Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "leto dniem", znaleziono 13

(...) Pewnie, że jestem rozmowna! Język mi lata jak taśmociąg w supermarkecie w dniu wypłaty.
-Beatrice, ty urodziłaś się na początku września. Pod koniec lata, gdy świat jest pełen zapachu i kolorów i z każdym dniem jest ich więcej. Urodziłaś się i na świecie powitały cię jasności piękno. Pewnie wydawało ci się, że trafiłaś do raju (...).
- A ja przyszedłem na świat w najciemniejszej porze. 24 grudnia. 21 grudnia to najkrótszy dzień roku. 24 nie jest lepiej. Właściwie to nawet nie dzień, to wieczna noc.
Tego lata pogoda wyjątkowo kaprysiła. Raz świeciło słońce i dzień rozpieszczał przyjemną aurą, a nazajutrz lało jak z cebra. Istny chaos.
Jedynym wytchnieniem w jej beznadziejnej egzystencji stało się czytanie. Przez pierwsze lata, gdy biblioteka stała całkiem pusta, oddawała się swojemu ulubionemu zajęciu przez cały dzień roboczy, bez przerwy.
Tymon z dnia na dzień czuł się coraz bardziej przytłoczony. Miał wrażenie, jakby odchylił drzwi szafy, do której przez minione lata upychał zbędne przedmioty, a cała nagromadzona graciarnia zwaliła się na niego swym ciężarem.
Prawdę mówiąc, czas jest złodziejem kradnącym kolejne kawałki twojego życia i umysłu, powodując, że w końcu znajdujesz się na granicy między szaleństwem a dniem codziennym. Chcesz odzyskać te lata, które przepadły, ale wiesz, że to niemożliwe. Taka walka bez szansy na odniesienie zwycięstwa.
Ludziom często wydaje się, że stagnacja to coś negatywnego. Okres, w którym każdy poprzedni dzień zlewa się z następnym i kolejnym. W ten sposób mijają tygodnie, miesiące, lata. Tak kształtuje się codzienność milionów osobników żyjących na całym świecie. Szara, nudna i do bólu przewidywalna. Praca, dom, leniwe wieczory spędzane na kanapie, kilkugodzinny sen. A potem powtórka wszystkiego. Koło toczy się dzień w dzień, a jedynym bodźcem mogącym je zatrzymać wydaje się śmierć.
Mam 22 lata. Niewiele wiem o świecie. Nie umiem znieść samotności, nienawidzę rozstań i tęsknoty. Nie lubię sama stanowić o sobie i muszę komuś ufać. Potrzebuję nieustannej opieki, troski, czułości, chcę być kochana i kochać co dzień mocniej, aż do bólu. Chcę być całkowicie bezpieczna, chcę mieć dom, prawdziwy dom. Im bardziej sama, tym bardziej z NIM.
Minęły dopiero dwa lata, odkąd do szpitala w Lenox Hill zgłosił się mężczyzna z bólem klatki piersiowej. Wystarczył jeden dzień, żeby Choroba opanowała cały budynek, a zrekonstruowana trasa Pacjenta Zero przez miasto była jak otwarta rana, z której infekcja rozlała się po całej mapie. Gdy tylko został zidentyfikowany, pojawił się kolejny chory, i następny, i jeszcze jeden, aż stało się jasne, że Choroby nie da się zamknąć w jednym miejscu.
Przechodzę jako ostatni przez dziurę w płocie. Zahaczam o powyginane druty butem. Jest ciemno. Biorę głęboki wdech. W nocy jest trochę chłodniej niż w dzień. Tego lata upały osiągają rekordowe temperatury, całe szczęście, że mieszkamy nad morzem i możemy się ochłodzić w Bałtyku. Po sforsowaniu ogrodzenia idziemy kilka metrów wąską ścieżką i zatrzymujemy się przed opuszczonym budynkiem. Wyciągam z kieszeni latarkę, którą z nas trzech mam jako jedyny, włączam ją i oświetlam schody prowadzące do wejścia.
Wszystkiemu winna była niedziela i plebanus Piotr, który nawoływał z mównicy, że w tym świętym dniu nie lza działać, jeno nawiedzać świątynię. Jeszcze nie tak dawno nikt w okolicy do żadnego kościoła nie chodził, lecz trzy lata temu z Krakowa przyjechał duchowny Piotr i powołując się na biskupa oraz xiędza Wawelu, zajął przy pomocy stróżów najlepszą ziemię nieopodal wioski i rozpoczął budowę drewnianego kościółka. A potem zażądał, by ludzie łożyli na jego utrzymanie. Tak oto Myslenicze stały się w dolinie Raby ostoją prawdziwej wiary. Nie żeby wcześniej tutejsi chłopi nie byli krześcijanami – nie to co te pogańce z Kurosęk, nadal oddające cześć demonom Welesa.
Przez te lata usilnie próbowała odsłonić prawdę uniwersalną, którą bezlitośnie obnaża dopiero starość, że ludzka egzystencja to przechodzenie z nicości w nicość. Jesteśmy jak te biedne chomiki uwięzione w klatce: kręcimy się w kółko i nie posuwamy ani o krok do przodu, choć utrudzeni i wyczerpani wierzymy, że przemierzyliśmy tysiące kilometrów życia, a nasz wysiłek się opłacał. Zasługujemy więc na spokojny sen. Musimy zebrać siły, ponieważ jutro czeka nas nowy dzień. Kolejne złudzenia, nowe cele i wyzwania. Znowu kręcimy się jak w kieracie, w złudnym poczuciu, że zmierzamy dalej i dalej, choć nie zbliżamy się nawet o milimetr do utraconego raju, gdzie wszystko nabrałoby sens.
Lubię budować swą rzeczywistość na wzór tego, co bezpowrotnie minęło - i często włóczę się jak cień bez potrzeby i bez celu, ponuro i smutno po petersburskich zaułkach i ulicach. I cóż to za wspomnienia! Przypomina mi się na przykład, że w tym właśnie miejscu akurat rok temu, aukrat o tej samej porze, o tej samej godzinie włóczyłem się, tak samo samotny, tak samo posępny jak teraz! I przypominam sobie, że i wtenczas marzenia były smutne, a choć i dawniej nie było lżej, zdaje mi się, że jednak jakoś lżej i łatwiej było żyć, że nie było tych, czarnych myśli, które się teraz do mnie przyczepiły, że nie było tych wyrzutów sumienia, wyrzutów mrocznych, ponurych które ani w dzień, ani w nocy nie dają mi teraz spokoju. I pytam sam siebie: "Gdzież twoje marzenia?" I kręcę głową, mówiąc: "Jak szybko upływają lata!" I znów pytam sam siebie: "Cóżeś zrobił ze swymi latami? Żyłeś czy nie? Spójrz - mówię do siebie - spójrz, jak na świecie zaczyna być chłodno. Napłyną jeszcze lata, a po nich nadejdzie ponura samotność, nadejdzie z kosturem ponura starość, a z nimi - smutek i troska. Zblaknie twój fantastyczny świat, zamrą, uwiędną twoje marzenia i osypią się jak żółte liście z drzew." O panno Nastusiu! Przecież smutno będzie pozostać samemu, zupełnie samemu, i nawet nie mieć czego żałować - niczego, zupełnie niczego. bo wszystko, co straciłem, było niczym, głupim, okrągłym zerem, było tylko marzeniem!
© 2007 - 2024 nakanapie.pl