Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "sobie ewa", znaleziono 1048

Ewa od lat marzyła, by rzucić wszystko i ruszyć na Wschód: najpierw koleją transsyberyjską dojechać aż do Irkucka, a następnie pójść za ciosem i kolejnymi pociągami przez mongolskie stepy dotrzeć aż do Chin.
Ewa długo nie rozumiała zachowania przyjaciółki, która czerpała satysfakcję z tego, że uganiała się za nią męska połowa szkoły.
Dlaczego nie chciała z nim być? Przecież razem dorastali, więc traktowała go bardziej jak brata niż materiał na męża. No i nie był w jej typie. Ewa wolała starszych.
Czy zna pan ludowe przysłowie: „Kto się umywa, temu ubywa?” Lepiej zrobimy, jeśli się nie umyjemy. – Nie ma takiego przysłowia, sam je wymyśliłeś! – zawołała Ewa.
Babcia przy każdej okazji powtarzała: "Jak świat światem, nie będzie Niemiec Polakowi bratem". Co z tego, że jej, Ewie, żaden Niemiec nic złego nie zrobił?
Trudno powiedzieć, czy w owym czasie Ewa rzeczywiście go kochała. Była zwykłą, ładną sprzedawczynią sklepową, frywolną i próżną, co jest charakterystyczne u takich dziewcząt.
Ewa posmutniała. Paweł nie umiał jej pocieszyć. Pomyślał sobie, że zamiast niego powinien tutaj siedzieć Szymon. Czemu nie walczył o Ewę jak mężczyzna? Dlaczego wyręczał się nim? Co za poroniony pomysł mu przyszedł do głowy. Na jaki kiepski koncept wpadł. Podstępne zapłodnienie kobiety celem zdobycia jej miłości. A może jednak Szymon nie był taki głupi. Był słaby, ale przewidujący. Zakładał porażkę i łamał reguły gry. Gdyby Ewa urodziła dziecko, ich dziecko, ono by ich ze sobą związało. Chcąc nie chcąc Ewa musiałaby się pogodzić z jakąś formą współżycia z Szymonem. W pewnym sensie Szymon miałby ją w garści. Dlatego Ewa wybrała Pawła, nieświadomego, przypadkowego dawcę spermy. To, że jest od niej dziesięć lat młodszy, to jeszcze lepiej. Ma zdrowe plemniki, bez wad genetycznych. Różnica wieku była okolicznością sprzyjającą z jeszcze innego powodu. Przy dużej różnicy wieku nie wchodziło w rachubę uczucie, które by wszystko skomplikowało.
Aleksander zastanawiał się, dlaczego sprawa Ewy Ostaszewskiej nigdy nie została wyjaśniona. Co wydarzyło się tamtej nocy? Dlaczego ktoś zamordował tę dziewczynę? Co Ewa zataiła przed rodzicami?
Od­po­wie­dział za­kło­po­ta­ny zu­peł­nie jak Ewa, gdy w raju, do­staw­szy od Adama dwa sznur­ki, usły­sza­ła: Uczyń sobie z tego, nie­wia­sto, okry­cie wierzch­nie, ażeby mnie łono twoje od pługa nie od­ry­wa­ło.
–Pusta kart­ka? – Ewa par­sk­nę­ła. – To żart?
–Może…
–W takim razie Świę­ty Mi­ko­łaj ma kiep­skie po­czu­cie hu­mo­ru. To już lep­sze mają umar­la­ki na cmen­ta­rzu – wtrą­cił Roman. – A wia­do­mo, że są kom­plet­nie sztyw­ni.
Tak więc w końcu stało się. Kolejna banalna historia. Ewa z jabłkiem. Kusicielka przywodząca do grzechu niewinnego mężczyznę. Tym razem wężem, którego namowom ulegli, nie był szatan, lecz ich własne samotne serca.
Od pierwszych dni małżeństwa Ewa tkwiła między nimi oboma jak między młotem a kowadłem. Zarówno ojciec, jak i Mikołaj, świadomie czy nie, zawsze oczekiwali, że będzie trzymała stronę jednego z nich.
-Jeśli jesteś w ciąży, to wszystko utrudni.
Ewa potrząsnęła głową i dotknęła brzucha.
-Nie, jeśli jestem w ciąży to wszystko zmieni(...). Bo z tego koszmaru narodzi się coś dobrego, a ja będę walczyła z całych sił, żeby moje dziecko przeżyło.
Zna­jo­my ksiądz mówił mi, że fa­ce­ta cią­gnie do dzi­czy, bo Bóg stwo­rzył Adama w takim wła­śnie miej­scu, pier­wot­nym, dzie­wi­czym, nie­ujarz­mio­nym. Ewa po­wsta­ła w ogro­dzie Eden, w wa­run­kach bar­dziej cie­plar­nia­nych.
Policja milczy. Jestem w tym wszystkim sam. Moja mama nie żyje, z ojcem nie utrzymuję kontaktu, nie mama rodzeństwa. Teść patrzy na mnie z podejrzliwością. Jedynymi osobami, które mi pomagają, są Ewa i Mateusz, a ja ich nawet nie lubię.
- Światy ludzi, bogów i olbrzymów przeniknęły się całkowicie. Bogowie wciąż pożądają bogactw, olbrzymy władzy, a ludzie bliskości, której wy dwoje wciąż nie rozumiecie. Nie stworzymy nowego świata, w którym Ewa będzie ci przeznaczona, dopóki nie zburzycie starego porządku - to powiedziawszy, rozpłynęła się w powietrzu.
– Jakaś biologia, chemia? – Paweł skończył jeść i wziął ostatni łyk chłodnego, owocowo kwaskowatego wina.
– Nie pamiętam dokładnie, ale ma to coś wspólnego z trawieniem białka i tłuszczu. Inna kwasowość albo zasadowość w żołądku. Tak jak mówiłeś: chemia i biologia.
– Może tak samo jest w relacjach między ludźmi? Z fizjologicznych powodów niektórym jest ze sobą dobrze, innym nie.
– Tak. Biochemia odgrywa niemałą rolę w stosunkach międzyludzkich. Ale najważniejsze jest to, co człowiek ma w głowie.
– Ludzie, z którymi mam do czynienia, nie mają za dużo w głowie. Są monotematyczni.
Ewa się zaśmiała.
– Rozumiem, co masz na myśli. Poznałam wiele takich osób. Inteligentni, wykształceni. Posiadacze cenionych dyplomów, certyfikatów. Legitymujący się świadectwami ukończenia specjalistycznych kursów. Nowocześni, dobrze opłacani fachowcy. Ale wystarczy poruszyć temat wykraczający poza ich branżę i od razu rozmawiasz z przedszkolakiem.
Paweł pokiwał głową. Wtedy Ewa uświadomiła sobie, że mógł odebrać jej wypowiedź jako przytyk. Ale nie wyglądał na urażonego. Trzymał kieliszek za nóżkę i obracał go w palcach. W ten sposób Ewa mogłaby dyskutować ze swoim mężem. Może nawet bezwiednie powtórzyła teraz kwestię, którą dawno temu usłyszała od niego.
– Jestem Miranda Miliard Dwieście Trzydzieści Pięć Milionów Osiemset Siedemdziesiąt Sześć Tysięcy Pięćset Sześćdziesiąt Dwa.
– Że jak? – Franek nie ukrywał zaskoczenia. – A nie można było tego jakoś skrócić? Przecież w zupełności wystarczyłoby Miranda Miliard.
Wpatrywałam się w niego bez słowa. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, tak jak wtedy, gdy brał kogoś do odpowiedzi. Kamień mógłby się od niego uczyć braku uczuć. Ale to był blef. Przez ostatnie dni miałam okazję zobaczyć, jaki jest naprawdę, i że pod dupkowatością kryje się coś więcej niż zgorzkniały polonista.
Im jesteśmy starsi, tym coraz mniej wierzymy w czarno-biały świat, dostrzegamy coraz więcej szarości i kryjących się za nimi świństw. Zdarzają się wyjątki, owszem, bywają osoby, które jakimś cudem potrafią nieść przez życie promyczek nadziei, mimo doznanych krzywd i tragedii, ale one są jak czarne perły. Można je znaleźć, ba, nawet mieć szczęście je poznać bliżej, ale jest to niezwykle rzadkie...
– Tylko to, że jest to bardzo naiwne. – Założyłem ręce za głowę i przyjrzałem się dziewczynie. – Lubimy oglądać to, co daje nam nadzieję, że świat jest odrobinę lepszy i łatwiejszy, niż nam się wydaje. Lubimy wierzyć, że gdzieś tam czeka na nas WIELKA MIŁOŚĆ i że wszystkie drogi prowadzą do tego, żebyśmy się z tą swoją mityczną połową zetknęli...
- Samotność jest po to, aby być gotowym przyjąć miłość, gdy zjawi się w naszym życiu odpowiednia osoba
Choć strata może się w pierwszej chwili wydawać wielka, niekiedy po pewnym czasie staje się coraz mniej warta żalu.
Krzywdy moralne nie zostawiają blizn na ciele, zostawiają je na duszy. Utrata zaufania należy do najtrudniej gojących się ran.
Wina wmówiona sobie to emocjonalna trucizna.
Pozytywny obraz siebie nie tylko jest motorem aktywności, aspiracji i dążeń, a więc w dalszym planie także sukcesów. W sensie psychologicznym staje się tarczą ochronną przed pokusami autodestrukcji.
Osoba użalająca się na swj los nie zjednuje sobie sympatii, wręcz przeciwnie, raczej ludzi zniechęca. Bo nawet jeżeli w pierwszej chwili wzbudzi w kimś współczucie i chęć pocieszenia, lecz zwykle go nie przyjmie, bo dalej będzie się nad sobą użalać , to nawet najżyczliwsi po pewnym czasie zaczną mieć dosyć i będą woleli takiej upartej ofiary unikać.
Normalna kobieta boi się myszy, pająków i zmarszczek. Normalne kobiety boją się też duchów.
Nigdy nie twierdziłam, że jestem normalna.
Mój cięty dowcip pod rękę z wysokim IQ zrobiły sobie wolne, mózg zastrajkował.
- O, obudziłam?
- Skądże. Co ja bym mógł robić... o drugiej w nocy? Przecież nie spać.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl