Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "lecz desk", znaleziono 29

Vyshinsky: Why did you write the poem? Rostov: It demanded to be written. I simply happened to be sitting at the particular desk on the particular morning when it chose to make its demands.
Ziemia znajduje się w mało znanej, zabitej deskami głuszy Kosmosu.
Musicie wiedzieć, że psy policyjne to twardziele i śpią na zwykłych deskach albo po prostu na podłodze. Ale pamiętajcie, że jest podgrzewana!
Jeżeli fundamenty są przegniłe, trzeba zburzyć cały dom. Nie da się ich naprawić za pomocą nowej warstwy farby albo kilku desek.
Nie dziwi, że dom Rajmunda był zadbany, duży i miał dwie anteny satelitarne, które ptaki najwyraźniej pomyliły z deskami sedesowymi.
Widzę ruch, słyszę, że coś biegnie pod deskami mostu, na którym stoimy. Pewnie zwierzę.
Zwierzęta nie błyskają lampą fleszową.
Bose stopy dziewczyny dzieliło od desek podłogi nie więcej niż pięć centymetrów. Niewielka przestrzeń między życiem a śmiercią.
Wcale nie miałam ochoty się zatrzymywać, ale kiedy na desce rozdzielczej mojego auta zaświeciła się kontrolka niskiego poziomu paliwa, nie miałam większego wyboru.
Panie, których zakrzywione paznokcie ozdobione były misternymi malunkami zarezerwowanymi zwykle dla desek surfingowych o wartości muzealnej, słuchały go z ledwie tłumioną wesołością.
Jego awersja do szpetoty jest tak silna, że dużo później będzie chciał odebrać pewnemu dworzaninowi godność herolda, jaką ten sprawował w czasie święta kawalerów orderu Świętego Jerzego, ponieważ jest zbyt brzydki
W niedzielny wieczór 13 czerwca 1886 roku, w dzień Zielonych Świątek, dobiegło kresu życie człowieka, a narodziła się legenda króla
Silnik zarzęził, zastukał, diody na desce rozdzielczej zamigotały, ale samochód nie odpalił. Powtórzył manewr kilka razy i znów spróbował przekręcić kluczyk. Tym razem poczekał jakieś dwanaście sekund, łagodnie pieszcząc pedał gazu. Silnik znów zarzęził i zaświszczał niczym lokomotywa.
- Żartujesz? - spytał Garcia, wpatrując się w słabe światło diod na desce rozdzielczej.
Ta kobieta upokarzała go wielokrotnie, ale teraz ostatecznie wytrąciła mu oręż z dłoni. Czuł się jak po nierównej walce. Skopany, poniżony. Przegrany. Leżał bezradnie na deskach. I wiedział, że to jeszcze nie koniec.
Ten, kto urodził się w purpurze i nigdy nic nie pragnął... nie wie, jakim szczęściem jest życie; tak samo jak nigdy nie docenił czystego błękitu ten, czyje życie nie było zdane na łaskę czterech desek miotanych falami wzburzonego morza.
Poczuł uderzenie krwi w skroniach. Jeżeli ktoś w jednej sekundzie potrafił doprowadzić go do wrzenia, była to właśnie Eva. Miał ochotę chwycić ją za kark. Nie był tylko pewien, czy po to, żeby wpić się w jej usta, czy raczej po to, żeby rozbić jej nos o deskę rozdzielczą.
Te parę razy, kiedy uprawiali seks, Sam zawsze zdejmował obrączkę i kładł ją na desce rozdzielczej samochodu, zupełnie jakby ten gest w jakiś sposób umniejszał amoralność tego, co robią. Ona nie. Nie jest z tych, którzy żyją w poczuciu winy.
Właśnie starzenie się - świadomość własnego nieodwracalnego końca - nadaje tę nieocenioną wartość życiowym doświadczeniom i odróżnia ludzi od bogów, demonów, deksów, duchów i wszystkich innych inteligentnych bytów. (s. 238-9)
"Dookoła mnie panuje przedziwna cisza. Bywam tu od lat i widziałem już wszystko. Chatę z desek oszlifowanych do szarości przez wiatry. Wielkie sanie od psiego zaprzęgu na jej tyłach. Stojak na mięso z brunatnymi foczymi tuszkami. Wszystko jest tak, jak zawsze, a jednak coś się zmieniło.
Prosta figurka Chrystusa, już trzecie tysiąclecie umierającego w mękach na dwóch drewnianych deskach, przemienia się w magiczny artefakt tylko wtedy,kiedy wchłonie emanującą ludzką radość, nadzieję, cierpienie i rozpacz, nasłucha się błagań i podziękowań.
Na wyłożonych płótnem deskach leżało to, co kiedyś było człowiekiem. Obdarta ze skóry głowa z wiszącą na jednym tylko stawie żuchwą, tors z wystającymi połamanymi żebrami i kończyny w większych lub mniejszych kawałkach. Wszystko to umazane w zakrzepłej krwi i w otoczeniu pobzykujących much.
Odrzucił papierosy na deskę rozdzielczą i skupił się na Zalewie Czorsztyńskim. Pociągało go, że tak wiele musiało zostać zniszczone, aby to miejsce wypełniło ponad dwieście milionów metrów sześciennych wody. Gdzieś w głębinach kryły się zalane podczas budowy tamy wsie.
Bębny ponownie zaczynają cicho dudnić. Kat jeszcze trochę przesuwa deskę, do której przywiązano Marię Antoninę, i jej głowa znajduje się teraz dokładnie pod ostrzem gilotyny. Dźwięk werbli staje się głośniejszy, nasila się, publiczność milknie. Kat luzuje miecz gilotyny i bębny cichną.
Hacel pojawił się zupełnie swobodnie na środku podwórza z mieczem schowanym do pochwy, wyprostował dłoń i machnął nią przed sobą, jakby pogładził niewidzialną deskę.
- Ten znak mówił: "spokój" - mruknął do mnie Brus. - Tak się mówi, zarówno gdy gdzieś jest zupełnie pusto, jak i wtedy, kiedy wszystkich się pozabija. Tak czy inaczej, panuje wtedy spokój.
Małpowaci nie dali sie Polakom, Tatarom, Szwedom, carskim, bolszewikom, sanacji, nazistom, komunistom, ani nawet socjaldemokratom - podjął rozważania. - Czterdzieści tysięcy lat tkwili tu jak owad w bursztynie, jak kamyk w bucie, jak sęk w desce, kpiąc z całej tej cywilizacji, kolektywizacji, elektryfikacji, melioracji i industrializacji, a teraz przyszli kościelni i w godzinę nierozwiązywalną sprawę załatwili. Z naszą niewielką pomocą.
Uwielbiała teatr, w którym mieszkała magia, służąca do przenoszenia ludzi w inny wymiar. Był on jak kabina do teleportacji, jak statek kosmiczny, na którego pokładzie na równi siedzieli widzowie i aktorzy. Kiedy oni płakali, na widowni słuchać było szloch, kiedy się śmiali, sala się śmiała. Mimika twarzy, ruchy, głos, scenografia, a wszystko na żywo, sprawiały, że rozmowy toczone na deskach były rozmowami bezpośrednio ze świadkami tego wydarzenia
- Jak pan sądzi - zwróciła się do niego Marlena - czy instrukcja obsługi faceta jest skomplikowana ?
Mężczyzna zaczerwienił się gwałtownie.
- Nie takiej obsługi - sprostowała. - To akurat jest proste. Jesteście jak koty. Wystarczy pogłaskać w odpowiednim miejscu i od razu unosicie ogon do góry. Chodzi mi o to, jak do was dotrzeć, żebyście zaczęli chodzić jak w zegarku. Wrzucać brudne pranie do kosza, opuszczać deskę w toalecie, nie bekać i nie pierdzieć przy stole. Ot, takie prozaiczne sprawy.
– Co go gryzie?
– Kendra oskarżyła brata o dobrowolne czytanie – wyjaśniła poważnie babcia. Dziadek uniósł brwi.
– Powinienem zawiadomić policję? - Jego żona pokręciła głową.
– Nie pozwolę, żeby upokarzająca prawda o czytelniczej pasji mojego wnuka została upubliczniona. Sami musimy się uporać z tą hańbą.
– Dziadku, mam pomysł – oznajmiła Kendra.
– Zabijemy okna deskami, żeby paparazzi nie przyłapali go na gorącym uczynku? – zgadywał dziadek.
"Świat Gauche`a mieścił się między kłębami śpiących na stojąco koni i rósł w górę, do nieszczelnych desek na dachu stajni, którędy wnikało nocne, rozgwieżdżone niebo. Gauche wiedział, że jest ogromne. (...) Przed zaśnięciem wpatrywał się w skrawek nieba, walcząc z ociężałością powiek, i widział, że gwiazdy nie są wcale nieruchome, że suną w jakimś sobie tylko znanym kierunku, żeby następnego wieczoru powrócić w to samo miejsce. Świat jest żywy, oddycha tak samo, jak konie, jak pies, jak on sam, a niebo jest brzuchem świata, poruszającym się regularnie w rytm tego powolnego oddechu".
Regina doceniała finansowe wsparcie Paula, ale nie cieszyła się z jego odwiedzin. Dochodziło między nimi do scysji na tle warunków, w jakich wychowywany był Bobby.
– Czemu nie pójdziesz z nim do lekarza? Kaszle i cieknie mu z nosa. Kiedy ostatnio jadł pełnowartościowy domowy obiad? Spójrz na jego obuwie.
– Myślisz, że ja śpię na pieniądzach? Za co mam mu kupić nowe buty? I tak z nich wyrośnie.
– Mogłabyś tutaj posprzątać. To nic nie kosztuje.
Najgorsze było to, że Paul szedł do opieki społecznej, z której usług Regina musiała korzystać, i skarżył na nią. Regina wiedziała, jakie wrażenie na paniach z opieki społecznej robią te jego błyszczące ze wzruszenia oczy. Wychodziła na wyrodną matkę. Tymczasem Regina uważała, że jest bardzo dobrą matką, mimo że nie robiła tego, co inne mamy. Nie celebrowała każdego bąka, kupki i odbicia, każdej niemądrej i niezdarnej rzeczy w wykonaniu dziecka jako jego wspaniałego osiągnięcia. Ona traktowała swoje dzieci poważnie.
Regina tolerowała obecność Paula jedynie ze względu na Bobby’ego i z powodu pieniędzy, które przysyłał.
Neményi miał pięćdziesiąt sześć lat. Zestarzał się i zdziwaczał. Obsesyjnie mył ręce. Nosił mydło w kieszeni. Regina zauważyła, że unika dotykania klamek. Kiedy nie mógł otworzyć drzwi łokciem, łapał klamkę przez rękaw swetra albo przecierał chusteczką nasączoną środkiem dezynfekcyjnym. Podobnie postępował ze słuchawką telefonu.
– Drobnoustroje. Jesteś pielęgniarką, powinnaś wiedzieć, że w tych miejscach jest więcej bakterii niż na desce klozetowej.
Potem nagle wszystko się skończyło. Paul przestał przychodzić. Bobby miał dziewięć lat.
– Dlaczego Paul nas już nie odwiedza? – zapytał.
– Paul nie żyje – odpowiedziała matka. – On był twoim ojcem. Nie wiedziałeś?
© 2007 - 2024 nakanapie.pl