Cytaty Marta Matyszczak

Dodaj cytat
Mówią, że jak gość w dom, to Bóg w dom, ale ja bym nie chciała przenocować ani jednego, ani drugiego. Hołduję zasadzie, że gość jest jak ryba: po trzecim dniu już zaczyna zalatywać.
Rozalia spoglądała przez okno, ale nie rejestrowała widoków.
Wiatr chłostał jego gołe, odsłonięte kostki. Żeby jeszcze mógł założyć normalne dżinsy i ciepłe skarpety. To nie. Musiały być rurki, a do tego takie sugerujące, że właścicielowi zalało piwnicę. Kretyna, który wymyślił tak obcisłe gacie, najchętniej udusiłby własnymi rękami. Przecież tego ani nie dało się założyć przy pierwszej próbie, nie wygrzmociwszy się na podłogę w walce z wąziutkimi nogawkami, ani to nie było wygodne. Zwłaszcza w partiach strategicznych...
Czekała.
Wiedziała, że zemsta - jak galaretka - powinna być konsumowana na zimno.
Ja jestem przedstawicielką rasy europejskiej, tylko przez ostatnich tłuków zwaną dachowcami. Widział mnie kto kiedy na dachu? Przypuszczam, że nie sądzę... Moim środowiskiem naturalnym są salony.
Dla ludzkich pokrak w tych katakumbach z pewnością byłoby za ciemno. Jednak nie dla mnie. Ja włączam swoją kotowizję i już wszystko widzę. Na przykład lśniącą powierzchnię drzwiczek.
Osobiście uważam, że nie ma co każdego zabójcy od razu nazywać szaleńcem. Morderca to morderca. Zły człowiek po prostu. Szajba to zupełnie inna bajka, nie każdemu pisana.
Wszędzie widziałem znane twarze. Brakowało tylko tego, żebym tuż za rogiem dojrzał Buchtową. Albo Krzysia Ibisza. Choć akurat tego młodzieniaszka mógłbym nie zidentyfikować. Teraz pewnie, zgodnie z zasadą Benjamina Buttona, wygląda już na gimnazjum.
Podstawowa zasada lojalnego psa brzmi: "Weź nie pytaj. Weź pomagaj".
- Kiedy zjesz Calypso lody, zaraz znikną wszystkie wrzody!
Mówią, że bieda w kraju popiskuje. Tymczasem całe, zdaje się trzydzieści osiem milionów Polaków miało zamiar spędzać urlop nad morzem. I to nie byle jakim. Nie nad jakimś tam Adriatykiem czy Śródziemnym.
Lachy ciągnęły nad Bałtyk.
A przecież w cenie świnoujskiego weekendu byłby tydzień w Chorwacji.
Nie zdążyła jednak babie nagadać tak, by jej poszło w tęskniące za pumeksem, wystające z za ciasnych sandałków pięty, ponieważ w polu jej widzenia, na końcu korytarza, pojawił się znajomy konduktor.
Nic nowego. Turyści znów zaskoczyli PKP. Latem chcieli nad morze. Doprawdy dziwactwo.
Co zobaczyłem, tego odzobaczyć już nie mogłem.
Kiedy żółciutka klapsa spadła z gałęzi i grzmotnęła mojego pana w czerep, uznałem to za kwintesencję porozumienia międzygatunkowego.
- Obsranioks! To nowy suplement diety pomagający w prawidłowym wypróżnianiu. Weź Obsranioks, a twoje jelita ci podziękują. Obsranioks! To jedyny słuszny wybór i kupa kłopotów z głowy!
Psia obstawa to podstawa!
Musicie wiedzieć o mnie coś jeszcze. Ja zawsze wszystko widzę! Mimo że mam zaćmę. Jeśli nie w standardowy sposób, to przynajmniej trzecim okiem niezawodnej psiej intyucji.
Szymon, z doświadczenia zdobytego w relacjach ze swoją zmarłą żoną oraz Różą, doskonale wiedział, ile może ważyć przeciętna damska torebka. Tonę. Albo i ze dwie.
Emerytura to nie epilog życia. Raczej nowy początek. Można wreszcie do woli podróżować. Czytać w łóżku do południa. Wyskakiwać w dresie do sklepu po bułki i nie przejmować się wyglądem. Chodzić na kawę z przyjaciółkami w środku dnia, a w autobusie z miną triumfatorki zajmować miejsce siedzące.
Powiadają, że od bezdomności każdego dzieli kilka, wcale nie tak wielkich kroków.
Co rusz słyszało się o wykupywaniu mazurskich ziem przez przyjezdnych, najczęściej jakichś celebrytów, muzyków, bogaczy, którzy stawiali sobie wypasione rezydencje nad jeziorem, a potem przyjeżdżali do nich na góra dwa tygodnie w czasie wakacji.
Z teściową niczym z filmami Hitchcocka. Na wstępie trzęsienie ziemi, a potem już tylko gorzej.
Tylko wyczuły mamusię ślepe pokraki, od razu uderzyły w pisk i skomlenie. Obsiadły mnie jako tę dojną krowę i przystąpiły do konsumpcji. Poczułam się niczym jedyny bar w mieście...
Tuż przed północą podeszłam do szafy, otworzyłam sobie łapą jej przesuwne drzwi i hyc - wskoczyłam na półkę. Rozwaliłam się jak Rosja na mapie na kaszmirowych sweterkach Ginterowej i byłam gotowa do porodu.
Mam na imię Burbur i jestem sędzią sprawiedliwym. Sędziną. Wymierzam karę każdemu, komu się ona należy. A jak się nie należy, to co mnie to obchodzi. I tak chapsnę, drapnę albo chociaż nasyczę do rozumu.
- Wie pani, do tej pory byłam jak ten szewc, co bez butów chodzi. Albo żeglarz, który cierpi na chorobę morską. A teraz wreszcie, ja - weterynarka - tez mam własne zwierzaki.
Rozalia nigdy nie uważała się za bóstwo. Paweł był najwyraźniej innego zdania. I chwała mu za to.
Bestia była zadziwiająco inteligentna. Czasami Rozalii wydawało się, że Burbur rozumie ludzką mowę.
-"Łóża, ty nie zdasz matuły!".
Profesor nie wymawiał litery R, co oczywiście nieodmiennie bawiło klasę.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl