Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "sobie sloma", znaleziono 18

Bogactwo najczęściej wychodzi nam jak słoma z butów.
W całym snopku powieściowej słomy był to jedyny złoty kłos.
„Walka to odnalezienie w każdym przeciwniku człowieka. To nie przedmiot. Nie manekin do ćwiczeń ani kukła ze słomy. W każdym tkwi człowiek”.
Mogła być dla Ciebie przysłowiowym ostatnim gwoździem do trumny. Lecz wtedy to jest już obojętne iloma gwoździami Cię zabiją. I tak już leżysz
To dużo lepsze, niż zdechnąć na starość w słomie albo paść od ciosu obsranym zydlem w jakiejś oborze, jak mój wuj
Gdy miłość odlatuje, przypomina to wetknięcie pochodni w suchą słomę. Człowiek nie ma nic oprócz niej, a przez to staje się ona dziksza, o wiele ważniejsza i bardziej niszczycielska.
Dawny komisariat niemieckiej policji został uprzątnięty. Daleko mu było do ideału, ale pomieszczenia zostały przynajmniej wywietrzone, a słoma, która służyła żołnierzom za posłanie, wyniesiona.
Nie mu­zy­ka Rol­ling Sto­nes czy in­nych Be­atle­sów spo­wo­do­wała, że mło­dzież się­gnęła po używ­ki. To nie ame­ry­kań­skie filmy pro­mują kom­pot ze słomy mako­wej, tylko ro­dzi­mi pro­du­cenci nar­ko­ty­ków.
Siedem i pół godziny lekkiej, niewyczerpującej pracy, potem racja somy, gry, seks bez ograniczeń i czuciofilmy. Czegóż jeszcze mogliby chcieć?
(...)
- Jak się bawiłaś? Z iloma chłopakami się całowałaś?
- Z siedemdziesięcioma. Co najmniej.
- A ile szotów wypiłaś?
- Czternaście. W połowie drogi do domu puściłam kierownicę i dalej prowadził Chrystus.
(...)
weszłam w przeklętą mgłę, była gęsta, ziarnista, strzepałam z siebie resztki słomy, palcami przeczesałam włosy, dokąd teraz, do domu, do domu, o niczym innym nie byłam w stanie myśleć,...
Nie wiadomo, z iloma mężczyznami tarzałaś się w trawie. W mojej szanowanej rodzinie panowie nie mogą sprowadzać na świat dzieci, zadając się z panienkami lekkich obyczajów. Gdy przyjdzie czas na ożenek, wybiorę sobie cnotliwą damę.
Skończyłem, walcząc dzielnie z przypadłościami somy, powieść, którą zabrał dziś mój agent do powielania i wysyłania tu i tam. Tytułu jak zwykle nie mam, alić lepsza książka bez tytułu niż na odwrót.
Śmiertelność podnosi cenę i otwiera oczy. (...) Weźmy tę słomę którą pan ciągle jeszcze ściska w garści od początku naszego sporu. Ta słoma była zbożem, które było ziarnami, które były zbożem, które było... Proszę zwrócić uwagę na coś ważnego - ulotne się odtwarza. I jest to pierwsza zaleta. Podczas gdy złoto, które trzyma pan w prawej dłoni, jest raz na zawsze, nie urodzi złota, nawet gdy je pan zasieje i będzie podlewał przez dwieście lat każdego dnia. Powiem tak: paradoksalnie - ulotne jest trwalsze, właśnie z powodu śmierci, czegoś, czego nieulotne nawet nie potrafi odtworzyć. (...) Jest jedna tożsamość - bycie istotą żywą pośród żywych istot. Bycie nietrwałym i cenienie innego, ponieważ jest nietrwały. (s.196-7)
W życiu najbardziej fascynująca jest tajemnica, nie sądzisz? To tajemnica ciągnie ludzi do odkrywania i do odważnych kroków. Świat dzięki temu się zmienia, idzie ku nowemu. Dążenie do odkrycia prawdy o ludzkim istnieniu wciąż jest aktualne i niektórzy wierzą, że będą pierwsi. Ale nie sądzę, że komukolwiek uda się ją odkryć. Na tym to polega. Ale póki mamy w sobie tę wiarę, możemy przenosić góry, a kiedy ją utracimy, nie potrafimy udźwignąć źdźbła słomy.
Moje nerwy nie są w najlepszym stanie, bo ciągle się wzruszam. Najpierw w stajni, tuląc głowę do czoła rżącego upiornie Jadrana. Słyszę te jego głupstwa buczące w rezonatorze: Jadran czekał, Jadran tęsknił, Jadran już nie puści Vuka, Jadran był sam... Teraz Jadran i Vuko razem, razem..., gładzę go po szyi i czuję, że gorące łzy płyną mi po twarzy. Na szczęście nikt nie widzi. Jest tylko duszny aromat stajni, chrzęst słomy pod kopytami i półmrok.
Jasne, przywiązuję się do zwierząt. Przywiązuję się też do ludzi. Ale zwykle trudno mnie wzruszyć. Chyba coś ze mną nie za dobrze.
W otchłani nocy i snu rozlegają się głosy, których wolelibyśmy nigdy nie usłyszeć. Są one jak wspomnienie lęków z czasów dzieciństwa, kiedy to natychmiast po zamknięciu drzwi i zgaszeniu światła każdy przedmiot w pokoju, każdy kształt mógł się zmienić w potwora; kiedy leżąc w łóżku- tej szalupie ratunkowej płynącej po niespokojnych wodach nocy- mieliśmy straszliwą świadomość naszej małości i kruchości. Te głosy przypominają nam, że śmierć jest częścią życia, a nicość zawsze jest tuż-tuż. Że wszystkie mury, które wznosimy wokół siebie nie są trwalsze od domku ze słomy i domku z drewna z bajki.
Konie były głodne i zgonione tak dalece, że co pewien czas ustawały. Nic dziwnego: koła zarzynały się w błoto po szynkle, a na drabiniastym wozie pod trochą olszowego chrustu, siana i słomy leżało samych karabinków sztuk sześćdziesiąt i kilkanaście pałaszów, nie licząc broni drobniejszej. Były to wcale niezłe szkapy: rosłe, podkasane, prawie chude, ale ze świetnej rasy pociągowej. Mogły jak nic robić dziesięć mil na dobę, byleby im pozwolić dobrze wytchnąć dwa razy i uczciwie je popaść. Konie należały do pewnego sztachetki z okolic Mławy. Stanowiły one znaczną część jego majątku, bo posiadał summa summarum trzy szkapy, jednakże pożyczał ich Winrychowi na każde zapotrzebowanie.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl