętości, stwierdzać jego potęgę i szerzyć królestwo swojego tyrańskiego „Kościoła".
Dla dobra człowieka mało się czyni, na chwałę Boga jeszcze mniej. Tysiące dróg otwieranych jest w największym znoju krwawiącymi dłońmi, w pocie czoła, z nazbyt szczodrym szafowaniem życiem ludzkim; drążone są i
prześwidrowywane góry na wylot, skały rozłupywane są aż do samych podstaw — a wszystko to w jakim celu? Aby duchowieństwo mogło bez przeszkód kroczyć po nich naprzód i wspinać się wzwyż, dążąc do wybicia się ponad wszystkich i ponad wszystko i stanięcia na górującym nad światem szczycie, z którego będzie mogło wreszcie roztoczyć wszechwładnie berło swojego molocha — „Kościoła".
Wielka narodowa tragedia
Z prof. Janem Ciechanowskim rozmawia Paweł Dybicz
Powstanie warszawskie było wielką klęską polityczną i militarną, bo ani o jeden dzień nie skróciło okupacji niemieckiej
– Panie profesorze, czy 1 sierpnia to dzień świętowania, czy też raczej dzień żałoby narodowej?
– Jedno i drugie. Oczywiście 1 sierpnia to okazja do uhonorowania i upamiętnienia dziesiątków tysięcy młodych, którzy poderwali się do niepodległościowego zrywu, podkreślenia ich poświęcenia i patriotyzmu, ale 1 sierpnia jest też dniem żałoby. W wyniku powstania warszawskiego zginęło przecież około 200 tys. Polaków. Zginął kwiat naszej stołecznej młodzieży, której nam tak bardzo później brakowało. Została zniszczona jedna z większych stolic europejskich, a jej mieszkańcy zostali wyrzuceni ze swoich domostw, wielu warszawiaków wywieziono do obozów koncentracyjnych. Niemcy stłumili powstanie kosztem 1570 zabitych i 9 tys. rannych, czyli na jednego Niemca przypadało ponad 100 zabitych Polaków. Takiej katastrofy nie przeżyła żadna europejska stolica od najazdu Hunów na Rzym. Został rozbity ośrodek życia narodowego, politycznego, społecznego i kulturalnego. Od upadku powstania rozpoczął się rozkład polskiego państwa podziemnego i Armii Krajowej. Powstanie warszawskie było wielką klęską polityczną, wielką klęska militarną, bo ani o jeden dzień nie skróciło okupacji niemieckiej.
– Czy musiało do niego dojść? Czytelnik, zwłaszcza młody, który po raz pierwszy zetknie się z pana książką, będzie zaskoczony tezą, że stanowiliście karne wojsko, które nie pozwoliłoby sobie na żadne samowolki. Tymczasem niemalże wszędzie słyszy, że gdyby dowództwo nie wydało rozkazu do boju, powstanie i tak by wybuchło, bo wśród podziemnych żołnierzy panowały bojowe nastroje.
– Ten mit, że powstanie wybuchło na skutek parcia do niego młodocianych żołnierzy, powstał już w czasie w powstania warszawskiego. Wymyślił go szef II Oddziału (wywiadu) Komendy Głównej AK płk Kazimierz Iranek-Osmecki. Oczywiście my chcieliśmy się bić, ale nawet jako żółtodzioby wiedzieliśmy, że nie mamy odpowiednich sił i należytego uzbrojenia. Proszę pamiętać, że były dwie mobilizacje. W czasie pierwszej, kiedy zobaczyliśmy, że na 170 ludzi mamy tylko trzy karabiny, siedem pistoletów i 40 granatów, a mamy nacierać na Dom Akademiczek, a później na Sejm, zrozumieliśmy, że nie mamy szans w nierównym boju.
1 sierpnia byłem łącznikiem dowódcy mojej kompanii, por. Zygmunta Sapuły „Zygmunta”. Od rana czekaliśmy na wiadomości, jakiś sygnał. W pewnym momencie przyszedł dowódca zgrupowania, kpt. Teofil Budzanowski „Tum”, i już od drzwi zaczął mówić: „Godzina W, godzina 17, nacieracie całą kompanią. Na Sejm i Dom Akademiczek”. I wtedy por. „Zygmunt” powiedział: „Przecież ja nie mam czym nacierać, nie mogę nacierać kompanią, bo mam siedem pistoletów, trzy karabiny i 40 granatów. Będę nacierał grupą szturmową”. I wtedy kapitan „Tum” powiedział: „A ja mam scyzoryk. Szczęść Boże”. W tym momencie zrozumiałem, że szykuje się jakieś nieszczęście, bo jak można nacierać na Sejm, który był obsadzony przez dobrze uzbrojony batalion?
Czym zatem była noc? Czym ona była konkretnie?
Wszystkie książki prezentują doskonałość przez to, czym są, albo przez to czym nie są.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl