Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "lubia chciec i", znaleziono 32

Wszyscy chcemy być lubiani, zwłaszcza przez ludzi, których podziwiamy.
Marysia stała w miejscu. Bardzo chciało jej się płakać. To była prawda. Nawet kot jej nie lubił. Nawet kot nie chciał się z nią zaprzyjaźnić.
Zależało mi na tym, żeby lubiła tu przyjeżdżać, bo chciałem, żeby tu wracała. Z chwilą, kiedy zobaczyłem, jak wjeżdża na podjazd, uświadomiłem sobie, że to nie może być ostatni raz.
,, Przeszłość miała to do siebie, że lubiła się o człowieka upominać właśnie wtedy, kiedy ten chciał ją puścić wolno".
~ Ollie
Zdecyduj, czy naprawdę chcesz mieć takich przyjaciół. Ludzi, którzy nie patrzą na to, co dają innym, ponieważ dla nich bycie lubianym jest ważniejsze od bycia szanowanym. Oni cię zabiją.
A jednak z Tobą jest inaczej. Z myślą o tobie zasypiam i z myślą o tobie się budzę. Chcę wiedzieć o tobie wszystko. Na jakich płaczesz filmach i jakie kanapki lubisz na śniadanie, czy lubisz tańczyć i czy pachniesz kwiatami w środku grudnia. (…) i chcę, żebyś tu została. Ze mną. Na zawsze.
Chciałaś pójść na pierwsze spotkanie z moja matka w czerwonym T-shircie z napisem "Wredna Zdzira " - A co nie lubisz czerwonego...
-Więc poza faktem,że jeśli umrę, to i ty także. Tamci Luksjanie sądzą,że chcesz mnie tu zatrzymać, bo lubisz...?
-Uprawiać z tobą dziki,zwierzęcy seks?-podsunął.
A awanturki lubiłem robić. Nawet kochałem. Mógłbym wręcz żyć z robienia awantur na zawołanie. Niestety nikt nie chciał za to płacić.
Lubiłam Marcela, był bliski memu sercu, ale po tym, co przed chwilą zobaczyłam, zdałam sobie sprawę, że nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Przyszedł tu, abym wiedziała, że mają mnie na oku.
Ta część mnie, która lubiła chodzić do zoo i kocha zwierzęta, pomyślała: "Och, wilki! Jakie śliczne!". Z kolei ta, która nie chciała zostać pożarta, stwierdziła tylko: "O kurwa! Wiej!".
(...) to sport. Właśnie za to go wszyscy kochamy, bo jest metaforą życia. Wygrywasz, stajesz się Bogiem, przegrywasz, jesteś nic niewart... Białe albo czarne. Nie chcemy i nie lubimy dostrzegać innych kolorów.
Loki był mężem nadobnym i świetnie o tym wiedział. Ludzie chcieli go lubić, pragnęli mu wierzyć, był jednak w najlepszym razie niegodny zaufania i samolubny, a w najgorszym podstępny i zły.
Podobało mi się, że chciałby wiedzieć gdzie jestem. Ale z drugiej strony lubiłam też, gdy nie wiedział. Czasami oczekiwanie, a potem rozczarowanie dobrze mi robiły, bo przypominały, że Kellen nie należy do mnie. Nic nie było moją własnością.
każdy potrzebuje się czasem pośmiać, odetchnąć, poczuć się ważny i lubiany. I każdy lubi być częścią wspólnoty, nawet jeśli jest nią mała grupka ludzi, którzy chcą się nauczyć tego samego języka albo na przykład haftują krzyżykami. Może to jest właśnie klucz do szczęścia, nie jakiegoś wielkiego, tylko codziennego zadowolenia z życia.
– Ja zamierzam być sławna i bogata. Policjanci nie są bogaci, poza tym nikt ich nie lubi. Ludzie piszą na murach brzydkie rzeczy na policję. A ja chcę, żeby wszyscy mnie lubili.
Sebastian stwierdził w duchu, że nie można dziewczynce odmówić racji.
"To prawda, że ludzie nas nie rozumieją. Widzą tylko to co chcą widzieć albo co łatwiej im zaakceptować. Człowiek z natury wybiera najprostszą formę przekazu. Nie lubimy wysilać mózgów. Łatwiej jest przyjąć do wiadomości to, że to mężczyzna bije kobietę, a nie na odwrót."
"To prawda, że ludzie nas nie rozumieją. Widzą tylko to co chcą widzieć albo co łatwiej im zaakceptować. Człowiek z natury wybiera najprostszą formę przekazu. Nie lubimy wysilać mózgów. Łatwiej jest przyjąć do wiadomości to, że to mężczyzna bije kobietę, a nie na odwrót."
Policja nie jest od lubienia. Jak chcesz iść do policji po to, żeby cię lubili, to lepiej znajdź sobie inną pracę. Zmień zawód. Musisz sobie w głowie tak poukładać, że cię będą wyzywali i poniżali, a sąsiedzi nie będą cię lubić. Ty masz na to nie reagować w ogóle. Musisz robić swoje. Służba w policji to nie jest typowa praca, a słowo "służba" oznacza wiele nieprzyjemnych sytuacji. Do służby więc powinno się iść z powołania.
- Często się kłóciliśmy, bo nie lubił sprzeciwu. A chciał żeby w domu wszyscy robili to, co sobie wymyślił. Chodzili jak w zegarku. Jego zegarku. I że niby zawsze miał rację - kontynuowała. - Kiedyś zrzucił mnie ze schodów po pijaku. Twierdził, że przypadkowo, i od razu przeprosił, ale nie chciałam go słuchać. Nie wiem, czy bił rodzeństwo. Na pewno nie podniósł ręki na Wiktorka. Być może kogoś szturchnął. Mamy nie bił na pewno.
Zwykle ludzie nie odbierają sobie życie w ten sposób. W pustym, nieużywanym pokoju, w którym przez wiele dni nikt ich nie znajdzie. Nie lubimy myśleć o naszych rozkładających się ciałach. Chcemy, by odnaleziono nasze zwłoki, kiedy można w nas jeszcze rozpoznać ludzką istotę. Zanim zabiorą się do nich robaki. Zanim sczernieją i spuchną.
– No dobra, masz mnie. Miałam cię za totalną pizdę. – Tym razem postawiłam na szczerość. – Co w sumie było błędnym założeniem, bo nie byłbyś raczej policjantem operacyjnym. I nie jeździłbyś na szlifierce. Myślę, że jeśli nie chcesz być tak oceniany, to lepiej nie wspominać dziewczynom, że nie lubisz być traktowany przedmiotowo. – Uśmiechnęłam się do niego.
– Zależy, przez kogo.
- Co się stało? - pyta mnie, ignorując swojego towarzysz, i unosi głowę, więc musze się odsunąć.
Patrzę na niego z góry. Jest pijany. Tak naprawdę pijany.
- Chciałam się przytulić - mówię szczerze. - Stanley powiedział, że do niego nie mogę.
- Nie możesz, zdecydowanie miał rację.
- Do Troya też nie.
- Też nie. - Uśmiecha się głupkowato. - Tylko do mnie.
- Ale ty nie lubisz.
- Dla ciebie zrobię wyjątek. Usiądź ze mną.
Nikt nie może żyć całkowicie tak jak by chciał. Wszyscy płacimy pewną dozą utraconego czasu i obrzydzenia dla siebie za dach nad głową i artykuły spożywcze. To jest nasz układ ze społeczeństwem, które samo w sobie również jest układem Ja rezygnuję z kawałka duszy, ty mi za to dajesz chleb. Wszyscy w mniejszym lub większym stopniu udajemy, że lubimy rzeczy które budzą w nas wstręt. Zazwyczaj udajemy tak długo aż w końcu zapominamy o wstręcie."
Agatra przyjaźniła się z kotem. Nigdy nie kochała żadnego mężczyzny i nie miała rodziny. Lecz tutaj, pod Północną Granicą, spotkała i obdarzyła szczerą, siostrzaną miłością zwinnego kociego zwiadowcę. Trochę śmiano się z tej przyjaźni, ale rzadko złośliwie; wszyscy o niej wiedzieli i lubili tę przyjaźń, bo było w niej coś delikatnego i bardzo, bardzo pięknego. Była ogromna... czystość, którą widziały nawet oczy szorstkich, twardych żołnierzy. W jakiś sposób – otoczono tę przyjaźń opieką. W stanicy, pośród ciągłych patroli i „wyjść", było tak niewiele rzeczy pięknych i czystych... Wszyscy chcieli, by ta przyjaźń trwała i trwała. Nikt nic do niej nie miał. Ale każdy chciał ją oglądać.
Próbowała wypracować sobie własną filozofię życiową i wyszło jej coś, co kiedyś usłyszała z ust gwiazdora rocka - chyba Erica Claptona - który w udzielonym wywiadzie powiedział, że nie jest wielkim fanem, hmmm, ludzi. Ona też nie była. Wolała - chociaż to śmiesznie brzmi - własne towarzystwo. Lubiła czytać i oglądać filmy, nie słuchając przy tym komentarzy. Nie radziła sobie z mężczyznami, ich rozbuchanym ego, nieustannymi przechwałkami i brakiem poczucia bezpieczeństwa. Nie chciała mieć towarzysza życia.
- Dobra. Dawno, dawno temu były sobie dwie księżniczki.
- Nie chcę o księżniczkach. Chcę o nietoperzach.
- Dobra. O nietoperzach. Dawno, dawno temu były sobie dwa nietoperze. Nie, trzy. Trzy nietoperze. Jeden samiec i dwie samice. Jedna samica ciągle się śmiała, a druga samica ciągle płakała i samiec musiał między nimi wybrać.
- Do spółkowania?
- Tak. Wybrał tę, co się śmiała, ale potem zaczął mieć wahania. Zrobiło mu się żal płaczącej samicy. Wydawało się, że ona bardziej go potrzebuje. Myślał, że jeśli będzie ją bardzo kochał, to przestanie płakać. Ale nie przestała.
- Dlaczego płakała?
- Bo wtedy ludzie jej współczuli, a ona to lubiła, bardziej niż dowcipy albo historie, albo miłość.
- Co się z nią stało?
- Została sama.
- A śmiejąca się samica?
- Zakochała się w innym samcu nietoperza i mieli trzy nietoperzątka i żyli długo i szczęśliwie.
- A co się stało z samcem?
– Ja i tak wolę długie lato niż długą zimę, nawet tak łagodną jak zeszłego roku.
– Muszę cię rozczarować. Globalne ocieplenie nie spowoduje, że zimą dni będą dłuższe i mniej deszczowe. Zmiana klimatu nie poprawi tego, czego nie lubimy. Zmiana klimatu tylko zepsuje to, co lubimy.
– Marzę o tym, żeby w czasie ferii zimowych wyjechać na południe. Ale z kim? Za pensję nauczycielską?
– Znowu muszę cię rozczarować. Niedługo wyjazd na południe, nawet w środku naszej zimy, wypadnie z zestawu opcji. Chyba że chcesz się usmażyć albo powirować w tornadzie. Wiesz, że tornado potrafi unieść krowę jak piórko?
Natalia nic na to nie powiedziała. Tymon był dobry w rozczarowywaniu, również wtedy, kiedy siedzieli w kawiarni Bajka. Niezależnie od jego intencji, wzmianka o krowie Natalię ubodła, ponieważ ostatnio utyła. Niedużo, ale jednak utyła. A zawsze była taka szczupła i lekka jak piórko. Może to śmieszne, kiedy dwudziestoośmiolatka używa słowa „zawsze”, mówiąc o swoim życiu. Z drugiej strony, kiedy miała osiemnaście lat, dwudziestoośmioletnie kobiety to były dla niej stare lampucery. Co wtedy myślała o paniach w takim wieku jak bufetowa? W ogóle o nich nie myślała. Nawet ich nie zauważała. Starsi ludzie byli dla niej przezroczyści jak duchy.
Czasami kiedy wydaje nam się, że nie ma już nic nagle okazuje się, że jest prawie wszystko – powiedziała Anna po wysłuchaniu mojej opowieści o rodzicach - Zawsze wiesz co powiedzieć, jak Ty to robisz Anno? – spytałam opierając o nią głowę - Życie nauczyło mnie trzech rzeczy, po pierwsze to nigdy nie oceniać drugiego człowieka, bo czasami rzeczy, które wydają się oczywiste wcale takimi nie są, po drugie cierpliwie czekać bo życie zawsze daje drugą szansę … - A po trzecie Anno? - to takie banalne…ale choćby nie wiem co zawsze trzeba wierzyć - Niekiedy wydaje mi się, że jesteś dobrą wróżką, która za chwilę zniknie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki - O Boże oby nie, chciałabym jeszcze chwilę pocieszyć się moim nowym ogrodem – rzuciła bez zastanowienia i pobiegła w stronę Krzysztofa sadzić ostatnie kwiaty. Życie w pobliżu Anny wydawało mi niezmiernie bezpieczne, cały jej świat był dla mnie magiczny. Niesamowita staranność jaką wkładała w każdy dzień ciągle mnie zadziwiała. U Anny nic nie było przeciętne, celebrowała każdą szczęśliwą chwilę, pielęgnowała ją niczym skarb. Mało tego sama te wszystkie chwile tworzyła, sterowała swoim życiem niczym bardzo wytworny sternik a porażki traktowała jak nie wiele znaczące przeszkody. Nie rozpamiętywała tego co jej nie wyszło i stale czekała na jakiś prezent od losu. Była prawie pewna, że go dostanie. Lubiłam patrzeć kiedy siadała na tarasie ze szklanką ciepłej herbaty wpatrując się w niebo. Wtedy zawsze się uśmiechała, miałam wrażenie, że rozmawia z aniołami. Może więc nie była wróżką…? Jedno było pewne znowu miała racje bo nagle wszystko to co wydawało mi się tak bardzo oczywiste okazało się, że wcale takim nie jest.
Było to niewielkie pomieszczenie. Od sufitu sterczało kilka metalowych krażków, w betonowej podłodze były trzy kratki sciekowe. Kojarzyło sie to z komora gazowa w Oswiecimiu, która ogladał kiedys na wycieczce szkolnej. Pielegniarz zaryglował drzwi i odkrecił kurki. Strumień wody oblał Zbyszka i od razu poczuł ulge. Woda zalewała mu oczy i spływała po całym ciele. Nastawił twarz pod strumien i mimo bólu, trzymał tak przez chwile. Palcami dotknał rany, wyczuł zgrubienie. Tepy ból pod czaszka powoli ustępował. W tym momencie ktoś wsunał mu do ręki śliski przedmiot. Oczy miał zamkniete. Domyślił sie, że to kawałek mydła. Wysunał sie spod tuszu i namydlił całe ciało. Wszedł pod strumien wody. Szum zagłuszał słowa, oczy miał zamkniete, teraz był przez moment odizolowany od reszty swiata. Dlaczego to własnie mnie sie zdarzyło? Czym różnię się od innych? Kto im dał prawo? Przecież nie jestem przestepca?! A może to tylko mnie sie tak wydaje? Może walnałem kogos w ucho bez powodu, albo zerżnałem jakas mała dziewczynke, a potem biegałem po osiedlu i spiewałem rewolucyjne piesni, a teraz zupełnie tego nie pamietam? Strumien wody nagle sie urwał. - Koniec kapieli!! Pielegniarz odryglował drzwi. - Wychodzic pojedynczo! Wychodzili. Pielegniarz podawał każdemu czysty recznik i odbierał resztki mydła. Drugi pielegniarz wydawał czysta bielizne i piżamy. Zatrzymał Zbyszka na chwile i usmiechajac sie ironicznie powiedział: - Tu sie nie podskoczy, nie tacy jak ty studenciku - padali jak muchy. Trzeba byc grzecznym, kochasiu! No jak.!? Zbyszek patrzył na niego, poczatkowo nie rozumiejac.? - O czym pan mówi? O co chodzi?! - Nic, nic przyjemniaczku. Bierz łachy i na sale. A spróbuj coś pisnąć. Przy obchodzie! Teraz zrozumiał. Oni wiedzieli, że tamten go bije i nie interweniowali. Chcieli mu dać nauczke, żeby siedział cicho. - Skurwysyny!!! - Zaklał, chociaz prawie nigdy nie przeklinał. Ubrał sie szybko i stanał przy oknie. W tym pomieszczeniu kraty były założone z obu stron okna. Przylgnął rozbitą twarzą do zimnej kraty. Za oknem, ciepły czerwcowy ranek. Rozwożono śniadanie do pawilonów. Przestrzeń miedzy pawilonami dzieliła regularna siatka żywopłotów. Był to zzywy bajeczny labirynt. Na odległej scieżce rozpoznał sylwetke znajomej pielegniarki. Biegła w kierunku szpitalnej apteki. Lubił te dziewczyne, była z insuliny, zawsze usmiechnieta, serdeczna. Czasem brała nocne dyżury na jego oddziale, kiedy tu był za pierwszym razem. Wtedy przychodził do dyżurki, pomagał jej rozkładac leki, a potem do póznej nocy rozmawiał z nią półgłosem. Było im dobrze. Rozmawiali o swoim życiu. Każde z osobna przedstawiało to, co było jego zdaniem najciekawsze. Zbyszek zdawał sobie sprawe, że cześć tych historii jest zmyślona, ale to im nie przeszkadzało. Kiedys zapytała, dlaczego nie odwiedzaja go rodzice. Odpowiedział, że wyjechali za granice. Nie przyznał sie, że nawet nie wiedza o jego pobycie w szpitalu. Zreszta, wtedy wcale nie chciał ich widziec. Teraz przypomniał sobie tę rozmowę sprzed lat. Przykro mu było, gdzies w srodku, odezwały się
© 2007 - 2024 nakanapie.pl