Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "kocia nad pani", znaleziono 25

"Pani Go kocha! Gdyby Pani Go nie kochała, nie uciekałaby Pani przed Nim! Gdyby to był tylko przyjaciel z dziecinnych lat, uścisnęłaby mu Pani rękę jak wszystkim innym. Gdyby go Pani nie kochała, nie bałaby się Pani zostać w garderobie sam na sam ze mną! Gdyby go Pani nie kochała, nie wyrzuciłaby go Pani za drzwi!..."
"Chciałabym, żeby zaczęła pani bardziej kochać siebie, zamiast dążyć do tego, żeby inni panią kochali."
Kocham Pana, Panie Sułku!
- Kocham Cię, pani.
- A co pozostało do kochania w Tobie?
My, panie, musimy kochać zmarłych, bo jesteśmy tak zajęci, że nie mamy nawet czasu kochać nic innego.
- Pani nadkomisarz, jeśli czegoś się nauczyłam w tym zawodzie, to tego, że nie każdy ma kogoś, kto go kocha.
"-(...)"Nie mógłbym cię kochać tak mocno, najdroższa, gdybym nie kochał bardziej krykieta."
-Honoru -poprawiła pani Luxmore:"
- Nigdy nie widziałam takiego mężczyzny jak pan.
- To dlatego, że nikt nigdy nie kochał pani tak jak ja.
- (...) Pan powinien by się ożenić (...) - Ja ożenić się! Kochana pani, życie mi niemiłe, to prawda, ale jednak nie do tego stopnia, abym je...
PANI POMMERAY Ja ją tylko wydałam na świat a potem wychowałam. Jestem jej matką, a więc osobą, która zna ją mniej niż ktokolwiek inny. RICHARD Jak może pani tak mówić? PANI POMMERAY Richard, chce pan powiedzieć, że pańscy rodzice pana znają? RICHARD (rozbawiony) Nie. PANI POMMERAY To ludzie, którzy mają najdawniejsze wspomnienia związane z pana osobą, w pobliżu których przeżył pan najwięcej czasu, niewątpliwie, ale o których nie może pan twierdzić, że pana znają. RICHARD Kochają mnie. PANI POMMERAY Właśnie! Ale kochać to nie to samo co znać. RICHARD (przyznaje jej rację) Kochać to woleć od innych, przedkładać ponad innych. To uczucie nie ma nic wspólnego z wiedzą, to coś w rodzaju zaślepienia.
- (...) Pan powinien by się ożenić (...)
- Ja ożenić się! Kochana pani, życie mi niemiłe, to prawda, ale jednak nie do tego stopnia, abym je miał sobie zatruwać umyślnie.
Daremnie walczyłem ze sobą. Nie poradzę, nie zdławię mego uczucia. Pozwól mi, pani, wyznać, jak gorąco cię wielbię i kocham.
A gdyby Erik był piękny, kochałaby mnie Pani?
- Nieszczęsny! Po co kusić los i pytać o sprawy, które chowam w głębi duszy, tak jak się skrywa grzech?
– O Boże kochany. Czy ma pani wrogów?
– Jasne, że mam, każdy porządny człowiek ma wrogów, a ja jestem bardzo porządna. Pół okolicy mnie nienawidzi, a co?
Pani mysli, że problemem szkoły są uczniowie? Kochana! Skończyły się te czasy. Teraz coraz częściej są nim rodzice. Jak tylko im coś nie odpowiada, to zawiązują jakieś komitety, piszą do ministerstwa, żądają odwołania ze stanowiska.
Kilka dni później o dwanaście lat starsza od Baarovej Magda Goebbels zaprosiła ją do siebie. Przywitała się przyjaźnie. Według Lidy aż nazbyt przyjaźnie. - Kocham mojego męża, ale on kocha panią - powiedziała. - Chciałabym opuścić Niemcy. Mogłaby mi pani pomóc? - spytała Lida. - Mówmy sobie po imieniu. - Magda nalała likieru z karafki i podniosła kieliszek do toastu. - Nie możesz tego zrobić. To jest wielki człowiek. Potrzebuje i ciebie, i mnie. - Ja bym nigdy nie mogła... - Będziesz musiała.
Gdyby to psy rządziły światem i wybierały sobie człowieka zza krat, każdy z nich miałby swojego kompana. Pies człowieka i człowiek psa. One nie są tak surowe w ocenie. One szczerze kochają. Nie że panią, co ma ładne włosy, to tak, ale tamtego pana już nie, bo mu brzydko z ryja daje i ten czyrak na brodzie ma paskudny. Kochają i już.
Abby nie przejmowała się zbytnio, że pani Josephine jej nienawidzi, pan Henry ją ignoruje, a Julian przygląda jej się takim wzrokiem, jakim mężczyzna nie powinien patrzeć na swoją bratową. Najważniejsze, że Lucian ją kocha. Tylko to się liczyło.
Nieszczególnie lubił Dorothy Horatio. W gruncie rzeczy wogóle jej nie lubił. Dzisiaj jednak, gdy zobaczył jej męża i dorosłą córkę, gdy ujrzał jak szlochają i się obejmują, zdał sobie sprawę z zaskakującej prawdy: że nawet takie Panie Horatio bywają przez kogoś kochane
A pana nie chcę mieć. Ani pani. Nie chcę prowadzać ludzi na smyczy, nie podoba mi się to. Kocham wolność i swojego człowieka też zostawię na wolności. Zaopiekuję się nim, chociaż nie będę go trzymał na smyczy. Zostanę z nim, żeby nikt go nie skrzywdził. I zawsze przy nim będę.
- Zapewne pani by wolała, żeby Dec czuł się szczęśliwy w Bostonie i został z dziewczyną, z którą się omal nie ożenił.
- Tak. Chyba tak byłoby lepiej. Ale nie możemy nikomu, nawet naszym dzieciom, narzucać, jak ma żyć. A już z pewnością nie można nikomu dyktować, kogo ma kochać.
Siostrzyczko, słyszałyśmy, że spadek pani dostała. Odezwała się z sąsiedniego łóżka pani Jagna. -I co pani zrobi? Ja bym proponowała piersi podnieść, bo jakby obwisły trochę. No i usta straciły ostrość konturów. Nasz Nizinka wstrzyknie troszkę kolageniku i będą jak nowe. Lifting twarzy w sumie tez może pani zrobić, ja swój pierwszy wspominam bardzo miło. Te sześć następnych nie było już takich spektakularnych. Mąż nie jest potworem, trzymającym ją w zamkowej wieży i ziejącym ogniem na ewentualnych rycerzy przybywających na ratunek. -Ty jesteś tak skomplikowaną kobietą, a masz taki prosty sposób na życie. Kochać i przyjmować wszystko, jakie jest. A ja jestem taki prosty, a wszystko komplikuję. Wszędzie szukam problemów, we wszystkim wietrzę jakiś spisek albo interes. Nikomu nie wierzę ani nie ufam.
Ja, panie redaktor, jako człowiek nieuczony… - Dobrze, dobrze, drogi panie Janie, kryguje się pan…Niejeden redaktor naczelny gazety stołecznej zamieniłby się z panem na rozum. - Pan redaktor ich czyta, nie ja. - No dobrze, i co chciałeś pan tym swoim zagajeniem powiedzieć? - Jak pamięcią wstecz sięgnę, to mi się zaczyna wydawać… - Przepraszam, panie Janie, nie będę krytycznie się wypowiadał o naszym kochanym rządzie, który jest najlepszy… - Ale co pan redaktor taki płochliwy? O chorobach zamierzałem podyskutować. - Aaa, to można. O, tu mnie strzyka…i tu łamie… - Przepraszam, ale pan redaktor to na płaszczyznę indywidualną, że tak się wyrażę, steruje bardziej… - Swoja koszula bliższa… - Znów przeproszę, że przerywam, ale ja chciałem bardziej tego…w skali ogólnoludzkiej…globalnie tak.
Nikt nie może kochać swego bliźniego. Raczej należałoby powiedzieć - "Poznaj bliźniego swego jak siebie samego". To znaczy postaraj się zrozumieć jego trudności, zrozum jego położenie, przyjmij wobec jego wad taki stosunek, jaki przyjmujesz wobec swoich. Nie osądzaj go tam, gdzie siebie samego nie osądzasz. Pani, to jest znaczenie słowa "miłość".
Książki były jej ocaleniem. W dzieciństwie miała półeczkę z ulubionymi książkami dziecięcymi, które kochała tak bardzo, że czytała je na okrągło. Jednak po pobycie w szpitalu, długiej podróży i wielu zimnych dniach na posępnych korytarzach Idlewild stały się one czymś więcej niż tylko wciągającymi opowieściami. Dawały życie, ich strony były równie ważne jak oddychanie.
Nawet teraz, siedząc na lekcji w klasie, Sonia muskała palcami pożółkłe strony podręcznika do łaciny, jak gdyby ich faktura mogła ją uspokoić. Pani Peabody rozwodziła się przy tablicy o koniugacji czasowników, a dziesięć dziewcząt wierciło się na krzesłach. (…) Sonia znała już ten materiał. Lata temu przebiła się przez podręcznik znacznie dalej; nie mogła nic na to poradzić. Idlewild nie obfitowało w książki. W szkole brakowało biblioteki, nie prowadzono zajęć z literatury, nie pracowała w niej życzliwa bibliotekarka, podająca „My Friend Flicka” z uśmiechem na ustach. Jedyne książki nadsyłali przyjaciele i rodzina, niektóre szczęściary mogły przywozić je z bożonarodzeniowej wycieczki do domu. Skutkiem tego w Idlewild każda książka, nieważne jak durna czy nudna, przechodziła przez setki głodnych lektury rąk, aż w końcu rozpadała się na pojedyncze kartki, które często wiązano razem elastyczną gumką, a później kolejne strony zaczynały ginąć w nieznanych okolicznościach. Gdy brakowało dostępu do jakichkolwiek innych pozycji, najbardziej zdesperowane dziewczęta sięgały po podręczniki.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl