Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "sobie zarost", znaleziono 21

Łysina i zarost to dla kobiety dość wysoka cena za poprawienie zdolności postrzegania przestrzennego.
Żeby elektryczna golarka chwyciła siwy zarost pod nosem, Clint musiał wykrzywić twarz w grymas godny Quasimodo
Wyglądał tak samo jak kiedyś, może był bardziej męski niż chłopięcy. Ramiona miał szersze, a na jego twarzy widniał cień dwudniowego zarostu.
Miał przekrwione białka, a zarost na policzkach przypominał jeża, którego najpierw ktoś rozjechał, a później zostawił na słońcu przez miesiąc.
- Mogę pracować nad taką duszą.
Spuścił wzrok na wykrochmalony biały obrus.
- Tylko traciłabyś czas.
Złapałam go za kłującą od zarostu brodę i zmusiłam, by na mnie spojrzał.
-Żadna wartościowa dusza nie jest stratą czasu”.
- Mario, nie możesz odwracać się na pięcie i iść gdzie chcesz, kiedy chcesz i z kim chcesz.
"A dlaczego nie?"- chciałem spytać.
O ile mi wiadomo, broda rośnie pełnoletnim, a ja miałem trzydniowy zarost.
Gdyby był wyższy, wypielęgnowany zarost i spięte włosy nadawałyby mu zawadiacki sznyt czarnych charakterów z kina akcji. A gdyby był przystojniejszy, mógłby robić za lokalnego amanta. Niestety natura była w jego przypadku wyjątkowo skąpą suką.
Zaniedbany zarost, przydługie włosy, do tego nastroszone. Ciało chude i wysokie, cud, że jeszcze się nie złamało pod ciężarem zgarbionych ramion. Jedyne, co można mu było zapisać na plus, to brak brzucha. Facet miał tylko kręgosłup i pępek. I ręce tak długie, że gdyby zgarbił się jeszcze trochę, wiązałby buty na stojąco.
Mój puls pędził jak szalony. Z trudem łapałam kolejne wdechy powietrza. Kilkudniowy zarost drażnił podbródek, a smukłe palce wędrowały wzdłuż kręgosłupa, przyprawiając o przyjemne dreszcze, aż marzyłam już jedynie o tym, by zedrzeć z niego koszulę i przytulić się do nagiej skóry.
Brodate kobiety niepokoiły i fascynowały ludzi przywykłych do jasnych granic pomiędzy światem mężczyzn a kobiet. Właśnie takie uczucia mogła wzbudzać w widzach jedna z najsłynniejszych brodatych kobiet, właścicielka zarostu, który uradowałby serce każdego barbera – madame Josephine Clofullia, zwana również Brodatą Kobietą z Genewy
Cały kobiecy wdzięk, miękkość linii, delikatność członków, rozwinięcie biustu, bogactwo włosów, dźwięk głosu – wszytko zależy od tych gruczołów. Po usunięciu jajników harmonijna linia przemienia się w warstwę tłuszczu, głos staje się niski, żywość ruchów ustępuje ociężałości, policzki pokrywają się zarostem, wzrok staje się mętny.
,,Jest najprzystojniejszym facetem, jakiego do tej pory oglądały moje oczy. Wygląda na dwadzieścia osiem, może dwadzieścia dziewięć lat i jest po prostu grzesznie piękny, jeżeli tak można określić faceta. Ma z pewnością powyżej metra dziewięćdziesięciu wzrostu, ciemne blond włosy po bokach krótsze, a na czubku dłuższe i zaczesane do góry. Do tego lekki zarost i ta muskularna, atletyczna sylwetka…”.
"Nic nie było ważne, ani jego winy, ani jej krzywda. Nic, prócz bliskości, wymiany oddechów, smaku ust, ciepła i zapachu ciała. Nic nie mogło być. A Nika na zmianę śmiała się, płakała i całowała go. Przesuwała dłońmi po szorstkich od zarostu policzkach, po gęstych włosach, wysokim czole, syciła się tym, karmiła, wyganiając mrok z zakamarków duszy. Bo przez ten czas nazbierało się go tak wiele, zbyt wiele."
Obserwowałam nieznajomego przez dłuższą chwilę. Wyglądał na całkiem nieszkodliwego. Trochę jak niewinny chłopczyk, a nie groźny mężczyzna, w którego z pewnością się zamieni, gdy tylko oprzytomnieje. Miał równo przystrzyżone brązowe włosy, opadające lekko na czoło, kiedy tak siedział ze spuszczoną głową, z kolei jednodniowy zarost mogłabym nawet uznać za pociągający, gdybym nie podejrzewała, że zapewne nie zdążył się ogolić, bo tak mu było śpieszno, żeby spierniczyć mi wieczór.
Audrey przeszła obok, zawieszając na nim dłuższe spojrzenie. Na widok lekko potarganych włosów i nieznacznego zarostu przypomniała sobie czasy, gdy każdego ranka budziła się blisko niego. Choć teraz miał na sobie dopasowany smoking, sprawiał wrażenie, jakby zaledwie chwilę temu wyszedł nago spod gorącego prysznica. Poczuła ciepłe łaskotanie w dole brzucha, kiedy dostrzegła znajomy błysk w jego brązowych oczach. Właśnie dlatego zatrzymała się tylko na moment, by wyszeptać mu na ucho miejsce spotkania.
- Szkoda - stwierdził. - A miałem nadzieję, że wkrótce mój zarost odzyska normalny wygląd.
- Odzyska swój zwyczajny, niechlujny wygląd - poprawił mistrza Will, nim zdążył ugryźć się w język.
Halt spojrzał nań spode łba.
- Powiedziałbym raczej „osiągnie stan naturalnej obfitości” - poprawił go Halt.
Will przytaknął pospiesznie:
- Oczywiście, oczywiście. To właśnie miałem na myśli, tylko brakowało mi odpowiedniego słowa. Nie wiem, co mi strzeliło do głowy, żeby użyć tak prostackiego określenia.
Do kompletu brakowało jedynie chorążego Gawłowicza. Był to oficer najmłodszy w baonie, piękny jak cherubin, przymilny jak kotka, wesoły i śpiewający. W wolnych chwilach komponował zgrabne wierszyki, które ogólnie się podobały. Jego uroda, prawie że kobieca, gładkość twarzy pozbawionej jakiegokolwiek zarostu, miły charakter, zjednujący mu przyjaciół wśród najsroższych mruków – wyrobiły mu w baonie stanowisko „oczka w głowie” u wszystkich. W rozmowie potocznej nazywano go „siostrą”. Przezwisko to zawdzięczał swemu upodobaniu do przebierania się w suknie kobiece, szczególnie lubił ubiór siostry miłosierdzia.
do chaty weszło trzech mężczyzn z mnichem na czele. Proboszcz zwrócił się w stronę kobiet. - A oto brat Wojciech we własnej osobie – powiedział. - Gospodyni zmierzyła wzrokiem braciszka, który w tym momencie zrzucił brązowy kaptur z głowy. Przy księdzu Cichowskim, który do olbrzymów się nie zaliczał, prezentował się Wojciech bardziej niż skromnie. Mizernego wzrostu, z twarzą ogorzałą, w leciech między czterdziestym a pięćdziesiątym rokiem życia, choć raczej bliżej tej wyższej granicy. Kilkudniowy zarost nie działał na korzyść mężczyzny. Chciałoby się powiedzieć, że nie bez przyczyny Bogu życie poświęcił, bo chyba nie każda niewiasta gotowa byłaby los swój z takim związać.
"Żaden malarz czy rzeźbiarz nie oddał by mu sprawiedliwości. Żadne zdjęcie nie przedstawiłoby go takim, jakim dane jest mi go ujrzeć. Przede mną stoi wysoki, szczupły, wysportowany mężczyzna, ubrany w czarne spodnie od garnituru oraz wypolerowane na błysk buty tego samego koloru. Biała koszula z podwiniętymi rękawami odkrywa fragment tatuażu. Wygląda po prostu idealnie – oliwkowa skóra, ciemne włosy, dłuższe u góry, starannie zaczesane na bok, a także dwudniowy zarost, po którym chciałabym przejechać dłońmi. Ale największe wrażenie robią czarne oczy. Wydaje mi się, że za chwilę zostanę przez nie pochłonięta. Kiedy marszczy gęste brwi, przyglądając mi się intensywnie, wygląda jak anioł. Anioł ciemności. Emanuje energią, której nie da się ogarnąć. Mroczny, tajemniczy, a jednocześnie fascynujący”.
Gdy Adam go pocałował, Ronan poczuł każdy kilometr na godzinę, jakim kiedykolwiek przekroczył dopuszczalną prędkość. Każdą nocną jazdę z odsuniętą szybą, ciarkami na skórze i zębami szczękającymi z zimna. Żebra Adama znalazły się pod dłońmi Ronana, usta Adama na jego ustach, i znowu, znowu, znowu. Ronan poczuł zarost pod wargami i musiał przerwać, by odzyskać oddech, by na nowo skłonić serce do działania. Obydwaj byli niczym wygłodniałe zwierzęta, lecz Adam czuł głód od dłuższego czasu.
We wnętrzu udawali, że śnią, lecz nie śnili. Ułożyli się na kanapie w salonie i Adam przyglądał się tatuażowi przykrywającemu plecy Ronana, wszystkim ostrym krawędziom, które wspaniale zakleszczały się ze sobą i z lękiem wpływały w siebie.
-Unguibus et rostro - powiedział Adam.
Ronan wsunął palce Adama do swych ust.
Już nigdy nie miał spać.
Nie­zna­jomy za­marł zasko­czony, a w sekun­dzie, gdy spę­tana nie­zręcz­no­ścią chcia­łam się odsu­nąć, odwza­jem­nił poca­łu­nek. I to jak. Z pasją. Z mocą. Pod pal­cami doty­ka­ją­cymi jego po­licz­ka czu­łam dra­piący za­rost, gdy wpił się w moje usta. Nasze ję­zy­ki splą­tały się, posma­ko­wa­łam piwa i cze­goś słod­kiego, ja­kichś cu­kier­ków. Zawi­słam nad nim, z kola­nem wspar­tym o ka­na­pę, a jed­nak mia­łam wra­że­nie, że to on gó­ru­je nade mną.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl