Oto komnata rozświetlona płomykami świec...
Śmierć jest u Pratchetta, jak to u normalnego Germanina (czytaj: Anglo-Sasa), facetem. I nudzi go już trochę rutyna własnego zajęcia - zawsze to samo. Chciałby spróbować czegoś nowego, niechby to i była jakaś ludzka rozrywka, czy po prostu inne zajęcie. Dlatego bierze na zastępstwo czeladnika. Wybiera go sobie w Ramtopach, górach "o większej ilości geograficznych szczegółów, niż mogłoby to im wyjść na zdrowie", znanych na całym Dysku z magii. Tam na wsi, w okolicy, która nie była dość bogata, by ją było stać na złodziei, w domu Lezka urodził się Mort(imer) - chłopak, który był o tyle niebezpieczny, że próbował zrozumieć świat. A może to być trudne w okolicy, w której chłopi zbierają plony zanim posieją, ponieważ uprawia się tam odmiany zeszłoroczne. Żyje się tam spokojnie - z dala od miast, w których życie pulsuje całą dobę, i w których roi się od dostawców natychmiastowej transcendencji... Dodatkowo w grę wchodzą, jak to u młodych, hormony i cóż więcej dodać - komedia pomyłek gotowa.