Do pewnego momentu zgadzałam się z opiniami tych Czytelników, którzy twierdzili, że seria z czasem zdaje się coraz bardziej monotonna, a formuła się wyczerpuje. No bo ileż można czytać tekstów pani Cichy, ciut niewybrednych językowo, czy rozważań pana Spocka, pieczołowicie obliczającego czas, jaki pozostał mu do zgonu? I ile można znosić to, że czegokolwiek się tkną pan hrabia z rodziną to im się nie uda? Nie wiem jak kogo, ale mnie to zaczynało już nie tylko męczyć, a frustrować. Owszem, przyjemne w czytaniu, zabawne (choć i do tego można przywyknąć, ach, gdzież te salwy śmiechu, towarzyszące lekturze pierwszej części!), niektóre (rewelacyjne) teksty z serii: "zapisać, zapamiętać, używać", noale.
Tymczasem akcja tego tomu w pewnej chwili (mniej więcej od momentu pojawienia się ciotuni Nory) zaczyna jakby nabierać nowego ducha, rozpędu, coś się zaczyna dziać i czuje się, że nadchodzą zmiany. Zmiany w bohaterach, zmiany bohaterów, delikatny powiew nieuniknionej nowości, cień nostalgii, no i wreszcie coś się państwu hrabiostwu udaje. Dlatego ocenilam tę część na gwiazdkę wyżej, niż poprzednią i chętnie przeczytam kolejną, mając nadzieję, że jej potencjał nie zostanie zmarnowany.