On – wędrowiec co rusz tracący równowagę. Oni – przodkowie z linii tych, za
których decydowały nogi, opętani niewyjaśnionym pragnieniem, by iść przed
siebie. Cierpiący na dromomanię, na obłęd wędrowczy, złączeni niewidzialną
nicią szaleńczego porozumienia, nieświadomie, niczym w głębokim śnie,
pokonują kolejne kilometry. Burroughsowski Tanger, ciasne zaułki Fezu i Neapolu, spękane uliczki Sofii, tętniący gorączką Stambuł. Za sprawą wyższej
konieczności, z nieuświadomionej potrzeby ucieczki, z powodu nieujarzmionego
sennowłóctwa.
Olśniewająca proza Wojciecha Nowickiego to studium
niewyrażonego obłąkania i oszałamiająca przeprawa przez cieśniny szaleństwa,
które drzemie w każdym z nas.