Gdyby ktoś zapytał mnie o moje dzieciństwo, gdybym miała określić je zaledwie jednym słowem, śmiało powiedziałabym, że było beztroskie. Dom w górach ponad miasteczkiem, jak u Ani, na wzgórzu. Drewniany z kamienną podmurówką, a wokół łąki, pola, sady, lasy, mały strumyk. I ja. Dziecko w ciągłym ruchu, w biegu, skaczące po drzewach, rozbijające kolana na kamienistej drodze, turlające się z pobliskich miedz. Dziecko wychowane w domu trzech pokoleń, pełnym miłości, historii, książek i zwierząt.
No właśnie, książki i zwierzęta. Dwie rzeczy, które nierozerwalnie wiążą się ze szczęściem tamtych lat. Pięknie ilustrowane historie, które tato zdobywał spod lady u zaprzyjaźnionego księgarza, we wczesnych latach osiemdziesiątych były zapewne namiastką luksusu, ale dla mnie były przede wszystkim źródłem nieskrywanej fascynacji. Jako wiejskie dziecko, bo o prawdziwym mieście nie miałam jeszcze wtedy pojęcia, a nasze miasteczko nadal traktuję jako tylko trochę większą wieś, żyłam otoczona przyrodą i zwierzętami. Każda kura, kaczka, cielak, królik, kot i pies dziadków to byli moim przyjaciele. Tak ich zapamiętałam.
Czas pędzi nieubłaganie, a z pamięci umykają ci, którzy towarzyszyli mi w tym niezwykłym okresie mojego życia. By znów móc powrócić do czasów dzieciństwa, by przytulić lub pogłaskać ukochanego kota czy psa, wystarczy sięgnąć do książek z ilustracjami Janusza Grabiańskiego, a cały ukochany zwierzyniec znajdzie się na wyciągniecie ręki. Na jego ilustracjach powracają do mnie ich obrazy i wspomnienia. Dzieciństwa czas – zatrzymany, zaczarowany – dzięki niemu zostaje przywrócony. I muszę uczciwie przyznać, że mimo całej mojej miłości do Szancera, nikt, tak jak Grabiański, nie umie przenieść mnie w ten fascynujący świat przyrody.
Życie:
Janusz Grabiański, jeden z najważniejszych powojennych twórców literatury dziecięcej i współtwórca zjawiska artystycznego określanego mianem Polskiej Szkoły Ilustracji, urodził się 24 lipca 1929 roku w Szamotułach. Jego ojciec, w połowie Serb, był bankowcem, mama asystentką fotografa. Przez wiele lat rodzina Grabiańskich podróżowała po Polsce za pracą. Mieszkali m.in. we Wronkach, Poznaniu, na Śląsku, a w czasie wojny w Krakowie, gdzie po jej zakończeniu Janusz rozpoczął studia na Akademii Sztuk Pięknych. Jak wspominają najbliżsi, talent prawdopodobnie odziedziczył po wuju od strony mamy, Wacławie Masłowskim, który był malarzem regionalistą i nauczycielem rysunku w miejscowej szkole. Grabiański zawsze marzył o tym, żeby zostać pilotem. Jako dziecko nieprzerwanie rysował samoloty i budował ich modele. Należał nawet do harcerskiej drużyny lotniczej, której został drużynowym. Niestety, ze względu na problemy z sercem (inne źródła podają problemy ze wzrokiem), skończył jedynie kurs szybowcowy, a w 1949 roku uzyskał licencję.
W liceum chodził do jednej klasy z Andrzejem Kurylewiczem, późniejszym słynnym muzykiem i kompozytorem muzyki filmowej (Polskie drogi, Lalka, Nad Niemnem). Jak wspomina jego żona Joanna:
„mówiono, że Kurylewicz maturę wygrał, a Grabiański wymalował”.
Zresztą podobno musiał obiecać swojej nauczycielce, że nie będzie studiował nic ścisłego. Będąc już studentem krakowskiej ASP zdecydował, że chce zajmować się ilustracją książkową i plakatem, dlatego po drugim roku studiów przeniósł się do Warszawy, gdzie pracownię ilustracji prowadziłJan Marcin Szancer, a plakatu Józef Mroszczak – inicjator Międzynarodowego Biennale Plakatu w Warszawie.
Będąc jeszcze studentem Szancera dostawał zlecenia od wydawnictwa „Książa i Wiedza”, a po studiach został grafikiem w wydawnictwie „Iskry”. To właśnie dla nich tworzył okładki do słynnej serii „Naokoło Świata”, a także współpracował z wydawnictwem „Nasza Księgarnia” i brał udział w licznych konkursach na plakat. Otrzymywał też zamówienia z redakcji czasopism dziecięcych jak „Miś”, „Świerszczyk” i „Płomyczek”. Można powiedzieć, że po obronie jego kariera ilustratora nabrała niesamowitego tempa, a prace były zauważane nie tylko w kraju, za najbliższą granicą, ale i na całym świecie. Przepustką do międzynarodowej kariery stała się książka Jadwigi Wernerowej pt. „Rudzia” (1955), która przykuła uwagę wiedeńskiego wydawcy Überreuter i w efekcie doczekała się kilkunastu wydań w różnych językach.
Janusz Grabiański przez całe dorosłe życie mieszkał i pracował w Warszawie. Nie chciał wyjeżdżać z kraju, choć otrzymywał liczne propozycje, m.in. wykładów w Berlinie Zachodnim. Życie osobiste Grabiańskiego nie było tak udane, jak jego kariera zawodowa. Przez wiele lat walczył o rozwód z pierwszą żoną Krystyną. Po rozwodzie, wraz z córką, zamieszkał w Falenicy. Z drugą żoną, Joanną, poznali się w 1966 roku i byli małżeństwem aż do jego śmierci. Jej sylwetka: smukła kobieta z burzą ciemnych włosów, pojawia się na wielu jego plakatach i ilustracjach. Grabiański uczynił ją figurą kobiecości w swoich rysunkach, gdzie występuje w roli: mamy, pani nauczycielki czy Wiosny.
Zmagał się też z poważnymi kłopotami zdrowotnymi (chorował na niedokrwienie serca). To właśnie problemy z sercem przyczyniły się do jego przedwczesnej śmierci 20 października 1976 roku w wieku zaledwie 47 lat. Zmarł nagle, będąc u szczytu kariery, zaledwie kilka miesięcy po tym, jak jego nazwisko wpisano na Listę Honorową Nagrody im. H. Ch. Andersena, w trakcie prac nad nowym wydaniem „Don Kichota”.
Twórczość:
W latach 60. i połowie lat 70. XX wieku Janusz Grabiański był najpopularniejszym polskim ilustratorem, który tworzył za granicą i najczęściej wydawanym polskim ilustratorem w USA i w Europie. Nie tylko wydawał książki w Wiedniu (dla Austriaków zilustrował „Biblię”- 4 miliony sprzedanych egzemplarzy), ale wyruszył też do Stanów Zjednoczonych na cykl spotkań autorskich. W okresie PRL-u nie było w kraju artysty o tak dużym nakładzie zagranicznych publikacji. Książki ilustrowane przez Grabiańskiego ukazywały się w ponad 20 krajach całego świata, np. w Związku Radzieckim, Jugosławii, Holandii, Japonii, Izraelu, RPA, Finlandii, USA, Wielkiej Brytanii, Francji, Włoszech, Szwecji, Niemczech i na Węgrzech. Miał też kilkanaście indywidualnych wystaw swoich prac w kraju, ale też w Austrii, Szwajcarii i Niemczech.
Na odwrocie swoich projektów przyklejał tzw. kolegę, czyli prośbę do drukarzy:
„Kolego, nie niszcz projektu, projekt jest własnością artysty. Proszę o zwrot”.
Oprócz ilustrowania książek dla dzieci i dorosłych (np. „Królowa Margot” A. Dumas, „Saga Rodu Forsyteów” J. Galsworthy) projektował znaczki pocztowe, m.in. cenione serie z wizerunkami psów, kotów, ptaków, motyli czy zwierząt egzotycznych, które osiągnęły łączny nakład 90 milionów sztuk.
Prowadził też autorski cykl graficzny w „Skrzydlatej Polsce” i zaprojektował najpiękniejsze plakaty reklamowe dla polskich linii lotniczych LOT.
Łącznie, w ciągu niespełna 25 lat pracy, zilustrował ponad 100 książek (niektóre źródła podają liczbę 200 biorąc też pod uwagę wydania za granicą. Katalog Biblioteki Narodowej zamieścił do tej pory 230 pozycji w 20 wersjach językowych z nazwiskiem artysty jako ilustratora lub twórcy szaty graficznej) z klasyki polskiej i obcej. „O krasnoludkach i sierotce Marysi Marii Konopnickiej” za ilustracje w 1976 roku została wpisana na Listę Honorową H.Ch. Andersena.
Polskim dzieciom, szczególnie tym, które uczyły się jeszcze z elementarzy, znany jest jako autor ostatniej wersji ElementarzaMariana Falskiego, który stał się wydawniczym bestsellerem.
Za twórczość dla dzieci w 1958 roku otrzymał Nagrodę Prezesa Rady Ministrów, rok później Brązowy medal IBBY w Lipsku, a w 1973 roku, wraz z Papcio Chmielem, wyróżniony został Orderem Uśmiechu.
Styl:
Ilustracje Janusza Grabiańskiego odznaczają się niezwykłą lekkością, są wyraziste, bogate w szczegóły, nasycone barwami, a jednocześnie sprawiają wrażenie narysowanych bardzo swobodnie, z ogromną łatwością. Był doskonałym akwarelistą, świetnie operującym światłem, kolorem i gestem. Jak wspomina jego żona, zdecydowanie bardziej cenił proste techniki niż olejne malarstwo sztalugowe.
Pracował szybko, rzadko poprawiał. Przenosił na papier obraz zobaczony w wyobraźni i musiało być dokładnie tak, jak to zaplanował. Jego prace, np. ilustracje do dzieł Szekspira, poprzedzone były starannymi przygotowaniami, poszukiwaniami starych rycin, by wszystkie szczegóły były należycie zachowane.
Nie jestem historykiem sztuki, choć przez dwa lata uczyłam się tego przedmiotu w liceum, dlatego w tej części posłużę się głównie cytatami osób, które zajmują się tym zawodowo lub po prostu potrafiły to piękniej ująć.
„W epoce masochistycznego doskrobywania się wszelkich brudów i wrzodów istnienia przez sztukę całego globu, wędrował pośród nas artysta odznaczony nie bez przyczyny Orderem Uśmiechu. Za dobroduszne straszydełka baśni, za najbarwniejsze pejzaże, za wzruszającą menażerię hasającą wśród wierszy, za kolorowe, zawsze czymś odmienne, a tą samą serdecznością malowane opowieści leciutkiego pędzelka. Nie ma "szkoły Grabiańskiego" w ilustracji książkowej, gdyż trudno osiągnąć podobną temperaturę życzliwości połączonej z tak precyzyjną wiedzą, nie powstała więc szkoła, pozostała nam jednak nauka płynąca z Januszowych prac. Nauka miłości życia.”
Natomiast Alicja Szubert-Olszewska w magazynie "Kocie sprawy" dodaje:
„Swoimi wizjami plastycznymi wprowadzał dzieci (i nie tylko dzieci) w krainę delikatności, harmonii i poezji. Obdarzony wirtuozowską łatwością rysowania i wyjątkowym smakiem oraz absolutnym "słuchem" chromatycznym, tworzył ilustracje nie tylko urodziwe, ale i czytelne, zrozumiałe dla małych czytelników, znakomite w ruchu i w charakterze, dowcipne, podparte znajomością realistycznego warsztatu malarskiego. Ten artysta potrafił spełnić oczekiwania odbiorców, nie rezygnując przy tym z własnego, niepowtarzalnego stylu i z wysokiego poziomu artystycznego.”
Artysta w książkach dla dzieci tworzył przede wszystkim światy pełne tajemnic i przygód. Miał niezwykłe wyczucie barwy, kształtu i ruchu. Jego bohaterowie to głównie koty, psy, wiewiórki, sarny i inne leśne zwierzęta oraz dzieci z roześmianymi buziami, albo przeciwnie, smutne, o wielkich załzawionych oczach:
„Wprowadził do swoich obrazów gwar, szum, świergot, ciszę, smutek i radość. Tysiące ulubionych zwierząt, koty, psy, wiewiórki, ptaki, żaby, owady, kwiaty, trawy połyskujące w słońcu, dzieci rozkrzyczane, biegające, tuż przed zaśnięciem.”
„Mistrzowskim pociągnięciem pędzla potrafił wyczarować bohaterów książki. Lekkie, barwne, akwarelowe muśnięcia farby potęgują wrażenie ruchu, jakby ponaglają zwierzęta do skoku. Ilustracje artysty z jednej strony podążają za treścią literackiego pierwowzoru, z drugiej zaś – stanowią świetnie skomponowane i perfekcyjnie namalowane dzieła sztuki.”
Katarzyna Krupka dodaje:
„Ilustracje Janusza Grabiańskiego skutecznie korespondują ze słowem, tworząc niepowtarzalną i wyjątkową całość. Nie rywalizują ani nie zastępują wyobrażeń dziecka, jedynie uplastyczniają obrazy wywołane tekstem. Całość jest przemyślanie skomponowana, rysunki są zwięzłe i wyraziste, malowane mocną kreską. Grafiki mają charakter realistyczny…”
Tadeusz Konwicki, jeden z jego bliskich przyjaciół, tak scharakteryzował go w katalogu do jednej z wystaw w Galerii Domu Artysty Plastyka w Warszawie w 1974:
„Grabiański jest nieśmiały. Swoją przyjaźń ofiarowuje chytrym i zarozumiałym kotom, a także kotom bezpańskim, mizernym włóczęgom, nędznym szelmom, które uszy straciły w chuligańskich bójkach. Swoją przyjaźń ofiarowuje psom snobom, playboyom z zamożnych letnisk, a także psim proletariuszom, łańcuchowym niewolnikom wyzutym z honoru i ambicji. Swoją przyjaźń ofiarowuje drzewom wybujałym, co pięknie się kłaniają niebu i chmurom, a także chuderlawym, słabowitym sosnom i brzozom mazowieckim”.
W tym samym katalogu Konwicki znów pisze:
„Grabiański tworzy pracowicie mikrokosmos, który rządzi się eleganckim wdziękiem, mikrokosmos, który tak lubiliśmy w dzieciństwie i który polubimy jeszcze mocniej, gdy zacznie umierać nasz makrokosmos. Grabiański nie wadzi się z Bogiem, nie wymyśla nowych estetyk, nie objaśnia zagadki bytu. Grabiański po prostu proponuje wszystkim, którzy chcą go słuchać, a właściwie widzieć, odrobinę czułej tęsknoty za tym, co nieustannie przemija, szczyptę uczucia dla współtowarzyszy codziennej niedoli, kroplę melancholijnej nadziei na weselszy jutrzejszy dzień.”
To dzięki Januszowi Grabiańskiemu widząc na łące małe sarnie koźlę mam przed oczami Jego Rogasia, kot w butach zawsze będzie dla mnie Jego kotem w butach, sierotka Marysia będzie pasła gąski broniąc je przed Jego lisem Sadełko, a sikorki i gile z wierszy Zarembiny czy opowiadań Cecylii Lewandowskiej na zawsze pozostaną Jego ptakami. Dziękuję ci mistrzu „uczuć serdecznych” za moje cudowne dzieciństwo.
Ponownie serdecznie chciałam podziękować pani Urszuli Jarmołowskiej, autorce bloga „To dla pamięci” (https://jarmila09.wordpress.com/), która pozwoliła mi korzystać ze swoich bogatych zbiorów ilustracji.
Korzystałam również z: 1. Barbara Gawryluk „Ilustratorki, ilustratorzy. Motylki z okładki i smoki bez wąsów”, Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2019
Świetny tekst. Ja jak i moja córka byłam w nim zakochana. Kupiłam kiedyś ten "Elementarz" ze na ilustracje. Widząc książkę z jego ilustracjami od razu kupowałam je córce. Zresztą man około 30 widokówek ze zwierzętami i " Pocztówki dla dzieci wg. wierszy Marii Konopnickiej". Moja córka założyła dla nich specjalny album. Jego ilustracje zawsze były magiczne.
× 5
Komentarze (1)
@8dzientygodnia · ponad 4 lata temu
Ja w domu mam kilka książek z jego ilustracjami, może nie tak dużo jak tych Szancera, ale zawsze coś.
Dobry artykuł! Nie pamiętałem nazwiska, ale świetnie pamiętam te rysunki, te okładki... Pamiętam go na pewno z Konopnickiej (O sierotce Marysi...) i Kownackiej (Rogaś z Doliny Roztoki), ale mam wrażenie, że stykałem się z jego rysunkami częściej. Dla mnie jego rysunki to synonim graficznej sfery lat siedemdziesiątych.
Mam tylko wrażenie, że zdanie:
Janusz Grabiański był najpopularniejszym polskim ilustratorem, który tworzył za granicą
ma niedopracowaną konstrukcję, przez co wydaje się, że Grabiański tworzył za granicą - co nie jest prawdą: autorka sama o tym pisze wcześniej, że nie chciał wyjeżdżać za granicę nawet na krótko! Chodziło pewnie o to, że z polskich autorów był najchętniej i najczęściej publikowany za granicą.
× 4
Komentarze (1)
@8dzientygodnia · ponad 4 lata temu
Może byłoby lepiej: tworzył bezpośrednio dla zagranicznych wydawców. Ale wg mnie to zdanie wcale nie sugeruje, że mieszkał za granicą i tam tworzył. Poza tym w artykule jest informacja, że wyjeżdżał, bo przecież był na tournee w USA i miał wystawy w innych krajach, na których siłą rzeczy musiał bywać. Natomiast wykłady w Berlinie wiązały się z zamieszkaniem za granicą, a tego Grabiański nie brał pod uwagę.
A wiecie co... okazuje się, że moja pamięć jednak nie jest tak beznadziejna, jak mi się wydawało. Mam "idzie niebo ciemną nocą"... posiadam na wsi, jako jedną z niewielu książek z dzieciństwa, których nie rozdysponowałam. I nie oddałam nikomu, głównie przez rysunki. Tylko, że (oczywiście) nie miałam pojęcia że są autorstwa pana Grabiańskiego. Teraz już wiem i jestem Ci okrutnie wdzięczna @8dzientygodnia
To do tej książki ilustracje wykonał ten ilustrator? Jak fajnie, bo mam je, nie oddałam i lubiłam w dzieciństwie. Są 4 części na każdą porę roku. Mam 3.
@8dzientygodnia · ponad 4 lata temu
@Renax, wydaje mi się, że pomyliłaś „ Idzie niebo ciemną nocą” z książką Marii Kownackiej „Razem ze słonkiem” której faktycznie jest 6 części na każdą porę roku i dodatkowo jeszcze Przedwiośnie i Jesienna szaruga. Ale ich ilustratorem jest Zbigniew Rychlicki. Nie chce dodać mi zdjęcia, zerknij na link i zobacz czy to to.
15 lat pracy w bibliotece dla dzieci robi swoje. I mimo iż od roku już tam nie pracuję, do tej pory wiem gdzie co leży lub leżeć powinno. W tym roku, jak koleżanka, która dostała ją po mnie w częściowym spadku, porządkowała księgozbiór to dzwoniła gdzie ma włożyć którą książkę. Ponad 10 tys egzemplarzy, a znam każdą. Ta biblioteka była jak moje dziecko. Bardzo mi jej szkoda, po odejściu swoje odryczałam, ale czasem życie nie układa nam się tak jakbyśmy tego chcieli...
I wszystko się pięknie obraca na dobre. Dzięki tym "niefajnym" momentom, teraz my,na kanapie, mamy fajne i ciekawe artykuły. I specjalistkę od literatury dziecięcej.
@8dzientygodnia - Uwielbiam Twój cykl... Nawet jeśli nie odróżniam grafiki od rysunku. Mam tylko nadzieję, że jest ładna pogoda, dzieci na zewnątrz, a Ty możesz pisać kolejny artykuł :)
× 2
Komentarze (1)
@8dzientygodnia · ponad 4 lata temu
Pogoda pod psem, komputer zaanektowany przez dzieci, ja w ferworze walki z codziennością, ale jestem osobą dość przewidującą i zabezpieczyłam się na tę okoliczność .
Sama ostatnio go zakupiłam. Miałam wcześniejszą wersję, chyba tę pierwszą, Elementarza Falskiego, który też wznowiono. Ja uczyłam się z tego z ilustracjami Grabiańskiego i z sentymentu chciałam go mieć. Pamietam ile łez nad nim wylałam ucząc się czytać. To była droga przez mękę 🤦♀️😂, ale jak już się nauczyłam, to do tej pory nie mogę przestać 😄
Zbieram te kociaki, inne zwierzaki i lotnictwo na pocztówkach. Wychowałam się na wydaniach Sierotki Marysi i Kota w Butach z Jego ilustracjami. Pamiętam też, że Irena Forsyte z okładki III tomu Sagi była swego czasu moim ideałem angielskiej piękności... Wyjątkowa twórczość, wielki Artysta.
× 1
Komentarze (1)
@8dzientygodnia · ponad 4 lata temu
Tak, wielki. Dopóki nie zaczęłam szukać o nim informacji nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak wielkim i cenionym był ilustratorem. Jestem bardzo dumna, że Polak w tamtych latach odnosił tak spektakularne sukcesy. Na całym świecie. Szkoda, że tak mało wiemy o ilustratorach. Cały splendor zazwyczaj spływa na autora, a bez pracy ilustratora te książki byłyby czasem tylko w połowie tak dobre za jakie je uważamy. Szkoda, że obecnie tak rzadko wznawia się książki z jego pracami. Z sentymentu sama chętnie bym je kupowała.
× 2
@Anna_Natanna · ponad 4 lata temu
Z ogromną przyjemnością przeczytałam artykuł i pooglądałam jeszcze raz te przepiękne, tak cudnie lekkie, cieszące oczy i chwytające za serce grafiki. Aż żal, że tak młodo taki talent odszedł.
Wszystko prawda. A przecież książki z dzieciństwa pamięta się w dużej mierze dzięki ilustracjom. Moja Sierotka przeszła wiele, ale jakoś nigdy nie zainteresowało mnie żadne inne wydanie.