Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "ziemie ma z", znaleziono 28

"Jaki byłem wcześniej? Zanim stworzyłem Ziemie i ludzi? Kiedy naprawdę byłem zupełnie sam?
Śmierć jednej kobiety i aresztowanie drugiej oznacza, że ktoś z brudnej pomorskiej mąki znowu piecze chleb. Do karmienia potworów. Ziemie, które maja wielu właścicieli, są niczyje. Nienawiść zbiera tam trochę większe żniwo niż gdzie indziej. Takie ziemie obficiej spływają krwią.
Ale kiedy czlowiek upada nisko, niektorzy nie mogą się oprzec pokusie, by wdepnac go w ziemie i przydusic butem, zamiast pomóc mu sie podnie...
-Mylisz się, Runianie. Zabijanie to oznaka desperacji, nie siły. Życie bez zabijania... to silna społeczność. Gdyby odwrotność była prawdą, moje ziemie by nie usychały, jak plony bez wody...
(...) o co toczyliśmy boje, za co ginęliśmy, skoro ziemie, które zdobyliśmy, mają zostać zwrócone w ramach traktatu pokojowego, kontraktu małżeńskiego, dla widzimisię króla, który nigdy o nic nie walczył?
Lasy, kiedy ludzie im w tym nie przeszkadzają, wędrują. Poszerzają swoje terytorium, zdobywają nowe ziemie. Trwa to tak długo, że dla ludzkiego oka jest niezauważalne. Lasy są odwieczne, bo mają zdolność odradzania się
Anata wcześniej znajdująca się pod rządami Jordanii, zaczęła się przeobrażać po wojnie z 1967 roku, kiedy to jej ziemie zostały zajęte przez Izrael wraz z resztą Zachodniego Brzegu.
Ziemie, na których przez wieki ścierały się obce ludy, a ci co pozostawali na dłużej, doświadczali licznych najazdów, obfitują w wiele różnorodnych pozostałości i zagadkowych historii.
Śmierć, choroby, bieda, tyrania, niezliczone inne nieszczęścia dręczą te ziemie. Skoro to ma być dzieło boskich istot, to trzeba się im sprzeciwić, zbuntować się przeciwko nim i je obalić, nie wielbić ślepo i posłusznie.
- Destylacja dotarła do nas wraz z zakonnikami, którzy przeszczepili na nasze ziemie szlachetną sztukę produkcji leczniczych wódek ziołowych. Szybko okazało się, że w zasadzie zioła są zbędnym dodatkiem...
- Destylacja dotarła do nas wraz z zakonnikami, którzy przeszczepili na nasze ziemie szlachetną sztukę produkcji leczniczych wódek ziołowych. Szybko okazało się, że w zasadzie zioła są zbędnym dodatkiem...
Bóg daje wpływowym ludziom żony po to, by sprowadzały one swoich mężów na ziemie. Gdy nieustannie słyszymy same pochlebstwa, niezbędna nam jest osoba, która będzie postrzegać nas takimi, jakimi naprawdę jesteśmy.
Pojezierze Mazurskie z krainami sąsiednimi obejmuje ziemie położone między doliną dolnej Wisły a granicą Polski na północy i wschodzie; na południu bez wyraźnej granicy przechodzi w rozległą Nizinę Mazowiecką.
Zmiany polityczne po II wojnie światowej na zawsze odcięły ziemie ukraińskie od Polski, a po przesiedleniach nasz kraj uzyskał kształt zbliżony go granic etnicznych. Dziś nikt nie myśli o rewindykacji Lwowa czy Krzemieńca, ale sentyment pozostał.
Ufał mnie jednemu i nie odstępował na krok. Kiedy tylko opuszczałem bazę, prosił, aby mógł iść ze mną, nie bacząc na żadne niebezpieczeństwo, nawet w wypadkach, kiedy szedłem na akcję. Po wkroczeniu wojsk sowieckich na ziemie polskie dr Kamiński ordynował znowu w swoim miasteczku. Oddział i bazę zachował w wdzięcznej pamięci.
(…) przed wtargnięciem międzynarodowej armii europejskiej, dowodzonej przez Napoleona, na ziemie Białorusi i Rosji, miejscowa magnateria polska dokonała w 1812 roku niewiarygodnej wprost operacji: zebrała i przetransportowała w głąb Rosji znaczną większość zapasów zboża, przegnała na wschód stada bydła, usunęła konie, wyrżnęła trzodę chlewną – aby „zbrodniczy Francuzi” wymarli z głodu na ziemiach świętej Rosji… (s. 273)
Poznałem wielu wirtuozów milczenia, ale tylko jedna ciotka osiągnęła prawdziwe mistrzostwo. Określenie "ciotka" nie oddawało istoty rzeczy. Związki pokrewieństwa były odległe, zagmatwane, czasem cienkie jak nitka. Może nie było ich wcale. Honorowy tytuł przysługiwał osobie, z którą znano się od przedwojny. Każdy, kto pamiętał, stawał się rodziną mojej matki. Specjalistka od kamuflażu, z włosami farbowanymi na blond. Nie wyglądała na swoje lata. Po wojnie zatarła ślady. Przyjęła chrzest. Została katoliczką. Została ewangeliczką. Została wegetarianką (jeszcze się mówiło "jaroszką"). Chodziła do cerkwi. Wyjechała na drugi koniec Polski. Gdzieś w góry. Nad morze. Na ziemie odzyskane. Nie wiem, ale nawet teraz mam poczucie, że mówię za dużo, popełniam niewybaczalną zdradę.
Pięćset lat temu Meekhańczycy wymaszerowali z odległych o kilkaset mil gór na południu, walcząc wściekle z każdym wojowniczym kultem, który w tamtych czasach szalał pomiędzy Górami Krzemiennymi a szczytami Ansar Kirreh. Rozbili Świątynię Reagwyra, podbili ziemie zhołdowane przez kapłanów Laal Szarowłosej, a czcicieli jej siostry, Kan'ny, wybili niemal do nogi. (...)
Meekhańczycy okazali łaskę świątyni Setrena, każąc wszystkim jego kapłanom pokłonić się przed obliczem Wielkiej Matki i oferując włączenie Rogatego do oficjalnego panteonu Imperium. (...) Błyskawicznie odnaleziono prastare zwoje, potwierdzające, że Setren należał do Wielkiego Rodzeństwa oraz że w Wojnach Bogów walczył zawsze po właściwej stronie.I to wystarczyło.
Zarówno Chateaubriand, Lamartine, Byron, jak również nasi narodowi wieszcze podejmujący wyprawy do Grecji, romantycznie odbierali grecki świat. Urzeczeni antykiem, wierzeniami mitologicznymi starożytnych, ich wielkimi osiągnięciami w kulturze, wznosili na wyżyny osiągnięcia Hellenów. Duch romantyczny, duch humanizmu kreślił obraz cywilizacji dążącej do ideału, który był podstawą wzniosłych idei. Ulegali tym ideałom nie tylko wielcy twórcy, również bardzo wielu pątników udających się poprzez ziemie greckie do Ziemi Świętej. Uległem i ja, gdy będąc pod wpływem osiągnięć Solona, Temistoklesa i Peryklesa, twórców pierwszego w świecie nowego systemu społecznego i animatorów „złotego wieku” Aten. Ich dzieje, opisałem w moim wcześniejszym opracowaniu "Ateny – filary demokracji" do którego odsyłam zainteresowanych. Jeśli obecnie cieszymy się wolnością i swobodą w kreowaniu własnego życia, to musimy pamiętać, że te możliwości zawdzięczamy greckim przodkom sprzed kilku tysięcy lat.
Polska Ludowa 1944-1956
Alternatywa dla Londynu i… Moskwy
Latem 1944 r., kiedy armie radzieckie wkraczały do Polski, stosunki między rządem emigracyjnym a ZSRR były krańcowo złe. Niezależnie od powodów i racji nic nie wskazywało na ich poprawę. Mocarstwa zachodnie nie kwapiły się do wyrazistego i stanowczego interweniowania w tej sprawie. Motywy takiej polityki są sporne. Nie wydaje się, aby wynikała ona ze słabości, złej informacji czy też jakiegoś zauroczenia Stalinem. Roosevelt był daleki od poczucia słabości, a Churchill należał do najlepszych znawców ZSRR i jego polityki. Jeśli pominąć propagandę i dyplomatyczne kurtuazje, to na podstawie źródeł rysuje się nie tyle uległość przywódców Zachodu, ile dość egoistyczna kalkulacja interesów państwowych. Chcieli wygrać wielką wojnę, minimalizując własne straty ludzkie. Potrzebowali sojusznika zdolnego ponieść niezbędne ofiary w wojnie lądowej. Nie było im obce myślenie w kategoriach wielkomocarstwowych i imperialnych. Dlatego uznawali zasadność pewnych postulatów Stalina, w szczególności w sprawie granicy na linii Curzona oraz „przyjaznych rządów” w państwach granicznych. W tych sprawach nie solidaryzowali się z polityką wschodnią polskiego rządu na wychodźstwie. Ponadto nie przewidywali zimnej wojny i jej konsekwencji. Ale czy mogli? W tej sytuacji powstanie ośrodka rządowego akceptowalnego dla ZSRR leżało w polskim interesie narodowym. Alternatywy rysowały się gorzej lub zupełnie źle – bezpośrednia radziecka administracja ziem polskich lub zarząd czysto powierniczy, ewentualnie nawet los republik nadbałtyckich. PKWN wchodził w pustkę geopolityczną i przynajmniej częściowo przywracał polską podmiotowość w grze międzynarodowej. Był tworem czysto emigracyjnym. Krajowa podziemna PPR nie miała praktycznie żadnego wpływu na decyzje organizacyjne i programowe PKWN, choć kilku jej przedstawicieli przerzuconych wcześniej przez front uczestniczyło w tych pracach. Właściwe kierownictwo PPR nie było nawet informowane. Decydował Stalin i emigracyjne środowisko komunistyczne, skupione wokół Centralnego Biura Komunistów Polski utworzonego na początku 1944 r. decyzją KC WKP(b). Oparcie polityczne i bazę kadrową PKWN stwarzały, z grubsza rzecz ujmując, dwie formacje. Decydująca rola przypadła kilkutysięcznej rzeszy komunistów polskich, dawnych członków KPP przebywających na emigracji w Związku Radzieckim, oraz – w wyzwolonej części kraju – również niezbyt licznym członkom PPR. Powracający z ZSRR byli kapepowcy cieszyli się największym zaufaniem władz radzieckich i mieli największe możliwości działania. W początkowym, tzw. lubelskim okresie wyzwolone ziemie polskie stanowiły bezpośrednie zaplecze frontu na głównym kierunku operacyjnym i siłą rzeczy najwięcej do powiedzenia miała radziecka administracja wojskowa. W miarę oddalania się frontu rosła samodzielność władz polskich.
Fragment z memoriału ppłk. Mariana Drobika Niewielki fragment z niezwykle obszernego memoriału ppłk. Drobika z grudnia 1943(!), zatytułowanego „Bieżąca polityka polska a rzeczywistość”, w którym przewidział nie tylko to, co się będzie działo po wkroczeniu Armii Czerwonej na ziemie II Rzeczpospolitej. „Lipcowa ofensywa niemiecka załamuje się już po paru dniach trwania. Potężna kontrofensywa sowiecka [chodzi o bitwę na Łuku Kurskim] ujawnia olbrzymią potęgę tego państwa. Wszelkie rachuby na sowieckie załamanie się, muszą być przekreślone. Staje się jasne, że Rosja nie tylko weźmie udział w finiszu, ale – ponad wszelką wątpliwość – dojdzie do mety w nienajgorszej formie. Można liczyć jedynie jeszcze na to, że sprzymierzeni wymuszą na Sowietach zatrzymanie się na takiej czy innej linii granicznej z nami. (…) O ile do tego czasu rząd nasz nie potrafi zawrzeć z Rosją kompromisu tak, by został uznany przez rząd sowiecki, jako prawowita władza naszego kraju, musimy się liczyć z tym, że obok okupacji wojskowej, czeka nas okupacja polityczna w postaci “demokratycznego” rządu, opartego o bagnety sowieckie. (…) Ideą Marszałka [Piłsudskiego] była bezwzględna walka z rosyjskim imperializmem. Ale czy rzuciłby do niej wykrwawiony i osłabły naród dziś, kiedy nie ma żadnych szans zwycięstwa? Czy nie szukałby inaczej kompromisu, który by nam umożliwił skrzepnięcie i nabranie siły? (…) Elementarna (…) logika nakazywała polskiej polityce począwszy od lipca [1943] parcie do wznowienia stosunków dyplomatycznych z Rosją za każdą możliwą do zapłacenia cenę. Żądaną przez Rosję ceną była zgoda na rewizję granic i wyrzeczenie się białorusko-ukraińskich Piemontów. Nie ulega już dziś wątpliwości, że cenę tę tak czy owak zapłacimy. (…) Z fikcji “nienaruszalności” narodziła się najszkodliwsza, jaką można wymyślić, teza, że odłożenie załatwienia sprawy granic na okres powojenny jest dla nas korzystne. Jakież będą praktyczne konsekwencje przyjęcia tej tezy, zwłaszcza wobec zbliżającej się do naszych granic okupacji sowieckiej? My będziemy się starali odbudować administrację na całym swoim terytorium sprzed września 1939 r. Bolszewicy utworzą ją co najmniej po linię [graniczną z Rzeszą z] 1940 r., do której roszczą sobie pretensje. Wewnątrz kraju rozgorzeje walka wewnętrzna między stronnikami Delegatury i PPR-u. Zaczną się wzajemne wyrzynania, rozstrzeliwania, samosądy, których my nie potrafimy przeciąć mieczem. Potrafi zaś to zrobić w kraju PPR, a na kresach administracja sowiecka, mając pełne poparcie rosyjskich bagnetów. Poleje się darmo nowe morze polskiej krwi. Rząd będzie nadal przebywał na emigracji, z której zapewne już nigdy nie powróci. Olbrzymia większość rozsianych po świecie Polaków, zasili kadry szoferów, kelnerów itp. zajmując miejsca wymierającej już emigracji rosyjskiej. Nasze wojsko na obczyźnie stanie się wojskiem najemnym, zdobywając dla Anglosasów różne San Dominga. Oto najprawdopodobniejsza – jak mi się wydaje – wizja skutków naszej niechęci do męskiego spojrzenia prawdzie w oczy i odkładania w nieokreśloną przyszłość problemów dla naszego bytu najistotniejszych”.
Prawdziwa miłość jest promienna jak świt i niema jak grób.
Nieśmiała nie znaczy niema – odcinam się. – Ani głucha. Spróbuj zwracać się do mnie, a nie do swojej asystentki.
Niema innego sposobu, trzeba iść przez życie z wysoko uniesioną głową. Nie można oczekiwać, że inni rozwiążą za Ciebie problemy
Książka ta niema być oskarżeniem ani też wyznaniem. Ma tylko podjąć próbę udzielenia wieści o pokoleniu, które wojna zniszczyła- nawet gdy uchroniło się przed jej granatami.
Kochałam dwie rzeczy: wszystkie przeczytane książki i ludzi, którzy je napisali. Życie bowiem niema większego sensu, choć tyle wokół niego ceregieli, powieści jednak nadają mu wagę.
Żegnajcie podatki, procedury i przepisy. Żegnaj, cywilizacjo.
Żegnajcie święta, hotdogi i szpitale. Żegnaj, Ziemio.
Żegnaj, słodka Europo. Niech twój byk poniesie
cię w jasną cholerę.
Koniec.
I niech was szlag.
Zamknięta książka jest niema; przemówi tylko wtedy, gdy zostanie otwarta. A użyty w niej język będzie językiem tego, kto się nad nią pochyla, zabarwionym jego oczekiwaniami, pragnieniami, dążeniami, obsesjami, jego gwałtownością, jego kłopotami. Fakty są jak zdania w książce, same w sobie nie mają sensu, mają tylko ten sens, który im się nadaje.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl