Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "tezy to ze jest", znaleziono 28

Psychoanaliza - i taka jest teza tej książki - jest uzasadnioną i prawdziwą dziedziną wiedzy dopóty, dopóki odnosi się do Freuda i nikogo poza nim.
Odrzuć tezę, że dzień nie do końca doskonały to wyznacznik porażki. To fałszywa teza. Możesz spróbować jeszcze raz: dzisiaj, jutro, w przyszłym tygodniu. (…) Nie masz szans na idealny wynik. Na pewno coś ci się nie uda. I nic w tym złego. Dlaczego zachęcam cię do otwarcia się na niedoskonałość? Choćby dlatego, że niedoskonały wynik cię nie zabije
Nisko kłaniający się dyrektor restauracji był doskonałym potwierdzeniem tezy, że pozycja gościa w normalnych czasach jest głównie na wysokich i częstych napiwkach.
– Nie spie­szy­ło się wam jakoś spe­cjal­nie – za­uwa­ży­ła La­bo­cha. – Jakoś spe­cjal­nie nie – przy­znał Se­we­ryn. – Za­ry­zy­ko­wa­li­śmy tezę, że trup na razie ni­gdzie nie uciek­nie.
Gdybyś mogła poznać myśli pojawiające się w mojej głowie za każdym razem, gdy jesteś w pobliżu, zrozumiałabyś, jak idiotyczna jest twoja teza.
W konsekwencji tych ustaleń ideologowie polskiej prawicy sformułowali tezę, że Żydzi są największym wrogiem Polski, ponieważ są największym i najgroźniejszym "wewnętrznym" zaborcą Polaków.
Cycek to cycek, brzmiała jego teza, a cipa to cipa. Facetowi albo staje cały czas, albo w ogóle.
Luis potrafił jedynie odpowiedzieć, że cycek żony jest inny.
Chcę ci tylko powiedzieć, że czytając każdą książkę, trzeba podążać za dowodami, dokądkolwiek prowadzą, a to znaczy, że nie wolno lekceważyć kluczowych wydarzeń tylko dlatego, że nie pasują nam do tezy.
Oddanie życia za jakąś prawdę teologiczną wydawało mi się najgorszym użytkiem, jaki z tego życia można zrobić, a cóż dopiero samobójstwo w obronie literackiej tezy! Niemożliwe.
Zamek Dym, wznoszący się nad miastem o tej samej nazwie, liczył sobie setki lat, co rujnowało tezę złośliwców utrzymujących, że wziął swą nazwę od ulubionego zajęcia księżnej Yanny, czyli dymania.
Zanim na niebie pojawiła się feeria barw związana z zachodzącym słońcem, ja rozważyłam w myślach wszystko, co mnie tu sprowadziło. Oraz wszystko to, co mnie tu spotkało. Jeśli wierzyć w przeznaczenie, los, fatum czy jakkolwiek to nazwać, to spokojnie mogłabym zaryzykować tezę, że miałam się tu znaleźć, żeby odnaleźć proste szczęście.
Mówi się, że władza korumpuje, lecz w rzeczywistości bardziej prawdziwa jest teza, że władza przyciąga tych, którzy pragną być skorumpowani. Zdrowych na umyśle ludzi zwykle pociągają inne rzeczy. Kiedy podejmują działanie, traktują je jak służbę, która ma swoje granice. Tyran natomiast dąży do panowania i jest w tym nienasycony i nieubłagany.
Na sesji wystąpił także jako referent profesor Tomasz Wituch, mój sporo młodszy kolega. Od lat znany był ze skrajnych poglądów nacjonalistycznych. Tym razem w wystąpieniu zmieścił tezę, że wydarzenia II wojny światowej miały dla Polski także stronę pozytywną, stała się państwem narodowym. s. 296
Kapitalistyczna przyszłoś nadeszła, ale korzyści i koszty zostały rozprowadzone nierównomiernie, a nawet prostacko. Przypomniawszy swoim czytelnikom, że "dla pokolenia drugiej wojny światowej w Europie Wschodniej komunizm był "bogiem, który zawiódł", Feffer stawia tezę omawianą w tym rozdziale: "Dla dzisiejszego pokolenia tego regionu bogiem, który zawiódł, jest liberalizm".
Sprzeczność. W królestwie rozumu to słowo było bezlitosnym potępieniem. Dowodem błędnego rozumowania. Odkrycie sprzeczności w tezach przeciwnika równało się zadaniu śmiertelnego ciosu. Świetnie pamiętała błysk triumfu w jego oczach, gdy owa chwila nadeszła. Teraz jednak (...) zadawała sobie pytanie, na czym polega zbrodniczość tej najbardziej ludzkiej ze wszystkich zdolności: Noszenia w swym sercu sprzeczności, niepodważania jej, niepodejmowania prób uzgodnienia; a nawet stania się dwiema różnymi osobami jednocześnie, każda z osobna wierna sobie i niepróbująca zaprzeczać obecności drugiej? Jakie wszechpotężne prawa kosmologii łamał ów ludzki talent? Czy wszechświat rozszczepiał się na dwoje z jego powodu? Rzeczywistość przestawała być realna?
- Nie słuchamy cię! – zawołał kapłan. – Nie jesteś żywy!
Dorfl kiwnął głową.
- Stwierdzenie To Jest Zasadniczo Prawdziwe.
- Widzicie? Sam się przyznał!
- Proponuję, Żebyście Wzięli Mnie, Rozbili, Odłamki Roztłukli Na Kawałki, A Kawałki Roztarli Na Proszek, Po Czym Przemielili Je Na Najdrobniejszy Z Możliwych Pył. Wierzę Wam, Że Nie Znajdziecie W Nim Nawet Jednego Atomu Życia...
- To prawda! Tak zróbmy!
- Jednakże, Aby W Pełni Przetestować Tezę, Jeden Z Was Musi Zgodzić Się Poddać Temu Samemu Procesowi.
Zapadła cisza.
- To nie fair – stwierdził po chwili jeden z kapłanów. – Przecież potem wystarczy ulepić cię z tego pyłu i wypalić, a znowu będziesz żywy...
Tym razem milczenie trwało dłużej.
- Czy tylko mnie się tak wydaje – rzekł w końcu Ridcully – czy stąpamy tu po śliskim teologicznym gruncie?
Oto najlepszy sposób, by opisać pana Windlinga: wyobraźcie sobie, że jesteście na naradzie. I chcielibyście jak najszybciej wyjść, podobnie jak wszyscy pozostali. Kiedy każdy widzi już na horyzoncie zbliżające się Wolne Wnioski i składa równo dokumenty, nagle ktoś mówi „Chciałbym poruszyć pewną drobną kwestię, panie przewodniczący „, a wy, czując w brzuchu okropny, przerażający ucisk, wiecie, po prostu wiecie, że narada potrwa dwa razy dłużej, z częstym odwoływaniem się do protokołów wcześniejszych zebrań. Człowiek, który właśnie to powiedział i siedzi teraz z zadowolonym uśmiechem, pełen oddania dla pracy komitetu, jest tak bliski panu Windlingowi, jakby był jego bratem bliźniakiem. Tym, co wyróżnia panów Windlingów wszechświata, jest fraza „moim skromnym zdaniem”, co do której wierzą, że dodaje wagi ich tezom, a nie — jak jest w rzeczywistości — oznacza „to są małostkowe uwagi kogoś, kto ma towarzyski wdzięk rzęsy wodnej”.
- A jakie rzeczy dotyczące papieskiej doktryny w moim reportażu obraziły pańską inteligencję?
- Bezmyślne powtarzanie przez panią tezy, która wszędzie jest klepana na okrągło — że Wojtyła był dogmatycznym konserwatystą, strażnikiem wiary i Pisma. To nieprawda — Wojtyła był pseudokonserwatystą. Chociaż nie uległ prezerwatywie, nie uległ pigułce, nie uległ aborcji i eutanazji oraz innym fetyszom „postępu" czy „wyzwolenia", lecz uległ, zapewne podświadomie, głównej truciźnie antychrześcijańskiej sączonej przez nowinkarzy, sekciarzy i amerykańskich pastorów-show-menów: że Bóg nie jest surowym sędzią, a piekło to tylko metafora. Lansował Boga jako dobrotliwego tatusia, wszechwybaczającego patrona o twarzy Wojtyły, reklamując bezwarunkowe miłosierdzie kosztem sprawiedliwego osądu, co jest w drastycznej sprzeczności z Pismem Świętym, starczy po nie sięgnąć. Wojtyła ocenzurował nie tylko „Stary Testament", lecz i „Nowy", przemilczając, vulgo: eliminując wszystko co tam można czytać o „bojaźni Bożej", o niewybaczaniu grzechów za brak skruchy i o mękach piekielnych dla zatwardzialców. Kupił tym sobie tłumy fanów na całym świecie, i może nawet kanonizację, lecz ta zdrada Pisma Świętego nie zyskałaby aprobaty Jehowy i Chrystusa, gdyby oni istnieli, pani Krystyno. Hasło „caritas maior iustitia" to nic innego jak klucz otwierający śluzy bezkarnego grzechu. Bardzo niebezpieczna gra w takich czasach jak dzisiejsze — czasach kolczyka na obnażonym pępku, czasach pedalskich małżeństw, czasach hedonistycznego „dolce vita", które chcą mieć wszyscy. 
Fragment z memoriału ppłk. Mariana Drobika Niewielki fragment z niezwykle obszernego memoriału ppłk. Drobika z grudnia 1943(!), zatytułowanego „Bieżąca polityka polska a rzeczywistość”, w którym przewidział nie tylko to, co się będzie działo po wkroczeniu Armii Czerwonej na ziemie II Rzeczpospolitej. „Lipcowa ofensywa niemiecka załamuje się już po paru dniach trwania. Potężna kontrofensywa sowiecka [chodzi o bitwę na Łuku Kurskim] ujawnia olbrzymią potęgę tego państwa. Wszelkie rachuby na sowieckie załamanie się, muszą być przekreślone. Staje się jasne, że Rosja nie tylko weźmie udział w finiszu, ale – ponad wszelką wątpliwość – dojdzie do mety w nienajgorszej formie. Można liczyć jedynie jeszcze na to, że sprzymierzeni wymuszą na Sowietach zatrzymanie się na takiej czy innej linii granicznej z nami. (…) O ile do tego czasu rząd nasz nie potrafi zawrzeć z Rosją kompromisu tak, by został uznany przez rząd sowiecki, jako prawowita władza naszego kraju, musimy się liczyć z tym, że obok okupacji wojskowej, czeka nas okupacja polityczna w postaci “demokratycznego” rządu, opartego o bagnety sowieckie. (…) Ideą Marszałka [Piłsudskiego] była bezwzględna walka z rosyjskim imperializmem. Ale czy rzuciłby do niej wykrwawiony i osłabły naród dziś, kiedy nie ma żadnych szans zwycięstwa? Czy nie szukałby inaczej kompromisu, który by nam umożliwił skrzepnięcie i nabranie siły? (…) Elementarna (…) logika nakazywała polskiej polityce począwszy od lipca [1943] parcie do wznowienia stosunków dyplomatycznych z Rosją za każdą możliwą do zapłacenia cenę. Żądaną przez Rosję ceną była zgoda na rewizję granic i wyrzeczenie się białorusko-ukraińskich Piemontów. Nie ulega już dziś wątpliwości, że cenę tę tak czy owak zapłacimy. (…) Z fikcji “nienaruszalności” narodziła się najszkodliwsza, jaką można wymyślić, teza, że odłożenie załatwienia sprawy granic na okres powojenny jest dla nas korzystne. Jakież będą praktyczne konsekwencje przyjęcia tej tezy, zwłaszcza wobec zbliżającej się do naszych granic okupacji sowieckiej? My będziemy się starali odbudować administrację na całym swoim terytorium sprzed września 1939 r. Bolszewicy utworzą ją co najmniej po linię [graniczną z Rzeszą z] 1940 r., do której roszczą sobie pretensje. Wewnątrz kraju rozgorzeje walka wewnętrzna między stronnikami Delegatury i PPR-u. Zaczną się wzajemne wyrzynania, rozstrzeliwania, samosądy, których my nie potrafimy przeciąć mieczem. Potrafi zaś to zrobić w kraju PPR, a na kresach administracja sowiecka, mając pełne poparcie rosyjskich bagnetów. Poleje się darmo nowe morze polskiej krwi. Rząd będzie nadal przebywał na emigracji, z której zapewne już nigdy nie powróci. Olbrzymia większość rozsianych po świecie Polaków, zasili kadry szoferów, kelnerów itp. zajmując miejsca wymierającej już emigracji rosyjskiej. Nasze wojsko na obczyźnie stanie się wojskiem najemnym, zdobywając dla Anglosasów różne San Dominga. Oto najprawdopodobniejsza – jak mi się wydaje – wizja skutków naszej niechęci do męskiego spojrzenia prawdzie w oczy i odkładania w nieokreśloną przyszłość problemów dla naszego bytu najistotniejszych”.
Wtyczka w Watykanie Bezpieka znała kulisy orędzia polskich biskupów do Niemców W dniu 31 I 1968 r. przeprowadzono we Wrocławiu rozmowę z ks. S. celem wyjaśnienia, w jakich okolicznościach wszedł w posiadanie materiałów związanych z „Orędziem”, które zostały mu zakwestionowane podczas kontroli celnej. Ks. S. oświadczył, że przebywał przez kilka lat w Rzymie, gdzie odbywał studia doktoranckie. W czasie przyjazdów do Rzymu arcybiskupa Kominka ks. S. wykonywał dla niego różne czynności, pełniąc jak gdyby obowiązki sekretarza. Podobne obowiązki spełniał również ks. [imię i nazwisko znane redakcji]. W okresie przygotowywania „Orędzia” biskupów polskich do biskupów niemieckich w roku 1966 ks. spełniał obowiązki maszynistki arcybiskupa Kominka. Przepisując kolejne wersje „Orędzia”, zdawał sobie sprawę z politycznego znaczenia tego dokumentu. Dlatego też postanowił zatrzymać sobie wszelkie związane z tym materiały, by je w przyszłości ewentualnie wykorzystać. Przywiezione materiały miał zamiar wykorzystać przeciwko arcybiskupowi Kominkowi, gdyby ten zarzucał mu, że nie wykorzystał należycie na studia okresu pobytu w Rzymie lub chciał mu wyrządzić jakąś krzywdę. Całość materiałów wiózł do Polski i w dniu 17 I 1968 r. w czasie przekraczania granicy w Zebrzydowicach materiały te oraz książki zostały zakwestionowane do oceny przez organa celne. Wśród zakwestionowanych materiałów znajdowały się m.in.: tezy do dialogu z Niemcami, opracowane przez Kominka; różne kolejne wersje „Orędzia”; notatka biskupa Kowalskiego z uwagami dot. „Orędzia”. W rozmowie ks. S. wyjaśnił okoliczności i znany mu przebieg opracowania „Orędzia”. Z jego wyjaśnień wynika, że powodem powstania „Orędzia” było m.in.: arcybiskup Kominek z uwagi na nieunormowaną przez Watykan administrację kościelną na Ziemiach Zachodnich i Północnych, nie mogąc doczekać się zrealizowania swych zamierzeń – mianowania go pełnoprawnym ordynariuszem archidiecezji wrocławskiej, a w perspektywie uzyskanie kapelusza kardynalskiego; zdając sobie sprawę, iż bez pomocy Niemców mających duże wpływy w Watykanie jego zamiary nie dojdą do skutku, postanowił poprzez gest wobec Niemców w postaci „Orędzia” zapewnić sobie ich poparcie. Dlatego też arcybiskup Kominek po przekonsultowaniu tej sprawy z kard. Wyszyńskim w oparciu o uprzednio opracowane przez siebie w języku niemieckim tezy do dialogu z Niemcami, wysunął projekt opracowania „Orędzia” i był jego głównym bezpośrednim autorem. Najbardziej aktywny udział poza Kominkiem w opracowaniu „Orędzia” brali: kard. Wyszyński, kard. Wojtyła, bp Kowalski i bp Stroba. Pierwotny tekst najbardziej odpowiadał Niemcom, lecz niektórzy biskupi, jak np. bp Kowalski, w toku dyskusji wnosili do niego poprawki idące w kierunku usztywnienia treści „Orędzia”. Mimo że większość biskupów polskich nie znała języka niemieckiego lub znała go bardzo słabo, arcybiskup Kominek tekst opracowywał tylko w języku niemieckim, informując ustnie biskupów o jego treści, nie dając pełnego tłumaczenia polskiego. O fakcie przygotowywania „Orędzia” arcybiskup Kominek poinformował biskupów niemieckich, m.in. biskupa Bengcha, uzyskując ich aprobatę. Kolejne redakcje „Orędzia” Kominek przekazywał do wiadomości biskupów niemieckich, by mogli oni przygotować odpowiedź. Po ostatecznym zredagowaniu „Orędzia” w języku niemieckim zostało ono przekazane biskupom niemieckim, którzy prawie natychmiast przesłali odpowiedź. Biskupi polscy natomiast nie zostali poinformowani o terminie przekazania „Orędzia”, nie dostali tłumaczenia tekstu i z „Orędziem” w języku polskim zapoznali się dopiero z prasy. Znaczna większość biskupów polskich, mimo że nie znała dokładnej treści „Orędzia”, podpisała je jednak dlatego, iż podpisali je: Wyszyński, Kominek, Kowalski, Stroba, którzy swym autorytetem nakłonili ich do składania podpisów. Niektórzy księża polscy przebywający w tym czasie w Rzymie, zapoznając się z treścią „Orędzia”, zwracali się do arcybiskupa Kominka z uwagami, że idea „Orędzia” winna być podjęta przez Niemców, oni powinni wystąpić z inicjatywą, jako że ich naród zawinia wobec Polski, że treść „Orędzia” winna wyraźniej określać krzywdy wyrządzone narodowi polskiemu przez Niemców, proponowali, by do „Orędzia” dołączyć odpowiednie mapki ilustrujące zbrodnie niemieckie na terenach Polski itp. Uwagi te arcybiskup Kominek zdecydowanie odrzucał. Ks. S. boi się ujawnienia faktu zatrzymania i przywiezienia przez siebie tych materiałów do kraju, gdzie zostały zakwestionowane przez władze. Dotąd ani Wyszyński, ani Kominek, ani też inni biskupi o tym fakcie nie wiedzą, bowiem ks. S. zachowuje go w tajemnicy. Z ks. S. zapewniono możliwość dalszych rozmów.
Wielka narodowa tragedia
Z prof. Janem Ciechanowskim rozmawia Paweł Dybicz
Powstanie warszawskie było wielką klęską polityczną i militarną, bo ani o jeden dzień nie skróciło okupacji niemieckiej
– Panie profesorze, czy 1 sierpnia to dzień świętowania, czy też raczej dzień żałoby narodowej?
– Jedno i drugie. Oczywiście 1 sierpnia to okazja do uhonorowania i upamiętnienia dziesiątków tysięcy młodych, którzy poderwali się do niepodległościowego zrywu, podkreślenia ich poświęcenia i patriotyzmu, ale 1 sierpnia jest też dniem żałoby. W wyniku powstania warszawskiego zginęło przecież około 200 tys. Polaków. Zginął kwiat naszej stołecznej młodzieży, której nam tak bardzo później brakowało. Została zniszczona jedna z większych stolic europejskich, a jej mieszkańcy zostali wyrzuceni ze swoich domostw, wielu warszawiaków wywieziono do obozów koncentracyjnych. Niemcy stłumili powstanie kosztem 1570 zabitych i 9 tys. rannych, czyli na jednego Niemca przypadało ponad 100 zabitych Polaków. Takiej katastrofy nie przeżyła żadna europejska stolica od najazdu Hunów na Rzym. Został rozbity ośrodek życia narodowego, politycznego, społecznego i kulturalnego. Od upadku powstania rozpoczął się rozkład polskiego państwa podziemnego i Armii Krajowej. Powstanie warszawskie było wielką klęską polityczną, wielką klęska militarną, bo ani o jeden dzień nie skróciło okupacji niemieckiej.
– Czy musiało do niego dojść? Czytelnik, zwłaszcza młody, który po raz pierwszy zetknie się z pana książką, będzie zaskoczony tezą, że stanowiliście karne wojsko, które nie pozwoliłoby sobie na żadne samowolki. Tymczasem niemalże wszędzie słyszy, że gdyby dowództwo nie wydało rozkazu do boju, powstanie i tak by wybuchło, bo wśród podziemnych żołnierzy panowały bojowe nastroje.
– Ten mit, że powstanie wybuchło na skutek parcia do niego młodocianych żołnierzy, powstał już w czasie w powstania warszawskiego. Wymyślił go szef II Oddziału (wywiadu) Komendy Głównej AK płk Kazimierz Iranek-Osmecki. Oczywiście my chcieliśmy się bić, ale nawet jako żółtodzioby wiedzieliśmy, że nie mamy odpowiednich sił i należytego uzbrojenia. Proszę pamiętać, że były dwie mobilizacje. W czasie pierwszej, kiedy zobaczyliśmy, że na 170 ludzi mamy tylko trzy karabiny, siedem pistoletów i 40 granatów, a mamy nacierać na Dom Akademiczek, a później na Sejm, zrozumieliśmy, że nie mamy szans w nierównym boju.
1 sierpnia byłem łącznikiem dowódcy mojej kompanii, por. Zygmunta Sapuły „Zygmunta”. Od rana czekaliśmy na wiadomości, jakiś sygnał. W pewnym momencie przyszedł dowódca zgrupowania, kpt. Teofil Budzanowski „Tum”, i już od drzwi zaczął mówić: „Godzina W, godzina 17, nacieracie całą kompanią. Na Sejm i Dom Akademiczek”. I wtedy por. „Zygmunt” powiedział: „Przecież ja nie mam czym nacierać, nie mogę nacierać kompanią, bo mam siedem pistoletów, trzy karabiny i 40 granatów. Będę nacierał grupą szturmową”. I wtedy kapitan „Tum” powiedział: „A ja mam scyzoryk. Szczęść Boże”. W tym momencie zrozumiałem, że szykuje się jakieś nieszczęście, bo jak można nacierać na Sejm, który był obsadzony przez dobrze uzbrojony batalion?
Lecz Om miał do dyspozycji Bruthę, z umysłem tak ostrym jak beza.
Veronique, ja wierzę w boga mordu. To jedyny, który rządzi - niepodzielnie, od zarania dziejów.
Kobietom się wydaje, że potrzebny jest mężczyzna, że potrzebny jest ojciec, jakby to coś zmieniało. Mężczyzna jest jak tobołek, który trzeba za sobą wlec, jest nieprzydatny i niezdarny...
Mężczyzna powinien sprawiać wrażenie, że jest sam... Tak myślę. To znaczy, że może być sam... Ja też uważam, że John Wayne to uosobienie męskości. Co on miał przy sobie? Colta. Rzecz, która wytwarza pustkę... Mężczyzna, który nie sprawia wrażenia, ze jest samotnikiem, to dla mnie nie mężczyzna...
Budynek niedawno wyremontowano. Obłożono styropianem, pomalowano na ciepłe pastelowe kolory, przez co wyglądał jak wielka beza postawiona dokładnie pośrodku zasranego przez psy trawnika.
Jak coś cię boli, masz hemoroidy!” Dla tych, co nie kumają, Kiesza zostawił pod fotożabą link do kryptopornusa, nakręconego uprzednio przez ukraińską bezpiekę, gdzie jakiś postępowy żurnalista powiadał to samo do swego partnera, tylko że po rosyjsku. Kiesza dodał od siebie, że nie wiadomo, dlaczego zachowanie seksualne godne rzymskiego wodza, uważa się na Ukrainie za materiał kompromitujący. Czy chodzi o to, że dziennikarzyna, posuwając partnera w zadek, przemawia po rosyjsku? więcej
- Tak, tak. - Ridcully rozejrzał się niespokojnie. - Kto tu jeszcze pracuje?
- No... jestem ja, Stez Straszny, Skazz i Wielki Wariat Drongo. Chyba...
Ridcully zamrugał niepewnie.
- Co to za jedni? - zdziwił się. A potem z głębin pamięci wypłynęła przerażająca odpowiedź. Tylko pewien bardzo szczególny gatunek używał takich imion. - Studenci?
- Co? Tak. - Myślak cofnął się. - To chyba nic złego, prawda? Znaczy... przecież jesteśmy na uniwersytecie.
Ridcully podrapał się za uchem. Ten młodzik ma rację, naturalnie. Trzeba wpuszczać tych drani, nie da się tego zakazać. Osobiście starał się ich unikać, gdy tylko mógł - podobnie jak reszta wykładowców. Czasem nawet uciekali przed nimi albo chowali się za drzwiami, gdy tylko ich widzieli. Podobno wykładowca run współczesnych wolał raczej ukryć się w szafie, niż rozpocząć wykład.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl