Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "po za tamtym", znaleziono 59

„Normalne, miłość to nieprzejmowanie się brzydotą tych, których kochamy. Albo coś więcej i to więcej niosło w tamtym korytarzu i takie potwierdzenie: miłość to bezwarunkowa, fizyczna, zmysłowa niezdolność (ślepe oko przecież nie widzi, głuche ucho nie słyszy) dostrzeżenia ohydztwa i brzydoty tych, których kochamy”.
Być sobą jest łatwo. Należy przestać myśleć, co zamierza się zrobić. Potem przestać myśleć, co się zrobiło. Następnie przestać myśleć, że przestało się myśleć, wówczas odnajduje się teraźniejszość, czas rozciągnięty w wieczności i jedyny. Tam w tamtym miejscu, ma się nareszcie czas by być sobą.
Być sobą jest łatwo. Należy przestać myśleć, co zamierza się zrobić. Potem przestać myśleć, co się zrobiło. Następnie przestać myśleć, że przestało się myśleć. Wówczas odnajduje się teraźniejszość, czas rozciągnięty w wieczności i jedyny. Tam, w tamtym miejscu, ma się nareszcie czas być sobą.
Być sobą jest łatwo. Należy przestać myśleć, co zamierza się zrobić. Potem przestać myśleć, co się zrobiło. Następnie przestać myśleć, że przestało się myśleć. Wówczas odnajduje się teraźniejszość,czas rozciągnięty w wieczność i jedyny. Tam, w tamtym miejscu ma się nareszcie czas byś sobą.
Apel to dla Cilki nic nowego. Ma tylko nadzieję, że minie szybko, skoro jest ich tylko dwadzieścia. Oby nie okazało się, że którejś brakuje. Pamięta, jak raz stała na zimnie całą noc, dopóki zaginiona więźniarka się nie znalazła. Ból kolan i kostek. A to wcale nie była najgorsza noc w tamtym, innym miejscu.
Jak to możliwe, że pijakom tak dobrze idzie zbieranie grzybów, zastanawiała się Pola. Trzeba wstać przed świtem i schodzić nogi po przeklętym lesie na bagnie. Pod tym drzewem nie ma, a pod tamtym rośnie dziesięć albo i więcej. Trzeba zaglądać pod każdy liść, szperać w trawie, macać w mchu, na kolanach albo mieć nosa.
–Jeśli zamierzasz zabić mnie raz jeszcze, to powinieneś się skoncentrować, nie gadać – zauważył Pożoga. – Przypominam, że twoja przycięta giwera ma tę poważną wadę, że gdy wystrzelisz dwa razy, musisz załadować powtórnie. Ile kul wpakowałeś we mnie tamtym razem, Marian? Sto?
–Trudno zliczyć – stwierdził Krzywiec bezbarwnym głosem. – Miałem kałasznikowa.
Wydawał mi się superbohaterem. Nie bał się niczego, o czym przekonał wszystkich podczas balu, gdy obronił Olkę, zasłaniając ją własnym ciałem. Naraził się na ból poparzenia żrącym kwasem, tylko dlatego że sumiennie wypełniał swoje obowiązki. Niejeden w tamtym momencie zwiałby gdzie pieprz rośnie, a on... on wziął na siebie ciężar noszenia blizn, które miały "zdobić" gładkie ciało mojej przyjaciółki i księżnej Martagonu.
- Identycznie powiedział brat po pogrzebie i dodał, że ludzie samotni są nieszczęśliwi. Mój ojciec był trochę filozofem. Kiedyś powiedział, że umierać jest łatwo, skoro tyle ludzi umiera i stamtąd nie wraca. Trudniej jest być przy umierającym.
- Na tamtym świecie musi być dużo lepiej niż nam się wydaje, skoro nikt nie wraca do świata żywych. To powiedział mój ojciec. Mam prawo sądzić, że dopiero na starość większość ludzi mądrzeje.
Kto z Was lubi grać w chińczyka? Raz, dwa, trzy… Po niemiecku ta gra nazywa się „Człowieku, nie złość się”. Ciekawa  nazwa, biorąc pod uwagę, że grę wyciąga się za każdym razem,  gdy traci się kontrolę nad podopieczną. Gdy ta chce iść do domu,  będąc w domu. Gdy bywa agresywna, zdezorientowana lub po  prostu znudzona. Tak więc nie złość się, człowieku, i zagraj ze  mną w chińczyka! Dla mnie w tamtym okresie chińczyk to był  tylko chińczyk. Dopiero czas pokazał, że chińczyk to aż chińczyk.
Powiecie, żem jest wariat, lecz przysiąc jestem gotów: Porządny kot nie mniej niż trzy imiona ma Gdyś czasem spostrzegł, że w głębokiej medytacji Twój albo inny kot w dal patrzy w zamyśleniu To wiedz: ta kontemplacja jest z jednej zawsze racji: On myśli, myśli, myśli, myśli o Tamtym swym Imieniu, O swym zmyślnym, wymyślnym, przemyślnym, Niedomyślnym, Utajonym, niedosięgłym, najbardziej własnym Imieniu.
Menedżer awansuje i natrafia na wiele nowych dla niego spraw. Potrzebuje sobie je poukładać, znaleźć odpowiedzi na pytania: „jak sobie poradzić z tym czy z tamtym”. Ktoś inny ma świetny pomysł, tylko nie wie, jak się zabrać do jego realizacji. Jeszcze ktoś ma marzenie i potrzebuje kogoś, kto przeanalizuje z nim proces dojścia do założonego celu. Czasami przychodzi człowiek, który nagle znalazł się w niecodziennej, trudnej dla niego sytuacji i potrzebuje kogoś, kto spojrzy na nią z boku i bez emocji.
Żyjemy w światach odchodzących. Jeden przychodzi, drugi odchodzi, jeden świat zastępowany jest przez świat kolejny, inny i zupełnie niepodobny do tego, który minął. Wszystko płynie i nic nie trwa w czasie dłużej niż życie jednego człowieka. Bo to właśnie z życiem jednego człowieka odchodzą te światy niepojęte, które już nigdy nie staną się zrozumiałe. Jedyne, co po nich zostanie, to tęsknota za tamtym powiewem wiatru i zapachem innej rzeczywistości. Z jednego świata wchodzimy w następny, tu zostawiając coś, tam zaś odszukując nową własność. Żyjemy, mimo że wszystko bezustannie umiera.
Pieprzenie. Wolisz go, bo to on będzie słuchał ciebie, a nie ty jego. Owiniesz go sobie wokół palca. Wykorzystasz go”.
„Mogłabym, ale tego nie zrobię. Wystarczy mi to, że o tym wiem, żeby się czuć bezpiecznie. Więc się nie bój o przyjaciela. Nie mam zamiaru go unieszczęśliwiać. Przeciwnie, szczęśliwy Tymon będzie lepszym mężem”.
„On byłby szczęśliwy z każdą kobietą, która by go chciała”.
„Więc tym bardziej będzie szczęśliwy ze mną. Wiesz, jaka jest różnica między Tymonem a tobą?”
„Teraz żadna. Mamy po osiem milionów”.
„On mnie kocha i umie to pokazać”.
„Skąd wiesz, że ja cię nie kocham? Bo nie gram na gitarze i nie śpiewam serenady? W dupie masz moje uczucia. Nie wiesz, co czuję. Gówno cię to obchodzi”.
„Nie oszukujmy się. Ty tak samo kochasz piękne łanie, co chodzą o świcie po leśnej polanie. A potem podnosisz strzelbę z lunetą i do nich strzelasz. Wspaniały, męski myśliwy. Nie mają szans. Zanęcasz je, wykładasz paszę w jednym miejscu, żeby się przyzwyczaiły i czuły się komfortowo. A pewnego dnia: pif-paf!”
„Gdyby nie darowizna od Sebastiana, Tymon byłby biedny jak mysz kościelna. Dobrze wiesz, że nigdy by się niczego nie dorobił. Zawsze byłby nikim. To taki typ człowieka. Dopiero od tamtej chwili zrobił się lepszym kandydatem na męża ode mnie”.
„I tu cię zaskoczę, Leon. Byłam pewna, że od ciebie odejdę, jeszcze zanim Sebastian dał wam te pieniądze. Wiesz dlaczego?”
„Po tamtym? Wielki dramat. Po prostu wypiłem parę głębszych. Za mocno nie protestowałaś. Miałaś taki orgazm, że ci się uszy trzęsły”.
„Po tamtym czy nie po tamtym, bez znaczenia. Nikt ci nie powiedział, że pieniądze to nie wszystko? Było na ten temat sto romantycznych komedii. Tragedii nie liczę. Nie pomyślałeś, że kobieta może mieć biednego męża i czuć się damą? Nie pomyślałeś, że kobieta może mieć bogatego męża i czuć się szmatą?
Jeśli ta szansa na strzał nie wypali, trzeba będzie przemyśleć sprawę (...). Numer z posłańcem z kwiaciarni. Albo z cukierni. Idzie się na górę, grzecznie puka do drzwi, wchodzi, wręcza słodycze i wychodzi. Tu konieczna jest wielka precyzja. Albo odwrotnie, hałaśliwa akcja. Dwie różne taktyki, z których każda ma swoje zalety. Pierwsza, strzał celowany, wymaga większych umiejętności i jest bardziej satysfakcjonująca, ale to metoda narcystyczna, myśli się wtedy bardziej o sobie niż o tamtym, brak w tym szerokiego gestu. Druga, głośna kanonada, jest bezsprzecznie bardziej hojna, bardziej wielkoduszna, to nieledwie filantropia.
"-Jesteś nieśmiertelna. Jak ja. To też powód do radości.
- Patch... - zaczęłam, przymykając oczy, poruszona.
Musnął wargami płatek mojego ucha tak lekko jak skrzydło motyla.
- Kocham cię. - Jego stanowczy głos był przepełniony czułością. - Przypomniałaś mi, kim byłem dawniej. Sprawiłaś, że znów chcę być tamtym człowiekiem. Trzymając
cię w ramionach, czuję, że razem stawimy czoło wszelkim przeciwnościom i
zwyciężymy. Jestem twój, jeśli tylko się zgadzasz.
Z miejsca zapomniałam, że przemokłam do suchej nitki, że trzęsę się i nie chcę mieć
nic wspólnego ze stowarzyszeniem Nefilów. Patch mnie kocha - pomyślałam. Nic
innego się nie liczy.
- Nawzajem - odpowiedziałam.
- Pokochałem cię wcześniej niż ty mnie - mruknął, przyciskając głowę do mojej szyi.
- Pokonałem cię tylko w tym jednym i przy każdej okazji będę to podkreślał - kąciki
jego ust uniosły się w diabolicznym uśmiechu
Tamci to zwierzęta, zgoda. Ale czy wiesz na pewno, że dzięki temu my jesteśmy ludźmi?
Wciąż boję się mostu. Tamci też się bali. Dlatego przeszli wszyscy razem. Większa grupa daje bezpieczeństwo.
-Więc poza faktem,że jeśli umrę, to i ty także. Tamci Luksjanie sądzą,że chcesz mnie tu zatrzymać, bo lubisz...?
-Uprawiać z tobą dziki,zwierzęcy seks?-podsunął.
To nie jest historia z pierdolonym happy endem. To jest tragedia, niczym Romeo i Julia i jeśli nadal będziemy próbować walczyć o swoje marzenia, to skończymy jak tamci… Martwi!
Kiedy chłopcy tacy jak my przychodzą do parku i mówią, że chcą zagrać w baseball, tamci mówią – pewno, a za którą bazę chcecie robić, za drugą czy za trzecią?
Metody zacierania śladów przez przygraniczną grupę przestępczą parającą się przerzutem narkotyków nie były tak wyrafinowane jak te stosowane przez jego poprzednich kolegów handlujących kobietami. Tamci rozpuszczali swoich wrogów w ługu. Ci wybierali prostszy sposób: jeden strzał i dołek w lesie.
Sumienie służy mi za światło,
Co mrok wewnętrzny mój rozświetla,
Daje rozróżnić dobro i zło,
Pomaga walczyć w ciemnych miejscach.
Gdy pytań moc los niejasny,
Mogę wyraźną drogą zmierzać,
I ty, i ja, oni i tamci,
I większość na świecie zwycięża.
I otóż nie ma ta­kiej moż­li­wo­ści, żeby wszyst­kie pary się pa­ro­wały. Za­wsze – ale to za­wsze – zo­staje ja­kaś sa­mot­nica. Albo sa­mot­nice, któ­rych part­ne­rzy zbie­gli. Znik­nęli na za­wsze. Roz­pły­nęli się w po­wie­trzu. Jak mgła albo sen jaki złoty. Sa­motna czer­wona pa­trzy na czar­ną w żółte krop­ki z wy­rzu­tem i ni­gdy już nie bę­dzie tak samo. Tam­tym się udało, im nie.
- No więc - Pawło dyplomatycznie zmienił temat - Prusaków tniesz piłą zardzewiałą, naszym dajesz znieczulenie, reszta normalnie.
- Tatko?
- Hę?
- A którzy to nasi? Po mundurze rozpoznawać można, ale carskich nie lubię, a tamci tu przyleźli...
Pawło zadumał się na chwilę.
- Nasi to Polacy - zawyrokował wreszcie. - Nieważne, w jakim mundurze. No jak któremu Ukraińcowi będzie dobrze z oczu patrzyć, też można wyjątek zrobić.
- I dla Czechów - dodał Igor. - Bo dobre piwo robią.
Jest zawsze wielka różnica, na której prędzej czy później ludzie się poznać muszą, pomiędzy uczciwą p r a c ą a r o b o t ą intrygancką. My (...) jesteśmy ludzie p r a c y i dnia białego, tamci są r o b o t n i c y ciemności. Powodzi się im czasem w początkach i umieją odurzyć ludzi pozorami szlachetności, w końcu jednak spada z nich maska i komedia tragicznie się zamyka.
- Co teraz? - zapytał Spalle, kiedy stali już na brzegu.
- Teraz będzie próbował odtajać i wyleźć, jak powiedział - zauważył Warfnir, zapinając ciężki pas.
- To dobrze, bo tamci wszyscy z widłami i hołoblami strasznie się spieszą, żeby nas powitać.
Siedząca na rufie postać okryła się kłębami migocącej mgiełki, po czym wstała z chrzęstem i skrzypieniem pękającego lodu.
Spalle przesadził. Tłum biegnący do drakkara rzeczywiście wyposażył się w widły i siekiery, ale z każdym krokiem coraz mniej był tłumem i coraz mniej biegł. W pobliże pomostu podeszło zaledwie pięciu ludzi, i to ostrożnym krokiem.
Do­pie­ro co we­szłaś do lo­ka­lu i szu­ka­łaś wzro­kiem dogod­nego miej­sca ‒ kon­ty­nu­ował. ‒ Char­lotte coś do cie­bie powie­dzia­ła, coś, co cię roz­ba­wiło i wtedy się uśmiech­nę­łaś. miej­sca ‒ kon­ty­nu­ował. ‒ Char­lotte coś do cie­bie powie­dzia­ła, coś, co cię roz­ba­wiło i wtedy się uśmiech­nę­łaś. Za spra­wą jed­nego cho­ler­nego uśmie­chu, jakby cała ta ciem­na nora się roz­ja­śniła. Mó­wisz, że to na Char­lotte zwra­cają uwagę, a nie mia­łaś poję­cia, że w tam­tym momen­cie każdy facet w po­bli­żu pa­trzył na cie­bie. Nie na twoją przy­ja­ciół­kę, tylko na cie­bie. Twój uśmiech, ten praw­dziwy i bez­tro­ski, ma siłę raże­nia zdol­ną powa­lić na ko­la­na. Przez resz­tę wie­czoru fa­ce­ci bez­sku­tecz­nie pod­bi­jali do was i może nawet wtedy sądzi­łaś, że robią to ze wzglę­du na Char­lie, ale mogę cię zapew­nić, że więk­szość przy­szła dla cie­bie.
A niby jak rodzą się w człowieku poglądy polityczne? Nie wysysa ich przecież z mlekiem matki, nie uczy się ich, jak się uczy algebry czy gieografii. Nabywa je natomiast jak smak gastronomiczny, gust w kwestiach sztuki i upodobanie do danego rodzaju kobiet, to znaczy po części z warunków urodzenia i wychowania, ale po części - czy nie większej? - z własnych przypadków życiowych. (...) A z jakich przypadków życiowych rodzą się demokraci? Z jakich monarchiści? Z jakich piłsudczycy? Kiedy będzie się w stanie z pewnością stuprocentową to obliczyć, polityka istotnie zejdzie do klasy upodobań banalnych: ci wolą cygara, a tamci tytuń fajkowy. (...) Pod władzą nie-państwa, pod bezpośredniemi rządami Historii, w żadnej istotnej kwestii spór nie będzie już możliwym. Powstaną natomiast partie miłośników takiej i owakiej estetyki, stronnictwa kuchni mięsnej i bezmięsnej, frakcje parlamentarne amatorów płci pięknej oraz smakoszów pederastii. Debata toczyć się będzie na kolory, fryzury i rymy. Kanclerzem zostanie elokwentny przystojniak z dobrym krawcem.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl