Krzysztof Klader, urodzony 26 września 1979 roku w Polsce (Rzeszów), jest absolwentem Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych w Rzeszowie. W latach od 2002 do 2005 studiował Edukację Artystyczną na Uniwersytecie Rzeszowskim. W połowie lat 90` założył i współtworzył pierwszą taką grupę streetart`ową w Rzeszowie, która zajmowała się wykonywaniem murali oraz grafiki. To także uczestnik konkursu na Ogólnopolskim Konwencie Twórców Komiksu w Łodzi, a także Rzeszowskiej Akademii Komiksu przy WDK Rzeszów. Na co dzień rysuje, maluje na płótnach, deskach i ścianach. Po pracy lubi słuchać ciężkich, mocnych brzmień. Debiutuje w dziedzinie literatury powieścią z gatunku kryminał/sensacja p.t. ,,Szepty ciemnych wód”.
Czytadło: Co skłoniło Cię do założenia pierwszej grupy streetartowej w Rzeszowie, i jakie były jej najważniejsze osiągnięcia?
Krzysztof Klader: Do założenia grupy streetartowej, skłoniło mnie i przyjaciela – Grzesia Paśkiewicza, kilka czynników i okoliczności. Po pierwsze; w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych w kraju zrobiło się sporo przestrzeni do działania na artystycznym polu. Na przykład w sklepach było już więcej farb, niż tylko biała i czarna. Paleta kolorów była wręcz nieograniczona, podobnie jak wyobraźnia, w której powstawały projekty. Do oficjalnych osiągnieć należy I nagroda w konkursie plastycznym „Ściana” i rok później Wyróżnienie w tym samym konkursie. O „nieoficjalnych” osiągnięciach nie chcę tu pisać, bo „nie ostygła jeszcze farba” na elewacjach kilkunastu budynków, choć minęło już sporo lat. To był wspaniały czas i historia na zupełnie inne opowiadanie.
Czytadło: Jakie wyzwania napotykałeś podczas udziału w Ogólnopolskim Konwencie Twórców Komiksu w Łodzi i Rzeszowskiej Akademii Komiksu przy WDK Rzeszów?
Krzysztof Klader: Udział w Ogólnopolskim Konwencie Twórców Komiksu był o tyle wyzwaniem, że trzeba było wymyślić fabułę, napisać scenariusz i narysować postaci. W szkole z kumplami często wymyślaliśmy takie historie, ale na Konwencie Komiksu obowiązywały krótkie formy. Po przyjeździe do Łodzi i udaniu się na sale wystawowe i prelekcyjne, odnalazłem swoje prace, ale szybko o nich zapomniałem, bo wokół było tyle komiksów, że nie wiedziałem na czym się skupić. Tam też spotkałem i otrzymałem autografy od Grzegorza Rosińskiego i Papcia Chmiela. Sylwetek tych tytanów komiksu, nikomu nie trzeba przedstawiać. W Rzeszowskiej Akademii Komiksu pod kierownictwem Wojciecha Birka, znawcę, a wręcz fanatyka komiksu, poznawaliśmy arkana sztuki komiksowej. Byli goście, prelekcje, wystawy. Świetnie wspominam ten czas.
Czytadło: Jakie są Twoje główne inspiracje artystyczne, zarówno w dziedzinie rysunku, malarstwa jak i literatury?
Krzysztof Klader: To i łatwe, i trudne pytanie. Po przestudiowaniu historii sztuki mam w głowie tysiące, jeśli nie dziesiątki tysięcy dzieł i autorów. W rysunku oprę się na kresce komiksowej, a tutaj mistrzowie: Moebius, Bill Sienkiewicz, Todd McFarlane. I robi się coraz trudniej, bo w malarstwie aż roi się od wspaniałych artystów. Inspiracji nie brakuje, a te jeśli właśnie ich potrzebuję, to znajduję je u Jacka Malczewskiego, Zdzisława Beksińskiego, Wojciecha Siudmaka, i wielu innych. Wspomnę tu jeszcze o pracach Wiesława Grzegorczyka w dziedzinie plakatu; gdy oglądam Jego plakaty, to trzymam się za głowę. To Geniusz! A w literaturze? Nie wiem czy to inspiracje, ale dobrze czuję się przy Orwellu, Kafce, Rolandzie Toporze. Muszę to przemyśleć, sporo tu surrealistów…
Czytadło: Jakie są różnice między tworzeniem murali a pracą nad płótnami, deskami czy ścianami w kontekście Twojej sztuki?
Krzysztof Klader: Różnice wynikają z materii, na której się pracuje; zasadniczo największa różnica występuje przy ścianie. Niejednokrotnie wielkość takiej ściany czy muru zmusza do większego rozmachu, dosłownie i w przenośni. No i oczywiście perspektywa i percepcja odbioru dzieła. Obraz na ścianie będzie inaczej postrzegany, niż klasyczny obraz na płótnie, czy desce. Najbardziej lubię pracować na płótnach i dużych formatach. Mogę sobie wtedy poszaleć, choć zawsze, kiedy odchodzę od płótna, czuję na sobie spojrzenia moich profesorów i którzy niezawodnie powtarzają: kolego, może i 2+2 równa się pięć albo trzynaście, ale do cholery wszystko w tym malarstwie musi się zgadzać!
Czytadło: Co skłoniło Cię do zadebiutowania w literaturze, pisząc powieść z gatunku kryminał/sensacja "Szepty ciemnych wód"?
Krzysztof Klader: Do debiutu literackiego skłoniła mnie chęć przeniesienia na karty powieści historia, która od bardzo długiego czasu chodziła mi po głowie. Sam czytając innych autorów, niemal od razu wchodzę w wymyślony przez nich świat. Dwa, trzy zdania i jestem już gdzie indziej. Byłem ciekaw, czy odbiór mojej powieści wśród Czytelników może być podobny. No i okazuje się, że tak. W recenzjach, opiniach i rozmowach z Czytelnikami mam tego potwierdzenie. Jestem z tego powodu bardziej niż szczęśliwy.
Czytadło: Jakie emocje lub doświadczenia chciałeś przekazać czytelnikom poprzez swoją debiutancką powieść?
Krzysztof Klader: „Szepty ciemnych wód” to właściwie same emocje: smutek, radość, gniew, zaskoczenie, odraza, wstręt, duma, ekstaza i wiele innych. To właśnie na emocjach zależało mi najbardziej. Fabuła powieści, miała za zadanie wydobyć ich jak najwięcej. Na samym smutku, radości czy żalu daleko bym nie zajechał. I o tych właśnie emocjach, których w powieści jest znacznie więcej, piszą mi i mówią Czytelnicy.
Czytadło: Jak muzyka, zwłaszcza ciężkie i mocne brzmienia, wpływa na Twój proces twórczy?
Krzysztof Klader: Muzyka. Muzyka! Nie przypominam sobie, żebym stworzył coś bez udziału muzyki. Uwielbiam. Najczęściej towarzyszą mi ciężkie dźwięki Black Metalu, Heavy Rocka i Hard Core. Takiej muzyki słucham od szczeniaka (miałem osiem lat i starszych kolegów, którzy włączyli mi Halloween „Keeper Of The Seven Keys” i powiedzieli, że od tej pory jestem „Metalem”). Później było już z górki: Dragon „Fallen Angel”, Death „Leprosy”, Obituary „The End Complete”. Nasz Kat, Vader, Mgła… a czy muzyka wpływa na mój proces twórczy? Tak, tak, po trzykroć tak!
Czytadło: Czy istnieją konkretne tematy lub motywy, które często pojawiają się w Twoich pracach artystycznych?
Krzysztof Klader: Jeśli pojawia się u mnie pojęcie „często” i jestem w stanie to wyłapać, to natychmiast włącza mi się wielkie, czerwone światło i schodzę z tej ścieżki świadomości. To alert, który zmusza mnie do znalezienia innego rozwiązania, ale tak; operuję motywami - niech to będzie na doraźny użytek – aniołów i demonów. Na tej amplitudzie emocji najwyższe i najniższe wychylenia dobra i zła.
Czytadło: Jakie są Twoje plany na przyszłość w kontekście twórczości artystycznej, zarówno w dziedzinie sztuk plastycznych?
Krzysztof Klader: Obecnie jestem skupiony na napisaniu kolejnej powieści. Mam pomysły na kolejnych dziesięć książek; teraz jest czas na drugą. Jak to się ma, na przykład do malarstwa czy rysunku? No chyba właśnie tak, że niemal równocześnie maluję i rysuję. Łapię się na tym, że nie mógłbym pisać bez malarstwa i nie mógłbym malować bez pisania. W moim przypadku te działania po prostu nachodzą na siebie, przenikają się i mają na siebie ogromny wpływ. Nie potrafię już chyba oddzielić od siebie tych dwóch dziedzin.
Czytadło: Skąd wziął się pomysł na stworzenie postaci Aleksandry Oreanki i jakie były inspiracje do jej stworzenia?
Krzysztof Klader: Od samego początku wiedziałem, że postacią wokół której będzie toczyć się fabuła książki, zostanie kobieta. Dlaczego? Bo moim zdaniem w kobietach jest tak ogromna skala emocji, że mężczyźni mogą tylko o tym pomarzyć. Dla przykładu zestawmy obok siebie wkurzonego faceta i podobnie, kobietę. Mężczyzna (relatywnie) wygląda na wkurzonego, ale u kobiet ta emocja jest spotęgowana do entej (takie mam przekonanie). Facet – niech będzie w literaturze – to prosta konstrukcja. Kobieta? W ich przypadku nieraz piekło zamarzło…
Czytadło: Jakie wyzwania stanęły przed Tobą podczas kreowania atmosfery mrocznego thrillera, zwłaszcza w kontekście serii makabrycznych zbrodni?
Krzysztof Klader: Rzeczywiście. Fabuła to jedno – szkielet, rusztowanie, ale atmosfera to już inna sprawa. I znów – atmosfera, klimat nie dają się zamknąć w konstrukcyjnych ryzach. Mam przekonanie, że są właśnie ulotne, bliżej ducha, niż ciała. Wyzwaniem było takie wykreowanie atmosfery wokół postaci, żeby ich otulała, z czasem gęstniała do tego stopnia, iż bohaterowie będą mieć kłopoty z odróżnieniem tlenu od dwutlenku węgla.
Czytadło: Czy istnieją rzeczywiste zdarzenia lub postaci, które stanowiły inspirację dla fabuły "Szeptów ciemnych wód"?
Krzysztof Klader: „Szepty ciemnych wód” to absolutna fikcja literacka. Wszystkie postaci i zdarzenia są wykreowane w mojej wyobraźni, natomiast niektóre miejsca, mogą się Czytelnikom wydawać znajome, bardzo znajome lub rzeczywiste. Tego będziemy się trzymać. Jestem pewien, że Czytelnik szybko odnajdzie się w realiach powieści.
Czytadło: W jaki sposób proces śledzenia zbrodni Tanatosa i odkrywania kolejnych zwłok wpływa na rozwój postaci Aleksandry Oreanki?
Krzysztof Klader: Nie chcę zdradzać zbyt wiele z fabuły powieści, ale rzeczywiście, podążanie śladem Tanatosa prowadzi redaktorkę Oreankę w najciemniejsze zakamarki jej niespokojnej duszy. Innymi słowy, obrazy zwłok, okoliczności ich odkrywania stają się źródłem jej psychicznego i fizycznego wyczerpania.
Czytadło: Dlaczego zdecydowałeś się umieścić akcję w środowisku lokalnej redakcji tygodnika? Jakie aspekty społeczne czy zawodowe chciałeś przez to przedstawić?
Krzysztof Klader: Na potrzeby fabuły powieści, umieściłem moich bohaterów w redakcji lokalnego tygodnika. To źródło i niejako centrum wydarzeń. W redakcji zbierają się ludzie, zbiegają informacje, jak w soczewce skupiają się pomysły, idee, relacje. Stąd też wszystko i wszyscy rozbiegają się po kraju, w poszukiwaniu Tanatosa.
Czytadło: Czy postać Tanatosa została stworzona na podstawie rzeczywistych psychologicznych profili przestępców, czy też była to czysta inwencja twórcza?
Krzysztof Klader: Tanatos, to czysta inwencja twórcza. To najbardziej tajemnicza i wielowymiarowa postać. Nawet fizycznie różni się od zwykłych bohaterów. Ani kobieta, ani mężczyzna. O Tanatosie piszę i myślę TO. Mam wrażenie graniczące z pewnością, że o Tanatosie jeszcze poczytamy i porozmawiamy.
Czytadło: Jakie wyzwania stanęły przed Tobą w kreowaniu psychologicznego portretu Aleksandry Oreanki, zwłaszcza biorąc pod uwagę jej zmaganie się z własnymi demonami i wizjami?
Krzysztof Klader: Przede wszystkim Aleksandra Oreanka miała mieć w założeniu wielowymiarowy charakter. Targana emocjami i wydarzeniami nie ma lekkiego życia. Jej przeszłość jest znaczona bólem i goryczą. Profil psychologiczny Olki jest dosyć skomplikowany. Nie tylko jej. Generalnie moi bohaterowie – nawet ci drugoplanowi – muszą się składać z mięsa i nerwów. To wszystko ma być ich nierozerwalną składową. Przyznaję, że budowanie postaci sprawia mi ogromną przyjemność.
Czytadło: W jaki sposób pracowałeś nad budową napięcia i atmosfery strachu, szczególnie w kontekście przekazywanych co tydzień lokalizacji kolejnych ofiar?
Krzysztof Klader: Myślę, że to wypadkowa wszystkich książek, które przeczytałem, filmów które obejrzałem i kliku sytuacji, w których na własne życzenie się znalazłem. Konstrukcja fabularna książki – cotygodniowe informacje od Tanatosa – zmusiły mnie do budowania i zwiększania napięcia. Pewnie jak w wielu gatunkowych pozycjach literackich czy filmowych.
Czytadło: Czy są jakieś elementy powieści, które odzwierciedlają aktualne wydarzenia społeczne lub osobiste Twoje przemyślenia?
Krzysztof Klader: Czytelnik może sobie pozwolić na dowolną inetrpretację „Szeptów ciemnych wód”. Utrzymuję, że powieść to czysta fikcja literacka i lepiej, że nie ma w tym przypadku odzwierciedlenia w aktualnych, czy nawet historycznych wydarzeniach. Czy w powieści są moje przemyślenia? O tak! Wszystko to przerobiłem już w swojej wyobraźni.
Czytadło: Jakie są Krzysztofie Twoje plany na przyszłość? Czy masz w planach pisanie kolejnych thrillerów, czy może innych gatunków literackich?
Krzysztof Klader: Jeśli chodzi o plany na przyszłość, to piszę kolejną powieść i będzie utrzymana w klimacie kryminału czy thrillera. Inne gatunki literackie również mam w głowie, ale na razie muszą poczekać w najdalszych zakamarkach mojej wyobraźni. Parę dni temu opowiedziałem pokrótce zaufanej osobie, o czym chciałbym jeszcze napisać, ale po kilku zdaniach gwałtownie mi przerwała mówiąc, że lepiej żeby o tym nie opowiadać i najlepiej nie dotykać pióra. No to chyba jednak napiszę…
- Kim jesteś? - spytała Ola, pochylając się nad telefonem. Musiała powtórzyć, bo pierwsza próba wypadła ledwie słyszalnie.
- Moja tożsamość w tej chwili interesuje wyłącznie policję. Daj im spokój i pozwól popracować, chociaż organy ścigania nie będą mogły odwzajemnić się tym samym wobec ciebie.
Z grubsza potrafię przewidzieć, kiedy będziesz mogła odpocząć, ale w najbliższym czasie nie licz na to. A oni? W końcu biorą za tę robotę niemałe pieniądze i potencjalny sukces w tej sprawie może podnieść słupki zaufania do tej formacji o kilka punktów procentowych. Nie życzę im sukcesu, ale finał może być zaskakujący. Nieprzewidywalny dla wszystkich stron. Zadawaj pytania, Olu, a jeśli nie możesz, to poproś kogoś z milczącego towarzystwa o wskazówkę. Tam, aż kipi od pomysłów, wyrywają się do roboty. Ja słucham.
Kielanowicz wyrwał z notesu kartkę i coś nabazgrał, podsuwając Oreance. Ola musiała tylko odczytać treść:
- Aldona Muszyńska. Gdzie jest ciało? Gdzie są ukryte zwłoki?