Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "zimna moje a", znaleziono 30

Ci dranie zniszczyli moją wrażliwość. Stałam się mściwa i zimna. Moje koleżanki znalazły w tym szaleństwie sposób na przetrwanie, a mnie opętała chęć zemsty.
Pieśń ptaków może być ładna.
Ale nie dla ciebie one śpiewają.
A jeśli sądzisz, że moja zima jest zbyt zimna.
Nie zasługujesz na wiosnę moją.
– Kaju… – Usłyszał nagle chłodny głos. Kobieta z baśni. Zimna i nieczuła jak lód. Piękna i doskonała. Na zawsze.
– Kaju. – Stanęła za nim, cała w królewskiej bieli. Nawet jej włosy były białe, a korona połyskiwała bielą najczystszego śniegu. – Nie ma żadnej Gerdy, która zdoła cię ocalić. Twoje serce już należy do mnie. Jest tak zimne i puste jak moje…
– Jeszcze nie! – odparł jej gniewnie. – To ty jesteś zrobiona z lodu! Ja wciąż czuję!
Jeżeli za bardzo ci na tym zależy, prędzej czy później zaczynasz to tracić, a wtedy jeszcze mocniej boli.
-To jest także moje nazwisko- zauważył Pawełek z urazą.
-Ale ja je miałem wcześniej. Dostałeś je ode mnie.
-No to co? A Ty przecież dostałeś je od dziadka i dziadek Ci nie wypomina.
- Obejmij moją szyją - zaproponował. - Będzie ci wygodniej - dodał, bo wydało mu się, że propozycja mogła zabrzmieć dwuznacznie, a tego nie chciał. Strażniczki ze Świętej Wyspy były wysłanniczkami Bogini. Należało traktować je z czcią i szacunkiem.
Po prostu to zrób, a zobaczysz, że kiedy się postawisz, to ci odpuszczą." To moje słowa. Wypowiedziałam je do chłopca ukrytego w rurze na placu zabaw. Wszystko wraca, wspomnienia staja się wyraźniejsze. Chciałam pomóc, a on uważa, że zniszczyłam mu życie. W jaki sposób, skoro widzieliśmy się tylko ten jeden raz?
- Moja droga ma zawsze jeden cel. Ciebie…
- Więc nie zbaczaj z kursu. Oddaje Ci całą moją miłość do ciebie. Zabierz ją ze sobą. Wspomnij w trudnych chwilach. Niech będzie Twoją siłą…
- A ja oddaję moją miłość tobie. Pamiętaj o tym, gdy mnie nie będzie obok. Pamiętaj, że kochałem Cię na długo przed wszystkimi i będę kochał na długo po wszystkich. Zatrzymaj ją dla mnie […].
- To nie była miłość. Mogę ci opowiedzieć, ale czy ty na pewno chcesz tego słuchać? - warczy i na siłę odwraca moją głowę, żebym na niego spojrzała. – Chcę wiedzieć, kim jesteś. Czy jesteś prawdziwy – mówię twardo, mrużąc oczy. – A ja chcę wiedzieć, o czym myślisz, kiedy milczysz. I dlaczego tak ciężko ci uwierzyć w to, że ktoś może cię pragnąć. – Zaciska palce na moich ramionach, a ja nerwowo przełykam ślinę. – Czego tak bardzo się boisz? Śledzi moje spojrzenie, jakby tam mogła być ukryta odpowiedź.
To się nie uda. To nie ma prawa się udać.
A kiedy - wspiąłeś się wyżej i skała zaczęła jaśnieć - skała stała się gładsza, wiedziałeś, że wiatr, chociaż przynosi skrzydła, nie on je powija. I wiatr - przykazał ci, by mocniej przylgnąć do skał.
Nawet ci, którzy czują się bezdomni, momentami odkrywają, że też mają jakiś dom, miejsce w którym pewnego dnia chcieliby zostać pogrzebani. A wiesz, gdzie ja chciałbym być pochowany, Bellman? W parku przed Budynkiem Policji. Nie dlatego, że kocham policję albo że jestem gorącym zwolennikiem tego, co się nazywa duchem firmy.(...) Ale policja to jedyne co mam. To jest moje plemię.
Mówiłem ci już, że mi się podobasz? Pokręciłam głową. — Podobasz mi się — młody nekromanta przesunął dłonią po moim policzku. — Przypominasz mi moje najlepsze zombie, a sama wiesz, jak kocham swoją pracę. Świetna karnacja! Ej, ej! Ostrożniej! To moja ulubiona koszula! — Szybko zrzucił z siebie płonącą odzież.
Odsłonię ci w kilku słowach wielką tajemnicę ludzkiego życia. Człowiek zużywa się przez dwa instynktownie spełniane akty, które wyczerpują źródła jego istnienia. Dwa słowa wyrażają wszelką formę, którą oblekają owe dwie przyczyny śmierci: CHCIEĆ i MÓC. Między tymi dwoma kresami ludzkiej czynności istnieje inna forma, którą obierają mędrcy, i jej to zawdzięczam moje szczęście i moją długowieczność. Chcieć spala nas, a móc niszczy; ale WIEDZIEĆ zostawia nasz wątły ustrój w stanie stałego spokoju.
-A jak ty się nazywasz?- Sterany popatrzył na mnie uważnie. (...)
- Mario Ybl.
- Widzisz Jarek? Mówiłem ci. Jakiś, kurwa, obcokrajowiec. Ta pierdolona unia wszędzie się wepcha. (...)
- Nie będziesz nam tu, chuju, naszych polskich grobów rozkopywał.
- Spierdalaj!- Uznałem, że to słowo w najbardziej skondensowanej formie oddaje moje uczucia i intencje.
- Słyszałeś, Jarek? Jakie te obcokrajowce są niegrzeczne.
- Idź zawsze przed siebie. Ten, kto tropi, musi szukać zmian, a tam, gdzie się czeka, nic się nie dzieje. Pytaj albo milcz, ale zawsze słuchaj, o czym mówią ludzie. Nie wierz w nic, co nie mieszkało choć przez chwilę w twojej głowie. Nie dowierzaj nowemu mieczowi, temu, co dziewczyna powie ci w łóżku, bogom ani możnym. Nie wierz prostakom ani złym ludziom. Mogę już dostać moją miarkę czy potrzebujesz więcej rad?
– Nie przerywaj mi! Nie przerywaj mi! Nie przerywaj miiiiii!!! – usłyszałem wściekły ryk.
Aaa, chlor był w swoim żywiole. Na szczęście to już nie było moje zmartwienie…
Pogwizdywałem cicho, patrząc, jak przez okno najpierw leci poduszka, a potem męski garnitur, który zatrzymał się na rosnącym przed blokiem bukszpanie. Malowniczo.
– Ależ Jadziu… – zaprotestował męski, zgnębiony głos.
– Nie przerywaj mi, manipulancie!!! Śpij, kurwa, na dworze, jak ci u mnie nie pasuje. Ty nieudaczniku pierdolony! A jak chcesz spać na mojej poduszce, to ją sobie wynajmij!!!
Mój ulubiony kolor to różowy, a do tego jestem… Ojej! Prawie się wygadałam z mojej TAJEMNICY. Bo wiesz, tajemnic nie opowiada się każdemu, tylko przyjaciołom. Ale czy ty… chciałabyś się ze mną zaprzyjaźnić? Mogłybyśmy wtedy opowiadać sobie nasze tajemnice, pisać do siebie nawzajem listy albo wspólnie przeżywać ciekawe przygody! Mam ci tyle do opowiedzenia – ty mi z pewnością też! Więc jak? Czy chcesz zostać moją przyjaciółką?
- Pozwól, że coś ci powiem… Dam ci małą radę, dobrze?
Słucham go, patrząc mu w oczy.
– Nigdy z niczym nie zwlekaj – mówi.
- Co? Musiał zauważyć moją zdezorientowaną minę, bo kontynuuje:
– Czas mija szybciej od wystrzelonej kuli, a strach podsuwa nam wymówki. Pragniemy ich, bo powstrzymują nas od zrobienia tego, co powinniśmy zrobić. Nie wątp w siebie, nie podważaj własnych decyzji i nie pozwól, aby strach cię przed czymś powstrzymał. Nie bądź leniwa. Nie rób niczego, opierając się tylko na tym, jak szczęśliwi będą przez to inni. Po prostu to zrób, dobrze?
- No cóż, owszem - odpowiedział. - Muszę przyznać, że to i owo zaprząta moją myśl. Nic ważnego. Nie przejmuj się.
- To znaczy, czym mam się nie przejmować? - spytał bezczelnie jego uczeń, a Halt przechylił głowę.
- Pozwól, niech ci wyjaśnię - rzekł. - Kiedy mówię "nie przejmuj się", chcę powiedzieć, że nie zamierzam z tobą rozmawiać o zaprzątającym mnie problemie.
- To wiem - odezwał się niesforny uczeń, wciąż z uśmiechem. - Ale w czym rzecz?
Halt odetchnął głęboko.
- Istniało kiedyś takie coś, jak szacunek dla starszych, ale chyba ta cnota przeminęła bezpowrotnie - stwierdził, zwracając się w przestrzeń.
W samą dziesiątkę. Żadnych rakiet. Wszystkie moje strzały trafiły w dziesiątkę, Man; mówiłem ci, że trafią - świetna zabawa. Szkoda, że nie mogę tak codziennie. Przyszło mi do głowy jedno słowo, dla którego do tej pory nie miałem żadnego odniesienia.
- Co to za słowo, Mike?
- Orgazm. Tak było, kiedy zapłonęły te wszystkie światełka. Teraz już wiem, co to takiego.
To mnie otrzeźwiło.
- Żeby tylko nie spodobało ci się to za bardzo, Mike. Bo jeśli
wszystko pójdzie po naszej myśli, nie będzie już drugiego razu.
- Okay, Man; zapisałem to doznanie i mogę je odtworzyć, kiedy będę chciał. Ale założę się trzy do jednego, że jutro znów to zrobimy i jeden do jednego, że pojutrze też. Przyjmujesz? Stawiam sto dolarów z Kongu przeciw godzinie dyskusji o dowcipach.
- A skąd weźmiesz sto dolarów?
Zachichotał.
- A jak myślisz, skąd biorą się nasze pieniądze?
- Eee... zmieńmy temat.
- Zuza, fajnie, że ci się podobało. Mnie też. Tylko musisz pamiętać..
-..że to był tylko seks - dokończyła, nadal się uśmiechając i schylając po majtki.
Zaskoczyła mnie. Byłem przygotowany na rozczarowany wzrok, wyrzut w szarych oczach i focha tysiąclecia.
-Czemu tak na mnie patrzysz? -zapytała, wkładając bieliznę.-Myślałeś, że będę za tobą chodzić jak zakochany kundel? Przecież jasno mi wyjaśniłeś nasze relację, a ja ci powiedziałam, że nie interesują mnie policjanci. Zakochać mogłabym się w tym, którego udawałeś.. Na szczęście nie zdążyłam.. Ale to, co zrobiłeś dziś, było niesamowite. -Przeciągnęła się jak kot.-Powtórzymy to?
Literalnie rzecz ujmując, opadła mi szczęka. Do ziemi. Czy ona właśnie mnie spławiła, proponując mi okazjonalny seks? Bo na pewno kłamała, kiedy mówiła, że nie zdążyła zakochać się w Radosławie "korposzczurze". Może rzeczywiście moje miejsce pracy zmieniało wszystko.
Ciągle przygód szukasz! Patrzę na ciebie i widzę, że to nie ten Albert, który spokój domowego ogniska miłował i tu, w swojej chacie, czuł się najlepiej! Gdzieś cię goni! Szukasz, sam nie wiesz czego. Powiadasz kocham cię najdroższa, a przecie sam wiesz, że przygody i niebezpieczeństwo bardziej miłujesz! Kowal patrzył na żonę z wybałuszonymi oczami. Spodziewał się co prawda pretensji, lecz nie sądził, że aż tak podpadł najbliższej sobie osobie. - Agato, szczęście ty moje! Bóg jeden wie, jak bardzo cię kocham i ile ci szczęścia zawdzięczam. Jak możesz wątpić w mą miłość do ciebie? Albo to nie wiesz, żem zawsze szczęście rodzinne nad bogactwo przedkładał?
Wiesz, drażnienie Natarai nie było zbyt mądre. - I kto to mówi? - zadrwił. - To co innego, po mnie się tego spodziewał. Mimo wszystko wyglądało zabawnie. A co sądzisz o Rowenie? - Nie chcesz wiedzieć - próbował mnie zbyć. - Masz rację, pewnie nie chcę. Drażni mnie - wy­znałam szczerze. - Dlaczego? - spytał poważnie Derek. - Czy dla­tego, że jest ładniejsza? Skrzywiłam się, ale postanowiłam mu to wyjaś­nić. - Derek, nigdy w życiu nie mów kobiecie, że inna jest ładniejsza niż ona. Uwierz mi, postępując w ten sposób, zrobisz sobie z niej wroga na całe życie. - Jesteś dowcipniejsza niż Rowena - usiłował się zrehabilitować. - I uderzasz mocniej. - Och, dziękuję ci bardzo - powiedziałam ze śmiechem. - Proszę bardzo, opowiedz jeszcze, że jest ode mnie atrakcyjniejsza, a kiedy stwierdzisz, że może i wygląda lepiej, ale liczy się wnętrze, na­prawdę się przekonasz, jak mocno mogę uderzyć. Derek wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Agata weszła do kancelarii i popatrzyła z obrzydzeniem na kieliszki wypełnione winem.
– Znów tu chlejecie?
– „My to, my to… patointeligencja”– zanuciłam z przejęciem.
Darek parsknął śmiechem, a Agata zaczerwieniła się ze złości.
– Nigdy nie dorośniesz, prawda? Wiesz, ile masz lat? Ja w twoim wieku miałam już troje dzieci!
Popatrzyła na mnie z wyższością.
– Mam trzydzieści cztery lata i wiem, jak się robi dzieci. Jak będę chciała, to sobie zrobię. Nie jest to najbardziej skomplikowana rzecz na świecie. – Uwielbiałam, kiedy ktoś wartościował moje życie faktem nieposiadania bąbelków. – Może idź do jakiejś pracy albo coś… Od dwóch dekad jesteś na macierzyńskim, trudno się dziwić, że złość paruje ci uszami, a dupa co sezon rośnie o jeden rozmiar.
– FIGHT – syknął Darek głosem narratora z Tekkena.
– Nie będę się z tobą kłócić. – Agata uniosła wysoko brodę. – Jestem ponad te podłe insynuacje, bezdzietna lambadziaro. Przyszłam w konkretnej sprawie.
– Słucham cię, madko!
I wtedy zaczął mówić. O jego ucieczce, która jednocześnie była pogonią, wieczną, bolesną pogonią za nią. O jego szaleńczych wyprawach zwiadowczych w czasie pobytu w Iraku i Afganistanie. O jego ciągłym nadstawianiu karku za wszystko i wszystkich. O tym, jak leżał na pustyni, patrząc w gwiazdy i trzymając narysowany przez nią portret, płakał bezgłośnie, a łzy spływały mu po policzkach i wtapiały się w stygnący piasek. O jego modlitwach, aby w końcu trafiła go jakaś pieprzona zbłąkana kula, bo nie mogąc żyć przy niej, nic chciał żyć wcale. Potem przyszło opamiętanie, zrozpaczony wzrok matki, zatroskany wzrok ojca, którzy jedno dziecko już pochowali, a teraz patrzyli, jak ich jedyny syn powoli zatraca się we własnym szaleństwie. Jak wziął się w garść, decydując się na to, o czym od początku wiedział, że to jedno wielkie oszustwo. I oszukał siebie, ją, wszystkich dookoła. A teraz zranił tak wiele osób, stracił najlepszego przyjaciela i wiedział, że postąpił nie jak honorowy człowiek, którym był od zawsze, tylko jak ostatni drań i egoista. I to go też dobijało. Ale nie mógł inaczej, bo ona i Max byli dla niego najważniejsi na świecie. Gdy skończył mówić, Paulina przytuliła jego głowę do swych nagich piersi i głaskała jego ciepłe policzki. – Piotrusiu, Boże. Tak bardzo chciałabym cofnąć czas, ale nie mogę, nie potrafię. Jedyne co mogę zrobić, to dać ci tyle miłości i szczęścia, ile tylko jestem w stanie. Ty jesteś moim życiem, moją jedyną, wielką miłością, w którą wątpiłam, a która była mocna i niezawodna, tak jak ty sam. A ja to odrzuciłam. Uwierz mi, nie ma minuty, sekundy, żebym tego nie żałowała. Ale masz rację. teraz koniec. Teraz mamy siebie, należymy do siebie, od zawsze przecież, od momentu, kiedy wpadłam na ciebie w bibliotece, od tamtej chwili jesteśmy ze sobą złączeni. A teraz, przez Maxa, jesteśmy złączeni jeszcze bardziej. I już nic nas nie rozdzieli. I nikt – pocałowała go w usta, a wtedy on wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni, szepcząc jej do ucha: – Kocham cię, moja czarnowłosa dziewczynko. moja, tylko moja.
Pieprzenie. Wolisz go, bo to on będzie słuchał ciebie, a nie ty jego. Owiniesz go sobie wokół palca. Wykorzystasz go”.
„Mogłabym, ale tego nie zrobię. Wystarczy mi to, że o tym wiem, żeby się czuć bezpiecznie. Więc się nie bój o przyjaciela. Nie mam zamiaru go unieszczęśliwiać. Przeciwnie, szczęśliwy Tymon będzie lepszym mężem”.
„On byłby szczęśliwy z każdą kobietą, która by go chciała”.
„Więc tym bardziej będzie szczęśliwy ze mną. Wiesz, jaka jest różnica między Tymonem a tobą?”
„Teraz żadna. Mamy po osiem milionów”.
„On mnie kocha i umie to pokazać”.
„Skąd wiesz, że ja cię nie kocham? Bo nie gram na gitarze i nie śpiewam serenady? W dupie masz moje uczucia. Nie wiesz, co czuję. Gówno cię to obchodzi”.
„Nie oszukujmy się. Ty tak samo kochasz piękne łanie, co chodzą o świcie po leśnej polanie. A potem podnosisz strzelbę z lunetą i do nich strzelasz. Wspaniały, męski myśliwy. Nie mają szans. Zanęcasz je, wykładasz paszę w jednym miejscu, żeby się przyzwyczaiły i czuły się komfortowo. A pewnego dnia: pif-paf!”
„Gdyby nie darowizna od Sebastiana, Tymon byłby biedny jak mysz kościelna. Dobrze wiesz, że nigdy by się niczego nie dorobił. Zawsze byłby nikim. To taki typ człowieka. Dopiero od tamtej chwili zrobił się lepszym kandydatem na męża ode mnie”.
„I tu cię zaskoczę, Leon. Byłam pewna, że od ciebie odejdę, jeszcze zanim Sebastian dał wam te pieniądze. Wiesz dlaczego?”
„Po tamtym? Wielki dramat. Po prostu wypiłem parę głębszych. Za mocno nie protestowałaś. Miałaś taki orgazm, że ci się uszy trzęsły”.
„Po tamtym czy nie po tamtym, bez znaczenia. Nikt ci nie powiedział, że pieniądze to nie wszystko? Było na ten temat sto romantycznych komedii. Tragedii nie liczę. Nie pomyślałeś, że kobieta może mieć biednego męża i czuć się damą? Nie pomyślałeś, że kobieta może mieć bogatego męża i czuć się szmatą?
– Arthur, jak skończycie, wpadnij do mnie. Popatrzymy na moją pozycję – powiedział.
– W żadnym wypadku! – krzyknął Fischer. – Art jest moim sekundantem. Wynoś się stąd.
– Ty samolubna świnio! – zdenerwował się Benko. – Twoja pozycja jest remisowa, a ja mam szansę wygrać z Petrosjanem. Arthur powinien pomagać obu graczom amerykańskim.
– Amerykańskim? Ty węgierski Żydzie!
– Powtórz to jeszcze raz, Bobby, a dam ci w mordę – powiedział Benko spokojnie, ale już się w nim gotowało.
– Gówno jesteś, nie Amerykanin! Plugawy węgierski Żyd! – Fischer wył ze złości.
Benko doskoczył do niego i uderzył go w twarz. Otwartą dłonią, ale mocno. Bisguier był tak zaskoczony tym, co się stało, że zmartwiał.
Fischer był przerażony. Benko czekał. Czy Bobby wstanie i mu odda? Czy będzie walczyć? Bobby siedział i patrzył. Niemo skomlał i błagał o litość oczami. Benko odwrócił się i wyszedł. Pieprzony tchórz. Widział już takich, co przywykli do bezkarnego obrażania ludzi. Kiedy w końcu ktoś im się ostro przeciwstawi, to tchórzą, zamieniają się w małe, przestraszone, skrzywdzone dzieci.
Później, kiedy ochłonął, zrozumiał, że zrobił źle. Fischer był chory. Benko żałował, że go uderzył.
Szukasz swojej lubej – zadrwił. – Oj musze cię rozczarować, chyba właśnie straciłeś miłość swojego życia. Oczywiście jeśli takie bestie potrafią kochać. - Dlaczego? – Lucas w myślach liczył wolno do tysiąca, chcąc uspokoić swoje nerwy. – Ona ci nic nie zrobiła… - Okłamała mnie! Mówiła, że jest moją dziewczyną! Ufałem jej! Kłamała! Zobaczyłem to… Myślała tylko o tobie. Tylko o potworze. - Ty stałeś się potworem. – Lucas postąpił krok w jego stronę. – Gdybyś miał uczucia, nie wyrządziłbyś jej takiej krzywdy. - Ty za to masz uczucia! – Nat śmiał się mu prosto w twarz. – Nie wiem czym jesteś, ale wiem, że reprezentujesz świat zła. Ja mam powstrzymać takich jak ty. - Ale dlaczego Barbara… - Bo cię kochała! – krzyknął, chwytając Lucasa za poły koszuli. – Bo ze wszystkich ludzi na świecie chciała tylko ciebie, tego który nie jest człowiekiem. Ale zapamiętaj sobie jedno! Barbara była moja! – Nat zaśmiał się szyderczo. – Miałem ją pierwszy! Patrzyłem na jej ciało i mogłem z nim zrobić wszystko, co chciałem! Miałem nad nim całkowitą władzę! Była moja! A ty nigdy już nie będziesz jej miał! Rozumiesz? Czymkolwiek jesteś! Ja ją miałem! Ja!
Motto: „Urazy nie tyle szkodzą tym, wobec kogo je żywimy, ile jeno nam, którzy nosimy je w sercu” Fragment książki "Wyrwać chwasta": – Przygotowania do ślubu szły swoim spokojnym torem. Mieliśmy kupione obrączki, zamówioną mszę i wynajęty lokal na małe przyjęcie. Ja co prawda rodziny nie mam, ale kilku przyjaciół i rodzina Joanny to miało być ponad dwadzieścia osób. W ową sobotę 17 sierpnia spotkaliśmy się, aby pójść do kina. Nawet nie pamiętam na co. W każdym bądź razie w centrum, w kinie w centrum mieliśmy być… Ku mojemu zaskoczeniu Joasia oświadczyła mi, że zmieniła plany, że ślubu nie będzie. Ja próbowałem dowiedzieć się dlaczego. Najpierw nie chciała mi powiedzieć, tylko prosiła o przyjęcie przeprosin, że już więcej nie się spotkamy. W końcu uległa i powiedziała, że dwa miesiące wcześniej poznała kogoś, i że jest to coś niespotykanego. Kiedy ja zapytałem ją, jak to jest, że dwa miesiące spotykała się z kimś i mi o tym nie powiedziała, to ona odpowiedziała, że chciała przekonać się, że nie jest to chwilowe zauroczenie. Oznaczało to, że ona mnie po prostu zdradzała, bo ja byłem jej narzeczonym, bo ja się oświadczyłem w maju… Tak mnie to zatkało, że nawet nie zauważyłem, kiedy odeszła, nawet nie widziałem jej opuszczającej mnie. Kiedy się ocknąłem, to nie wiem, czy bardziej byłem zły czy smutny. Na pewno byłem załamany. Jak załamany, to wiadomo… Wypiłem jedno piwo, potem drugie. – W tym momencie Orest wypił kilka łyków nalanego mu przez Pawła piwa. – Wróciłem do domu i była pewnie piąta, może wpół do szóstej po południu. Mama zdziwiła się, co ja tak szybko wróciłem. Zamknąłem się w swoim pokoju i nie chciałem jej powiedzieć. Mama zrobiła herbatę i przyniosła mi. „Co się stało?” – spytała mnie. „Joasia mnie rzuciła” – odpowiedziałem… Tu Orest przerwał. Wypił jeszcze dwa łyki piwa. Spoglądał na Pawła i Agnieszkę, jakby szukając pocieszenia, bowiem opowiadanie wyzwalało w nim na nowo owe nieprzyjemne emocje, które wielokroć mu się przypominały w ostatnich latach. Wojtek dał mamie znać, że chce mu się pić, więc Agnieszka podała mu jego plastykowy kubeczek z dzióbkiem z jego ulubionym napojem pomarańczowym. Dziecko pokazało jednak na szklankę tatusinego piwa. – Ty nie możesz tego pić! To jest bardzo niesmaczne. – Tak, Wojtuś! Mama ma rację – wsparł ją Orest. – To jest niesmaczne i niezdrowe. Malec pokręcił głową na znak, że ma inne zdanie. Chwyciwszy w końcu swój kubek, poszedł z nim pod telewizor z bajką na ekranie. Oczy Agnieszki i Pawła skierowały się na Oresta. – W efekcie pokłóciłem się z mamą, bo ona wymyśliła sobie, że to na pewno moja wina. „To przez ten twój egocentryzm” – mówiła. Wtedy ja wypaliłem jej, że przez tę jej zaborczą miłość ja ociągałem się z przedstawieniem Joasi i że bylibyśmy już po ślubie. W każdym bądź razie dyskutowaliśmy głośno, co potwierdziły potem zeznania Rogalowej odczytane na rozprawie. Coś koło szóstej – wpół do siódmej wyszedłem z domu. No, wyleciałem… Rogalowa zeznała, że trzasnąłem drzwiami. Ciebie, Paweł, nie było, więc poszedłem do Parku Dreszera. Na naszą ławkę, wiesz którą, tam w kącie pod kasztanem. Po drodze kupiłem dwa piwa. Byłbym pewnie wypił i wrócił, ale przyplątało się takich dwóch meneli i zadeklarowali mi swoje towarzystwo. We wszystkim mi przytakiwali i szybko wyrazili gotowość skoczenia po wódeczkę, tylko że akurat nie byli przy forsie. Ja akurat byłem dziany, więc taki goniec, co to skoczy i przyniesie, był mi na rękę. Nie mógł przepaść z banknotem, bo miałem jego kumpla jako zastaw. Wrócił więc i mieliśmy zapas rozweselacza na jakiś czas. Na krótki czas. Potem za gońca robił ten drugi, a potem były jeszcze dwie zmiany, a potem zrobiło się ciemno na dworze i w moich oczach, a potem obudziłem się nad ranem i wróciłem do domu prosto do swego pokoju i na swoje łóżko, a potem rano była policja i ja nie miałem alibi na noc. A mama już nie żyła. Zginęła w parku, podobno przed północą, ugodzona nożem. A potem się okazało, że na tym nożu nie było odcisków palców, ale były fragmenty naskórka z moim DNA… Orest zamilkł. Nastała cisza. Tylko z telewizora leciały jakieś głosy bohaterów dziecięcej kreskówki. Powoli zaczął wycierać chusteczką najpierw oczy, a potem nos. Paweł dolał mu piwa, a on bezwiednie wypił do dna szklanki. – Rogalowa mówiła, że po wpół do jedenastej w nocy twoja mama wyszła z mieszkania – Paweł mówił to cicho i ze smutkiem. – Dlaczego ona szła cię szukać, przecież nigdy wcześniej nie robiła tego, chociaż czasami nie wracałeś na noc? Skąd – kurna – wpadła na pomysł, żeby szukać cię akurat w Parku Dreszera? – Nie wiem. Kiedyś nie było komórek, więc nie zawsze miała wiadomość, gdzie się podziewałem. Myślałem, że się do tego przyzwyczaiła. Ale widocznie myliłem się. A twoja mama, gdzie by cię szukała? Chyba też w parku, co nie? – Może masz i rację. Ale ty nie nosiłeś noża, prawda? – Pewnie, że nie! Nigdy. Tak samo jak ty. – To w takim razie nie był twój nóż. Nie było na nim odcisków, a to znaczy, że ktoś je musiał specjalnie powycierać. Ty byłeś pijany, więc nie mogłeś… – Ja też tak myślę, ale policji, prokuratora i sędziów to nie przekonało. – Jeśli był twój naskórek, twoje DNA, to ktoś musiał tym nożem ocierać o ciebie. Twoją mamę znaleziono w alejce bocznej, tuż przy alejce głównej, a stamtąd do ławki pod kasztanem jeszcze jest kawałek drogi. – To co z tego? – To kto wiedział, że ty tam jesteś? Ci dwaj menele, jak ich nazwałeś… To może oni zabili twoją matkę, czy nie wydaje ci się? – Właśnie, że wydaje mi się, że to nie mogli być oni. To byli pijacy, a nie zbiry. – A ty byłeś mordercą? – No co ty!?! – No właśnie. A jednak ciebie skazali. – Dzisiaj przyszedł do nas Orest jako skazany morderca – zaczęła bardzo poważnie Agnieszka, zwracając się do Pawła – a jednak ja nie bałam się, bo miałam inne przeświadczenie. Dlatego ja rozumiem go, że ma inne przeczucie. – To sobie posiedziałeś za nie swoje, a co na to twój obrońca? Nie potrafił cię wyciągnąć z tego? – Papuga to facet w porządku. Chciał. Tylko ja już nie chciałem. Odechciało mi się. Nie miałem przecież nikogo na świecie. Miałem tylko mamę. – A my? O nas nie pomyślałeś? – Nie gniewaj się! Mówię o rodzinie. Was nie chciałem w ogóle w to mieszać. Nawet nie wiedziałem, że się ożeniłeś. – Bo nie chciałeś wiedzieć. Przysłałeś tylko list, żebym postarał się odbierać pocztę, bo inaczej skrzynka się zapcha, i prosiłeś, żeby cię nie odwiedzać i nie pisać do ciebie. – Bo tak chciałem. Miałem chyba do tego prawo! – ostatnie zdanie wypowiedział już w stanie wzburzenia. – Nie unoś się! Nawet jak sobie pokrzyczysz, to ja nie przestanę być twoim kolegą. Zaraz ci przyniosę korespondencję. Paweł poszedł do drugiego pokoju i po chwili powrócił ze skrzynką plastykową pełną listów i druków. Postawił to na podłodze obok Oresta. – Oto, Orek, listy do ciebie! Faktycznie skrzynka by się zapchała. Dorobiłem kluczyk i odbierałem. Potem wymienili skrzynki na unijne i dozorca dał mi kluczyk do twego numeru. Jest przyczepiony do skrzynki. Ten pan Marek to porządny gość. Pomógł mi też usunąć taśmy policyjne z drzwi twego mieszkania. – No właśnie. Nie zauważyłem żadnych taśm. A przecież musieli oplombować mieszkanie. Czy nikt się o to nie przyczepił? – Nakleić to oni umieją. Tylko co z tego? Miał to być sygnał dla potencjalnych złodziei? Ja zerwałem nocą, a pan Marek elegancko umył drzwi wcześnie rano. Codziennie sprawdzał, czy nie ma śladów włamania i gdy tylko się spotykaliśmy, zdawał mi raporty. Ja sam też sprawdzałem co dwa, trzy dni. O kolegów się dba. – Dziękuję ci. Będę miał co przeglądać, bo tych pism jest dużo. Dzisiaj nawet nie wyszedłem po bułkę. Nie bardzo wiem, od czego zacząć porządkowanie swoich spraw. – To ja ci zaraz zrobię kanapki na śniadanie – zadeklarowała Agnieszka. – Nie ma potrzeby. To była obfita obiadokolacja. A wyjść rano z domu to może być bardzo pożyteczna sprawa. – Masz chociaż pieniądze? – Mam trochę w portfelu i portmonetce. Miałem też nieco na koncie – Orest raz jeszcze zerknął na kosz z korespondencją. – Kosz to wam oddam potem, bo nie zabiorę się z tym pod pachą. – Nie dziw się, ale jeden rodzaj korespondencji otwierałem – Paweł zaczął się tłumaczyć. – Z energetyki. Rachunki opłacałem na bieżąco, chociaż były to w zasadzie opłaty za gotowość, bo zużycie to było tylko pewnie z lodówki. Policja raczej nie wpadła na pomysł, żeby ją wyłączyć. A ja nie miałem dostępu. Jeśli tam coś było, to czeka cię niezłe sprzątanie, bo musiało się ześmierdnąć. Gaz, telefon, opłaty dla administracji, woda i kanaliza, centralne ogrzewanie – to wszystko to będą poważne kwoty. Musisz domówić się ze spółdzielnią, żeby ci to rozłożyli. Centralnego nie mogli odciąć, ale prąd by odcięli. Dlatego płaciłem. – Dziękuję. Postaram się jak najszybciej oddać ci. Dziękuję też, że mi uświadomiłeś, ile mnie jeszcze spraw czeka do uporządkowania. Osiem lat to szmat czasu. Oby nie zjadły mnie odsetki! – Co ty już tak się wypowiadasz, jakbyś zbierał się do wyjścia. Hola, hola. Nie widzieliśmy się, kurna, tyle czasu, więc mamy jeszcze dużo do opowiadania sobie. Piwa nie mam w zapasie. Mogę ewentualnie wyskoczyć. Ale mam wódeczkę. Przecież tak po małym, powoli, nieśpiesznie, to nie będzie żaden kłopot. – Macie małe dzieci. Trzeba je wykąpać, położyć spać. – Co ty się martwisz o moje dzieci! A ile to razy ja jestem w trasie, a Agnisia musi sobie radzić sama. I radzi sobie. Doskonale sobie radzi. Spotykam kolegę, którego nie widziałem osiem lat, więc chyba żoneczka to zrozumie. Czy dobrze myślę? – zwrócił się do Agnieszki. – Dobrze, ale częściowo. Pogadajcie sobie jeszcze trochę, ale nie dłużej niż do dwudziestej drugiej, bo ty jutro idziesz do pracy. I nie pijcie za dużo, bo ty pracujesz za kierownicą. Nie chciałabym, żebyś poszedł za kratki za jazdę po alkoholu. Jasne? – Masz w zupełności rację, kochanie. Masz rację i będzie tak, jak powiedziałaś.
Zaufanie do siebie, wiara we własne możliwości są niezwykle ważnym czynnikiem, są podstawą własnego rozwoju, a w konsekwencji również warunkiem udanych kontaktów międzyludzkich. Podobnie jak poczucie równości, które powinniśmy w sobie rozwinąć, by nasze podejście do ludzi było bezpośrednie, bez wywyższania siebie ponad innych ani poczucia niższości w stosunku do nich, z gruntu pozytywne i pozbawione uprzedzeń. Powodem negatywnego nastawienia do innych jest bowiem zwykle to, że czujemy się od nich gorsi bądź lepsi. Dzięki empatii, czyli poczuciu bliskości z innymi ludźmi, możemy lepiej zrozumieć innych. Bardzo ważne jest również właściwe podejście do śmierci. Powinniśmy zdawać sobie sprawę, że jest ona nieunikniona i że czeka nas wszystkich. Od narodzin z każdą chwilą zbliżamy się do śmierci i nie wiemy, kiedy ona nadejdzie. Kiedy zdamy sobie sprawę, że nasze życie jest krótkie, będzie ono dla nas bardziej cenne i zrobimy wszystko, by jak najlepiej je wykorzystać. Świadomość, że nasze życie jest ulotne i może skończyć się w każdej chwili, może nas wyleczyć ze strachu o nie. Według buddyjskich tekstów życie ludzkie jest niezwykłe i przedstawia ogromną wartość. W odróżnieniu od zwierząt mamy zdolność świadomego rozwijania pozytywnych właściwości. Tu również zgadzam się z Dalaj Lamą, że powinniśmy docenić ową daną nam wartość i zrobić wszystko, co w naszej mocy, by tego nie zmarnować. Według mojej teorii podstawowym obowiązkiem człowieka, jako jednostki należącej do społeczeństwa, jest wykorzystać możliwości, jakimi obdarzyła go natura, i zbudować na nich swoją pożyteczną dla społeczeństwa egzystencję. Jesteśmy do tego zobowiązani, bo jako cząstka tego społeczeństwa, w którym żyjemy, wiele od niego otrzymujemy. Być pożytecznym dla społeczeństwa to znaczy wnosić pewien wkład w rozwój swego środowiska lub całego społeczeństwa. Życie jednostki jest bardzo krótkie, ale właśnie dzięki temu, że w jakiś sposób przyczynia się ona do rozwoju całego gatunku, ma to życie głęboki sens i znaczenie dla całej ludzkości. Uważam, że w pewnym sensie jesteśmy zobowiązani, by nie zmarnować tego, co sami otrzymaliśmy od rodziny i otoczenia na etapie naszego rozwoju. Z pełnym przekonaniem uważam, że moje życie będzie bardziej wartościowe i satysfakcjonujące, jeśli będę miała poczucie, że pozostawiło ono jakiś ślad na Ziemi. Jest to dla mnie cel nadrzędny. Ale moje życie wytyczają jeszcze cele pośrednie. Niestety według mojej obserwacji wiele osób wcale nie stawia sobie celu w życiu. Daje się to zaobserwować w ich nieskoordynowanym działaniu, pozbawionym określonego kierunku i motoru. Ludzie ci, zamiast dążyć do osiągnięcia swojego celu, muszą szukać wytłumaczenia i usprawiedliwienia dla swojej egzystencji, co niekiedy kosztuje ich również ogromnie dużo energii. Odróżnia ich od innych ludzi to, że nigdy nie odczuwają zadowolenia. Nie mogą powiedzieć, że coś osiągnęli, ponieważ oni do niczego nie dążyli. Obce jest im również uczucie przypływu energii, jakie towarzyszy osiąganiu sukcesów. Ich ogólny poziom energii jest z reguły bardzo niski, co łatwo daje się odczuć otoczeniu. Ja polecam raczej poszukiwanie swoich celów w życiu niż poszukiwanie usprawiedliwienia dla swojej egzystencji na Ziemi, po pierwsze dlatego, że jest dużo bardziej twórcze i ak-tywne, a po drugie – dużo bardziej skuteczne, motywujące i przynoszące ogromną satysfakcję.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl