Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "mamy chwil", znaleziono 1085

Dzwonek do drzwi wyrwał Grażynę z zamyślenia. Siedziała u siebie w pokoju i bezmyślnie patrzyła w telewizor. Niedziela, 11 przed południem, kto to może być? - Jasiek, to chyba do ciebie, otwórz! Zaspany Jasiek który od kilku minut snuł się po kuchni tylko w gatkach otworzył drzwi. W progu stało dwóch mężczyzn. Zmierzyli gołego chłopaka wzrokiem, następnie zapytali, czy tu mieszka Grażyna Ociepka? Jasiek kiwną głową. - Chcielibyśmy z tą panią porozmawiać. - Chwila, mamaaa! Do ciebieee!
Od chwili, gdy wyszły z budynku dworca, Nela nie przestawała rozglądać się wokół. Warszawa wydawała jej się taka… elegancka! To było miasto zupełnie inne niż Łódź. Patrzyła z zachwytem na ludzi, na budynki, nawet na przejeżdżające tramwaje. Wszyscy tak ładnie ubrani! Miasto tętniło życiem, było czysto na ulicach. Słoneczny dzień sprawiał, że Warszawa wydawała się radosna, świeża i taka przyjazna. Mijały grupki ludzi. Jak tu było gwarnie, tłoczno, ale chciało się tu być. Iść ulicą, patrzeć i chłonąć.
Jakże oczywistą śmierć się stała. W wiadomościach telewizyjnych podawana tuż po nagrodzie dla Polaka, tuż przed awanturą w sejmie. Zabito dwie osoby, trzy, siedem, piętnaście, zginęły setki, tysiące, tony. Prezenter rozkosznie wtedy musi ton zmienić i zmienić mimikę. Musi poczuć na moment ze śmiercią bliskość, by po chwili przypomnieć sobie w myślach kawałek dzieciństwa, uśmiech na twarz przywrócić i poinformować - że oto znów przegrała Anna Kurnikova.
Czy to dlatego dzieci znęcają się nad mrówkami? Wyrywają muchom skrzydełka? Topią pszczoły w butelce ze słodkim napojem? Dla tej ulotnej chwili, dla tego poczucia władzy, kontroli absolutnej, władzy nad życiem i śmiercią? Jeszcze nierozumne, odbierające bodźce instynktownie, na poziomie jaźni, emocji, których zidentyfikować ani nazwać właściwie nie potrafią? Czy pragną, choćby na moment, tego odwrócenia ról, kiedy to nie one są niewinne, zależne, bezbronne? Zdane na łaskę tych, co nad nimi górują, zakleszczając w karbach nakazów i zakazów?
Czarownica nie robi czegoś tylko dlatego, że w danej chwili wydaje się to dobrym pomysłem. To już praktycznie chichot! Czarownica codziennie musi spotykać ludzi głupich, leniwych i ogólnie niemiłych, i z całą pewnością mogłaby sobie pomyśleć, że świat znacząco by się poprawił, gdyby im przyłożyć. Ale nie robi tego, gdyż - jak tłumaczyła kiedyś panna Tyk - a) świat stałby się lepszy tylko na bardzo krótki czas, b) potem natomiast stałby się trochę gorszy, i c) czarownica nie powinna być tak głupia jak oni.
- Nieś go zatem w taki sposób, żeby w każdej chwili móc się pozbyć flakonu. Jeżeli usłyszysz, że szkło się stłukło, pozostanie około dziesięciu sekund, nim kwas przeżre skórzaną osłonę.
- Nie upychaj zatem szkła w spodniach - wtrącił Xander, tłumiąc chichot. Tym razem obaj, i Will i Malcolm spiorunowali go wzrokiem.
- Właściwie to szkoda, że nie jestem czarnoksiężnikiem - westchnął Malcolm. - Zmieniłbym cię w ropuchę.
- Coś mi podpowiada, że ktoś cię w tym ubiegł - prychnął Will.
- To twój stary przyjaciel, Tool? A może chciałby, żebyś mu rzucił jedną ze swych kości?
Martwiak przez długą chwilę przypatrywał się mu w milczeniu.
- To był żart - wyjaśnił Toc, wzruszając ramionami. - Czy raczej jego marna imitacja. Nie wiedziałem, że T'lan Imassowie się obrażają.
[...]
- Zastanawiałem się nad tym - oznajmił z namysłem Tool. - To zwierzę to ay i w związku z tym nie interesują go kości. Ay wolą mięso, jeszcze ciepłe, jeśli to tylko możliwe.
Toc stęknął głośno.
- Rozumiem.
- To był żart - dodał Tool po dłuższej chwili.
Od tej chwili znalazł się na pierwszej linii i spoglądał w twarz śmierci- która, gdy jest się dzieckiem czy nastolatkiem, dotyczy innych; chronią przed nią rodzice, zanim staną się jej pierwszym celem, a następnie, zgodnie z naturalną koleją rzeczy, dopada nas samych. Czasem jednak ten porządek zostaje zakłócony i to dzieci odchodzą jako pierwsze. Czasem też rodzice umierają trochę za wcześnie, a wtedy musimy sami stawić czoło tej puste, którą pozostawiają między nami a horyzontem.
Biorę głęboki oddech i kładę się. Nade mną rozciąga się ciemnogranatowe niebo pokryte pojedynczymi gwiazdami. Zawsze, gdy patrzę na niebo, nachodzą mnie niepokojące myśli. Te wszystkie nieznośne myśli dotyczące bezsensu życia, tego, co się stanie ze mną po śmierci i co jest poza Ziemią. Widzę wtedy, jak podchodzę do krawędzi świata i patrzę na przestrzeń kosmiczną, która może mnie pochłonąć w każdej chwili. Nie mam prawa się sprzeciwiać. Nie mogę sprzeciwiać się czemuś, nieskończenie większemu ode mnie. Jestem bezradny.
Tej nocy wiedźma rozpaliła za swą chatą wielkie ognisko. Płomienie zdawały się dotykać stalowo-granatowego nieba i samych gwiazd. (...) zaczęła dziwnie, rytmicznie tańczyć wokół ogniska, chwyciła Radomira za obydwie ręce i pociągnęła za sobą, by też tańczył, a kiedy chłopak wpadł w rytmiczny trans, kobieta zniknęła na chwilę w swej chacie i wróciła po chwili niosąc w rękach wielką, wilczą skórę, którą narzuciła na wątłe ramiona Radomira.
Jeden z mężczyzn wyciągnął pistolet i przystawił do głowy temu, którego Zofia nazywała Polakiem. - O Boże, nie - szepnęła bezdźwięcznie. Rozległ się strzał i Polak upadł w śnieg.Z drzew zerwało się stado wron. Po chwili wokół głowy zabitego widać było powiększającą się plamę krwi. mężczyźni chwycili bezwładne ciało i pociągnęli je w krzaki po przeciwległej stronie polany. Zofia nie mogła się ruszyć.Nawet nie wiedziała kiedy usadła na śniegu, chyba podczas wystrzału nogi odmówiły jej posłuszeństwa.
- Mamy w zwyczaju chować naszych zmarłych o wschodzie słońca. Wierzymy, że świt jest czasem odnowy. Koniec i początek wszystkiego są nierozłączne, tak jak chwila tuż przed pierwszym brzaskiem i tuż po nim.
- To piękny zwyczaj – skomentowała cicho Clarke.
- Po kataklizmie nasi przodkowie musieli nagle przyzwyczaić się do myśli, że po ciemności nie zawsze nadchodzi światło… że pewnego dnia słońce naprawdę nie wstanie. Nasza tradycja wywodzi się z tamtych czasów. W ten sposób wyrażamy wdzięczność za kolejny wschód słońca.
Zabójcza kombinacja ciężkiej pracy, nieustannych kłamstw i gumolskiej nieuwagi pozwalała przez stulecia ukrywać przed nimi istnienie świata magów. Wszystko zmieniło się jednak, gdy gumolska dziennikarka J.G. Rollins uczyniła z pryszczatego, kipiącego hormonami i szaleńczo impulsywnego młodego maga idola milionów. W jednej chwili Barry Trotter zyskał międzynarodową sławę i reputację niszczyciela pokoi hotelowych na całym świecie. Równie szybko Gumole poznali wszystkie aspekty magicznego świata.
- Padniesz ze starosci zanim zdążę pierdnąć - wyraził swój pogląd Marcin.
Kozak zdjął z siebie kurtkę i odwinął czterometrowy łańcuch krowiak którym był owiniety w pasie.
- Powtórz - zażądał.
Bardak tego wieczora wlał już w siebie duzo, alkohol zmąciłmu nieco ocenę rzeczywistości. Powtórzył. Semen zawył i machnął łańcuchem. Po chwili, wróg trzymając połowę zębów na dłoni, biegł wyjąc przez wieś, a czerwona jucha z rozbitego czoła zalewała mu kaprawe ślepia.
– Aha. A co tam, jak mawiał towarzysz Gierek, w waszym życiu osobistym ?
– Mieszkam sam, jeżeli o to pytasz.
– Spotykasz się z kimś ?
– Tak, tato. Już ci powiedziałem. Z podejrzanymi. Wyjątkowo nieprzyjemne typy.
– Z podejrzanymi sobie życia nie ułożysz.
„To prawda”, pomyślał. A już na pewno nie z tymi, z którymi ostatnio rozmawiał.
– Skąd wiesz, może zakocham się w jakiejś pięknej kobiecie, która zamordowała swojego złego męża?
– Tak, jasne, najlepiej tasakiem. – Ojciec zapewne uśmiechnął się drugiej stronie słuchawki. Znowu chwila przerwy.
... z czysto naukowego punktu widzenia, życie ludzkie jest pozbawione jakiegokolwiek znaczenia.
Ludzie są wytworem ślepych procesów ewolucyjnych, które funkcjonują bez celu i zamysłu. Nasze działania nie są częścią jakiegoś boskiego czy kosmicznego planu i gdyby jutro rano Ziemia eksplodowała, wszechświat prawdopodobnie w dalszym ciągu toczyłby się swoją utartą koleiną.
W chwili obecnej możemy powiedzieć, że nikomu nie brakowałoby ludzkiej subiektywności. Dlatego też wszelkie znaczenie, jakie ludzie przypisują swojemu życiu, jest tylko złudzeniem.
Nagle uświadomiła sobie, że najprawdopodobniej leży w grobie, dlatego jest tak ciemno i cicho… Ale czy to możliwe? Jeśli była w trumnie i żyła, to powinna przynajmniej coś czuć, choćby ból… Nie czuła kompletnie nic, nie słyszała bicia swojego serca, nie oddychała. Chyba nie… Ale jeśli nie żyła, to czy jej dusza nie powinna opuścić jej ciała? Zawsze myślała, że dusza opuszcza ciało w chwili śmierci. A może to jest miejsce, w którym dusze pokutują za grzechy popełnione za życia? Ale czy ona była aż tak zła, że tak długo tu jest, i ile jeszcze tu będzie? Zawsze sądziła, że jest dobrym człowiekiem. Zaraz zwariuje.
W potarganej fryzurze oraz wilgotnej sukience wyglądała tak krucho i mizernie, jakby w każdej chwili mogła rozpaść się na strzępy. Nigdy jej takiej nie widział. Dotąd zawsze była zawzięta i nieustraszona, na każdym kroku udowadniając, jak niewiele istniało na świecie rzeczy, które mogły ją zranić. Dla całego wszechświata wydawała się obojętna i twarda, ale teraz, przy nim pokazała, jaka jest naprawdę. Przerażona oraz niezwykle wrażliwa, ponieważ jej największy wróg nie posiadał ciała. Był niematerialny, a ona nie mogła z nim walczyć za pomocą swoich pięści.
Miało to miejsce w czasach, gdy świat był jeszcze w całości. Można było spojrzeć w górę i zobaczyć na niebie smugi po odrzutowcach pasażerskich. Można było podjechać samochodem po fast food. Zadzwonić do ukochanej osoby. Istniał tu ustatkowany świat.
Minęła miejsce, w którym uściskała brata i nagle uleciała z niej cała chęć ucieczki. Nie miała ochoty iść dalej. Jej brat umarł. Świat umarł. Nawet jeśli dożyje chwili, w której zobaczy zieloną trawę i zje jeszcze jedną rację żywnościową, skaleczy wargę o jeszcze jedną puszkę wody... to po co?
Jeśli będą obecni ludzie Disraelego, to musisz zachowywać się jak dżentelmen mmm, a ja mam niespełna dzień, by cię na takowego przemienić. Same pieniądze nie wystarczą. Dodger skrzywił się na te słowa, ale Salomon zareagował z iście starotestamentową powagą, grożąc mu palcem w geście tak mocarnym, jakby lada chwila miał cisnąć na stół tablice z dziesięciorgiem przykazań. Jeśli wziąć pod uwagę fakt, że belki stropowe tej kamienicy i tak jęczały pod ciężarem zbyt licznych mieszkańców, niechybnie oznaczałoby to katastrofę budowlaną.
Spanikowana zrywam się z łóżka. Biegnę pod prysznic. Zakładam pierwsze lepsze ciuchy, jakie wpadną mi w ręce. Przeżywam ekspresowe załamanie nerwowe, kiedy okazuje się, że jestem już tak gruba, że gacie, które próbuję włożyć, utykają na poziomie kolan. Po chwili uzmysławiam sobie, że do mojej szafy, nie wiedzieć czemu, trafiły majtki Jane, a ja uparcie próbuję się w nie wcisnąć. Z ulgą ronię łezkę na myśl o tym, że choć może nie mam najmniejszego i najbardziej jędrnego tyłeczka na świecie, to jako dorosła kobieta nie mam obowiązku mieścić się w majtki ośmiolatki.
Historia ta wydarzyła się pomiędzy dwojgiem ludzi, kobietą i mężczyzną, którzy dryfowali po bardzo wzburzonym oceanie życia, poszukując swojego miejsca i osoby, która wypełniłaby pustkę w egzystencji każdego z nich. Łączyła ich chęć znalezienia swojej drugiej połowy, ale dzieliła duża odległość. W chwili, gdy ich drogi zeszły się, obydwoje byli jeszcze młodzi, choć powoli wkraczali w wiek średni. Pragnęli być szczęśliwi, ale zanim się poznali, nie zasmakowali prawdziwego szczęścia, a coś, co momentami im się nim wydawało, ostatecznie okazywało się być jedynie jego złudzeniem, które rozwiewało się niczym pył na wietrze.
- Gdy zaczęły wypadać mi włosy, moja siostra wspomniała o alopecji. Nie miałam o tej przypadłości bladego pojęcia. Byłam przekonana, że da się to szybko wyleczyć. Pobiorę leki, posmaruje łyse miejsca jakąś maścią i wszystko wróci do normy. Nie wróciło... Na początku się nie bałam, bo byłam całą sobą przekonana, że to chwila moment i będzie po sprawie. Optymistycznie nastawiona do świata i swojego chorowania dzielnie brałam sterydy. Przez pewien czas przynosiły efekty. Co prawda spuchłam na twarzy, ale włosy rosły. Gdy tylko zrobiłam przerwę w braniu leków, wypadały.
"Zwyczajnie zaniemówiłam. Ciężko jest cokolwiek z siebie wydu sić, gdy naprzeciwko ciebie stoi żona twojego ukochanego. Cała i zdrowa. Dlaczego pojawiła się dopiero teraz? Dlaczego posta nowiła akurat w tej chwili zatruć nam życie? Diego wpatruje się w nią jak w jakiś obrazek, a Miguel nerwowo ściąga brwi. A Maria? Po prostu podchodzi, chwyta mojego Diego za rękę, a ja stoje jak skończona idiotka, patrząc, jak zabiera mi mężczyznę. To już drugi raz. Już drugi raz odebrano mi drugą połówkę. Więcej nie zniosę."
Jeśli czujemy się winni, bez względu na to, co zrobiliśmy, to emocje wyraźnie dają do zrozumienia, że nie jest to postawa zgodna z naszą wewnętrzną osobą, że w tej chwili swoimi myślami i nastawieniem zabieramy sobie prawo do szczęścia, które z natury jest nasze. Poczucie winy zawsze wiąże się z możliwością kary i poniesienia niekorzystnych konsekwencji, dlatego czując się winni, nieświadomie godzimy się z potrzebą przyjęcia gorszej i niechcianej wersji życia. Obecność negatywnych emocji mówi o tym, że nasza wewnętrzna osoba nie zgadza się z taką postawą, dlatego jednocześnie uczy nas nowego podejścia do sytuacji.
Nagle łyżeczka rzucona przez jedną z kobiet — ciągle brudna od mieszania kawy — przeleciała ponad blatem, zatoczyła spłaszczony łuk nad krawędzią zlewu i wylądowała z brzękiem i głośnym chlupnięciem w misce z wodą, która rozprysnęła się na boki po ściankach zlewu.
To mógł być Marek… Wczoraj to on mógł być jak ta łyżeczka.
Gdy ta myśl w pełni do mnie dotarła, zrobiło mi się ciemno przed oczami, nogi osłabły i gdyby nie ściana pod ramieniem, pewnie bym upadł. To mógł być Marek. Mógł skoczyć. Odebrać sobie życie. Tak po prostu. W jednej chwili tam był, a w następnej — mogło go nie być. Gdyby nie kobieta na moście…
"Nazywają to godziną czarownic, ten moment w środku nocy, kiedy wszyscy ludzie śpią, a nocne stworzenia mogą usłyszeć ich oddech, poczuć zapach ich krwi, patrzeć, jak płyną ich sny. To ta chwila, kiedy świat należy do nas, kiedy możemy polować, zabijać, chronić. To moment, kiedy najbardziej pragnę się pożywić. Muszę się jednak powstrzymywać. Bo powstrzymując się i polując wyłącznie na zwierzęta, których krwi nigdy nie burzy pożądanie, których serca nigdy nie biją żywiej radością, których pragnienia nie sprowadzają snów, mogę kontrolować własne przeznaczenie. Mogę się nie poddawać mrocznej stronie. Mogę zapanować nad własną Mocą."
Pozostający ciągle za cofającym się kolegą bandzior oblał się potem. Skamieniał. Przez jego głowę przetaczała się jedna myśl. Już po nas! Kiedy organizowali ten skok, nie brali pod uwagę tego, że mogą natknąć się tu na szefa lokalnej mafii. To miała być prosta akcja. Obrabowanie kasy dworcowej zaraz po minięciu popołudniowych godzin szczytu plus do tego napiwek w postaci fantów zebranych od tej garstki ludzi oczekujących na swój pociąg. Było to o tyle proste, że dworce nie posiadały żadnej ochrony czy alarmu. Ta dwójka zawsze wybierała właśnie takie miejsca swoich napadów. Oczywiście utarg nie był tak duży, jak gdyby obrabowali bank, ale i ryzyko było znikome. Aż do tej chwili.
Moja nienawiść do dnia po Bożym Narodzeniu była odwrotnie proporcjonalna do uczucia, jakim darzyłam mężczyznę leżącego obok mnie. Pode mną. Mój Boski Thor. Był dla mnie wszystkim i znacznie więcej, czego mogłam w życiu zapragnąć. Każdy z nim dzień był niczym wyjęty z jakiejś nierealnej baśni, która w przeciwieństwie do świąt nie kończyła się nigdy. I wciąż nie mogłam uwierzyć, że jest tu ze mną. Nasza droga do tej konkretnej chwili była tak pogmatwana, że z łatwością nadawałaby się na scenariusz filmowy. Począwszy od letniej nocy sprzed pięciu lat, gdy straciłam z nim dziewictwo, choć straciłam to nieodpowiednie słowo na to doświadczenie. Bliżej mu było do otrzymania niż straty.
To pora ciszy, w której uwalnia się bełkot i prawda. Gdy wstanie dzień, wyda Ci się rojeniem, bzdurą, której będziesz się wstydziła, bo znów wciągnie Cię 'dzień dobry' i 'miłego dnia', 'do widzenia' i 'co słychać', uporządkowane zdania , wyważone zdania, którymi komunikujesz się z ludźmi. W bełkocie jesteś wolna. Dlatego się go wstydzisz. Prawie czujesz, co jest ważne. Teraz, w porze - nieporze. Czai się tuż za rogiem, tuż obok, prawie to masz. Ale zaraz wstanie dzień i znów nic nie będziesz wiedziała. 'Ważne' staną się substytuty, atrapy aż do chwili, gdy hałas ucichnie. Przestraszysz się i
© 2007 - 2025 nakanapie.pl