Historia korzeniami w ziemię wgryziona, głęboko osadzona w społeczności małomiasteczkowego sztetla, wciągająca od pierwszego zdania, a język Pana Płazy - tylko brać i czytać. Czytać „Golema”, bo trudno opisać, jak gęsty i plastyczny stworzono w nim świat; jak słowa, które autor zmyślnie pozestawiał, płyną wraz z każdą postacią, jak otulają je, stwarzają, jak wyłaniają się z mroku, niektóre ponure i czarne, a inne świecą jasnością dobroci i wiary w Najwyższego...
Wszystko to skąpane w chasydzkim kraju, jakże barwnym, minionym i przepadłym, mistycznym, a jednocześnie tak po ludzku zwykłym. Jakże oddalonym od świata gojów, w którym jednego dnia ten, z którym Żyd spotyka się na zakurzonych drogach miasteczka, wieczorem podpala jego bóżnicę.
Z łatwością dałem się ponieść opowiadanej historii, porwał mnie kabalistyczny sekret i główny bohater, równie enigmatyczny jak tytułowy stwór.
Czytanie „Golema” staje się także doznaniem zapachowym, kulinarnym, muzycznym nawet; to książka totalna. A wszytko przykryte zostało tajemnicą znaną jeno Najwyższemu: niemy Rafael, przybysz znikąd, Żyd Wieczny Tułacz, wyrzutek, sekciarz, a może potężniejszy od cadyka? Nieporadny i słaby, a jednocześnie człowiek o wielkiej sile, pozostaje niewyjaśnioną zagadką. Niezrozumiany, niepojęty, inny…
I mógłbym tak długo ponosić się fali niewyczerpanych zachwytów. Absolutnie Golema polecam!