Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "stanie stajemy", znaleziono 41

podczas gdy każdy z osobna człowiek stanowi zagadkę nie do rozwiązania, to w skupisku staje się matematycznym pewnikiem.
W procesie przyciągania między dwojgiem ludzi różnej płci jest moment, w którym ten szczególny stan staje się rzeczywistością.
Wierzę w to, że muzyka to język młodości, a im więcej jesteś w stanie jej zaakceptować i polubić, tym młodszy duchem się stajesz
Teraźniejszość jest darem dla człowieka starzejącego się. Kiedy człowiek ją odkrywa, staje się nagle bogaczem. I nikt nie jest w stanie mu odebrać tego bogactwa.
Wciąż stawała w życiu przed faktem, że nie jest w stanie zrobić tego, co dyktuje jej sumienie, nie znajduje w sobie wystarczająco dużo siły, by mu sprostać.
Zatem całkiem jak ten gość w Księdze Rodzaju, który mówił,,Niechaj się stanie to" albo „Niechaj się stanie tamto", i stawało się to albo tamto, Soso powiedział: „Życie stało się lepsze, towarzysze", i życie - tak, tak - stało się lepsze!
Jeśli kochamy kogoś tak bardzo, że miłość ta stanowi część nas samych, brak tej osoby staje się częścią naszego DNA, naszymi kośćmi i skórą.
Mawiają, że jeśli ktoś jest byłym przyjacielem, staje się również najniebezpieczniejszym wrogiem. Dlaczego? Ponieważ tylko ktoś, komu bezgranicznie ufaliśmy, jest w stanie doszczętnie nas zniszczyć.
Prawdziwym zagrożeniem nie jest mrok, ale stan pośredni, w którym światło staje się zwodnicze. Gdzie dobro miesza się ze złem i nie można ich rozróżnić. Zło nie kryje się w mroku, lecz w cieniu.
Uważam, że każdy człowiek ma w sobie wrodzone dobro. Wie, kiedy przekracza granicę i staje się zły. To właśnie próba pozostania po właściwej stronie tej granicy stanowi prawdziwe życiowe wyzwanie.
(...) nie uważam, że cynizm jest czymś dogłębnie złym. Przynajmniej kiedy towarzyszą mu przyzwoitość i bezstronność. Staje się problemem, kiedy zaczyna zatruwać duszę, przez co nie jest się już w stanie dostrzec szczerości i autentyczności.
Odejście na policyjną emeryturę bywa bolesne. Z dnia na dzień człowiek staje się niepotrzebny. Życie na ciągłej adrenalinie zamienia się w ciąg spokojnych dni, które się od siebie niczym nie różnią. Nie każdy jest w stanie się przestawić.
Istota ludzka jest w stanie pogodzić się z każdą sytuacją. Przystosować się do niej. Rutyna zawsze wdziera się w życie, nawet w ekstremalnych warunkach. Wojna. Porwanie. Kiedy człowiek już się zaadaptuje , to, co początkowo go raniło, staje się częścią otoczenia, codzienności.
Tyle że miłość w moim świecie nie miała prawa bytu. To cholerne uczucie było w stanie zaślepić człowieka tak bardzo, że wszystko inne stawało się mniej priorytetowe, było rozpraszające i niestety osłabiające. Było mi znacznie lepiej, kiedy nie wiedziałem, jak to jest kogoś pokochać.
Stan co pewien czas przypomina sobie o zakazach i nakazach swojej religii. Ostatnio robi to coraz częściej i odnoszę wrażenie, że staje się pełnowymiarowym ascetą. Nie rozumiem tego i ni cholery nie szanuję. Niemniej to jego Budda, jego asceza - i jego sprawa.
Człowiek z latami wcale nie staje się lepszy, doświadczenie nie stanowi żadnej gwarancji, człowiek nie uczy się na swoich błędach, nie awansuje, bo przecież jest raczej odwrotnie, najlepsze już ma za sobą, zrobił to , co umiał najlepiej, minął punkty kulminacyjne
Możliwość, że żyjemy w fałszywej próżni nigdy nie wydała się szczególnie radosna. Rozpad próżni stanowi ostateczną katastrofę ekologiczną; po takim rozpadzie nie tylko życie staje się nie możliwe, ale również zmienia się całkowicie chemia. Jednak dotychczas mogliśmy się pocieszać myślą, że z biegiem czasu w nowym stanie znów pojawi się życie, może nie takie, jakie znamy, ale jednak zdolne do przeżywania radości. Ta możliwość została teraz wyeliminowana.
Podobno za stan zakochania odpowiada hormon zwany luliberyną. Mózg ja uwalnia bez ostrzeżenia, dlatego miłość uderza jak grom z jasnego nieba i sprawia, że ukochana osoba nabiera pożądanych cech, staje się siedliskiem rozkoszy, otwiera na nieskończone możliwości.
Ale czasem, gdy człowiek nie widzi dla siebie innego ratunku, jest w stanie uwierzyć we wszystko. Nawet w czarodziejską moc pierścionka lub innego przedmiotu. A gdy już uwierzy, staje się silniejszy. I wtedy niekiedy potrafi pomóc sobie sam. Bo zaczyna o siebie walczyć. A ja właśnie tego chciałam dla Bożenki. Żeby wreszcie o siebie zawalczyła.
Freud postępuje tu (teoria uwodzenia) całkiem odwrotnie niż naukowcy, którzy stawiają jakąś hipotezę, a następnie starają się ją zweryfikować przez wielokrotne eksperymenty - zaczyna wierzyć w jakąś rzecz i ta natychmiast staje się prawdą. Potem niestrudzenie dopatruje się jej u wszystkich naokoło, czyli dokonuje projekcji własnej monomanii na wszystko, co jest w stanie objąć intelektem.
Strach przemienia twoje ciało jak nieudolny rzeźbiarz doskonały kamień […] Tyle że rzeźbi cię od środka i nie widać ani odprysków, ani kolejnych obtłukiwanych warstw. A ty stajesz się wewnątrz coraz cieńszy i coraz bardziej niestabilny, aż nawet najdrobniejsza emocja jest w stanie powalić cię na kolana. Jeden serdeczny uścisk i już myślisz, że się rozpadasz i giniesz.
Świat idzie naprzód. Nic nie staje się jasne, ale czas leczy rany i człowiek zapomina. Baterie w duchu się wyczerpują. Pewne rzeczy się zdarzają. Nagle, w złym czasie, w innym czasie, w złych miejscach. Anioły nie mają władzy. Bo zawsze znajdzie się ktoś, kto zapomni wysłuchać wiadomości, kto spojrzy, chociaż nie powinien, i kto stanie w złym miejscu. I to by było wszystko.
Nikomu nie ufam. To destrukcyjne. Ufając komuś, powierzasz mu część swojego życia. Potem ten ktoś może to wykorzystać przeciwko tobie. Poznać twoje słabości, słabe punkty. Wiedzieć, gdzie uderzyć, by wygrać. Stajesz się rozpoznany, zbadany. Najbezpieczniejsza jest nieprzewidywalność, wtedy to ciebie się boją, nie ty ich. Tyczy się to zarówno przyjaciół, jak i wrogów. Po prostu nie są w stanie przewidzieć twoich kroków.
Razem z drugim człowiekiem stajemy się lepsi. Nasza dotychczasowa rzeczywistość widziana oczami tego drugiego obnaża przed nami niedoskonałość, którą wspólnie jesteśmy w stanie pokonać. Możemy być zupełnie różni, ale kiedy przypadkiem pojawia się miłość, ona nie pogłębia naszej odmienności. Ona zamiast dzielić, zaczyna łączyć , bez względu na wszystko, bo to właśnie miłość jest wszystkim. Miłość nie zna granic.
„Nasza osobowość to glina, emocje to woda. Woda stanowi spoiwo dla gliny, sprawia, że dzięki niej budulec staje się plastyczny i ułatwia formowanie trwałych przedmiotów. Wypierając emocje, pozbawiamy się spoiwa, dzięki któremu stanowimy całość. Im mniej wody, tym glina jest mniej podatna na formowanie, aż w końcu kruszeje i się rozpada – na dwa, trzy, a może nawet więcej kawałków.”
Cechą wspólną traumatycznych wydarzeń jest to, że osoba, która takiego stresora doświadcza, popada w stan dezorganizacji, jej dotychczasowy sposób funkcjonowania załamuje się. Jej umysł nie znajduje sposobu, by bronić się przed nadmiarem napływających bodźców (...). Załamują się znane sposoby radzenia sobie, wiara w przewidywalność świata i reguły nim rządzące. Przychodzi silny, obezwładniający lęk. Stajemy się bezradni, nic nas nie chroni, nawet nasze mechanizmy obronne.
Jeśli morderstwo było zaplanowane i dobrze wykonane, to w sposób oczywisty pozostają one jedynym namacalnym śladem po zbrodni. Jeżeli do zabójstwa doszło w afekcie, w wyniku przypadku lub choćby scysji po suto zakrapianym spotkaniu, ciało staje się niewygodne. A tego, co niewygodne, szybko chcemy się pozbyć. W tym wypadku zbrodniarz może popełnić błędy, duże bądź małe, zależnie od intelektu, przebiegłości i umiejętności logicznego myślenia w stanie wzburzenia i olbrzymiej presji czasu.
O trzeciej nad ranem krew płynie w żyłach wolniej niż zwykle, a sen bywa wyjątkowo głęboki. Dusza jest wowczas albo pogrążona w błogosławionej nieświadomości, albo miota się rozpaczliwie, rozglądając się z przerażeniem wokół siebie. Nie istnieją żadne stany pośrednie. O trzeciej nad ranem świat, ta stara dziwka, nie ma na twarzy makijażu i widać, że brakuje mu nosa i jednego oka. Wesołość staje się płytka i krucha, jak w zamku Poego otoczonego przez Czerwoną Śmierć. Nie ma grozy, bo zniszczyła ją nuda, a miłość jest tylko snem.
"Jak wygląda świat, kiedy życie staje się tęsknotą? Wygląda papierowo, kruszy się w palcach, rozpada. Każdy ruch przygląda się sobie, każda myśl przygląda się sobie, każde uczucie zaczyna się i nie kończy, i w końcu sam przedmiot tęsknoty robi się papierowy i nierzeczywisty. Tylko tęsknienie jest prawdziwe, uzależnia. Być tam, gdzie się nie jest, mieć to, czego się nie posiada, dotykać kogoś, kto nie istnieje. Ten stan ma naturę falującą i sprzeczną w sobie. Jest kwintesencją życia i jest przeciwko życiu. Przenika przez skórę do mięśni i kości, które zaczynają odtąd istnieć boleśnie. Nie boleć. Istnieć boleśnie - to znaczy, że podstawą ich istnienia był ból. Toteż nie ma od takiej tęsknoty ucieczki. Trzeba by było uciec poza własne ciało, a nawet poza siebie. Upijać się? Spać całe tygodnie? Zapamiętywać się w aktywności aż do amoku? Modlić się nieustannie? "
• Miałam ciągłe zawroty głowy, potężne migreny, zaburzenia widzenia, skoki ciśnienia i tętna. W spoczynku, bez jakiejkolwiek aktywności fizycznej moje serce uderzało 180 razy na minutę. Miałam problemy z oddychaniem, silną arytmię. Drętwiało mi całe ciało, wykręcało mi dłonie i stopy, miałam zaburzenia mowy, omdlenia. Zdarzało się, że wchodziłam po schodach i nagle nie byłam w stanie zrobić kroku, moja noga stawała się jak z betonu. Był czas, że pogotowie było u mnie przynajmniej raz w tygodniu, często zabierali mnie na SOR. Pamiętam popłoch na twarzach personelu, kiedy przywieźli mnie taką powykręcaną, mówiącą tylko jednym kącikiem ust. Byli pewni, że to udar, tymczasem objawy po chwili ustępowały.
Jak w tym wszystkim funkcjonowała Twoja psychika?
Jak na to, co się działo z moim ciałem – świetnie. Nie miałam spadków nastroju, żadnego poczucia, że wraca depresja. Mówiłam, że cieszę się życiem, że chcę żyć, tylko fizycznie nie mam siły. Lekarze diagnozowali mnie na wszystkie możliwe strony: podejrzewali boreliozę, zaburzenia hormonalne. Ale kiedy kolejne podejrzenia były wykluczane, lekarze zaczęli powoli sugerować, że to może pochodzić z mojej psychiki, że to depresja albo nerwica. Zarzekałam się wtedy, że to niemożliwe. W końcu poszłam do psychiatry i zadałam jej pytanie, czy to możliwe, żeby psychika tak bardzo rozregulowywała ciało. Ona zapewniła mnie, że ma wielu takich pacjentów. Zaczęło się leczenie, ale tym razem długo trwało, nim objawy się uspokoiły.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl