Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "marka co im", znaleziono 1388

Był kiedyś taki czas, że nie miał zielonego pojęcia o komputerach. Wydawało mu się, że „podkładka pod myszkę” to zastrzeżona przez Disneya marka podpasek.
Nawet jeśli nie to było celem Marka, to i tak winna mu byłam podziękowania. Ale na razie dziękowałam sama sobie - że się akceptowałam, mimo wielu niedoskonałości i niedociągnięć, na które pozwoliła sobie w moim przypadku matka natura.
Do salonu wchodzi drugi drab. Duży facet o urodzie boksera, który stoczył o kilka walk za dużo. Prowadzi przed sobą żonę Marka, szturchając ją pistoletem.
Historia pana Marka stanowiła dla Zemsty koronny dowód, że nie każdy jest kowalem własnego losu. A nawet jeśli, to dużo zależy od tego, czy na początku dostaje nowocześnie wyposażoną kuźnię, czy musi ukraść pierwszy młotek.
Nad grobem profesora Marka Kaczorowskiego...
- Jeszcze żyję, panie profesorze,
a żyjąc, czuję się czasem, jakbym pisał wypracowanie.
I wtedy słyszę pana głos:
Duet!
Ty znowu żyjesz nie na temat...!
Jim przyglądał się temu z uśmiechem. Nigdy nie widział Marka tak podnieconego. Pomyślał sobie: Boże, gdyby tylko ludzie poświęcili trochę czasu takim chłopakom jak Mark i pokazali im, do czego są zdolni, zamiast wmawiać im, że są głupi i bezużyteczni…
Czuła, że dawna miłość do niego wcale nie wygasła, ale bała się jej wybuchu, bo wtedy straci cały rozsądek i będzie musiała odejść od Marka. Nie chciała jego krzywdy. Najlepiej, gdyby on odszedł od niej. Pozwoliłaby mu natychmiast, ale raczej trudno było na to liczyć.
Parafrazując Marka Aureliusza, można powiedzieć, że życie wymaga umiejętności zapaśnika, nie motyla. Tylko życie, bo śmierć kieruje się własnymi prawami. Dopuszcza, by martwy motyl przygniatał sumienia żywych ciężarem większym, niż byłby w stanie udźwignąć najtęższy zapaśnik.
- Ale kiedy się umrze, to jak u Marka Twaina...
- Zgadza się - powiedział ze smutkiem. - Wszystkie się tam schodzą. Szpaler stworzeń po obu stronach drogi, czekających na ciebie. Zwierzę nie chce wejść do Raju bez swojego pana. Czekają rok za rokiem. I ty wierzysz w to żarliwie.
- Czy wierzę? Ja wiem, że to prawda.
Wspominanie o wspaniałej technice Marka Knopflera akurat w tym momencie nie ma sensu, płyta nie dotarła jeszcze bowiem do odpowiedniego miejsca, ale kiedy dotrze, wydarzy się wiele innych rzeczy; poza tym kronikarz nie ma zamiaru siedzieć ze spisem tytułów i stoperem, najlepiej chyba więc będzie wspomnieć o sprawie teraz, kiedy panuje względny spokój.
Myślała więc Marta na przemian o Marku i księciu Kurninie, o popołudniu w Łazienkach i o nocy w Pałacu Namiestnikowskim, i próbowała zrozumieć, co dzieje się w niej samej. Kochała Marka, tego była pewna, czuła, że on jest jej przeznaczony, a jednak postać księcia, tak gwałtownie wdzierającego się w jej życie, miała w sobie urok, który upajał dziewczynę i nie pozwalał zapomnieć. "
Do rzekomo boskich praw - innych, niż te odkrywane przez fizyków, czy biologów - podchodził z dystansem. Wiedział, że są ludzkimi konstruktami, produktami czasów, w jakich je wymyślono. I że niemal od początku towarzyszyła im intencja kontroli wiernych. Kościół niczym nie różnił się od innych instytucji władzy - kto tego nie widział, był, zdaniem Marka, zwyczajnie ślepy.
Dla Marka, który zdaniem Aleksandry był od jakiegoś czasu kompletnie ślepy na cokolwiek poza własną nieustającą irytacją, słoń najwyraźniej stanowił ucieleśnienie ich małżeńskich problemów z komunikacją i dobry powód, by się znów zirytować. Dla niej stare zwierzę patrzące spod ciężko opadających powiek było w tamtej chwili po prostu ojcem.
Ubra­ła się w biegu, po­cią­gnę­ła łyk kawy z kubka Marka, choć za chwi­lę tego ża­ło­wa­ła. Znów za­miast zwy­kłe­go mleka od krowy nalał tego owsia­ne­go gówna. Coraz czę­ściej dawał się wcią­gać w te eko­pier­dy. Pod­gaj­na zu­peł­nie tego nie ro­zu­mia­ła. Ko­tlet bez mięsa, mleko z ro­śli­ny, gyros z soi. Choć była bar­dzo po­stę­po­wa, aku­rat w tej kwe­stii po­zo­sta­ła za­twar­dzia­łą kon­ser­wa­tyst­ką
Kobiety upadłej patron i promotor. Obojętnie na chłopską dziewkę, spod herbu spoglądać wielmoża nie umiał. Zalotne spojrzenie, polska marka w rulonik się zwijała, w nos wchodziła biała „dróżka”. Obok tańczyła „zielona wróżka”, ze spodni „as” wypadał…
„Stasia lubi, jak ją dotykam, czyż nie tak?”
Amant podchodził i badawcze palce pod brudny fartuch służącej wkładał. Hrabia flirtował, nowe przestrzenie dla żądzy odkrywał.
„Stasia interes mój ku sobie, nadzieję mam, docenia!”
Stasia zachwycona była cała, w każdym kawałku swego ciała radość tą niezmiennie odczuwała. Ofertę milcząco przyjmując, alternatywnych perspektywy nie miała. Chcąc nie chcąc, zdejmując więc swój brudny fartuszek, dawała się „zaskoczyć” przez jaśnie pana.
„Stasia grę naszą widzę doskonale rozumie!”
Stasia wyczucie miała doskonale, wytrawną pokerzystką była. W myślach płynąc, w znanej sobie tylko przestrzeni lekko się unosiła. Gdy pan hrabia pańską powinność pełnił, ona zamykając zmęczone oczy, szybowała.
Przez lata małżeństwa robiła wszystko głównie pod kątem Jarka. Nigdy nie myślała o sobie. Chciała jechać w góry, on wolał morze, więc jechali nad Bałtyk, choć Halina go nie cierpi. Ona chciała w jadalni sosnę, on wolał dąb, no to mieli dąb.
Kiedy tylko filozof został sam, zaczął analizować swoje uczucia. Nie wiedział, czy woli wersję Darka, która właśnie opuściła jego pokój, czy wersję przebywającą w Moskwie. Numer drugi miał słuszne poglądy i dawał nadzieję na zmianę systemu. Jeśli udało się w jego wersji rzeczywistości, to dlaczego nie miałoby się udać tutaj?
Nie daj sobie wmówić, że czyjekolwiek zdanie na twój temat jest prawdziwe. Prawdziwe jest tylko to, co ty sam o sobie myślisz.
(...) miałam wrażenie, że znamy się od zawsze. Że znamy się na wylot. Że rozumiemy się bez słów. Tylko przy nim mogłam być zupełnie sobą. W każdym nastroju i z każdym kaprysem. Taki przyjaciel zdarza się rzadziej niż nigdy. Tylko w książkach i filmach. A jednak mi się poszczęściło.
Miłość (...) budzi nas do życia, porusza najczulsze struny w nas samych. Jest pełna ognia, pasji. (...) Biblia mówi, że bez niej byłbyś niczym. Ale... (...) bywa też bolesna, trudna i raniąca.
Zrób coś ze swoim życiem, bo ono może być naprawdę krótkie. Nie wiesz, co Cię czeka za rogiem, ale masz je teraz. Walcz o siebie. Nie czekaj, aż stanie się kolejna tragedia. (...) Żyj! Żyj dla siebie!
Ludzie ślepo wierzą w Kościół. A to jest sztuka teatralna, aktorstwo najwyższej próby. Głos, ton, uśmiech, gestykulacja. Oszukują cały naród.
Zmowa milczenia, o której tu mówimy, jest rodzajem wielogłowej hydry. Jedna głowa to stosunek do dzieci księży, druga - do kobiet, trzecia - do Żydów, czwarta - do ludzi o innej orientacji seksualnej. Jest jeszcze wiele innych. Odetniesz jedną, wyrasta następna
Jest jeszcze jedna kwestia - jeśli ksiądz sam nie porzuci kapłaństwa, tylko się go wydali, czyli przeniesie do stanu świeckiego, to Kościół musi go utrzymywać. Mowa o podstawowych warunkach, ale to jest ścisły obowiązek.
Mo­gła­bym po­wie­dzieć Kin­dze: słu­chaj uważ­nie, jeśli masz jesz­cze komuś sie­bie dawać, to ewen­tu­al­nie na raty i po ka­wa­łecz­ku, i naj­le­piej takie czę­ści, o któ­rych już wiesz, że ich potem nie bę­dziesz po­trze­bo­wać. Bo to nie jest po­życz­ka, tylko pre­zent, po­da­ru­nek, żad­nych zwro­tów nie prze­wi­dzia­no. Obie­caj mi i sobie też obie­caj tak mocno, jak tylko mo­żesz, że jeśli przyj­dzie co do czego, to bę­dziesz sie­bie re­gla­men­to­wać jak naj­ra­dy­kal­niej. Mo­gła­bym jej to po­wie­dzieć, mo­gła­bym jej po­wie­dzieć też mnó­stwo in­nych rze­czy, ale mam kil­ka­na­ście lat i co ja wiem o świe­cie? Nie­wie­le.
Czas – prze­ciąg. Albo: czas – ogrom bez­li­to­sne­go po­wie­trza, co mnie gnało i gnało, pło­wi­ło barwy i wy­wie­wa­ło wspo­mnie­nia; kon­se­kwent­nie wy­wie­wa­ło ze mnie tu i teraz. Ro­bi­ło z po­nie­dział­ków piąt­ki, so­bo­ty roz­dy­go­ta­ne cze­ka­niem na wie­czór, trwa­ją­ce kilka chwil nie­dzie­le. Zmie­nia­ło oszro­nio­ne po­licz­ki w struż­kę potu mię­dzy pier­sia­mi, gdy nagle po­czą­tek czerw­ca i stoję ści­śnię­ta mię­dzy ludź­mi w chy­bo­czą­cym się na szy­nach tram­wa­ju. Za­my­kam oczy, liczę do dzie­się­ciu, wdech, do trzy­dzie­stu liczę i myślę tylko, żeby nie ze­mdleć, nie ze­mdleć, nie paść tru­pem na lepką od brudu tram­wa­jo­wą pod­ło­gę.
Mój Boże, czemu z jednymi wie się od razu jak postępować, a z innymi człowiek jest jak po ciemku. I z takimi właśnie najczęściej trzeba przestawać
Żyj nie po to, żeby być bohaterem, ale dla samego życia. Po jakimś czasie bohaterowie zaczynają trochę przypominać głupców.
Książki mają dziwną moc, chociaż nie wszyscy to doceniają. Przez chwilę żyjemy w nich, a później one żyją w nas.
Książki zawsze były moim schronieniem, ramionami, w których chowałam się, gdy wszystko szło nie tak. Sięgnięcie po jedną z nich z półki, otwarcie i spojrzenie na pierwszą stronę jest jak przyjemny haust świeżego powietrza po upływie wieczności bez możności oddychania. Są antidotum na smutek, zmartwienie, strach, a nawet złamane serce.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl