Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "z tych gran", znaleziono 29

To nic, że za partnerkę masz grabie, taniec wymaga poświęceń.
Było mi wszystko jedno, dokąd uciekam. Liczyło się jedynie zwiększenie dzielącej nas odległości, nawet gdyby oznaczało to gnanie na oślep w głąb majaczącego przede mną lasu.
Miał dopiero szesnaście lat, ale ciężka fizyczna praca wykuła imponująca muskulaturę. Gracjan był niski, ale krępy, a graby miał takie, że mógł arbuzy miażdżyć.
Mimo skromnej dość postury znany był ze swego męstwa, bowiem końcem zeszłej zimy, w stare grabie uzbrojony w pojedynkę przegnał ze wsi stado wilków wygłodzonych.
Prostego człowieka pod powierzchownością miliardera, który nie potrzebuje niczego więcej prócz tego, by ktoś zobaczył go dokładnie takim, jaki jest, i pokochał go bez żadnych ukrytych motywów.
Czasami dobrzy ludzie popełniają błędy
Nie wszystko na tym świecie jest czarno-białe, Jess. Czasem dobrzy ludzie popełniają błędy. Czasem niewinni trafiają za kratki za coś, czego nie zrobili. A czasem ci naprawdę podli nie ponoszą odpowiedzialności za swoje czyny.
Lubił książki, ogólnie mówiąc, dlatego, że można im było zaufać. Książkę można przeczytać tysiąc razy, na tysiąc sposobów, ale słowa na jej stronach nigdy się nie zmienią. W przeciwieństwie do ludzi książki nie mogą się tobą rozczarować. Nie mogą cię porzucić; nie mogą cię zawieść.
Przeznaczenie nie jest pojedynczą ścieżką, ale składa się z wielu. Niektóre są proste jak strzała, inne wiją się i plączą jak nici. Naszym obowiązkiem jest nie kwestionować ich, lecz podążać za nimi.
Zawsze to robiła, zawsze stawiała przed sobą innych. Nigdy nie wróciło do niej dobro, które czyniła, i nigdy już nie wróci.
Często zdaje się, że bestie, które najzacieklej atakują, zostały najbardziej skrzywdzone.
Nie możesz zmienić tego, co już się stało(...) Możesz tylko wpłynąć na to, co się wydarzy.
Koszmary polują na nas jak drapieżne bestie, które mogą być pokonane tylko przez światło dnia.
Wolę przeżyć dzień na wolności niż wiek w niewoli.
Dobro i zło nigdy nie są proste. To kapryśne bestie, które bez przerwy zmieniają kształt, rzadko są piękne.
Późną nocą jed­nak czas jest żar­łocz­ną be­stią, po­chła­nia moje myśli i nie zo­sta­wia miej­sca na zwąt­pie­nie.
Żyłem dość długo, żeby wie­dzieć, że je­dy­ną róż­ni­cą po­mię­dzy do­brem a złem jest per­spek­ty­wa, a je­dy­ną róż­ni­cą po­mię­dzy bo­giem a po­two­rem jest punkt wi­dze­nia.
- To jest twoje rozwiązanie? Zjeść ciastko? (...)
- Nie, moim rozwiązaniem jest pobiec na plażę i poczekać, aż to wszystko się skończy. (...) Ale ciastko nigdy nie zaszkodzi.
Od jakichś sześciu dni z grudniowego nieba nad Londynem mżył deszcz przetykany śniegiem, chłoszcząc od czasu do czasu gradem tych śmiałych - albo głupawych - ludzi ciągnących chodnikami w pogoni za najlepszymi prezentami bożonarodzeniowymi.
Rodzina to przymierze miłości naznaczone jednością, wiernością, nierozerwalnością i otwartością na życie. Ideał więc to nie tylko żyć na zawsze razem, ale do końca się kochać.
Czasami na człowieka spada nieszczęście, a on nie jest na nie przygotowany i podejmuje decyzje, które w danym momencie wydaja mu się właściwe, a których potem żałuje.
Gdy już raz złamało się zasady, zrobiło wszystko, czego człowiek przysiągł nie robić, traci pewność, że coś takiego nie zdarzy się nigdy więcej.
[...]najokrutniejsza bronią jest umysł. Starcie, bitwa oznaczają pracę, a potem jest już po wszystkim. Ale blizny na umyśle pozostają, strupy, szramy, dziury. Nigdy nie goją się do końca. Odnawiają się, zawsze bolesne.
Coś takiego jak szklany zegar okazało się zbyt wielkie, by można to ukryć. Przesączało się poprzez ciemne, sekretne labirynty ludzkich umysłów, aż stało się ludową baśnią. (...) ale jej prawdziwa natura wciąż czaiła się niczym grabie na zarośniętym trawniku, gotowe poderwać się przy nacisku nieostrożnej stopy.
Po przejściu następnego transportu drogą do Komór gazowych chwyciłem grabie i dołączyłam do małej grupy więźniów sprzątających to miejsce. (…) Nigdy nie widziałam „drogi do nieba” w świetle dziennym. To było wstrząsające. Każdy odcisk stopy na piasku opowiadał o sprzeciwie, wołaniu o pomoc, o ludziach, którzy odeszli na zawsze.
Chmury nie są ani trochę podobne do ludzi. Jeśli raz pojawią się na horyzoncie , to dopóki nie poczęstują ziemi deszczem albo śniegiem, nie znikną. Ale deszcz czy śnieg to jeszcze pół biedy. Najważniejsze, żeby nie wpaść pod grad. A człowiek? Cóż, człowiek może nam mignąć na widnokręgu i zniknąć bez śladu, bez konsekwencji. A może nas także zajść znienacka i zaatakować, tego nigdy nie wiadomo, Chmury są o wiele bardziej przewidywalne.
Ciało jej było jak owe piękne majowe krzewy różane, których jędrne i drażniące liście ofiarowują urzeczonym wargom świeży i ledwo rozchylony kwiat, soczysty i kwaśno-słodki w pocałunku. Ale najszczególniejszy był jej uśmiech, śmiech Annaleny! Pogodny, prosty, pierwotny i braterski; ten śmiech dziecka, które zdawało się drżeć całe w szmerze źródeł zbudzonych niegdyś na jakimś nocnym postoju w lesie cudów; ten śmiech ogłuszony majowym śpiewem ptaków, który słyszy się w półśnie, w głębi mglistego sadu; śmiech przeniknięty szmerem deszczu i stukotem gradu na dachach (...).
Musisz mi zaufać, Allie. -Spojrzenie Cartera zdawało się wypalać w niej dziury, ale nie odwróciła wzroku. -Niby dlaczego? Ty mi nie ufasz. Stali w auli otoczenie blaskiem świec rozstawionych na stołach, parapetach i umocowanych w olbrzymich kandelabrach. -Za to mogę ci pomóc. -W oczach chłopaka odbijały się migocące płomienie. Ktoś nagle załomotał w drzwi. Allie poczuła szybsze bicie serca. -Kto to jest? Kto jest za drzwiami, Carter? -Musisz mi zaufać -w jego głosie pojawiła się ponaglająca nuta. -Jesteś w stanie? Spoglądając przez ramię, zauważyła, że drzwi zaczynają pękać pod gradem uderzeń. -Tak! -wrzasnęła zalewając się łzami. -Tak! Ufam ci, Carter!
Chmury za chmurami, wschodzące nad widnokręgiem, patrzące płowymi brzegami na Sowiróg i na ziemię. Ani gradu, ani grzmotu, ani deszczu, tylko milcząca ściana obrzeżona słońcem. Zboże rosło, jagody dojrzewały, ale w niedzielę ludzie z Sowirogu w zamyśleniu przesypywali kłosy w ręku i spoglądali z piaszczystych pagórków na szare dachy, nad którymi unosił się dym z kominów. Już raz tak było, pamiętali dobrze. Czyżby znowu, i ile razy jeszcze? Dlaczego Bóg oddał los w ręce ludzi, w ręce niewielu ludzi? Dlaczego nie w ręce pastora lub lekarza, którzy wiedzą, co to śmierć, a jeszcze więcej, co to życie? Dzwony obwieszczały wieczór, a oni zdejmowali czapki i słuchali, aż przebrzmiał ostatni ton. Na wschodzie niebo pociemniało nad lasami, tam znowu ogień się rozpali. Wiedzieli już o tym.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl