Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "lis na do temu", znaleziono 73

Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami w Antwerpii nie ma Niemców i Austriaków.
Po raz pierwszy startują za to zawodnicy z niepodległej Finlandii, Estonii oraz Czechosłowacji.
Nie ma Rosjan, bo bolszewików nie interesuje burżuazyjne święto sportu.
Nie ma też Polaków, bo tego dnia bolszewików interesuje Warszawa.
W wielkim jasnym płótnie z kolorowymi naszywkami utrwalona jest pewna niedoskonałość pierwszych lat igrzysk. Koła jeszcze nie są wycięte z bezduszną cyfrową precyzją. Niebieskie wydaje się nieco większe od pozostałych. Zielona nieforemne, tak jakby czarne na siłę przeciągało je w swoją stronę.
."Jeśli chodzi o Niemcy i Austrię, możemy uznać te państwa za tymczasowo nieistniejące".
Wśród trzydziestu siedmiu krajów zaproszonych do udziału w igrzyskach nie ma też Węgier, Bułgarii i Imperium Osmańskiego. Po raz pierwszy jest za to niepodległa Polska.
Zryw narodowy to zawsze dobry pomysł. Władze sportowe ogłaszają zbiórkę. Wysyłają listy i odezwy do uczniów, dyrektorów szkół, wojska, władz lokalnych, klubów sportowych, do redakcji gazet i czasopism, do osób prywatnych w kraju i za granicą.
Igrzyska w Paryżu w 1900 roku trwają łącznie ponad sześć miesięcy, ale mało kto zwraca na nie uwagę, bo towarzyszą Wystawie Światowej. Wśród nowych konkurencji są krykiet, loty balonem i strzelanie do żywych gołębi. To organizacyjna katastrofa.
Igrzysk regionalnych nie zorganizowano, zbliżają się te w Paryżu, a pieniędzy na wysłanie zawodników jak nie było, tak nie ma. Są za to konflikty między Komitetem a związkami sportowymi i chaos organizacyjny.
Komitet Udziału Polski w Igrzyskach Olimpijskich powstaje wieczorem 12 października 1919 roku w Hotelu Francuskim w Krakowie.
Dziś bym mu mówiła, że go kocham i akceptuję, ale musi być czujny i cwany jak lis, by nie dać po sobie poznać, że jest gejem,
bo ludzie go zjedzą. Zjedli go, wiesz? Nawet niedźwiedź polegnie zaatakowany przez stado wilków.
Męczyła ją ta nieustanna uwaga, którą musiała przykładać do swoich słów, tego, co zakłada na siebie i jak siada. Ciągle musiała być czujna, jak cholerny lis na polowaniu, gdzie wokoło roiło się od podchmielonych myśliwych z ciężkimi paluchami na spustach.
Zwierzę, które pojawiło nagle przed nią na ścieżce, nie było jednak wilkiem, ani bobrem. Był to lis. Rudy jak ona i podobnie szczupły. Zatrzymała się zaskoczona tym niespodziewanym spotkaniem. Patrzył na nią z zaciekawieniem, zastygły w bezruchu. Wydawał się równie zdziwiony jak ona.
- Słyszałem, że lisy są chytre, a nie zarozumiałe.
- To plotka- odparł Lis. - Są przede wszystkim zarozumiałe, a chytrości nie ma w nich nawet na lekarstwo. Lisy bardzo chciałyby być chytre i czasami nawet udają, że są, ale gdybyś zajrzał do środka lisa, nie zobaczyłbyś ani okruszyny chytrości.
Miałam wrażenie, że nowe istnienie zagnieździło się we mnie niczym pasożyt i wysysało ze mnie łapczywie wszystkie życiodajne soki. Mościło się w ciemnej, ciepłej jamie mego ciała, bez pytania cal po calu zagarniając je na własność – niczym lis bezpański, mroczną norę, która odtąd miała należeć do niego.
– Zośka, co jak co, ale na swat­kę to ty się zu­peł­nie nie na­da­jesz. – A niby dla­cze­go? – ob­ru­szy­ła się Zofia, prze­ry­wa­jąc wy­szy­wa­nie ko­lej­ne­go ka­fta­ni­ka dla ma­ją­ce­go nie­ba­wem przyjść na świat dziec­ka. – Po pierw­sze, nie je­steś tak stara jak naj­star­sze drze­wo we wsi. Po dru­gie, nie je­steś tak brzyd­ka jak żona szew­ca z Ko­sto­po­la. I po trze­cie, nie je­steś prze­bie­gła jak lis, co kury z kur­ni­ka wy­kra­da – wy­li­cza­ła przy­ja­ciół­ka.
-Pożałujesz tego!-wrzasnęła. - No co? No co? Chcesz się bić? Wykończę cię! Ty chyba sobie nie zdajesz sprawy, co to znaczy zadrzeć z lisem! Zrobię sobie z twojego ogona szalik na zimę, zobaczysz, ty wstrętny, wyleniały koci pomiocie!!!
Kot wstał powoli, a Foksi pisnęła i jednym susem znalazła się na gałęzi jabłonki.
- Masz szczęście, że jestem teraz bardzo zajęta, bo inaczej byłoby z tobą marnie!- zawołała pośpiesznie i wskoczyła wyżej.
Wiewiórka znieruchomiała na krótki moment, po czym nagle zerwała się jak oparzona na równe łapki i podskoczyła na gałęzi.
- Skąd przyszło ci do głowy, że jestem wie-wiór-ką?!
- Jak to skąd?- wymamrotała niepewnym głosem Maja.- Przecież widzę...
- Co widzisz mała ignorantko?- (...) Jaki to kolor?
-Rudy- szepnęła Maja.
-Właśnie! A to? Co to jest? (...)
-Ogon.
-Właśnie! A kto ma rude futro i taką piękną, rudą kitę?
- Wiewiórka?- zaryzykowała Maja.
- Nie! Ty nie masz o niczym pojęcia!
- Kim jesteś w takim razie? (...)
- Jestem lisem! To znaczy lisicą. Li-si-cą. Dla znajomych Foksi.
Lew ryczy w Fis-dur, grzywa z czystego diamentu, multiplicatio, w słońce zaklęta...
Mam w sobie orkiestrę, która fanfarą paradoksów grzmi wtedy najgłośniej, im ciszej skarży się oniemiała dusza.
- Przepraszam - usłyszał cichy włochaty głos w swym uchu - ale czy nie zechciałbyś śnić nieco ciszej?
- I? - nazywało się jednocześnie czterech mężczyzn. 
- I was kocham - odparła trochę ciszej, a potem pomachała w ich kierunku
- Jednak coś jadły- powiedziała ciszej.- Raz jedna ruszała ustami. I jedna miała zakrwawione paznokcie. Proszę pani, to było strasznie karane! Ale one tam w nocy jadły mięso z tych trupów!
Gdy tylko ją zobaczył, pożądanie, które tliło się w nim gdzieś głęboko, wybuchło niczym wulkan. Czuł się jak uczestnik gry, której zasady zmieniały się na bieżąco”. „Jego szelmowski uśmieszek rozpalił ją od stóp do głów. Ten sam, który tyle już razy widziała na ekranie telewizora, zastanawiając się, jakby to byto zostać adresatką czegoś tak perfekcyjnego. Doświadczenie to okazało się tak niesamowite, że jej umysł ledwo nadążał z pojmowaniem tego, się dzieje.
Gdy tylko ją zobaczył, pożądanie, które tliło się w nim gdzieś głęboko, wybuchło niczym wulkan. Czuł się jak uczestnik gry, której zasady zmieniały się na bieżąco.
Być może dom to nie miejsce, lecz stan ducha. Poczucie, że ktoś cię rozumie, troszczy się o ciebie i cię kocha.
Kiedy ktoś ci się podoba – naprawdę podoba – wszystko jest grą wstępną. To, jak oblizuje wargi, jak pije drinka, jak uśmiecha się do ciebie znad kieliszka i muska cię palcami, gdy coś mu podajesz.
- Przepraszam, wiem, że pewnie cię to nudzi.
- Nudzi?
- Tak. Moje gadanie o rzeczach, które nie mają znaczenia, i o ludziach, których nie znasz.
Louise za każdym razem patrzyła na mnie, marszcząc posiwiałe brwi, i mówiła:
- To się nazywa „rozmowa”, Emmie. W ten sposób buduje się relacje: dzieląc się na przemian częściami siebie.
Niektórzy ludzie są sobie pisani. Ale nie zawsze o tym wiedzą.
Życie po prostu takie jest. Bezładne, chaotyczne, zaskakujące. A my możemy tylko planować i orientować się w nim najlepiej, jak potrafimy.
Kiedy ja wypuszczałam balon, zażyczyłam sobie przyjaciela. I go dostałam. Niech przyniesie ci szczęście.
Być może dom to nie miejsce, lecz stan ducha. Poczucie, że ktoś cię rozumie, troszczy się o ciebie i cię kocha.
Czasem musimy stanąć z czymś twarzą w twarz, żeby uświadomić sobie, że wcale tego nie chcemy.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl