Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "niemiecki", znaleziono 106

To, że ktoś znalazł się w więzieniu na Pawiaku przed Powstaniem, w niemieckim obozie
koncentracyjnym po Powstaniu, po czym trafił do sowieckiego łagru pod
koniec lat czterdziestych, a do polskiego
komunistycznego więzienia na początku lat pięćdziesiątych, doskonale mieści się w granicach prawdopodobieństwa. W niektórych podręcznikach do historii nazywa się to okresem wyzwalania.
Carlotta nie miała serca ani duszy. Była tylko instrumentem, choć z pewnością doskonałym. Miała w swoim szerokim repertuarze mistrzów niemieckich, włoskich, francuskich, i nigdy w jej śpiewie nie usłyszano fałszywego tonu czy osłabienia głosu, nawet w najtrudniejszych pasażach. Mówiąc krótko, instrument był przedni, o wielkich możliwościach i zadziwiającej doskonałości.
Pierzeje wysokich kamienic zacieniały chodniki, asfalt pasów ruchu i środkową część alei, na której zlokalizowano parkingi. Przeworski rozglądał się dookoła, dziwiąc się, jak bardzo Berlin przypomina Szczecin, a może na odwrót, choć skala niemieckiej stolicy była jednak nieco większa, zarówno pod względem wysokości zabudowy, jak i natężenia ruchu.
Cała Polska to jest taka bouillabaisse, taki bigos, że czasem można to znienawidzić. Rasowo Słowianie, kulturalnie łacińscy, z temperamentem bizantyjskim (polski bizantynizm, czyli buntownicza czołobitność nadawałaby się do osobnego studium), intelektualnie mieszanina niemiecko-francuska z powiewami do Rosji – jakiś piekielny konkokt, w którym my sami gubimy się bardzo często.
Różnie się ratowano przed terrorem hitleryzmu, ale nawet ci z Górnoślązaków, którym powiodła się dezercja z wojska niemieckiego i trafiali do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, jeśli wrócili do kraju, wcale nie byli bezpieczni. Czas powojenny nie dawał im wielkiego wyboru. Zostawiał natomiast niewyartykułowane poczucie, już to zagrożenia, już to winy. A zagrożenie szło zewsząd.
Bunt może być, byle oparty na ogólnikach, nigdy na prawdziwych traumach czy tożsamości. Apoglądowy bunt który mógłby przydarzyć się zarówno piekarzowi zmęczonemu wstawaniem o trzeciej rano, jak i copywriterowi, który czuje się eksploatowany przez niemieckie korpo. Bunt Każdego. Bunt motyla przeciw epizodyczności trwania i żółwia wobec życia ponad stówę.
(...) kiedy głosem czystym jak poranna rosa śpiewała: "Kocha... nie kocha... Kocha!", obrywając przy tym płatki stokrotki.
Oczywiście śpiewała: "M'ama!, zgodnie z niezmienną i niekwestionowaną w świecie muzycznym zasadą, że niemiecki tekst francuskiej opery szwedzcy artyści winni oddawać w języku włoskim, po to aby anglojęzyczna publiczność lepiej ich mogła zrozumieć.
Przyszedł taki czas, w którym okazało się, że nawet najlepsi ludzie nie są odporni na zło jak mogłoby im się to wydawać. Szaleństwo jednego człowieka stojącego na czele niemieckiego narodu pokazało rzecz przerażająco banalną: że w każdym można obudzić potwora. Wystarcza tylko odpowiednie bodźce, żeby wyrwać z uśpienia najpodlejsze instynkty, jakie drzemią w głębi ludzkiej duszy.
Przez wiele lat pozostawał w cieniu popularnego Błaszczykowskiego i doskonałego Lewandowskiego. Piszczek był cichy i skromny. Rzadko pokazywał się w telewizji, rzadko o nim pisano. Przez długi czas ludzie zastanawiali się, czy dzieje się tak z powodu jego nieznajomości niemieckiego ( choć Polak znał ten język). Pewnego razu dortmundzka gazeta napisała, że Piszczek "rzuca się w oczy, ponieważ tak nie rzuca się w oczy".
Po II wojnie światowej wybrani administracyjnie nowi wójtowie mieli pełne ręce roboty. Jednym z zadań było nadanie miejscowościom polskich nazw. Wszelkie niemieckie nazwy, napisy należało jak najszybciej usunąć. Na obszarze obecnej gminy Purda prawie wszystkie miejscowości miały stare polskie bądź spolszczone nazwy, co ułatwiało zadanie.
Radzieckie obozy pracy przymusowej to nic innego jak obozy zagłady, jak nazistowskie obozy koncentracyjne. Oprócz rosyjskich i niemieckich więźniów wojennych pociągami jechały na Syberię tysiące innych skazanych. Nie wiadomo, jaka dokładnie była ich liczba. Byli to, oprócz Rosjan, którzy w czasie wojny zamieszkiwali te tereny, także mieszkańcy zachodnie Ukrainy i republik bałtyckich, Polacy i Niemcy.
Getto pachnie okropnie. Getto śmierdzi. Czułam ten zapach parokrotnie, ale zwykle wychodzę do pracy wcześnie rano, wracam wieczorem, nie mam siły ani czasu się nad tym zastanawiać. Dzisiaj u Prezesa był jakiś niemiecki urzędnik z Litzmannstadt i kiedy wszedł do sekretariatu, poczułam takie inne powietrze. Zrozumiałam, że on pachnie zupełnie normalnie, a my, to znaczy getto, śmierdzimy.
W przedziale w pociągu jadą elegancka dama o rubensowskich  kształtach, z pięknym naszyjnikiem z pereł, ksiądz wyznania katolickiego i przystojny Francuz z zakręconym wąsikiem. Pociąg wjeżdża do tunelu. Na chwilę przedział ogarnia ciemność. Gdy ponownie robi się jasno, Francuzik podnosi z podłogi perłę. Trzymając  ją między opuszkami kciuka i palca wskazującego, wyciąga dłoń  w kierunku damy. „Czy to pani pierła?”, pyta. „Tak, ale tak cichutko”, odpowiada zawstydzona dama. Byli sobie Rusek, Polak i Niemiec. Chcieli przedostać się do  Ameryki… Och, chyba nie o tym chciałam pisać. Będzie o damach, Polkach, Niemkach, i być może ktoś z Rosji zagości w moich opowiadaniach. W końcu Deutschland (Niemcy) to nie tylko kraj dobrobytu, ale także państwo, w którym żyje niezwykle zróżnicowane etnicznie, religijnie i kulturowo społeczeństwo. Tureckie kebaby, kaczki po chińsku, greckie souvlaki, jugosłowiańskie cevapcici… Przepraszam, że tak gastronomicznie, ale kilka lat oglądałam  Niemcy od kuchni, zanim wpuszczono mnie na niemieckie salony.  Wtedy to poznałam życie polskich perełek (opiekunek) rzuconych  na pożarcie niemieckim damom. Temat trudny, żywot ciężki, ale  z perspektywy czasu można się pośmiać. Perełki rzucone na niemieckie salony. Perełki prosto z Polski. Multikulti plus demencja  do śmiechu nas zachęca! Chyba jednak nie zawsze.
Dziwna rzecz – odezwał się milczący do tej pory Dębicki. – Bismarck jest artystą, ponieważ należał do tych, co budowali państwo niemieckie; ale organizator fabryki nie jest artystą, ponieważ tworzy tylko – fabrykę. Wypadłoby stąd, że większy honor – złapać wieloryba aniżeli – stworzyć wróble. Mnie się zaś zdaje, że drugie zadanie jest trudniejsze i że ten, kto zbudowałby porządnego wróbla, byłby artystą godniejszym podziwu aniżeli łowca wielorybów...
Wreszcie dojechaliśmy do wsi o nazwie Wilki. Ciągnęła się wzdłuż głównej ulicy i rozrastała trochę na boki. Patrząc na nią z okien samochodu, widziałem same co najmniej stuletnie budynki. Większość, wykonana z czerwonej cegły lub muru pruskiego, wyglądała na solidną niemiecką robotę, a niemal przed każdym znajdowała się drewniana rzeźba. Wszystkie przedstawiały wilki.
Po północy próżno było szukać kogoś na uliczkach, nawet tych rozjaśnionych sztucznym światłem z lamp gazowych. Był środek tygodnia, więc porządni niemieccy mieszczanie spali, odkładając plany wszelkich zabaw na sobotnią noc. Zaś prości Mazurzy - nawet ci, którzy lubili popić nocą nad rzeką lub powędkować w przeręblu na jeziorze - wiedzieli, że w tym czasie lepiej nic nie robić. Był bowiem pierwszy dzień grudnia, a to oznaczało, że nic się nie uda.
Zamiast czekać, aż ZSRR upadnie i potem rzucić się na osłabione Niemcy, Amerykanie włączyli się do walki w sam czas, by uratować rozsypujący się reżim komunistyczny. To rosyjski żołnierz, powtarzam, pokonał żołnierza niemieckiego, lecz system marksistowski ocalony został przez amerykańskie dostawy materiału wojennego. Gdy Mołotow zaproponował w zamian za te dostawy pewną liberalizację systemu, Roosevelt odrzekł, że nie widzi takiej potrzeby.
Jest wielu ludzi w Izraelu, którzy zrzekli się niemieckich odszkodowań - powiedział. - Nikt na świecie dokładnie nie wie, ile powinien otrzymać za zamordowaną matkę. Albo za wybicie oka. Albo za pięć lat obozu koncentracyjnego. Może to właśnie dlatego ludzie nie chcą brać własnych pieniędzy. A może liczą na to, ż z czasem ceny pójdą w górę, i boją się powiedzieć zbyt mało. (Wszyscy byli odwróceni, Izrael Berg, s. 85)
W marcu 1939 roku Stalin po raz pierwszy napomknął, że należałoby przygotować się na jakieś bliżej nie określone ,ewentualności" na arenie międzynarodowej. W sierpniu 1939 roku zaserwował pierwszą niespodziankę, i to taką, że cały świat osłupiał ze zdumienia: pakt Ribbentrop Mołotow. Zaraz potem wojska niemieckie - a niebawem i radzieckie - wkroczyły do Polski. Poznaliśmy już oficjalne radzieckie wyjaśnienie: „Polska przekształciła się w pole dla nieprzewidzianych zdarzeń".
Wtyczka w Watykanie Bezpieka znała kulisy orędzia polskich biskupów do Niemców W dniu 31 I 1968 r. przeprowadzono we Wrocławiu rozmowę z ks. S. celem wyjaśnienia, w jakich okolicznościach wszedł w posiadanie materiałów związanych z „Orędziem”, które zostały mu zakwestionowane podczas kontroli celnej. Ks. S. oświadczył, że przebywał przez kilka lat w Rzymie, gdzie odbywał studia doktoranckie. W czasie przyjazdów do Rzymu arcybiskupa Kominka ks. S. wykonywał dla niego różne czynności, pełniąc jak gdyby obowiązki sekretarza. Podobne obowiązki spełniał również ks. [imię i nazwisko znane redakcji]. W okresie przygotowywania „Orędzia” biskupów polskich do biskupów niemieckich w roku 1966 ks. spełniał obowiązki maszynistki arcybiskupa Kominka. Przepisując kolejne wersje „Orędzia”, zdawał sobie sprawę z politycznego znaczenia tego dokumentu. Dlatego też postanowił zatrzymać sobie wszelkie związane z tym materiały, by je w przyszłości ewentualnie wykorzystać. Przywiezione materiały miał zamiar wykorzystać przeciwko arcybiskupowi Kominkowi, gdyby ten zarzucał mu, że nie wykorzystał należycie na studia okresu pobytu w Rzymie lub chciał mu wyrządzić jakąś krzywdę. Całość materiałów wiózł do Polski i w dniu 17 I 1968 r. w czasie przekraczania granicy w Zebrzydowicach materiały te oraz książki zostały zakwestionowane do oceny przez organa celne. Wśród zakwestionowanych materiałów znajdowały się m.in.: tezy do dialogu z Niemcami, opracowane przez Kominka; różne kolejne wersje „Orędzia”; notatka biskupa Kowalskiego z uwagami dot. „Orędzia”. W rozmowie ks. S. wyjaśnił okoliczności i znany mu przebieg opracowania „Orędzia”. Z jego wyjaśnień wynika, że powodem powstania „Orędzia” było m.in.: arcybiskup Kominek z uwagi na nieunormowaną przez Watykan administrację kościelną na Ziemiach Zachodnich i Północnych, nie mogąc doczekać się zrealizowania swych zamierzeń – mianowania go pełnoprawnym ordynariuszem archidiecezji wrocławskiej, a w perspektywie uzyskanie kapelusza kardynalskiego; zdając sobie sprawę, iż bez pomocy Niemców mających duże wpływy w Watykanie jego zamiary nie dojdą do skutku, postanowił poprzez gest wobec Niemców w postaci „Orędzia” zapewnić sobie ich poparcie. Dlatego też arcybiskup Kominek po przekonsultowaniu tej sprawy z kard. Wyszyńskim w oparciu o uprzednio opracowane przez siebie w języku niemieckim tezy do dialogu z Niemcami, wysunął projekt opracowania „Orędzia” i był jego głównym bezpośrednim autorem. Najbardziej aktywny udział poza Kominkiem w opracowaniu „Orędzia” brali: kard. Wyszyński, kard. Wojtyła, bp Kowalski i bp Stroba. Pierwotny tekst najbardziej odpowiadał Niemcom, lecz niektórzy biskupi, jak np. bp Kowalski, w toku dyskusji wnosili do niego poprawki idące w kierunku usztywnienia treści „Orędzia”. Mimo że większość biskupów polskich nie znała języka niemieckiego lub znała go bardzo słabo, arcybiskup Kominek tekst opracowywał tylko w języku niemieckim, informując ustnie biskupów o jego treści, nie dając pełnego tłumaczenia polskiego. O fakcie przygotowywania „Orędzia” arcybiskup Kominek poinformował biskupów niemieckich, m.in. biskupa Bengcha, uzyskując ich aprobatę. Kolejne redakcje „Orędzia” Kominek przekazywał do wiadomości biskupów niemieckich, by mogli oni przygotować odpowiedź. Po ostatecznym zredagowaniu „Orędzia” w języku niemieckim zostało ono przekazane biskupom niemieckim, którzy prawie natychmiast przesłali odpowiedź. Biskupi polscy natomiast nie zostali poinformowani o terminie przekazania „Orędzia”, nie dostali tłumaczenia tekstu i z „Orędziem” w języku polskim zapoznali się dopiero z prasy. Znaczna większość biskupów polskich, mimo że nie znała dokładnej treści „Orędzia”, podpisała je jednak dlatego, iż podpisali je: Wyszyński, Kominek, Kowalski, Stroba, którzy swym autorytetem nakłonili ich do składania podpisów. Niektórzy księża polscy przebywający w tym czasie w Rzymie, zapoznając się z treścią „Orędzia”, zwracali się do arcybiskupa Kominka z uwagami, że idea „Orędzia” winna być podjęta przez Niemców, oni powinni wystąpić z inicjatywą, jako że ich naród zawinia wobec Polski, że treść „Orędzia” winna wyraźniej określać krzywdy wyrządzone narodowi polskiemu przez Niemców, proponowali, by do „Orędzia” dołączyć odpowiednie mapki ilustrujące zbrodnie niemieckie na terenach Polski itp. Uwagi te arcybiskup Kominek zdecydowanie odrzucał. Ks. S. boi się ujawnienia faktu zatrzymania i przywiezienia przez siebie tych materiałów do kraju, gdzie zostały zakwestionowane przez władze. Dotąd ani Wyszyński, ani Kominek, ani też inni biskupi o tym fakcie nie wiedzą, bowiem ks. S. zachowuje go w tajemnicy. Z ks. S. zapewniono możliwość dalszych rozmów.
Absolutnie niedopuszczalna jest próba postawienia znaku równości pomiędzy programem Bejtaru a założeniami ideowymi nacjonalistów niemieckich czy włoskich. Członkowie Bejtaru głosili potrzebę odrodzenia narodowego Żydów, ale nie wykluczali przy tym pokojowej koegzystencji z żadnym narodem; nie postponowali żadnej grupy religijnej lub politycznej i nikogo nie chcieli eliminować. Tę różnicę mamy prawo uznać za fundamentalną, zwłaszcza, że wokół tych kwestii wyrosły największe tragedie XX wieku.
Hydraulicy to kara boska zesłana na mężczyzn za to, że zamiast uczyć się naprawiać umywalki, oglądali niemieckie porno z aktorami przebranymi za hydraulików przychodzących naprawić umywalkę. Bo tak jest. Facet zniesie jakiś stopień poniżenia, gdy przegra z równym sobie. Ale facet w stroju roboczym, nieznający dezodorantu, wyglądający, jakby potrafił policzyć maksymalnie do dziesięciu, ale dający wam potem rachunek na kilkaset złotych, naprawdę nie jest kimś, z kim chcielibyście się mierzyć.
To była dziwna polskość. Taka polskość z alzhaimerem. Warmia bowiem w momencie plebiscytu od prawie stu pięćdziesięciu lat (czyli od pierwszego rozbioru Polski) należała do Niemiec, a dokładnie do Prus Wschodnich - najbardziej wysuniętej na wschód niemieckiej prowincji. Podobnie zresztą jak Mazury, tylko że one nigdy nie wchodziły w skład Rzeczypospolitej, a przez zaledwie dwieście lat (od XVI do XVIII wieku) były z nią luźno związane jako państwo lenne. Mimo to ich mieszkańcy mówili po polsku.
O tym, jak bardzo fałszywe było poczucie bezpieczeństwa podtrzymywane przez pieczątki Rady Żydowskiej, przeróżne niemieckie listy i inne rodzaje zapewnień, przekonywali się wszyscy dopiero wówczas, gdy pociąg przekraczał granice Holandii. Z powodu wyparcia rzeczywistości i fałszywego poczucia bezpieczeństwa większość Żydów nigdy nawet nie podjęła próby ratunku poprzez ucieczkę lub opór, w przeciwieństwie do Żydów w warszawskim getcie, realistów, którzy mieli za sobą wielowiekowy trening w odpieraniu antysemityzmu.
Połączyły ich wszystkich kule odbierające im życie. Śmierć zrównuje ludzi. Nikt z tych, którzy troszczą się o to, by to miejsce było zadbane, którzy czasem zapalą tu świeczkę, nie czci tu niemieckiego bohatera wojny, nikt nie oddaje mu specjalnego hołdu. To ludzie pamiętają o tym, że tu leży człowiek. Człowiek żyje tak długo, jak pamiętają o nim inni. Osądziła go ta kula, która odebrała mu życie, pozostawiając jedynie martwe ciało, i nie ma żadnego powodu, by i to ciało, i miejsce jego pochówku mieć w pogardzie.
Kiedy mówimy o czeskim odrodzeniu narodowym, musimy pamiętać, że stawiało ono nie na powstania zbrojne, ale na książki.
Kiedy w XIX wieku ojcowie odrodzeniowcy tworzyli na nowo współczesny język czeski, literatura była ich podstawowym narzędziem. Za niewoli habsburskiej rodzima mowa zwiędła, a przetrwała głównie dzięki wsi. Mieszczaństwo i inteligencja używały przeważnie niemieckiego. Kwestia wolności wewnętrznej zaczęła być w pewnym momencie tożsama z kwestią wykształcenia.
Heidegger podobnych problemów nie miał-niemieckie uczelnie jego czasu nie musiały dbać o zainteresowanie własną ofertą dydaktyczną, nie trwoniono na nich sił przemyśliwując lepszą witrynę internetową, lepsze zakodomowanie do warunków wolnego rynku, nie szafowano nowymi rozwiązaniami w zakresie marketingu-miast myśleć o nauce i filozofii, roztkliwiając się nad reklamową szatą uniwersytetu. To wszystko było Heideggerowi zbyteczne. Gdyby żył w moich czasach, ukułby najpewniej fenomenologię akademickiej buchalterii i strachem organizowanej dobroci. Szczęśliwie, nie żył.
Mazurzy, według świadectw pisarzy niemieckich, są żywi, weseli, uprzejmi, gościnni, towarzyscy, serca maja tak dobre, ze podzielą się ostatnim kawałkiem chleba, ale obok tego są kłótliwi, w pracy niewytrwali, lekkomyślni, mało dbający o jutro - po takich określeniach Niemcy (Paul Hensel, C. E. Lack, Hermann Braun) zaznaczają, że charakter ich jest "czysto polski". Mazur nie lubi nowości zarówno w gospodarstwie, jak w życiu domowem i publicznem - pomimo wrodzonych zdolności brak mu dążenia naprzód.
Zaczynamy powoli rozumieć, skąd się bierze często spotykana w żydowskiej pamięci tego okresu uwaga, że „miejscowi” – to mogli być Ukraińcy, Litwini albo Polacy – „byli gorsi od Niemców”, chociaż dobrze wiadomo, a Żydzi wiedzieli o tym jeszcze lepiej od innych, że Zagłada to dzieło nazistów rozniesione po Europie podczas wojny przez okupację niemiecką. Tę dziwną cechę żydowskiej pamięci można sobie tłumaczyć w ten sposób, że śmierć zadawana przez osoby znajome wywołuje szczególne cierpienie, w moralnym sensie tego słowa, ze względu na doświadczany akt zdrady, którego równocześnie pada się ofiarą.
Chwilę milczał, zaciskając dłonie na książce. Potem wyjął z kieszeni scyzoryk z drewnianą okładziną i mosiężną skuwką. - Nie da się zaprzeczyć sobie- powiedział cicho.- Nigdy nie będę Żydem, tak jak Baruch nigdy nie stanie się katolickim księdzem.ani nawet prawdziwym komunistą. Stoimy na ramionach naszych przodków i nie da się stać kimś innym, niż się jest. Nożem obciął swoje jasne pejsy i z wściekłością odrzucił je od siebie. - Jestem Sigismund von Horn- wycedził.- Syn Polki i niemieckiego arystokraty. Ślązak. Wychowany na Goethem i Nietzschem. I nie umiem tego zmienić. - Nikt nie umie uciec od siebie- powiedział miękko Rem.- Ja nawet nie próbuję. - A wiesz, kim jesteś? - Zawsze wiedziałem- łagodnie odpowiedział Sosnkowski.- Jestem i będę Polakiem- ściszył głos i dodał: - I urodzonym mordercą.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl