Dotychczas wydawało mi się, że znacznie trudniej jest mi napisać recenzję książki, która mi się spodobała. No bo jak przekazać zachwyt nad czyimś dziełem, nie odstraszając przy tym potencjalnego odbiorcy? Teraz jednak trudno jest mi się zebrać do pisania opinii o książce, która patrząc na przeszłość jaka wiąże mnie z autorem, powinna mi się spodobać. Niestety tak się nie stało.
Eliana, główna bohaterka książki jest Amerykanką, która zakochawszy się w przystojnym Włochu, przeprowadza się do kraju, który słynie z dobrego jedzenia, klimatu czy języka. Na miejscu okazuje się, że wymarzona przez nią przyszłość, nie pokrywa się z jej wyobrażeniami. Zdrady męża, choroba syna powodują, że kobieta czuję się coraz bardziej obco w otaczającej ją rzeczywistości. Kiedy traci nadzieję w to, że jej los może się odmienić, na jej drodze staje Ross. Czy dzięki niemu odzyska wiarę w lepsze jutro?
W tej książce było wszystko czego potrzeba dobrej powieści obyczajowej, a ja czuję się jakbym nic z niej praktycznie nie dostała dla siebie. Kocham powieści Evansa, tym bardziej jest mi przykro przyznać, że tym razem to, co stworzył mnie nie porwało. Żałuję, że poprzez brak zaangażowania w fabułę, utraciłam szansę na wejście we włoski klimat, na który zawsze reaguję pozytywnie. Nakład tej książki w Stanach wyniósł 13 milionów egzemplarzy. Pierwszy raz od naprawdę długiego czasu ta liczba okazała się dla mnie pechowa. Ode mnie z ciężkim bólem serca 4/10.