Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "nasi sobie stala", znaleziono 25

"To co jest zapisane, bardziej do nas przemawia. Nasze obawy nie istnieją już tylko w głowie, ale stają się faktami"
Czy ludzie stają się duchami, gdy przestajemy z nimi rozmawiać? Kiedy już z nimi nie dzielimy naszych myśli?
Czasem, gdy mamy problemy, na naszej drodze stają ludzie, których wcześniej nie posądzalibyśmy o to, że będą gotowi nieść nam pomoc.
przedmioty nie tyle stają się naszymi panami, ile przywiązują nas do miejsca, pozwalają zapuścić korzenie.
Nasze lęki, obsesje i pragnienia stają się naszymi więzieniami. Tylko spoglądając w głąb siebie i mierząc się z własnymi cieniami, możemy stać się prawdziwie wolni.
Czuliśmy, jak życie nas spala, nasze blizny były równie rzeczywiste jak wiatr siekący nam twarze. Wiedzieliśmy, że wkrótce wszystko się zmieni, że nasza młodość jest krucha, a śmierć prawdziwa.
...marzenia są jak nierealne sny, a gdy w końcu się spełniają, zostają odarte z tej magicznej mgiełki, stają się po prostu częścią naszego życia.
...lęki wypowiedziane stają się bardziej realne, wyskakują z ukrycia i czasem potrafią się materializować, by stanąć przed naszymi oczami w całej swojej ponurej okazałości.
Bo kiedy coś należy do porządku naszego życia, przechodzimy obok obojętnie (...) ślepi i głusi na takie niby - zwyczajne rzeczy. Ale gdy otrzymujemy je w niespodziewanym prezencie, stają się prawdziwym darem...
Depresja i alkoholizm są w gruncie rzeczy do siebie podobne - jedna, i druga choroba nas tak naprawdę do końca nie opuszcza, obie stają się poniekąd częścią naszej osobowości.
Znajdujemy miłość i ukochane osoby stają się naszym domem. Możemy zmieniać posady i mieszkania, ale dopiero po utracie bliskich znika poczucie zakotwiczenia w danym miejscu.
W naszym świecie jest tylu starszych ludzi, którzy z wiekiem są coraz bardziej przewlekle schorowani, zniedołężniali, tracą pamięć i samodzielność, stają się rozkojarzeni, nieodpowiedzialni, a w końcu całkiem otępiali. I wmawia się nam, że jest to normalne.
Kobiety nie są jak kruche porcelanowe lalki - zaczyna cicho, a ja przenoszę na niego wzrok. - One są silne, silniejsze niż my - dodaje, patrząc przed siebie. - Czasami wydaje nam się, że dana sytuacja je skrzywdziła, trwale uszkodziła, tworząc rysę czy pęknięcie na tej ich nieskazitelnej powłoce, ale one już po chwili znowu stają na nogi i ruszają przed siebie z wysoko uniesioną głową, sprawiając, że stają się w naszych oczach jeszcze piękniejsze...
Dostrzegam najwyraźniej paradoks naszych czasów: czym bardziej technika ułatwia ludziom kontakty, zbliża kontynenty, zbliża człowieka do człowieka, dając mu coraz to lepsze środki porozumienia się na odległość, tym to porozumienie słabnie, tym bardziej ludzie stają się sobie obcy.
Powstaje więc pytanie, czy ewolucja darwinowska może rozjaśnić nie tylko nasze gusta kulinarne, lecz także literackie. Dlaczego nasi przodkowie tracili cenny czas, energię i uwagę na opowieści, które początkowo raczej nie zwiększały ich szans na przetrwanie? Szczególnie zastanawiające są opowieści zmyślone. Jaka jest ewolucyjna użyteczność w podążaniu za wyimaginowanymi postaciami, które w nieistniejących światach stają przed wyzwaniami pozornie wiarygodnymi?
Dni naszego życia dzielą się na wygrane oraz na te, w których nie mieliśmy siły walczyć. Zwycięzcami są ci, którzy walczą do końca, przegranymi zaś stają się ludzie bojący się zmian w swoim życiu. I nawet jeśli boisz się porażki, to musisz wiedzieć, że przybliży się do zwycięstwa, bo prawdziwą klęską jest poddanie się bez walki.
- Czyli są jednak zbrodnie doskonałe?
- Nie ma. Lecz niektóre stają się nimi albo wskutek niespodziewanego zaistnienia pomyślnych dla sprawców okoliczności, albo z powodu naszych błędów w pracy wykrywczej, bo one zawsze mogą się przydarzyć. Aby zminimalizować ten margines, zwykle konsultowaliśmy ze sobą kluczowe decyzje w większym gronie osób zaangażowanych w daną sprawę.
Jesteśmy sumą lęków naszych rodziców. Składową ich trosk, niepokojów, wad, które odciskają w nas piętno, niczym pieczęć w gorącym wosku. Nie jesteśmy winni grzechów naszych rodziców, ale jednocześnie, niesiemy ich brzemię, pokutujemy za nie, bo zostawiają w nas skazy, jak rysy na szkle. Uczymy się ich nie widzieć, nie pamiętać o nich, ale one są, niszczą nas, spalają od środka. Chyba że nad nimi zapanujemy, nauczymy się z nimi żyć, pogodzimy z nimi. Bo pozbyć się ich nie zdołamy na pewno.
Cały Kościół to ogromna rzeczywistość, bardzo rozciągnięta, w niektórych miejsca trochę osłabiona przez nasze grzechy. Jednak ilekroć, gdzieś jacyś młodzi ludzie stają przed ołtarzem, ślubują sobie i Bogu, cała wielka struktura Kościoła otrzymuje nową, mocną łatkę, nowe ogniwo, bardzo mocno wzmacniające całość.
Czasem bywa tak, że mamy dość ludzi, że nas denerwują, niekiedy niezasłużenie stają na linii ognia naszych ostrych słów, przypadkiem, tylko dlatego, że tam po prostu byli. A czasem bywa tak, że ktoś ot tak, po prostu, poniesie za nas ciężki worek ze śmieciami albo życzy nam miłego dnia albo się uśmiechnie. Z pozoru prosty gest, a powoduje, że powraca do nas wiara w ludzi, przypomina, że sami też tak możemy, a nawet musimy – podać dalej to, co dostaliśmy, żeby czynić świat lepszym. Żeby się kręciło. To zawsze jest nasz wybór. I w nas cała nadzieja.
Ludzkie wspomnienia to przedziwna sprawa. Nasze głowy mają niezwykłą umiejętność przekształcania rzeczywistości, wiesz? Miłe przeżycia z czasem wydają się jeszcze przyjemniejsze. Ładne miejsca, które widzieliśmy kiedyś, w pamięci stają się jeszcze piękniejsze i większe. To dotyczy też zapachów i smaków. [...] Dlatego dobrze w życiu próbować ciągle nowych rzeczy odwiedzać nowe miejsce i poznawać nowych ludzi i nie kręci się w kółko.
Świat się zmienia, a my stanowimy część tej zmiany. Nie jesteśmy sami. Anioły nas chronią i wskazują nam drogę. Mimo całej niesprawiedliwości, mimo nieszczęść, które stają się naszym udziałem, chociaż na nie nie zasłużyliśmy, mimo to, że nie czujemy się na siłach, żeby zmienić świat i ludzi, wbrew argumentom wszystkich Wielkich Inkwizytorów - wierzymy, że Miłość jest potężniejsza nad wszystko inne i pomoże nam rozwijać się duchowo. Dopiero wtedy będziemy w stanie pojąć gwiazdy, anioły i cuda.
Odsłonię ci w kilku słowach wielką tajemnicę ludzkiego życia. Człowiek zużywa się przez dwa instynktownie spełniane akty, które wyczerpują źródła jego istnienia. Dwa słowa wyrażają wszelką formę, którą oblekają owe dwie przyczyny śmierci: CHCIEĆ i MÓC. Między tymi dwoma kresami ludzkiej czynności istnieje inna forma, którą obierają mędrcy, i jej to zawdzięczam moje szczęście i moją długowieczność. Chcieć spala nas, a móc niszczy; ale WIEDZIEĆ zostawia nasz wątły ustrój w stanie stałego spokoju.
Mafia, jako organizacja, nie przypomina na naszej szerokości geograficznej hermetycznego tworu opartego na więzach krwi. Nie jest także instytucją planowo powoływaną do życia, organizowaną od podstaw. Mafia to korupcyjny układ, budowany na oderwanych od norm etycznych działaniach słabego państwa oraz powszechnej znieczulicy. Drobne interesy i incydentalna życzliwa współpraca pomiędzy przestępcami, biznesmenami oraz przedstawicielami administracji państwowej pewnego dnia okazuje się monolitycznym układem nastawionym na maksymalne wykorzystanie uzyskanych mocy przerobowych. Drobne przysługi stają się warunkiem egzystencji, a także uprawnieniem do żądania wzajemnego świadczenia. Milczenie mas i jednostek umożliwia niczym nieskrępowany rozwój choroby.
Jednym z najsmutniejszych skutków pierwszeństwa, jakie przyznajemy rozumowi, jest sprzeniewierzenie się głębokiemu poczuciu rzecz wiecznych i poddanie się wskutek tego obawie wywołanej przez najzupełniej fałszywą ideę, jaką powzieliśmy o czasie. Czy jest większa aberacja niż odmierzenie boskości za pomocą miarki odnoszącej się do naszych kroków na tym świecie? Jak mozna pogodzić potrzebę adoracji z ideą skończoności? Czymże jest miłość miniona albo miłość przyszła? Trudność prawdziwego umiłowania tego, co ludzkie, dała sposobność, by zwątpić o miłości powszechnej; nasze ulotne związki zatrute kłamstwem nauczyły nas poszukiwać granic w nieskończonej Saanie Czułości; i czas stał się dla nas w końcu rzeczywistością, a miłość marzeniem. O słabości umysłu! O pospolitości serca! Umiemy uż obchodzić się bez miłości prawdziwej. Ale żyć bez niej to wegetować z niewiedzą o wieczności, to niedorzecznie przeżuwać, w samym łonie pięknej i żarliwej realności, bluźnierczą skargę czasu zbyt krótkich radości i nazbyt długich niepowodzeń. Wybrane stworzenia miłości, władcy rzeczy wieczystych, przełamaliśmy nasze wszechmocne życie na dwie jałowe i posępne części, z których jedna służy nam d zabijania teraźniejszości, druga zaś do opłakiwania tego, co było; oto dlaczego istoty predestynowane do miłosnych uniesień stają nad grobem nigdy nie poznawszy, w swoim przejściowym stanie na tej ziemi, niczego innego poza znudzeniem i ubolewaniem.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl