Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "po raz trwal", znaleziono 29

Mam na szyi korale.
Każdy dniem jest radości
utrwalonym przez dotyk
niespodzianych zdarzeń.
Kronikarz powinien utrwalić wszystko, co pamięta. Jednak pamięć ludzka przypomina mgłę. Jest rozmazana i ulotna.
Płyta gramofonowa, na której utrwalono anielskie pienia, ani o włos nie jest lepsza moralnie od takiej, z której dobywa się morderczy wrzask.
Jest coś wspaniałego w robieniu zdjęć. Pozwalają nam utrwalić wspomnienia. Zachować daną chwilę wraz ze wszystkimi szczegółami.
Pamięć jest klimatem emocjonalnym, bogatym zestawem widoków i zapachów, dźwięków i utrwalonych poglądów, które mogą nie tylko wyjaśniać, lecz również zaciemniać obraz rzeczywistości.
Jednak pewne sprawy wyglądały tak źle, że nie mogłam ich nawet zapisać w moim dzienniku. Unikając ich utrwalenia, byłam w stanie wmówić sobie, że w ogóle nie miały miejsca.
Fotograf był kontent ze swego dzieła. Głębia ostrości jest ważna, lecz to zaledwie zwyczajne rzemiosło. Wydobyć zaś głębię uczucia, utrwalić ją na zwykłym papierze, to sztuka.
W codzienności cały czas coś się dzieje. Nieprzeliczone drobne czynności wykonujemy, nie żywiąc nadziei, by utrwaliła je nasza pamięć, a co dopiero pamięć innych.
W tym cichym, pozbawionym dźwięków, zapachu i światła domu zasnęli na wiele lat. Trwali, ale to nie było prawdziwe zycie. Teraz dom sie budził i wracało wszystko, co zapomniane.
Odniosłem wrażenie, że przyjdzie nam wszystkim uczyć się od nowa tego, co zostało utrwalone w tłumnej pamięci jako akt patetycznej adoracji. Jednak milczałem nadal, aż do bólu zaciskając zęby.
Książki to były kryształki z utrwaloną treścią. Czytać można je było przy pomocy optonu. Był nawet podobny do książki, ale o jednej, jedynej stronicy między okładkami. Za dotknięciem pojawiały się na niej kolejne karty tekstu.
Książki to były kryształki z utrwaloną treścią. Czytać można je było za pomocą optonu. Był nawet podobny do książki, ale o jednej, jedynej stronicy między okładkami. Za dotknięciem pojawiały się na niej kolejne karty tekstu.
Prawdą jest, że gdziekolwiek mężczyzna współżyje fizycznie z kobietą, tam - czy strony tego chcą, czy nie chcą - zadzierzga się pomiędzy nimi transcendentalna więź, która będzie trwala wiecznie, przynosząc szczęście lub cierpienie.
za pomocą obiektywu fotograficznego nie sposób utrwalić prawdziwej urody: jest zbyt żywa i nieprawidłowa, zbyt zmienna. A może cała rzecz w tym, że prawdziwą urodę odbiera się nie oczyma, lecz jakoś inaczej
Ludzka pamięć jest zawodna, nigdy nie stanowi wiernego odbicia przeszłości. W naszym umyśle nie ma raz na zawsze utrwalonych fotografii czy nagrań tego, co się wydarzyło. Wspomnienia to jedynie rekonstrukcje zdarzeń. Za każdym razem, gdy do nich wracamy, budujemy je na nowo.
Nie ucieka się od kogoś, kto jest dla ciebie dobry. Nie ucieka się od kogoś, kto cię karze tylko za twoje własne przewinienia. Zawsze jej to powtarzał. Raz, drugi, trzeci, czwarty, do znudzenia, do zupełnego wyczerpania, żeby jej się utrwaliło, żeby zrozumiała, że nie musiałby tego robić, gdyby go do tego nie zmusiła.
Przez duże uchylone okno balkonowe docierał do nich gwar ludzi zmierzających na imprezy na wiślanych bulwarach. Dolatywały też pierwsze dudniące dźwięki muzyki z letnich lokali. Lecz oni jakby tego nie słyszeli. Złączeni, trwali w uścisku.
W każdym miejscu i o każdej porze znajdą się zwyrodnialcy, którzy dokonają morderstwa, ale tylko w tamtym miejscu i w tamtych czasach taka zbrodnia mogła się dokonać na oczach trzydziestu kilku świadków, którzy wiele miesięcy trwali w zmowie milczenia.
Trwali w krótkiej ciszy, oboje świadomi czarnych chmur wiszących nad ich głowami. Kryjówka z dala od wszystkich oferowała bezpieczeństwo i szansę na przetrwanie, ale jeśli cień Ojca padnie na ich przystań...
...wtedy nikt nie usłyszy ich krzyku.
Filipa Łabędzkiego poznała w liceum. Ona, zbuntowana nastolatka, ciągle na bakier z nauczycielami, a często i z kolegami, on - nowo ujawniony gej. Zrozumieli się doskonale, zaprzyjaźnili i w tej przyjaźni trwali również przez lata studiów, choć ich szkolne drogi wówczas się rozeszły.
Praca seksualna to nie tylko praca. To cała skupiona jak w soczewce kulturowa, społeczna, patriarchalna oraz kapitalistyczna przemoc i stygma. Nie widzę drugiego miejsca, w którym można by lepiej zaobserwować tak mocno utrwaloną od ostatnich pięciu tysięcy lat tendencję do ustawiania kobiet i zarządzania naszą seksualnością.
W wielkim jasnym płótnie z kolorowymi naszywkami utrwalona jest pewna niedoskonałość pierwszych lat igrzysk. Koła jeszcze nie są wycięte z bezduszną cyfrową precyzją. Niebieskie wydaje się nieco większe od pozostałych. Zielona nieforemne, tak jakby czarne na siłę przeciągało je w swoją stronę.
Co za brzydota? W sztuce może być coś dobrze zrobione albo źle, nic więcej. Van Gogh namaluje panu stary nocnik tak, że tylko klękać. Tymczasem partacz z najpiękniejszej kobiety zrobi kicz. O co chodzi? Żeby to człowieka trochę wybebeszyło. Odblask świata, utrwalone przemijanie, katharsis i kropka.
Co za brzydota? W sztuce może być coś dobrze zrobione albo źle, nic więcej. Van Gogh namaluje panu stary nocnik tak, że tylko klękać. Tymczasem partacz z najpiękniejszej kobiety zrobi kicz. O co chodzi? Żeby to człowieka trochę wybebeszyło. Odblask świata, utrwalone przemijanie, katharsis i kropka.
Pokoleniową niechęć do germańskiego plemienia i jego języka matka wyssała z mlekiem swojej matki i utrwaliła w komórkach swojej latorośli. Matce zresztą trudno było zaakceptować, że córka wyjeżdża do "szkopów", dla niej Austria i Niemcy były jednym - niemiecką krainą, z której nic dobrego dla Polski i Polaków nigdy nie wynikło.
Ślady, jakie pozostawili nasi przodkowie w różnych częściach świata, zwłaszcza utrwalone w kamieniu czy w prehistorycznych budowlach, mogą nam powiedzieć historie bardziej fascynujące niż świat sceince fiction. Są bowiem śladami życia, ludzkiego życia, i ono stanowi największą tajemnicę. Jego tajemnicę możemy odkryć tu, na Ziemi.
Szum wokół samotnego człowieka. Tak jakby ktoś, społeczeństwo, instytucje, czort wie kto, bez przerwy przystawiał do jego głowy olbrzymią muszlę. Potrząsa głową, chce zerwać ten hełm, a właściwie hełmofon, w którego słuchawkach syczą głosy, mieszają się języki, nakładają się komunikaty przekonane o własnej ważności. Niekiedy taki człowiek bije głową o mur i to wydaje się absurdalne, gdyż nie widzimy uciskającej go zmory. Innym razem sięga po pióro i zniszczony zeszyt, licząc na chwilową ulgę, sądząc, że utrwali coś z własnej niezależności ledwo słyszalnej w tym nieustannym szumie. Kim jestem na chwilę, kim jestem w tych rzadkich porywach własnej prawdy? Czy w ogóle jest we mnie coś niezwiązanego z wiedzą wbijaną z góry do głowy, z wyłaniającą się z szumu matrycą zachowań, gestów, przekonań, słów? Co mam zrobić, żeby wyłamać się z tego bardziej? Z czego właściwie chcę się wyłamać?
Jak zamówić rybę, gdy tysiąc innych też ją zamawia? Pokornie chciałem brać udział w komunii, jednocześnie będąc obrzydzony koniecznością wspólnoty. Jak jakiś ropiejący wyrostek robaczkowy w tym wielkim ojczystym organizmie lazłem. Jak jakiś nowotwór. Bo zarazem chciałem i zarazem się bałem. Wchodziłem i wychodziłem zaraz w jakąś boczną uliczkę, żeby było cicho i ciemno. Ale zaraz mnie ten blask lucyferyczny wabił na powrót. Nie to, żebym od razu chciał przymierzyć pióropusz za pięć złotych. Ale nie mogłem oderwać wzroku od biologicznej, komórkowej potrzeby wspólnoty. Bo przecież nikt tutaj z nikim nie rozmawiał. Najwyżej po dwoje za rękę, po czworo w rodzinie, a jednocześnie trwali (trwaliśmy?) w chorobliwej bliskości. Właśnie jak komórki, jak wnętrzności bydlęcia wydzielające nieświadomie jakieś enzymy, które utrzymywały nas w kupie. Szedłem tak i rozmyślałem na temat ojczyzny, a zwłaszcza narodu. Czując się nim i zarazem nie czując. Chcąc i nie chcąc jednocześnie.
Wierzyłam bez reszty słowom pociechy, hojną ręką rozrzucanym na prawo i lewo nie wiem przez kogo, i szykowałam się do przetrwania zimy, ażeby być we względnej formie na wielką chwilę powrotu mego ukochanego. Dla utrzymania się też w możliwej formie psychicznej postanowiłam, tak jak obiecywałam przy pożegnaniu, zapamiętać, zatrzymać i utrwalić wszelkie zabawne przygody, które przytrafiły się czy to mnie, czy komuś z naszych bliskich. Przyszło mi to dość łatwo tylko dlatego, że wszyscy moi wyszli z wrześniowych opałów obronną ręką, trochę tylko stłamszeni fizycznie, a bardzo moralnie. Na rychłe więc spotkanie z mężem szykowałam nie kończącą się opowieść pod tytułem: "Jak Zagłoba w chlewiku". Miałam ją snuć wieczorami wtulona w jego ramiona. O tym, jak przedstawiała się rzeczywistość okupacyjna, mój mąż i tak będzie się mógł dowiedzieć z masy książek, które na pewno zostaną napisane i które przekażą potomności przeżycia okupowanego kraju we wszelkich aspektach. Wiedziałam już wtedy, że będą to książki mrożące krew w żyłach, książki o cierpieniu ponad miarę, pokazujące bez osłonek okropności wojny. Uspokoiwszy się więc, że i mój mąż, i cała ludzkość o tym, jak było, zostanie poinformowana przez ludzi o wiele mądrzejszych ode mnie, postanowiłam zbierać tylko wspomnienia zabawne i śmieszne. Takich wypadków przytrafiało się wiele i niejeden raz groza sąsiadowała z groteską.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl