Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "lobby do nas", znaleziono 29

Prezydentowa to czarownica, która powinna się poddać eutanazji. Prezydent to oszust ulegający lobby żydowskiemu. (Tadeusz Rydzyk o M. i L. Kaczyńskich.
Głodówka również dobrze robi szarym komórkom. To wszystko kwestia inteligencji, a nie kalorii. Choć lobby przemysłu spożywczego stara się nam wmówić co innego.
Albowiem wszechobecność homoseksualistów w Watykanie to nie wypaczenie, to nie kwestia jakiejś „czarnej owcy”, „zgniłego jabłka” czy „zepsutej ryby zaplątanej w sieci”, jak przekonywał Joseph Ratzinger. Nie chodzi o „lobby”, o odszczepieńców, nie ma żadnej sekty ani masonerii w łonie stolicy apostolskiej – to system. Homoseksualiści nie są nieznaczącą mniejszością, są zdecydowaną większością.
Najlepsza praca to dobrze płatne hobby.
Trzymanie się życia ciężko sklasyfikować jako hobby.
Musisz przyznać, że trzymanie się życia to prawdziwe hobby. Tak już jest.
Pasja to coś, czemu się poświęcasz, inaczej pozostanie na zawsze hobby.
Czuję, że podryw to jej ulubione hobby, o ile nie wręcz dorywcza praca.
Nie ma złych psów, Bobby. Są tylko źli ludzie. Tu po prostu potrzeba miłości.
- Czy Billy mnie nie zabije, jeśli się dowie?
- Nie. Uprzedziłem go, że twoim hobby jest deprawowanie nieletnich.
Chaos jest po­chop­ny. Ale Cier­pli­wość… Ach, Cier­pli­wość wie do­kład­nie, kiedy ude­rzyć.
– Kiedy po­znasz praw­dzi­wy smu­tek, nie po­czu­jesz się już le­piej. – Słowa Piery były sta­now­cze, ale de­li­kat­ne. – Nie doj­dziesz do sie­bie, a je­dy­nie stward­nie­jesz. Na­uczysz się zno­sić rze­czy, które wy­da­wa­ły się nie do znie­sie­nia. Znaj­dziesz spo­sób na od­bu­do­wę sie­bie, nawet mimo braku klu­czo­wych ele­men­tów.
Kiedy wkładamy szpitalne uniformy, zaczynamy odgrywać przypisane nam role. Dociera do mnie, że nie traktowałem ich wcześniej jak normalnych ludzi, którzy mają swoje życie, hobby, a nawet poczucie humoru
My tylko myślimy, że jesteśmy wolni. Nasze życie kształtują ludzie, których poznajemy przypadkiem, miejsca które przypadkiem odwiedzamy, praca i hobby, na które natrafimy przypadkiem.
Oni zawsze wolą ganiać przestępców, niż zapobiegać ich czynom. Takie mają widać hobby. Poza tym ostatnio zajęci są głównie obławami na jakąś staruszkę, która protestuje przeciw rządowi, i tak ich to pochłania, że nie mają czasu na inne atrakcje.
Prawdę mówiąc, ostatnio nie wiem, czym jest dla mnie garncarstwo. Wystarczyłoby, żebym traktowała je lekko, jako hobby, ale chyba ciągle mam jakieś oczekiwania, bo ostatecznie postrzegam je jako sposób na zmianę samej siebie.
- Każdy musi mieć jakieś hobby - rzekł wielebny Jacobs. - I każdy musi doświadczyć jednego czy dwóch cudów, choćby po to, by uzyskać dowód, że życie to coś więcej niż tylko długa, mozolna wędrówka od kołyski po grób.
Według niej siedzenie nad woda i gapienie się w spławik to nie hobby, tylko przykra konieczność życiowa, gdy konasz z głodu i ryba może cię uratować przed śmiercią. Wędkarze na pewno byliby innego zdania, więc zachowała tę opinię dla siebie.
Czasami dom jest tam, gdzie serce twoje pomyślał w duchu Eddie. Wierzę w to, stary. Bobby Frost powiedział, że dom to takie miejsce, które gdy tam przyjdziesz, zawszę cię przyjmie. Niestety, jest to również miejsce, które gdy już tam zawitasz, nie ma ochoty cię wypuścić.
Zacisnęła w dłoni kulkę na wpół rozpuszczonej czekolady i rzuciła w niego. Wydał okrzyk zaskoczenia, kiedy zimna breja uderzyła go w szczękę. Szybko sięgnął po pojemnik. - To będzie rzut karny za zbędną brutalność. - Bobby Tom. - zapiszczała, gdy zagarnął całą dłoń lodów, upuścił ją na jej brzuch i zaczął rozsmarowywać dłonią po skórze. Krzywiąc się z zimna, starała się zrzucić go z siebie. Posłał jej przekorny uśmiech. - Powiedz: „Wybacz mi, Bobby Tom, mój panie, te wszystkie kłopoty. Obiecuję, że od teraz uczynię każdą rzecz, którą każesz mi zrobić. Amen".
Wnętrze mieszkania wypełniał intensywny zapach świecy sojowej lub wosku, ewentualnie jakiegoś olejku. Jego żona od jakiegoś czasu interesowała się aromatoterapią, zamówiła mnóstwo przeróżnych zapachów. Codziennie testowała inny. Powoli tracił cierpliwość do tego nowego hobby, ale nic nie mówił.
Zmywając statki po obiedzie doznałem dręczącej pokusy, żeby zawartość urny też spłukać do zlewu.Urna ogromnie by mi się przydała bo obiecałem sobie, że w przyszłym roku zajmę się smażeniem owoców - emeryt powinien przecież mieć niejedno hobby, jeżeli nie chce starzeć się zbyt szybko - i napełniona dżemem wyglądałaby estetycznie na nakrytym do podwieczorku stole.
– Arthur, jak skończycie, wpadnij do mnie. Popatrzymy na moją pozycję – powiedział.
– W żadnym wypadku! – krzyknął Fischer. – Art jest moim sekundantem. Wynoś się stąd.
– Ty samolubna świnio! – zdenerwował się Benko. – Twoja pozycja jest remisowa, a ja mam szansę wygrać z Petrosjanem. Arthur powinien pomagać obu graczom amerykańskim.
– Amerykańskim? Ty węgierski Żydzie!
– Powtórz to jeszcze raz, Bobby, a dam ci w mordę – powiedział Benko spokojnie, ale już się w nim gotowało.
– Gówno jesteś, nie Amerykanin! Plugawy węgierski Żyd! – Fischer wył ze złości.
Benko doskoczył do niego i uderzył go w twarz. Otwartą dłonią, ale mocno. Bisguier był tak zaskoczony tym, co się stało, że zmartwiał.
Fischer był przerażony. Benko czekał. Czy Bobby wstanie i mu odda? Czy będzie walczyć? Bobby siedział i patrzył. Niemo skomlał i błagał o litość oczami. Benko odwrócił się i wyszedł. Pieprzony tchórz. Widział już takich, co przywykli do bezkarnego obrażania ludzi. Kiedy w końcu ktoś im się ostro przeciwstawi, to tchórzą, zamieniają się w małe, przestraszone, skrzywdzone dzieci.
Później, kiedy ochłonął, zrozumiał, że zrobił źle. Fischer był chory. Benko żałował, że go uderzył.
Władza podatkowa, jeśli raz ją przyznać, nie zna granic; pożera wszystko i wszystko niszczy. Nie żartowałem, kiedy poradziłem im, by sięgnęli do własnych sakw. Być może nie zdołamy ocalić się przed rządem - czasami wydaje mi się, że rząd to nieunikniona choroba ludzkości. Ale niech będzie mały, słaby i niegroźny - a czy można lepiej osiągnąć ten cel, niż zmuszając samych rządzących do opłacania kosztów ich antyspołecznego hobby.
- mówi Bąk. - Przychodzą do mnie, bo leczę za darmo. Wstydziłbym się żądać od matki pieniędzy, jak nie wiem, czy ona będzie miała na bułeczkę dla dziecka. Lekarz bierze tyle i tyle za amputację piersi. To ile ja miałbym brać? Tyle samo? Mniej? Jakbym miał brać pięć złotych, to wolę nic nie brać. Ja to po prostu uiwelbam. Uzdrawianie to moje hobby.
Odwiedzając różne fińskie szkoły, widywałem kompetentnych, ciężko pracujących nauczycieli, którzy podchodzili do zawodowych problemów z wnikliwością. Nie spotkałem jednakże zbyt wielu takich, którzy z własnej woli podejmowaliby konkretne kroki, by się doszkalać, czy to czytając literaturę branżową, biorąc udział w letnich akademiach, czy wprowadzając w klasie nowe metody pedagogiczne. Rozmawiałem z wieloma Finami, przedstawicielami różnych profesji, którzy zdawali się raczej wyznawać zasadę ‘pracuj, aby żyć’, nie zaś ‘żyj, aby pracować’. Byli zadowoleni ze swojej pracy, ale woleli poświęcać wolny czas na hobby niż na inwestycje w rozwój zawodowy.
Regina doceniała finansowe wsparcie Paula, ale nie cieszyła się z jego odwiedzin. Dochodziło między nimi do scysji na tle warunków, w jakich wychowywany był Bobby.
– Czemu nie pójdziesz z nim do lekarza? Kaszle i cieknie mu z nosa. Kiedy ostatnio jadł pełnowartościowy domowy obiad? Spójrz na jego obuwie.
– Myślisz, że ja śpię na pieniądzach? Za co mam mu kupić nowe buty? I tak z nich wyrośnie.
– Mogłabyś tutaj posprzątać. To nic nie kosztuje.
Najgorsze było to, że Paul szedł do opieki społecznej, z której usług Regina musiała korzystać, i skarżył na nią. Regina wiedziała, jakie wrażenie na paniach z opieki społecznej robią te jego błyszczące ze wzruszenia oczy. Wychodziła na wyrodną matkę. Tymczasem Regina uważała, że jest bardzo dobrą matką, mimo że nie robiła tego, co inne mamy. Nie celebrowała każdego bąka, kupki i odbicia, każdej niemądrej i niezdarnej rzeczy w wykonaniu dziecka jako jego wspaniałego osiągnięcia. Ona traktowała swoje dzieci poważnie.
Regina tolerowała obecność Paula jedynie ze względu na Bobby’ego i z powodu pieniędzy, które przysyłał.
Neményi miał pięćdziesiąt sześć lat. Zestarzał się i zdziwaczał. Obsesyjnie mył ręce. Nosił mydło w kieszeni. Regina zauważyła, że unika dotykania klamek. Kiedy nie mógł otworzyć drzwi łokciem, łapał klamkę przez rękaw swetra albo przecierał chusteczką nasączoną środkiem dezynfekcyjnym. Podobnie postępował ze słuchawką telefonu.
– Drobnoustroje. Jesteś pielęgniarką, powinnaś wiedzieć, że w tych miejscach jest więcej bakterii niż na desce klozetowej.
Potem nagle wszystko się skończyło. Paul przestał przychodzić. Bobby miał dziewięć lat.
– Dlaczego Paul nas już nie odwiedza? – zapytał.
– Paul nie żyje – odpowiedziała matka. – On był twoim ojcem. Nie wiedziałeś?
Czy nasza córka też taka była, mamuśko? - chciał wiedzieć - (...) Nie pamiętam, żeby zachowywała się równie niemądrze. Choć w takich okolicznościach wszystkie dziewczyny do reszty tracą rozsądek. To właśnie sprawia, że mężczyzna daje się nabrać. Och, cóż za urocza bezmyślna dziewczyna. Kocha mnie, chyba się z nią ożenię. Żeni się zatem, a potem budzi pewnego ranka i widzi, że rozmarzenie minęło, a rozum powrócił, zdążył się już rozpakować i rozwiesza bieliznę w całym domu. Mężczyzna zaczyna wszędzie wpadać na liny i przeszkody. Odkrywa, że trafił na małą bezludną wysepkę, utknął w niewielkim saloniku, samotnym w sercu wszechświata, wraz z plastrem miodu, który okazał się pułapką na niedźwiedzie, z motylem przeistoczonym w osę. Wówczas natychmiast znajduje sobie jakieś hobby: kolekcję znaczków, spotkania w klubie (...).
Janczar od młodych lat miał bliski kontakt z prasą, sam dużo pisał, jeszcze przed wojną zamieszczał w „IKC” mrożące krew w żyłach opisy swoich wspinaczek Potem z każdej wyprawy książka, wywiady dla radia, a ostatnio nawet zainteresowała się nim telewizja. Tymczasem ja unikałem rozgłosu, a nawet często zrażałem sobie dziennikarzy, odmawiając udzielania jakichkolwiek informacji o sobie. Pisałem, ale nigdy nawet nie próbowałem drukować, bo zawsze powiedzieliby: Małecki i na tym polu rywalizuje z Janczarem. My jesteśmy ulepieni z innej gliny, a może mi się tylko tak wydawało, może go nie znałem, może trzeba było zbliżyć się do niego. Choć podejrzewam, że zupełnie inne motywy pchnęły nas do alpinizmu. On reprezentuje – to znaczy reprezentował – raczej szkołę francuską, traktującą relacje człowiek-góry lekko i naturalnie bez całej pseudogłębii, bez dusznej atmosfery górskiego mistycyzmu rodem z Niemiec. Najlepiej pan uchwyci różnicę tych dwóch poglądów analizując reakcję na śmierć w górach. Pierwsi powiedzą: zginął, bo popełnił błąd, albo zginął, bo w górach zawsze giną ludzie i nie ma gór całkowicie bezpiecznych, drudzy zaś dorobią do tego ideologię o krwawej zemście skalnych i lodowych olbrzymów, hekatombie, przeznaczeniu itp. U nas ten ostatni punkt widzenia ma swych licznych zwolenników. Na czym polega sprawa? Wydaje mi się, że chodzi tu o rolę, jaką się przypisuje alpinizmowi. Jeśli traktujemy łażenie po lodowcach jako coś ekstra, coś co nas wyróżnia z ludzkiego mrowiska, pociąga to oczywiście za sobą dorabianie teorii mającej uwznioślić nasze hobby, podnieść w oczach otoczenia, a może i własnych. W mieście jesteś niczym, w górach stajesz się inny, lepszy, a przynajmniej możesz to sobie wmówić. Ile jest pozerstwa w górskim światku, ile urojonego bohaterstwa, dużo by mówić. Reprezentuję pogląd zbliżony do Janczara, interesują mnie tylko dodatkowe powody zmuszające, bo tak to należy nazywać, do chodzenia po górach Co w życiu ludzi chorych na góry znaczą one same? Jak można się wyleczyć z tego nałogu? Oto pytania banalne, ale mnie pasjonujące. Oczywiście uważam się za człowieka wyzwolonego, jestem już w wieku, w którym kończą się sportowe ambicje, więc mam już szansę spokojnie przeżyć jeszcze kilkanaście czy kilka lat, jakie mi pozostały. Choć nie ma tu reguły, giną młodzi, w wieku średnim, ale zdarza się potknąć i seniorom. mogę i ja wreszcie nie krócic z kolejnej wspinaczki, nie wykluczam tego, nikt nie może wykluczyć, dopóki się wspina. Jeśli tak się stanie, nie będzie – mam nadzieję – żadnej sensacji, śmierć w górach jest w końcu zupełnie normalnym zakończeniem tak zwanej alpinistycznej kariery. nikt nie szuka śmierci w górach, taternicy nie mają samobójczych ciągot, a że są wypadki , gdzie ich nie ma Należy je traktować jako rzecz normalną, dać spokój tym, którzy zostali w górach, nie zastanawiać się: winien czy nie, dlaczego zginął, czy popełnił błąd. co to da? Analizujemy śmiertelne wypadki dlatego, by inni nie popełniali tych samych błędów – tak mówią ci, którzy w cieple, w fotelu, popijając herbatę czy kawę próbują odtworzyć, co działo się „tam”. Nie odtworzą, niczego się nie dowiedzą! s. 9-10
© 2007 - 2024 nakanapie.pl