Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "za co mazury", znaleziono 84

Zawsze powtarzam, że trzeba uważać na kobiety z wielkimi tipsami. Albo cię podrapią w łóżku, albo wbiją ci pazury w plecy, albo mają wredny charakter.
Jesteś taka jak mama, a on kogoś takiego potrzebował. Z reguły miła i szczera, a w sytuacjach zagrożenia pokazujesz pazury.
Możesz zakopać coś złego, ale złe rzeczy mają tendencję wygrzebywać się pazurami spod ziemi. Twoje właśnie na ciebie ruszyły, a są naprawdę wściekłe.
Doskoczyłam do łydek Rozalii. Zaatakowałam pazurami (a przynajmniej tym, co mi z nich zostało po ostatnich zabiegach upiększających) i wbiłam jej toto w skórę. Pociekła krew.
Ciche chrząknięcie sprawiło, że znowu spojrzałam mu w oczy i zatonęłam w nich. Zostałam uwięziona w lazurze, a cały świat jakby przestał istnieć.
(...) powiedzenie, że czas leczy rany, okazało się wierutną bzdurą. Czas tylko je rozdrapuje. Wbija w nie kły i pazury, a potem szarpie jak wygłodniały drapieżnik.
- Smoczyce mają długie pazury, które zostawiają ślady- szepną konspiracyjnym szeptem - I zastanówmy się ,czyja to sprawka ,że moje plecy wyglądają, jakby ktoś mnie biczował.
Po wojnie szalałam na punkcie kolorów. Tęskniłam za zieloną barwą trawy, za niedorzeczną różowością, za czystym błękitem lazuru. Były mi niezbędne jak pożywienie. Żądza koloru była podobna do awitaminozy.
Po wojnie szalałam na punkcie kolorów. Tęskniłam za zieloną barwą trawy, za niedorzeczną różowością, za czystym błękitem lazuru. Były mi niezbędne jak pożywienie. Żądza koloru była podobna do awitaminozy.
Nadzieja jest przekleństwem ludzkości, Igorze. (...) Tygrys nie ma nadziei, że dogoni ofiarę, ani antylopa, że uda się wymknąć pazurom. One biegną, Igorze. Tylko bieg ma znaczenie. Wiedzą, że muszą biec, nic więcej.
Palący, gorący strach wkradł się w każdy zakamarek mojej istoty. Nie potrafię określić, gdzie zaczyna się on, a kończę ja. Otwieram usta, żeby krzyczeć, wargi odsunięte, dłonie ściśnięte w pazury i…
Obserwujesz gościa, pazurami drapie się na szczyt. Myśli, że jak mu się uda, wszystko będzie dobrze. Ale nigdy się nie udaje. Nieważne, kim jesteś. Pewnego ranka patrzysz się i jesteś starcem. Nie masz swojemu bratu nic do powiedzenia. Nie wiesz ani trochu więcej niż na początku.
Potrafiła być łagodna, czuła i uległa, przekonał się, że ta sama kobieta potrafi być dla dwu różnych mężczyzn kimś innym. Zakochała się i jak gdyby schowała pazury, a utraciwszy dawny swój egoizm była teraz wzruszająco bezbronna, jak wszyscy, którzy kochają bardziej, niż są kochani.
Miecze odbijały się od pancerzy, a ostrza szczerbiły, zahaczając o kolce. Ludzką skórę raniły chitynowe oraz kostne wyrostki, pazury i zębiska. Dochodziło do pierwszych poparzeń, drugich oddechów, trzecich czy nawet setnych szans na powodzenie, które jakoś nie zamierzało nadejść.
Bestie krwiożercze i mocarne z jakiegoś tajemniczego powodu zawsze fascynowały wątłych z natury ludzi. Większość z nas jednak woli rozprawiać o potworach aniżeli aktywnie ich poszukiwać. Prastare Królestwo Zwierząt, bezlitosne dla słabych i roślinożernych, potrafi bronić się przed intruzami. Od tego ma zabójcze kły, pazury i jad.
– [...] Te mury - czy odchodzicie, panowie? - te mury są szczelnie spojone!
I tu przez rozszalałą do obłędu przekorność uderzyłem z mocą laską, którą miałem w ręku, akurat po tej części muru, kędy tkwił trup wybranki mego serca. O! Niechże przynajmniej Bóg ma mnie w swej opiece i niech mnie broni przed pazurami arcydemona!
Jutro pójdę do Niej. Jutro. Na razie zanurzam się w bezpiecznych szarych godzinach. Wyrywam ten czas dla siebie. Wydzieram go pazurami. Nie wiem, co z nim zrobić, gdy już trzymam go w moich długich, zawsze nieco chłodnych palcach. Powinnam go zaszyć w supełku i schować do dolnej szuflady komody. Tam byłby bezpieczny, odłożony na później, gdy będę lepsza.
Podobnie, jak zaczynamy od niedawna odczuwać woń deszczu czy zmroku, zapewne kiedyś będziemy w stanie pochwycić woń śniegu, lodu, rosy porannej, jasności świtu i lśnienia gwiazd. Wszystko wydzielać musi jakąś woń dotąd nieznaną: przestrzeń, promień księżyca, szmer strumienia, chmura płynąca czy uśmiech lazuru nieba.
Beta, kiedy go poznałem w roku 1942, miał dwadzieścia lat. Był to żywy chłopak z czarnymi, inteligentnymi oczami. Pociły mu się dłonie, w jego zachowaniu się można było zauważyć tę przesadną nie śmiałość, która kryje zwykle ogromne ambicje. Kiedy mówił, w słowach jego wyczuwało się mieszaninę arogancji i pokory. Był wewnętrznie przekonany, że góruje nad swoimi rozmówcami, atakował i zaraz cofał się wstydliwie, chował pazury.
Czy nie lepiej znowu oddać się w niewolę durniom w maskach i księdze, w której nie ma nic poza bezmyślnymi zakazami? Znowu będziemy bandą dzikusów, rzucających się na cały świat jak wściekłe psy. Znowu będziemy ryć ziemię pazurami tam, gdzie normalny człowiek sięgnąłby po łopatę. Znowu będziemy palić wszystko, czego nie znamy z księgi, i niszczyć wszystko, czego nie rozumiemy. Bo tak każe stary, barbarzyński kodeks. Prawo dzikich, pustynnych koczowników!
Wyatt poprawił kciukiem okulary i zmusił się, by odczytać skąpą treść sensacyjnego artykułu. Głosił on, co następuje: CZY W PELHAM GRASUJĄ POTWORY? Dziś o poranku mieszkaniec Pelham znalazł zwłoki makabrycznego stworzenia. Niezidentyfikowany stwór posiadał drapieżne pazury, ostro zakończone kły oraz zakrzywiony dziób. Ciało potwora spłynęło w strumieniu ze Wzgórza świętej Anny. Nigdy przedtem w okolicach Pelham nie obserwowano takich zwierząt. Redakcja Pelham Online apeluje do Czytelników o pomoc w identyfikacji tajemniczego drapieżnika.
Niewiele ptaków potrafi siedzieć bardziej potulnie od lancrańskiego jaustrzębia, czyli smętka kłapodziobego, drapieżnika, który wciąż poszukuje opcji wegetariańskiej. Większość czasu i tak przesypia, ale gdy zmuszony jest szukać pożywienia, siada gdzieś na gałęzi, osłonięty od wiatru, i czeka, aż coś samo zdechnie. W ptaszarni smętki początkowo siadają na grzędzie, jak inne ptaki, ale potem, z pazurami ściskającymi drążek, zasypiają spokojnie głową w dół. Hodgesaargh hodował je, ponieważ występowały jedynie w Lancre i podobało mu się ich upierzenie; jednak wszyscy doświadczeni sokolnicy zgadzali się, że jedyną metodą upolowania czegokolwiek za pomocą jaustrzębia jest wystrzelenie go z procy do celu.
Potem podniósł nóż i prędko ukrył go w komodzie z bielizną. Był lekko otumaniony, poruszał się niepewnie. W końcu zasiadł w stylowym fotelu przywiezionym z Francji, jak zresztą inne cenne meble. Wyglądał jak sułtan w swym haremie, upajał się dźwiękami bitwy i widokiem walczących o niego kobiet. Był jak sędzia na ringu, wszystko analizował.
Widział, że Milena zdążyła objąć prowadzenie, siadając na brzuchu Beaty, jednak nie umiała trafić, jedynie chłostała powietrze, jak niebezpieczne dzikie zwierzę z ostrymi pazurami. Okładały się nawzajem resztkami sił, słychać było przekleństwa i groźby, oddechy stały się krótkie, urywane, uderzenia słabły, ale urażona duma Mileny dodawała jej energii, nie pozwalała się poddać.
Był to czas, kiedy włóczyły się po lasach potwory i duchy z czerwonymi ślepiami. I maszkary z jęzorami zwisającymi nisko. I jak płomyki pochłaniały trawy, krzewy i większe drzewa.
Nie było już pięknej królewny ani cud-dziewczyny, która leżała w szklanej trumnie, a pilnowały jej krasnale, pieśni zaś śpiewały leśne ludki. Znikły z naszego świata baśnie czyste, pełne miłości, nostalgii i marzeń, zeszły ze sceny przedstawienia, w których główną rolę odgrywał szlachetny rycerz, broniący ubogich i karzący bogatych, usunęły się w cień cudowne lampy, światła i ognie pałacu, w którym panował dobry król i miał na wydaniu królewnę śliczną jak boski obrazek i wzdychającą w okrągłej wieży do kochanka, i umierającą z tęsknoty za rycerskim młodzieńcem, który miał ją wybawić od wielkich cierpień.
Uciekła w niepamięć nawet babcia i wilk ze strasznymi zębami. I gąska. I sierotka Marysia.
Znikła jasna strona świata. Zaginęły radosne pieśni i wesołe tańce. Przyszła pora ponurych wiedźm, strasznych zbójów grasujących pod naszymi oknami i omamów straszących dzieci. Wszystko nagle na naszych oczach wyrosło. I wciąż olbrzymiało. Nabierało straszliwego, apokaliptycznego wyglądu. Miało stalowe oczy i żelazne ostre pazury. I my gwałtownie dorastaliśmy, mając malutkie serca i duże oczy wyobraźni.
Kłębiły się mnożyły majaki. Porażały monstra i czarne potwory z wyłupiastymi przekrwionymi oczami. W lasach zamieszkały widna z osmalonymi twarzami i dzikie upiory.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl