"Lato, gdy mama miała zielone oczy" mołdawsko-rumuńskiej pisarki Tatiany Tibuleac to niepozorna objętościowo powieść, która aż kipi od emocji. Na tych zaledwie 150 stronach autorka epatuje całą paletą odczuć - od pełnego wzruszeń oddania do skrajnej nienawiści. Nieczęsto zdarza się taka historia, niemal gęsta od wewnętrznych wrażeń.
Aleks będący uznanym malarzem, za namową terapeuty wraca wspomnieniami do pewnego lata we francuskiej wsi, gdzie wraz ze swoją mamą spędzał ostatnie wspólne wakacje. Poznajemy zbuntowanego nastolatka, który zamiast jechać z kumplami szaleć w Amsterdamie, trafia na peryferie świata, gdzie chyba po raz pierwszy (i zarazem ostatni) uda mu się nawiązać z chorą rodzicielką prawdziwą, głęboką relację.
Poznajemy dzieciństwo bohatera naznaczone traumą, odkryjemy cierpienie, które przyczyniło się do załamania kobiety a w rezultacie do odrzucenia Aleksa, niszcząc na długo ich wspólną więź.
Podróż do Francji stanie się nowym rozdziałem, w którym dokona się całkowita zmiana w małym mikrokosmosie tych dwóch osób. Wyprawa pełna barw, smaków i zapachów, intensywności i ekscytacji, opowiedziana pięknym, utkanym z oniryzmu językiem. Ujmująca choć chwilami bolesna opowieść o rozpadzie i scalaniu, odnajdywaniu i stracie. Historia niezmiernie trudnej miłości.
"Lato, gdy mama miała zielone oczy" to książka o przemijaniu,o potrzebie komunikacji i bycia blisko, o...