Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "lecz domke", znaleziono 52

Poczuł gniew – niemal tak duży, jak jeszcze kilka minut wcześniej wobec samego siebie. Oto miał przed sobą dziecko skrzywdzone przez tego, kto powinien je chronić, kto zawsze powinien przedkładać jego dobro ponad wszystko inne. Dziecko, którego dom rozsypał się jak domek z kart.
-Domek przy plaży nie musi stać przy plaży - powiedział mędrzec. - Choć trzeba przyznać, że tam są najlepsze. Lubimy znajdować się na granicach.
-Co pan powie?
-Gdzie woda spotyka się z ziemią. Gdzie ziemia spotyka się z powietrzem. Gdzie spotykają się duch i ciało. Uwielbiamy stać po jednej stronie i obserwować przeciwną.
Kobieta ma dwadzieścia sześc lat, pracę w korpo, nowoczesne poglądy, seks jest dla niej potrzebą fizjologiczną, a nie czymś, o czym warto pisać poematy, zresztą ona nie czyta poezji... Ale pojęcie o wystroju wnętrz ma jak dziewczynka meblująca domek dla lalek.
W otchłani nocy i snu rozlegają się głosy, których wolelibyśmy nigdy nie usłyszeć. Są one jak wspomnienie lęków z czasów dzieciństwa, kiedy to natychmiast po zamknięciu drzwi i zgaszeniu światła każdy przedmiot w pokoju, każdy kształt mógł się zmienić w potwora; kiedy leżąc w łóżku- tej szalupie ratunkowej płynącej po niespokojnych wodach nocy- mieliśmy straszliwą świadomość naszej małości i kruchości. Te głosy przypominają nam, że śmierć jest częścią życia, a nicość zawsze jest tuż-tuż. Że wszystkie mury, które wznosimy wokół siebie nie są trwalsze od domku ze słomy i domku z drewna z bajki.
Chyba nigdy wcześniej nie czuł się tak bardzo samotny. Zaciskając zęby w bezsilnej złości, z twarzą mokrą od łez zszedł do piwnicy i kopniakami zniszczył domek z patyczków od lodów, który tygodniami budował dla Wiktorii. A kiedy zabrakło mu gniewu i łez, ruszył przed siebie.
Czekam na te dwa miesiące beztroski z utęsknieniem. Mimo wszystko wyjeżdżam z rodzicami i młodszym bratem do domku nad jeziorem, nie sądziłem, że czeka mnie tak niesamowita przygoda, rodem z książek czy filmów, a ja zagram główną rolę – odkrywcy, posiadacza tajemnicy, zdobywcy skrzyni skarbów.
A zbrodnie doskonale zaplanowane często sypią jak domek z kart, bo albo coś w tych planach przeoczono, albo zaistniały nieprzewidziane okoliczności. Dlatego trudniejsze do wykrycia są często zabójstwa przypadkowe, spontanicznie, bez jasnych motywów. Tu jednak z pomocą przychodzą nowoczesne techniki identyfikacji i wykorzystywania śladów. Bo zostają one nawet tam, gdzie, wydaje się, że ich nie ma.
Nie powinno się rozdrapywać starych ran. Blizny najlepiej zostawić w spokoju. Wspomnienia były jak atrament przypadkiem wylany na puste kartki. Nieważne jak bardzo chciało się go zetrzeć – nie znikał. Co najwyżej powstawały dziury, których nie mogłem załatać. Nie po to przecież tyle pracowałem nad sobą, by teraz rozsypać wszystko jak domek z kart.
"Myślał, że rozdawał karty? Ja zamierzałam stawiać z nich domek, a on i jego pieprzona dominacja rozwaliłyby go z łatwością. Tak jak on rozwaliłby mnie. Zniszczyły mnie. Spieprzył, rozłożył na części pierwsze, rozbił moje atomy, tylko po to, by zaprezentować swoją siłę. Cholerny bogacz. Myślał, że uciszy mnie dokumentem? Że kupił mnie w momencie, gdy na mnie spojrzał?"
Miałem szczęście odwiedzić Abderę. Jej mieszkańcy żyją zwyczajnie, są mili i uczynni. Spacerując wśród ich domków krytych czerwoną dachówką, zastanawiałem się czym sobie zasłużyli na tak podłą opinię wśród Hellenów? Przyznam, że nic sensownego nie przychodziło mi do głowy, poza konstatacją, że klimat Tracji może być nieprzyjemny dla mieszkańca Attyki, czy Peloponezu.
Dlaczego ona i pan Gianini nie używali środków antykoncepcyjnych? (...) Co stało się z jej kapturkiem dopochwowym? Wiem, że go używa. Raz kiedyś, kiedy byłam mała, znalazłam go pod prysznicem. Zabrałam go sobie i przez parę tygodni służył jako basenik dla ptaków w ogródku mojego domku dla Barbie, aż mama wreszcie go znalazła i zabrała z powrotem.
...antypatyczny osobnik o nazwisku Cottet, pewny siebie, pamiętajcie, że jesteście na moim terenie, proszę usiąść, czym mogę służyć, ale nie mogę wam poświecić dużo czasu. W rzeczywistości Cottet przypominał domek z kart. Należał od ludzi, którymi potrafi zachwiać byle drobiazg.
Irving drżącymi rękami dopiął ostatnie guziki płaszcza. W lodowym domku było bardzo ciepło; jak na ironię, to właśnie przyprawiało go o dreszcze. Czuł, że foczy tłuszcz dotarł już do jego jelit i porucznik uznał, że najwyższy czas wracać. Miał nadzieję, że zdąży dotrzeć do ubikacji na Terrorze i że nie będzie musiał załatwiać potrzeby na lodzie. Miał dość kłopotów, kiedy odmroził sobie nos.
Słońce przechyliło się już trochę ku zachodowi, rozświetlając panoramę całej kotliny i ciągnącej się hen w dole otwartej przestrzeni lasów i dolin. Można było zobaczyć nawet maleńkie domki, chaotycznie rozrzucone wokół osi wyznaczającej najdłuższą wieś w Polsce. Zawoja wyglądała jak jakaś magiczna makieta mikroskopijnych zabudowań rozpościerających się tam daleko aż po horyzont.
Biały domek, z jednej strony porośnięty bluszczem, drewniany płot, zza którego wystają malowniczo badyle po przekwitniętych słonecznikach, a za płotem łąka i las. I wiesz, że wiatr w gałęziach naprawdę wygrywał prawdziwą muzykę? Wystarczyło się wsłuchać, a wśród złotych i czerwonych liści brzmiały rapsodie, i sonaty, i walce… A gdy do chóru włączył się jakiś dzięcioł, to nawet marsze.
Te bzdury, które faktycznie robisz. Jak to, no wiesz, że potajemnie mówisz gościom przy kolacji, aby nie tykali indyka żony, ponieważ jest różowy jak domek Barbie, a potem sam zjadasz połowę i walczysz z salmonellą, zamiast zwyczajnie powiedzieć jej, aby wrzuciła go do piekarnika na kolejne czterdzieści pięć minut. – Kładę dłoń na sercu, ciesząc się z miny Angela, zamieniającej się w groźny grymas. – W takim przypadku z pewnością mamy do czynienia z prawdziwą miłością.
Pochodzę z dużego miasta, z wielu miast. Przeczytałem, było wielu ludzi wokół mnie, pochwała, nagana, pytania, losy. Właśnie przespałem noc w ojczyźnie, w małym domku nad Krutynią. Na małym cmentarzu za ogrodzeniem spali moi dziadkowie, a przede mną leżało zakole rzeki, a za nią rozciągały się bezkresne lasy. Wszystko było szare i zimowe i cicho jak makiem zasiał. I widziałem tylko, że było tylko jedno prawo, po tym jak wszedłem i poszedłem dalej, i zadrżałem trochę przed wielkością i melancholią tego prawa.
– Musimy być grzeczni, Malcom – powiedziała do zwierzaka poważnie, patrząc mu w jedno
ślepię. – Ania i Connor pomagają mamusi. My nie mogliśmy z nią jechać do Nowego Jorku,
wiesz?
 Stojącą w drzwiach Ankę zastanowiło, na ile to dziecko rzeczywiście wierzyło, że pasiasty
pluszak rozumie, co do niego mówi. Lily wyglądała na przekonaną, że przyjaciel uważnie jej
słucha.
– Potraktujmy to jak zabawę. Będziemy udawać, że bawimy się w dom. Wyobraź sobie, że
jesteśmy w innym, nowym domku. Co ty na to?
- Potrafisz zauważyć to i owo, nie ma co — oświadczyła, pykając energicznie. - Zauważasz, zauważasz, zauważasz. Będziemy musiały cię nazwać panną Zauważalską.
- Z pewnością zauważyłam, że kiedy myślisz coś, co ci się nie podoba, zawsze bawisz się fajką - odparła Agnes. - To aktywność zastępcza.
Otoczona chmurą słodko pachnącego dymu, niania przypomniała sobie, że Agnes czyta książki. Wszystkie czarownice, które mieszkały w jej domku, były typami książkowymi. Wierzyły, że można zobaczyć życie poprzez książki, ale to niemożliwe, a to z tej przyczyny, że słowa przeszkadzają.
Teodor był baranem francuskim, co w praktyce oznaczało, że jego uszy, zamiast sterczeć do góry, majestatycznie zwisały. Matylda była mixem europejskim, co, jej zdaniem, dawało licencję na burzenie wszelkich porządków. Pani była zgrabną Dwunożną o artystycznej duszy (Teodor i Matylda nie bardzo rozumieli, co to znaczy, ale chyba miało związek z rysowaniem), a Dziewczynka była po prostu rasowym potworem. I to właśnie Dziewczynka przyniosła wieczorem Żabę... Teodor poczuł, że żołądek zamienia mu się w supełek. Powróciła straszna myśl, że... w Domku w nocy wydarzyło się Coś Złego.
Na pewno każdy z was stracił w swoim życiu ukochaną osobę, nie pytam o więcej, wiem, jaki to jest ból, rozumiem wasz gniew, żal i wstyd. Ja właśnie to czułam, czułam, że zdradziłam siebie samą i Orlanda. On obdarzył mnie uczuciem, ja to odwzajemniłam, a później go zdradziłam i to wszystko stało się przeze mnie. Moja obecność w tym miejscu wszystko pogarszała, było coraz gorzej, bałam się, że każdy, kogo tutaj pokocham, od razu zostanie mi zabrany, w żadnym życiu nie miałam szczęścia do ludzi i do jakichkolwiek uczuć, nawet tutaj.
Wszystkie moje sny w ostatnim czasie były rozmazane, niepełne i bardzo niewyraźne, dzisiejszy był bardzo podobny, przebłyski z innego świata, dokoła zieleń, mały drewniany domek w lesie, śmiechy moje i kogoś jeszcze.
Klara nie krzyczała. Mówiła cicho, trzymając winowajcę za ucho. Nie ściskała mocno, nie ciągnęła, tylko trzymała miękki, ciepły płatek ucha swoimi zimnymi palcami, lecz chłopak zaczynał się trząść. Leciały mu z oczu łzy jak groch. Płakał bezgłośnie, bo Klara nie cierpiała dudlenia.
Winowajca musiał iść do czerwonego domku. Wtedy Klara pozwalała mężczyźnie pić alkohol. Od sińców i opuchlizny gorsze było co innego. To było gorsze od izolatki i głodu.
Mężczyzna tego potrzebował. Był jak dzikie zwierzę na małym wybiegu. Trzeba było go poskramiać batem i rzucać mięso.
Kiedyś zapytał, czy dziewczynki też są zepsute. Pięćdziesięcioletni, duży i silny, o ryżawych włosach. Uśmiechał się krzywo. Jego żona zmarła, dorosłe dzieci wyjechały za granicę. Nie wrócą. Nieogolony.
Czuła od niego alkohol.
– Czego chcesz?
– Pani wie.
Patrzył na Klarę. Nie spuszczał oczu.
– Najstarsza jest do rzeczy.
Klara się go nie bała. Będzie utemperowany. Najpierw ona zrobi porządek z Magdą.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl