Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "pustka takie", znaleziono 170

patrzyłam przez okno jak na magiczny obrazek, a za moimi plecami bezprzytomna pustka wisiała w powietrzu jak balast, ciągnęła nad obie na samo dno wszystkich minionych i przyszłych lat. Byłyśmy, mama i ja, wszystkimi kobietami, które żyły w cieniu straty, wyczerpane bezruchem, splecione żarem i gniewem.
"Od wieków przemierzam świat, wędrując od imperiów i królestw po najdzikszą pustkę. Nigdy się nie zatrzymywałem, nawet na moment. Zawsze spoglądałem w stronę horyzontu, zawsze się zastanawiałem, co czeka na mnie po drugiej stronie oceanu czy za następną górą. Myślę jednak... Myślę, że przez cały ten czas, przez wszystkie te stulecia szukałem właśnie ciebie."
Znów zagłębiam się w mrok. Ciemność przynosi odpowiedzi. Zbieram je z łona nocy. Karmię się z jej czernych piersi. Przelewa mi się przez usta i skrapla ziemię, która za dziewięć miesięcy wyda plon. Obrodzi opowieściami wydartymi z dna kufrów i piwnic, spomiędzy pustki czasu, z mrocznych podziemi jaźni.
Słuchaj ciszy, przyglądaj się pustce. I strzeż się. Meluzyna potrafi zmieniać kształty, przypomina pod tym względem rtęć, w tej chwili jest jednym, a w tamtej czymś całkiem innym. Możesz zobaczyć ją gdziekolwiek, jest bowiem jak woda. Albo możesz wytężać wzrok nadaremno w próbie przejrzenia zielonkawej toni i widzieć tylko swoje odbicie.
Przez kilka minut nie czuł nic, absolutnie nic. Potem, jak cienkie smugi dymu po pożarze, myśli zaczęły się wznosić w pustce jego mózgu. Bicie serca przypominało mu, że czas upływa. Czy serce ludzkie bije prędzej czy wolniej niż zegar? Ile bólu potrzeba na to, aby serce pękło i przestało bić?
Na skraju pola, pod turnią, skryła się wieś z dziesięcioma niezamieszkanymi, rozsypującymi się, zarosłymi mchem kamiennymi domami i stodołami, tu i tam widać porozbijane dachówki, a wśród tej pustki pręży się wyniosły dwupiętrowy dom Jozy Poskoka, jedynego, który został tu z synami, na ojcowiźnie, na ziemi swojego rozproszonego plemienia.
...padliśmy sobie w ramiona i myślałem, że to już koniec, że pogrzebaliśmy go raz na zawsze wraz z przelanymi wtedy łzami. Ale któż wie jak długo można kogoś opłakiwać? Czyż nie jest możliwe, że nawet trzydzieści czy czterdzieści lat po śmierci dziecka, brata albo siostry ktoś może nagle obudzić się ze snu z uczuciem straty i przedziwnej pustki, której - kto wie - być może nawet śmierć nie zdoła zapełnić?
„Starość wśród wielu innych mankamentów miała i ten, najbardziej uciążliwy i upokarzający, że czyniła swoich podopiecznych niewidzialnymi i niegodnymi uwagi. Byli jak te stare, omszałe kamienie, zawsze tkwiące w miejscach, koło których przechodzi się na co dzień. Nie zwraca się na nie uwagi, dopóki nie znikną. I dopiero wtedy okazuje się, że bez nich te miejsca zieją pustką.”
Obmyślała scenariusze w najdrobniejszych szczegółach, ostatnio jednak powiedziała sobie 'dość'. Żal, który zawsze przychodził po przyjemnych marzeniach, pozostawiał jej uczucie pustki i zdawała sobie sprawę, że lepiej będzie, jeśli poświęci czas tym, którzy są częścią jej życia. Nie chciała już nigdy odczuwać smutku, który przynosiły takie marzenia. Czasami jednak mimo najlepszych chęci nie potrafiła z nich zrezygnować.
Więc gdybym zapomniała, to nie byłabym już ja, bo Ty wszedłeś we wszystkie moje rzeczy, zmieszałeś się z najdawniejszymi wspomnieniami, doszedłeś tam, gdzie nie ma jeszcze myśli, gdzie nie rodzą się nawet sny. I gdyby ktoś wydarł Cię ze mnie, zostałaby pustka, jak gdyby nigdy mnie nie było… (...) Chciałam o Tobie zapomnieć, jednak gdy patrzyłam na Błękitną Ziemię, było tak, jakbym patrzyła na Ciebie. Bo Ty jesteś wszędzie, gdzie patrzę.
(Gdybyś ty była...) Gdybyś ty była szklanym jeziorem,
patrzałbym w toń twą przez całe życie;
gdybyś ty była zielonym borem,
słuchałbym szmu twego w zachwycie;
gdybyś ty była pustka bezludna,
dla ciebie świata zrzekłbym się śmiele;
gdybyś ty była śmiercią - o cudna! -
szedłbym do ciebie jak na wasele.
Nie ważne już teraz to wszystko. Nierealny świat z Markiem. Ale był czas, że to było dla mnie realne, pełne, piękne. To było to. Mój azyl, mój spokój i ukojenie. Czułam, że to najsilniejsze uczucie, że to miłość bez granic. Teraz po tym wszystkim została tylko pustka. - Taka miłość zawsze zostawia ślady. - powiedziała spokojnie Marta. - Wolałabym nie czuć i nie mieć żadnych śladów.
Kiedy jest się odciętym od świata, każdy dzień staje się dokładnie taki sam jak poprzedni. Ta jednostajność wyżera ci duszę, aż zmieniasz się w oddychającą, harującą, konsumującą rzecz, która budzi się ze słońcem i zasypia wraz z zapadnięciem ciemności. Pustka pogłębia się z każdym wlekącym się dniem, a ty stajesz się coraz bardziej niewidzialny i nieistotny.
Powoli pogodzisz się ze wspaniałą osobą, jaką jesteś, i przyznasz jej prawo do swobodnego wypowiadania się.[...] Twoje prawdziwe ,,ja" wyzdrowieje, gdy będziesz miał pewność, że uczucia i pragnienia, jakich doznajesz, naprawdę należą do ciebie.[...] Jesteś doskonały w swojej niedoskonałości. Zadowalaj się tym, czym jesteś. W dniu, w którym ci się to uda, wypełnisz pustkę tożsamościową.
Tak to czasem jest: ludzie przychodzą i odchodzą. Pokazują, że można żyć inaczej - a potem idą dalej, zostawiając po sobie nowe doświadczenia i emocje, których nawet byśmy się po sobie nie spodziewali. Jedni są po to by czegoś nas nauczyć - i to najczęściej o nas samych, drudzy po to, by sprawiać radość. Jedni są błogosławieństwem, a inni lekcją, al wszyscy bez wyjątku na koniec zostawiają po sobie ogromną pustkę.
Oczywiście uważam, że trzeba się uczyć. W pewnym okresie nawet bardzo dużo. Ale czasem trzeba pozwolić temu, czego się nauczyłaś, rozlać się po twoim wnętrzu i dotknąć wszystkich zakątków. Wtedy poczujesz w sobie tę wiedzę. Jeśli nigdy na to nie będziesz miała czasu, to będziesz tylko gromadziła fakty, które zaczną w tobie grzechotać. Możesz sobie nimi pohałasować, ale nigdy niczego tak naprawdę nie poczujesz. Tylko pustkę.
Psychopatyczny, seryjny morderca uważa, że jest kimś lepszym, że stoi ponad dobrem i złem. Wielu okrutnych morderców mówiło, że w trakcie popełniania zbrodni czuli się „bogami”, ekscytowało ich to, że mają cudze życie w swoich rękach. Z drugiej strony psychopaci odczuwają pewne wybrakowanie w sobie, jakby mieli pewnego rodzaju dziurę w mózgu, jakąś pustkę wewnątrz.
Bo widzisz, niektórzy ludzie od urodzenia noszą w swoim wnętrzu okruch nocy i tej pustki nie sposób zapełnić; nie wystarczy do tego ani całe przepyszne jedzenie na świecie, ani nawet całe słońce. Takiej próżni nic nie jest w stanie pokonać. To przez nią budzimy się czasem z poczuciem, że wiatr przewiewa nas na wylot, i nie pozostaje nam nic innego, jak po prostu z nią żyć. Tak jak musiał z nią żyć ten chłopiec.
Z czasem utraciłam i ten obraz normalności i dzisiaj naprawdę nie wiem, kim jest matka. brakuje mi jej tak, jak może brakować zdrowia, bezpieczeństwa, pewności. To niemożliwa d o wypełnienia pustka, którą umiem zlokalizować, ale nie potrafię się jej pozbyć. W głowie się kręci, gdy w nią zajrzę. Jest jak opustoszały krajobraz, który w nocy przepędza sen, a jeśli już ten nadejdzie, szpikuje go koszmarami. jedyna matka, której nie utraciłam to ta z moich koszmarów.
Po odliczaniu i północy przychodzi ten moment, kiedy obłapiają cię spoceni faceci pod pretekstem składania życzeń noworocznych, a ty czujesz jedynie głębokie rozczarowanie i rozpacz w związku z faktem, że ostatnie iskierki grudniowej nadziei gasną bezpowrotnie i roztacza się przed tobą wizja mrocznej pustki stycznia i kolejnego roku, w którym najpewniej znów nie uda ci się zostać prawdziwym dorosłym człowiekiem.
Zewsząd otaczał go mrok. Jedyne światło sączyło się z ulicznych latarni, których nikły blask nie był w stanie się przebić przez ciemną zasłonę nocy. Chłodne powietrze przyjemnie muskało mu skórę, ale każdy silniejszy powiew wiatru sprawiał, że po jego plecach rozchodziły się zimne dreszcze. Wszechogarniająca pustka i niczym nie przerwana cisza budziły w nim lęk, lecz rodząca się w duszy determinacja nie pozwalała mu się zatrzymać.
W szczęśliwych latach pokłada się ufność w życie, w złych pozostaje już tylko nadzieja. Ale ufność i nadzieja sprowadzają się do tego samego: stanowią niezbędne powiązanie umysłu z innymi umysłami, ze światem i z czasem. Bez ufności, bez nadziei człowiek umiera, uczucia znikają w pustce, rozum staje się bezpłodny i szalony. Wówczas pomiędzy ludźmi jedyną więzią pozostaje ta, która łączy właściciela niewolników z niewolnikiem lub mordercę z ofiarą.
- Zapełniam sobie pustkę życia. Z dziesięciu tych, którzy mi się oświadczają, wybieram jednego, który wydaje mi się najciekawszym, bawię się nim, marzę onim...
- A potem?
- Robię przegląd następnej dziesiątki i wybieram nowego.
- I tak często?
- Choćby co miesiąc. Co pan chce - dodała wzruszając ramionami - to miłość
wieku pary i elektryczności.
- A tak. Nawet przypomina kolej żelazną.
- Leci jak burza i sypie iskry?...
- Nie. Jeździ prędko i bierze pasażerów, ilu się da.
Za każdym razem, kiedy go widzieli, rozpoznawali go i spodziewali się po nim różnych rzeczy. A on za każdym razem miał pustkę w głowie. Zupełnie jakby patrzył na kogoś, kto kopie w miejscu, o którym wie, że ukrył w nim coś cennego, kopie i kopie, aż zda sobie sprawę, że cokolwiek tam było, przepadło. Mimo to nadal kopie, bo sama myśl, że to utracił, jest zbyt okropna, a zawsze pozostaje jakaś nadzieja. Nadzieja. To on był zaginionym skarbem. To z nim wiązano nadzieje.
Są jak głodujący, którzy wszędzie usiłują zdobyć odrobinę pożywienia, lecz za żadną cenę sami nie poczęstowaliby nikogo, tak jakby była w nich pustka, bezdenna otchłań, której nie da się zapełnić. Nigdy nie mają dosyć i brak im poczucia własnej zupełności. Stale zachowują się tak, jakby im czegoś brakowało. Źle znoszą samotność. Nie mając poczucia własnej zupełności, nie mają poczucia tożsamości i określają samych siebie tylko przez pryzmat stosunków z innymi ludźmi.
„Zapadam się w jakąś przestrzeń, zresztą tak dobrze mi znaną. Jakbym była pod wpływem narkotyku. Nie ma w niej dnia ani nocy. Jest tylko czucie i pożerająca cicha, czarna pustka, która zasysa z każdą minutą coraz głębiej. Nie słychać już prawie nic. Nie mogę złapać tchu, nie mogę oddychać… Zaraz się uduszę i nikt mi nie pomoże. Nikogo nie ma.
W tych tysiącach hektarów świata nie ma ani jednej duszy, która
wyciągnie mnie z tego obłędu.
Chyba chcę umrzeć. Gdyby dzisiaj było Boże Narodzenie, poprosiłabym o śmierć pod choinkę.”
Nieliczni kultyści, których wykryto i zmuszono do mówienia, dają nam obraz bytu wywyższonego ponad wszelkie bóstwa, mieszkającego gdzieś nad sklepieniem nocnego nieba, za świetlistym naszyjnikiem gwiezdnej gromady Plejad. Istoty przedwiecznej, przenikającej ciszę i pustkę kosmosu. Bynajmniej nie samotnej, bo roi się i mnoży, zapełniając czarną otchłań bytami wedle swego uznania i przewrotnej fantazji. Kroczącej ze swym niewidzialnym dworem między światami, przenikającej wymiary.
Na tej podstawie tworzone były różne obrazy i teorie. Człowiek mógł zachwycać się sam sobą. Wywodził, że nie stworzył go żaden Stwórca, tylko ewolucyjny rozwój. Zaspokajało to ludzi wątpiących i skorych do buntu, którzy nie chcieli mieć początku i Pana. Nikt przy tym nie zwracał uwagi na niedający się niczym wyjaśnić skok cywilizacyjny człowieka z milionów lat w tysiące, w którym człowiek stał się nagle wysoce nowoczesny. Pojęcie ewolucji ma się nijak do tworzenia czegoś z pustki. Ale jeżeli było to skuteczne to kel el wykorzystywali to.
Historia ta wydarzyła się pomiędzy dwojgiem ludzi, kobietą i mężczyzną, którzy dryfowali po bardzo wzburzonym oceanie życia, poszukując swojego miejsca i osoby, która wypełniłaby pustkę w egzystencji każdego z nich. Łączyła ich chęć znalezienia swojej drugiej połowy, ale dzieliła duża odległość. W chwili, gdy ich drogi zeszły się, obydwoje byli jeszcze młodzi, choć powoli wkraczali w wiek średni. Pragnęli być szczęśliwi, ale zanim się poznali, nie zasmakowali prawdziwego szczęścia, a coś, co momentami im się nim wydawało, ostatecznie okazywało się być jedynie jego złudzeniem, które rozwiewało się niczym pył na wietrze.
Im większe ciało, tym cięższe i bardziej podatne na przyciąganie do ziemi. Mały człowiek, dziecko - to małe ciało. Im więcej lat, tym prawa ciążenia są większe. I nie daj się oszukać - bo nie chodzi tutaj o wzrost i o wagę, tylko o ciężar myśli i przeżyć. Jak Pan Bóg napakuje człowiekowi tego dużo, a z wiekiem dawkuje coraz więcej i więcej, to potem nie ma rady- przychodzi czas, że ta grawitacja jest już tak silna, że człowiek tak dużo wie, że więcej już nie musi, to ciało zaczyna ciążyć tak mocno, że nie ma innego wyjścia, tylko je porzucić. A jak już się wzbije wysoko, to jest na tyle mądry, że może opiekować się tymi, co zostali. I w ten sposób ludzie, którzy się kochają, zawsze się zabezpieczają. Chronią się nawzajem. Rodzą się dzieci i chronią rodziców przed pustką, a w tym czasie starsi z rodziny odchodzą. I na tym, smyku polega życie. Na rodzinie. Wszyscy są razem, w jednym ciągu, choć zmieniają się osoby.