Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "sciany ze na", znaleziono 131

Ciemność zdawała się sączyć z fasad otaczających ich domów, a wraz z ciemnością nadciągały nocne stwory. Szły, powłócząc nogami, stały oparte o ściany przy drzwiach, z których dudniła muzyka. Albo siedziały w samochodach z łokciami wystawionymi przez boczne szyby. Poszukujące wygłodniałe spojrzenia. Myśliwi.
- To był najbardziej niebezpieczny szczyt, na który się wspięłaś? - spytał Zak.
- Nie. Najbardziej niebezpieczna była północa ściana Eigeru. Tylko stamtąd zadzwoniłam do mamy, żeby się pożegnać, bo myślałam, że już po mnie.
- I po tym wszystkim ona nadal pozwala Ci się wspinać? - rzucił Grant.
Elise wzruszyła ramionami.
- Nie ma wyboru. I tak zrobię, co chcę. Góry to moje życie.
To pomieszczenie powoli wciąga cię w dławiącą mieszankę miłości i smutku, zupełnie jakby ściany nią przesiąkły. To uszczęśliwia i rozrywa na kawałki jednocześnie. (...) Masz wrażenie, że wszedłeś na jakieś dziwne, pożerające duszę grząskie piaski. Im dłużej tutaj jesteś, tym bardziej czujesz się rozbity.
Wszystkie silne przeżycia zostawiają ślady. Niedkończone, zgaszone w połowie myśli nie dają się upchnąć w żadnej bezpiecznej szufladzie. Błądząc po krańcach świadomości, obijając się o ściany lidzkiej duszy mniej lub bardziej głośnym echem, i tylko czekają na okazję, żeby wyjść na wierzch i upraszać się o należną im uwagę.
Stella powinna uciekać do swojego pokoju, ale nie zrobi tego, nie może zostawić mamy samej. Ida razem, siła głosów uderza w ściany. Kobiecy krzyk jest szalenie intensywny, tata trochę cichnie. Mama nagle przyspiesza. Otwiera drzwi i wpada do sypialni jak tornado, tylko zamiast szumu wydaje pisk.
Zapukała delikatnie, potem drugi raz, nieco mocniej, ale przestała, gdy głuche echo tylko odbiło się od ściany lasu. Poczekała chwilę, ale nikt nie odpowiedział. Miała nadzieję, że mężczyzna na cmentarzu mówił prawdę i że gdy teraz wejdzie do środka, to nie natknie się na rozzłoszczonego leśnika z dwururką wycelowaną nie w jej stronę niczym w zwierzynę łowną.
Bo życie to coś więcej niż buty, w których się chodzi.. Więcej niż to, kim się jest. To wspólnota. Części siebie w kimś innym. Wspomnienia i ściany, i szafki, i szuflady z przegródkami na sztućce, o których się wie, gdzie co leży. Całe życie dopasowywania się do idealnej organizacji, egzystencja o opływowym kształcie dopasowana do dwóch osobowości. Przeciętne życie, składające się z tego, co zwyczajne.
Na Steffensweg widziała, jak dwóch robotników przybijało do ściany domu Horovitzów emaliowaną tabliczkę z napisem "ul. Stefana Batorego". Mirchauer Weg nazywało się teraz Partyzantów, a Hochstriess - Słowackiego. Na Langfuhr mówiono "Wrzeszcz", na Neufahrwasser "Nowy Port", a na Brösen "Brzeźno". Były to nazwy trudne do wymówienia i zapamiętania.
Stary i pokręcony jak drzewo oliwne robotnik delikatnie dziobał kilofem ziemię. Tempo pracy kazało się zastanosić, czy zdoła dokopać do odległej o pół metra kamiennej ściany, czy wcześniej umrze. Jego towarzysz, w podobnym wieku i prezentujący podobny zapał do pracy, powoli ładował udziobaną ziemię na taczkę.
...zanim ktokolwiek zdążył go powstrzymać, chwycił krzesło (...) i z całej siły rzucił nim w szybę. Mebel odbił się od okna jak od ściany (...).
- Chciałeś przez nie wyjść?- spytała Mandy, unosząc wzrok znad szuflad .
- Cóż, przepraszam, że próbowałem. Widzę żeście się tu zadomowili. Zaraz wyjdzie na to, że pani z wariatkowa jest bardziej normalna od was.
Umieć się cieszyć. Ze wszystkiego. Nie oczekiwać, że w przyszłości zdarzy się coś, co będzie prawdziwe. Możliwe bowiem, że prawdziwe przychodzi właśnie teraz, a w przyszłości nic piękniejszego już nie nadejdzie - zanotowałem sobie cytat ze ściany z fotografiami, bo najlepiej oddaje on ducha czeskiej literatury. Pomyślałem też, że najbardziej antydepresyjną książkę świata [Śmierć pięknych saren] mógł napisać tylko więzień depresji.
...ale wziąć słowika w klatce zamknąć, to on wszytko traci. Choć pięknie śpiewa, to jemu jest smutno. A i te ściany takie ciężkie nade mną. A ja cygańska córka, las mi zdrowie daje. Jechałam taborem, to czułam się jak królowa Bona. Do mnie należeli perły rannej rosy. Moje były gwiazdy złote. Dziś co we włosy wplotę?... Papusza
Była tak oddalona od innych, jakby stali po drugiej stronie rzeki. Żyła gdzieś obok. Potrafiła wprawdzie prowadzić rozmowę na różne tematy, ale istniała blokada uniemożliwiająca jej opowiadanie o sobie i swoich problemach. Między nią a drugim człowiekiem zawsze istniała ściana nie do przebicia. Dotyczyło to nawet samotnie wychowującej ją matki, której nigdy się nie zwierzała.
"Cela była niewielka, może trzy na trzy metry. Ściany odlano z betonu. Drzwi wyglądały na wyjątkowo solidne. Chłopak obmacał je, a potem z podeszwy buta wyciągnął "żydowski włos" - złodziejską piłkę.
- Araba zwalczajmy arabskimi wynalazkami - mruknął, patrząc na widoczne w świetle księżyca wężyki obcego alfabetu zdobiące wyślizgane ostrze."
Dziwny spokój opanował całą rodzinę Berrych, wszystkich czworo. Spokój absolutnego przerażenia. Spokój śmierci, prawdziwej śmierci spoglądającej wprost z czarnych, aksamitnych oczu. Mężczyzna podprowadził zieci do ściany. Chwycił prawą rękę Karoliny i podniósł nad głowę. Joe zobaczył, że idzie w ruch młotek oraz gwóźdź. -Nieee! - wrzasnął.
Rodzina to nie puste słowo określające kilkoro ludzi, którzy dzielą to samo nazwisko. Nie jest istotne, czy łączą nas więzy krwi ani skąd się wywodzimy. Rodzina to przynależność. Oddanie. Lojalność. Trwanie przy sobie w tych zarówno ciężkich, jak i błahych chwilach. To ściana, o którą możesz się oprzeć w momencie, gdy grunt osuwa ci się spod stóp. Tym właśnie jest rodzina. Przyszłością. Jutrem. Moim życiem.
Pytania stanowią fundament wiedzy, uczenia się, odkrywania i odkrywania na nowo. Dociekliwy umysł nie ma zewnętrznych ścian. Dociekliwy umysł jest jak magazyn o nieograniczonej powierzchni, jak pałac pamięci o nieskończonej liczbie komnat, pięter i błyszczących cacek. Czasami jednak umysł doznaje urazu, jakaś ściana się kruszy, pałac pamięci wymaga remontu, komnaty przypominają raczej zdewastowane klitki.
Leżałem na wznak, z jej głową na ramieniu, bez jednej myśli. Ciemność wypełniająca pokój zaludniała się. Słyszałem kroki. Ściany znikały. Coś piętrzyło się nade mną, coraz wyższe, bez granic. Przenikanie na wylot, obejmowany bez dotyku, zastygłem w ciemności, czułem jej przejrzystość, ostrą, wypierającą powietrze. Bardzo daleko słyszałem serce. Skupiłem całą uwagę, resztę sił na oczekiwaniu agonii. Nie przychodziła.
Ponieważ dwór tak często wędrował z miejsca na miejsce, konie, muły, powozy, wózki i lektyki były niezbędne. Do przewozu samego łóżka Marii potrzebne były trzy muły, a oprócz nich konieczne były kolejne zwierzęta do przenoszenia draperii na ściany, naczyń stołowych, przyborów kuchennych, butelek z winem i innych przedmiotów. Sam dwór Marii nie mógł sobie pozwolić na pokrycie kosztów transportu.
Oddałem mocz. Honorowo, w pozycji wyprostowanej, jak do hymnu. Wolną ręką wzmocniłem się - podbudowany ścianą, ciurkałem wieki całe, sztywny w stawach kolanowych, pozostając złamasem w innym rejonie. Fiucina w lustrzanych kafelkach, interes przypominał lewe interesy. W ręku został mi jeno lejek, dzióbek konewki albo inny przedmiot nieużytku domowego. Fiucina finito.
Nie marzyła o projektowaniu nowych budowli, zmienianiu przestrzeni. Zależało jej, by zrozumieć kamienice. Usłyszeć szepty kamieni i choć trochę zatrzymać czas. Wierzyła, że każda kamienica przechowuje pamięć swojego mieszkańca. Mury stają się świadkami różnych sytuacji i przez to nasiąkają życiową mądrością. W ściany wnika i śmiech, i smutek. Im więcej radości, tym szczęśliwiej mieszka się następcom.
Genius loci. Czy każdy może go poczuć?
Na zapleczu była ściana książek [...], podarte papierowe okładki, burobrązowe płótno, niejasne mozliwości, ostrożny błysk ekscytacji ukryty najczęściej w zapachu kurzu i zaniedbania. Zapach książek był jak narkotyk, obietnica przyjemności zmieszana z rodzajem przewidywalnego żalu. W snach wspinał się lub unosił nad podobnymi regałami, gdzie niedające się opisać ważne egzemplarze nigdy nieistniejących wydań kryły się między sobą w skromnych, zblakłych
Zacząłem przeciskać się przez czterech facetów stojących blisko niej i wtedy ją zobaczyłem. Skulona i zapłakana siedziała pod ścianą. Nie miała na sobie spodni, a bluzka ledwo zakrywała jej drobne ciało. Uniosła wzrok, kiedy usłyszała moje kroki, a na jej twarzy pojawiła się mieszanina różnych uczuć. Od szczęścia i ulgi, po wściekłość i zawiedzenie. Jednak pierwsze uczucia wygrały, bo od razu wstała i biegiem rzuciła się w moje ramiona.
Jakże, to się właśnie liczy – zwykłe codzienne sprzęty, rodzina, dla której trzeba gotować, cztery ściany domu, kilka ulubionych przedmiotów. Tysiące szarych ludzi, krzątających się wokół własnych spraw, uprawiających ziemię, robiących garnki, wychowujących dzieci, śmiejących się i płaczących, wstających rano i kładących się spać wieczorem. To oni się liczą, a nie przewrotni aniołowie, którzy chcą zbudować nowy świat, nie bacząc na cudzą krzywdę.
Krwią krzyczą mury
I ściany krzyczą krwią
Ciągnąć za sznury
I mocno trzymać broń!
Napiąć cięciwy!
Trebuszety w pion!
Martwi czy żywi
Nie damy miasta wziąć!
Choć pękną bramy
I pęknie wiele serc
Wrót nie oddamy
Nie pozwolimy im przejść!
Posłuchaj, wrogu!
Każdy kto ujmie broń
Umrze na progu
A nie da domu wziąć!
Lodowy Ogród, pieśń Braci Drzewa.
Większość ludzi jest głupia (...). Nie zatrzymują się, żeby pomyśleć, czego im w życiu brakuje. I już na pewno nie tracą czasu, aby się zastanowić, jak temu zaradzić. A jeśli już się zastanowią i zaradzą, zawsze robią coś, co niewiele zmienia, jak przeprowadzka do innego miasteczka albo nowa praca. Dopiero u schyłku, kiedy czas się kończy, wreszcie zdają sobie sprawę z wagi swojego życia. A potem umierają, zostawiając talerze, książki i szafy pełne starych ubrań, i serca puste jak ściany.
Choć pragnęłam pogrążać się bez końca we wszystkim, co czułam, wiedziałam, że muszę uwolnić emocje. Ostatecznie. Raz na zawsze. Stanowiły nieodłączną część przeszłości, ja zaś nie mogłabym podążać przed siebie, gdybym bezustannie patrzyła wstecz.
Nigdy jeszcze nie chciałam tak bardzo podążyć dalej niż teraz. Ale wiedziałam tylko tyle, że muszę wepchnąć emocje z powrotem do szufladek. I mogłam to zrobić, tyle że ściany nie zwaliły się po prostu – one ujawniły ranę i gdybym znów otoczyła ją murem, pewnego dnia mogłabym znaleźć się w tragicznym miejscu.
To wszystko jest bez sensu- mruknęłam do siebie. Prędzej zwariuje tu gapiąc się na ściany i słuchając nieudanych prób Igora. Wiem, że się stara, jestem mu za to niezmiernie wdzięczna, ale już czasami mam po prostu dość tego wszystkiego. Bo wiem, że to się nie uda. -Nic nie jest bez sensu- powiedział Igor. Zerknęłam na niego szybko. On widocznie też zaskoczony otworzył oczy i spojrzał w moją stronę. -Matko Boska!- krzyknął, podnosząc się szybko. Rąbnął głową o ścianę i spadł z łóżka. Ciągle wpatrywał się we mnie, a ja w niego.
John przemierzył pokój wielkimi krokami, zapalił gaz i posłał jedną ze służących po koniak do jadalni. Następnie poszedł do łóżka pani Inglethorp, ja zaś otworzyłem drzwi wiodące na korytarz i zwróciłem się do Lawrence’a . Jednakże słowa zamarły mi na ustach. Jak żyję, nie widziałem równie upiornego wyrazu twarzy. Lawrence był kredowoblady, osłupiałymi oczyma spoglądał nad moim ramieniem w jakiś punkt przeciwległej ściany. Świeca, którą trzymał w drżącej ręce, kapała na dywan stearyną. Jak gdyby obrócił się w kamień. Instynktownie podążyłem wzrokiem w kierunku jego spojrzenia…
Wizyta
Przyjeżdżam tutaj niczym do Wirginii
Południe moich dziadków galicyjsko rzewne
Ulice za szerokie i place za wielkie
Zieleń ogrodów strzępi się jak koper
Domy parterowe kwitną pastelami
Ściany są z lukru gzymsy ze śmietany
Barok się spóźnił jak lokalny pociąg
O takich tympanonach nie słyszał Bernini
Dębu na rynku muskularny wybuch
Ciągle zielony mimo letniej suszy
Już liście zaczynają przedwieczorne szepty
Rosa w ogródkach odszukuje kwiaty
Gdzie są dawne wakacje odeszły jak ludzie
Którzy z nami po ciemku siedzieli przed domem
© 2007 - 2024 nakanapie.pl