Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "snami spanie", znaleziono 22

Szkoda spać. Za dużo życia traci się na sen.
Poczuł, jak jego serce zwalnia, jakby wybierało się spać jakby zapadał w sen zimowy. Nie powstrzymywał tego było to dobre.
Granie miłe, spanie miłe,
życie było zbyt zawiłe,
miło snami uciec z życia,
sen, muzyka, granie, bajka, -
zakupiłbym sobie grajka, -
spać, bo życie zbyt zawiłe,
trzaby mieć ogromną siłę,
siłę jakąś tajemniczą,
żeby być czemś na tej wadze,
gdzie się wszystko niańczy w bladze, -
...
Kiedy kładę się spać, nie obawiam się snów, bo w szalonej krainie czarów odnalazłem dom. Tajemne miejsce znane garstce, stworzone przez jedną osobę.
Kiedy kładziemy się spać, nie boimy się przecież snów. Osuwamy się w nicość i spokojnie się jej oddajemy. Mamy nadzieję, że wkrótce znów się obudzimy, ale czy naprawdę jest nam do czegoś potrzebna taka nadzieja?
Ile łez może wylać ciało, zanim wyschnie i umrze? Idę spać na dziesięć lat, bardzo proszę, nie budźcie mnie, gdyby ktoś mnie szukał, to jestem we śnie, który potem zapomnę.
Kojarzy pani ten koszmar z dziecięcych snów, kiedy budzi się pani z przekonaniem, że w szafie lub pod łóżkiem czai się potwór? Ten sen jest tak przerażający, ponieważ ma się wrażenie, że coś złego wtargnęło do naszej bezpiecznej przystani, do miejsca, do którego się wraca, kiedy dzieje się coś złego, kiedy jest się zdenerwowanym lub zaniepokojonym. Westacombe zawsze było moją bezpieczną przystanią, ale od kilku dni chodzę spać z duszą na ramieniu.
Znowu nie mogę spać. Wieczorem wypiłam szklankę mleka, niby ma działać dobrze na sen. Wzięłam też jakieś tabletki nasenne. Skoro reklamują je w telewizji, to znaczy, ze muszą być dobre. Gówno prawda! Ani mleko, ani tabletki nie działają.
Nie mógł spać, bo gdy tylko zamykał oczy, widział Lacha, skurwiela, który zrujnował mu życie. A kiedy w końcu zasypiał, we śnie zakradał się do szpitala, gdzie tamten leżał po zawale, i dusił go poduszką. I tak noc w noc, niczym jakiś przeklęty Syzyf.
Były czasy, gdy władza wydawała nam się niezniszczalnym snem. Byliśmy wtedy bardzo młodzi, nosiliśmy brody, wąsy, baczki i długie włosy, graliśmy na gitarze, paliliśmy marihuanę, spaliśmy z kim popadło i okropnie cuchnęliśmy. Niektórzy za swoje przekonania trafili do więzienia, inni na wygnanie.
Lekarze mówią: to już umieranie. W maju mówią: to już tak będzie, to już umieranie. W czerwcu: będzie coraz gorzej, to już umieranie. W maju: i tak daliśmy mu kilka dodatkowych miesięcy życia, przygotujcie się na umieranie. W czerwcu: będzie spał coraz więcej i umrze we śnie. W czerwcu: może umrzeć w męczarniach. W lipcu: ma mocne serce, ale to już umieranie. W lipcu: to już umieranie, ale to może potrwać.
Nawet zwyczajna nieznana wygódka kryje w sobie pewne zagrożenia, na przykład gniazda szerszeni, wielkie pająki, tajemnicze rzeczy szeleszczące na dachu, czy wręcz małego niedźwiedzia pogrążonego w zimowym śnie. Stał się on powodem ostrego zatwardzenia u wszystkich członków rodziny kowala, dopóki nie przekonano go, że do spania lepsza jest stodoła.
Sporym zaskoczeniem było dla mnie to, że ludzie, nawet półczłowiek, jakim
się stawałem, nie zapadają w sen automatycznie. W swoim poprzednim wcieleniu,
Demona Dextera, spałem doskonale i zasypiałem bez trudu, wystarczyło położyć się,
zamknąć oczy i pomyśleć: „Trzy dwa jeden start”. Czary - mary i lulu.
Nowy Model Dextera nie miał tyle szczęścia.
Bestię zbudził donośny krzyk sowy, która zerwała się z pobliskiej gałęzi i pofrunęła w głąb lasu, pogrążonego w szarościach wstającego dnia. Choć mogło się wydawać, że jego mieszkańcy spali snem sprawiedliwych, życie toczyło się utartym rytmem. Drapieżcy żerowali w najlepsze, a przyszłe ofiary, z lepszym lub gorszym skutkiem usiłowały, niezauważone, skryć się w bezpiecznych miejscach.
Aniela Wichrowa, nie uwierzyła w jego śmierć. Trzymała bezwładne ciało w ramionach i cicho śpiewała Jankowi kołysanki. Po to, aby śmierć myślała, że ten tylko śpi. Ale śmierć nie dała się oszukać. Zabrała Janowe życie i poszła swoją drogą, zostawiając śpiewającą kołysanki Anielę z zimnym bezwładnym ciałem. A odchodząc, zabrała też bębenek, gdyż potem nikt go nie potrafił znaleźć. Przez cały dzień i noc Aniela śpiewała najpiękniejsze kołysanki, najcichsze i najdelikatniejsze. Miękkie jak puch słowa, bez żadnych drzazg i zadr, miały uśpić małego Janka. A ten spał, spał snem wiecznym.
proszę Cię o miłość, tę prawdziwą. Tę przez duże M, tę o której nie wiem nawet, czy istnieje, i której boję się, że nigdy nie znajdę. Tę, która nie pozwala spać po nocach, która nie pozwala myśleć w dzień, która zmieniła człowieka w szczęśliwego niewolnika. Która nadaje kształt snom i każe wierzyć, że możesz ich dotknąć. Która każe liczyć gwiazdy, jedną po drugiej, a potem zgubić rachubę. Która każe nienawidzić nienawiści. I której tym więcej chcesz, im więcej jej masz. "
Jezu… Patrzyła na jego piękną twarz, na długie rzęsy, rzucające ciemne cienie na śniadą skórę policzków. Jak mogła być taka łatwowierna i naiwna… W ogóle go nie znała, a zapatrzona w jego zniewalającą powierzchowność, zaczęła już sobie wyobrażać, że spotkała tego swojego jedynego, wymarzonego… Spotkała… Potwora… Spojrzała na jego szeroką klatkę piersiową, która unosiła się i opadała w równym rytmie. Patrzyła z bardzo bliska na jego blizny, które wyglądały tak, jakby ktoś pociął go ostrym nożem. Chwila… Nie ktoś, tylko jego ojciec… O Boże… To straszne… ale… nie mogło jej być go żal. On sam był potworem. Zabójcą. Była pewna, że ją zabije. Tak jak zabił te inne dziewczyny, o których czytała w gazecie. Uniosła głowę i spojrzała na niego. Spał twardym snem. Miał na sobie tylko dżinsy. Nagle przyszło jej do głowy, że może mieć w kieszeni telefon komórkowy. Powoli, starając się nie oddychać, włożyła rękę pod koc i dotknęła go delikatnie na wysokości bioder. Niestety. Kieszenie miał puste. Poczuła pod powiekami pieczenie i zagryzła wargi w bezsilnej rozpaczy i jednocześnie złości. Uniosła się wyżej i nagle zobaczyła, że na starym, obdrapanym krześle leżą kluczyki od samochodu i jego telefon. Boże… Jak miała tam sięgnąć, skoro była z nim skuta kajdankami i w dodatku nadal przygniatał ją swoim ramieniem? Jednak, to była jej jedyna szansa. Najpierw musiała sprawdzić, czy on na pewno śpi. Pochyliła się nad jego twarzą i dotknęła go lekko palcami dłoni. Mruknął coś przez sen i dalej oddychał spokojnie i miarowo. Położyła dłoń na jego klatce piersiowej i popatrzyła w jego zamknięte oczy. Jego oddech nie zmienił się, a klatka piersiowa nadal miarowo unosiła się i opadała. Zmierzyła wzrokiem odległość pomiędzy swoją wyciągniętą ręką a oddalonym nieco krzesłem, na którym leżał jej jedyny ratunek. Przekręciła się pod jego ręką, cały czas pamiętając, że lewy nadgarstek ma unieruchomiony. Położyła się lekko na nim, starając się robić to bardzo powoli. On coś zamamrotał, a wtedy momentalnie znieruchomiała. Lecz nadal spał, wzdychając głośniej i kładąc wolną rękę wysoko nad swoją głową. Wtedy zdecydowała się wykonać jeden szybki ruch i po chwili miała już telefon w ręku. Miała wrażenie, że zaraz się udusi, bo musiała zapanować nad spazmatycznym oddechem, który zaczynał ją ogarniać. Zacisnęła zęby i wybrała szybko numer 112, bo z nerwów nie była w stanie przypomnieć sobie jakiegokolwiek innego numeru. I sama nie wie co się właściwie stało, ale nagle poczuła mocne szarpnięcie za włosy i już leżała, przygnieciona jego potężnym ciałem, a przed oczami migał jej kolorowy ekran komórki, którą machał tuż przed jej twarzą. - Masz mnie za idiotę Ewo? – Pokręcił głową i patrzył w jej przerażone oczy z łagodnym uśmiechem, który wzbudzał w niej jeszcze większy strach.
-Może wszyscy śpią?
-Ale gdzie? W krematorium? Snem wiecznym?
Mek mówi, ze żyje dzięki snom. Czasami śni nawet na jawie. Ten sam sen. Śni o miejscu, gdzie dzieci nie muszą pracować na polu, gdzie śpią na trawie, a w przestworzach szybują duchy i posypują je cukrem.
Przeciętny człowiek spędza jedną trzecią życia, śpiąc. Starożytni uważali sen za rodzaj śmierci. Poeci go opiewali i nazywali drugim życiem. Sen jest osobnym światem, na który współczesne społeczeństwo ledwie zwraca uwagę. Ale co tak naprawdę się dzieje, gdy śpimy?
Jeszcze pozbierać perły patrzę do wewnątrz widzę mroczną otchłań pełną węzłów sprzeczności rozrzucane garściami na oślep myśli odbijają się od twardych ścian giną rozdeptywane ustawicznym marszem w tunelu czasu przemijanie trwa nawet gdy trzewia śpią i sen resetuje mózg zawieszony oczekiwaniem na świt pierwszego pieczonego kartofla olśnienia może uda się oszukać horyzont biegnąc do mety pozbierać perły poezji rozsypane w akcie narodzenia
"Nazywają to godziną czarownic, ten moment w środku nocy, kiedy wszyscy ludzie śpią, a nocne stworzenia mogą usłyszeć ich oddech, poczuć zapach ich krwi, patrzeć, jak płyną ich sny. To ta chwila, kiedy świat należy do nas, kiedy możemy polować, zabijać, chronić. To moment, kiedy najbardziej pragnę się pożywić. Muszę się jednak powstrzymywać. Bo powstrzymując się i polując wyłącznie na zwierzęta, których krwi nigdy nie burzy pożądanie, których serca nigdy nie biją żywiej radością, których pragnienia nie sprowadzają snów, mogę kontrolować własne przeznaczenie. Mogę się nie poddawać mrocznej stronie. Mogę zapanować nad własną Mocą."
© 2007 - 2024 nakanapie.pl