“Nienawidzi swojego o dwa lata starszego kuzyna. I choć absolutnie nie wie dlaczego, pała do niego nieskończoną nienawiścią, a ta rozpala mu płuca.”
“Przyszedł czas, byś ponownie odwiedziła swoją babkę. Starym ludziom czas szybciej płynie, wymyka się z rąk, a ona nie widziała cię już całe wieki. ”
“Problem starych ludzi to sprawa poważna i coraz bardziej alarmująca, mówiła zakonnica, jeszcze niedawno starcami zajmowały się rodziny, dziadkowie mieszkali razem ze swoimi dorosłymi dziećmi i wnukami, a teraz to się skończyło. ”
“Ja zajebałem swoją starą tłuczkiem. Straszny był z niej kawał kurewny. I waliła mnie w łeb rondlem, jak spałem. Jednego wieczora się ociupinkę za dużo napiliśmy, a ona ociupinkę za dużo mnie wkurwiła. To wziąłem tłuczek, żeby ją uspokoić...”
“Afrykanie codziennie naginają to, co mają - a jest tego niewiele - do swojej woli. Wykazując inwencję twórczą, stawiają czoło wyzwaniom, jakie rzuca Afryka. To, co świat postrzega jako śmiecie, Afryka przetwarza. Tam, gdzie świat widzi stare odpadki, Afryka widzi odrodzenie.”
“jak powiada stare przysłowie pilotów, w próżni nic nie ginie - i jeżeli zostawisz w niej papierośnicę, wystarczy obliczyć elementy jej ruchu i przybyć na to miejsce we właściwym czasie, a papierośnica, podążając po swej orbicie, wskoczy ci z astronomiczną dokładnością w przewidzianej sekundzie do ręki.”
“Nam, starym, trudno żyć...Ale cierpimy nie z powodu małych, poniżających emerytur.Najbardziej boli to, że zostaliśmy wygnani z wielkiej przeszłości w nieznośnie mała teraźniejszość. Już nikt nas nie zaprasza na spotkania w szkołach, w muzeach,już nie jesteśmy potrzebni. Nie ma nas już, a jeszcze żyjemy. To straszne- przeżyć swój czas...”
“Edevaldis usiadł na jednym z foteli i wskazał mi miejsce przed sobą. Lepsze to niż razem na kanapie. Nie bałem się go, tylko czułem się nieswojo w obecności kogoś znacznie starszego, mądrzejszego i bogatszego niż ja. Zwłaszcza gdy osoba ta przyjmowała mnie w swoim domu, a ja pamiętałem plotki, głoszące, że nie upiera się wyłącznie przy relacjach z płcią piękną.”
“Przez cały ten czas Putin zgodnie z odebranym w KGB wyszkoleniem przejawiał takie poglądy, jakich po nim oczekiwano: najpierw podobne do swego nowego, pseudodemokratycznego pana, a potem ludzi ze starej gwardii i z establishmentu, z którymi również współpracował. "Zmieniał barwy jak kameleon, tak szybko, że nie sposób było stwierdzić, kim naprawdę jest;, mówi Sedelmayer.”
“Od niepamiętnych wieków człowiek uważał za najgorszą obyczajowość tych czasów, w których sam żył. Wszyscy wiemy to dobrze z historii, a jednak wciąż się słyszy klątwy pod adresem własnej epoki. Wciąż wychwala się dawne dobre czasy i tak zwaną świetlaną przyszłość, chociaż doświadczenie nas uczy, że ludzie z tej świetlanej przyszłości będą naszą epokę nazywać starymi dobrymi czasami, a na swoją piorunować.”
“Kiedy w blasku wiosennego słońca przemierzam stare wyjeżdżone zielone autostrady, mając ocean po swojej prawej, a puste pola po lewej stronie, czuję się wolny i silny. Nie mógłbym się tak czuć, gdybym nie czytał książek. Cokolwiek mnie spotka, dziękuję Bogu za to, że potrafię czytać i mogłem prawdziwie dotknąć umysłów innych ludzi.”
“Myślała, że nikt nie nauczył nas się starzeć, nie wiemy, jak to jest. Gdy jesteśmy młodzi, wydaje nam się, że ta choroba dotyka zawsze innych. My zaś, z jakich nie do końca jasnych względów, pozostaniemy młodzi. Starych traktujemy, jakby sami sobie byli winni, jakby się przysłużyli swojej dolegliwości, podobnie jak cukrzycy czy miażdżycy. A przecież na tę chorobę, na starzenie, zapadają najwięksi niewinni.”
“Nic jeszcze nie przeżyłeś, a wszystko zostało już powiedziane, zakończone. Masz dopiero dwadzieścia pięć lat, lecz twoja droga jest już wytyczona. Role i etykietki naszykowano: od nocnika z czasów wczesnego dzieciństwa po fotel na kółkach na stare lata, wszystkie siedziska są gotowe i czekają na swoją kolej. Twoje przygody tak dobrze już opisano, że najzacieklejszy bunt na nikim nie zrobi już wrażenia.”
“Reja od zawsze czuła się przytłoczona przez gigantyczne ciała kosmiczne zawieszone wokół niej. Była maleńka w porównaniu ze swoimi starszymi, znacznie większymi kuzynami. Nie płonęła ogniem jak oni, tylko zaledwie się tliła. Wiedziała, że bycie gwiazdką to ogromny zaszczyt, ale była gotowa z niego zrezygnować. Marzyła, by zamieszkać wśród ludzi, a jedyną znaną jej planetą, na której żyli, była Korda.”
“Opanował go głód, wręcz mania czytania. Wciągało go to coraz bardziej i głębiej, zapraszało do swego wnętrza, oferując coraz to nowsze przygody. Jego skostniały i zastraszony umysł drgnął i powoli, lecz stale nabierał nowego rytmu, nowego spojrzenia, nowej wyrazistości. Uczył się prawideł tego świata nie z rzeczywistości, a ze starych, zakurzonych tomisk, których od wielu lat nikt przed nim nie brał do ręki.”
“Pierwsza myśl Akwili była taka: Przed chwilą straszliwie pokłóciłam się z panną Weatherwax. Powiadają, że nawet jeśli się ją zatnie nożem, to nie krwawi, dopóki na to nie pozwoli. Mówią też, że kiedy ugryzły ją wampiry, potem pragnęły już tylko herbaty i słodkich ciastek. Ona potrafi wszystko! A ja nazwałam ją starą kobietą!
Druga myśl dodała: Ona jest starą kobietą.
A trzecia myśl podsumowała: Ona jest panną Weatherwax. I to ona podsycała twój gniew. Gdy ktoś jest pełen gniewu, nie ma już miejsca na strach.
— Zatrzymaj ten gniew - odezwała się panna Weatherwax, jakby czytała jej w myślach. - Hołub go w swoim sercu, pamiętaj, skąd się zjawił, pamiętaj jego kształt, zachowaj go do chwili, gdy będzie przydatny. Bo teraz wilk chodzi gdzieś po lesie, a ty musisz pilnować stada.”
“Większość ludzi jest głupia (...). Nie zatrzymują się, żeby pomyśleć, czego im w życiu brakuje. I już na pewno nie tracą czasu, aby się zastanowić, jak temu zaradzić. A jeśli już się zastanowią i zaradzą, zawsze robią coś, co niewiele zmienia, jak przeprowadzka do innego miasteczka albo nowa praca. Dopiero u schyłku, kiedy czas się kończy, wreszcie zdają sobie sprawę z wagi swojego życia. A potem umierają, zostawiając talerze, książki i szafy pełne starych ubrań, i serca puste jak ściany. ”
“[…]wydawało ci się, człowieku, że wiesz lepiej od natury, że masz prawo w nią ingerować, boś wrażliwy, a śmierć wydaje ci się niesprawiedliwością. Tymczasem nie ma na świecie siły sprawiedliwszej od niej. Przychodzi po biednego, przychodzi i po bogatego, młodego i starego, pięknego i brzydkiego, po człowieka, zwierzę i drzewo, a zabiera wtedy, gdy jej się to podoba, nie tobie. I póty, póki to ona rządzi na świecie, panuje na nim ład, bo wszystko, nawet największe zło, ma swój kres.”
“- (...) E... nie chciołbym wtykać kolana w wase sprawy, ale cemu tu zamorzacie na śmierć?
- Nasze woły uciekły, a śnieg jest niestety za głęboki, żeby iść pieszo - wyjaśnił pan Swinsley.
- Ano tak. Ale macie psecie piecyk i syćkie te stare i suche książki.
- No tak, mamy. - Bibliotekarz był wyraźnie zdziwiony.
Zapadła krępująca cisza, jak zwykle, kiedy dwoje ludzi nie potrafi zrozumieć nawzajem swojego punktu widzenia.”
“Wiesz, pamiętniki przysparzają niekiedy kłopotów. Różne rewelacyjne niedyskrecje i tak dalej. Ludzie, którzy przez całe życie byli milczący i zamknięci w sobie, z wielki upodobaniem myślą o tym, że po śmierci dostarczą kłopotów swoim bliźnim. Sprawia im to złośliwą satysfakcję. Jimmy, jakim człowiekiem był hrabia Stylptitch? Poznałeś go i rozmawiałeś z nim, a jesteś skądinąd wytrawnym znawcą ludzkiej natury. Czy nie zaliczyłbyś go do gatunku starych, mściwych drani?”
“To straszne! - pomyślałem. Tyle kłamstw! Robiło mi się od tego niedobrze: widziałem siebie jako dziecko, siedzącego z szeroko otwartymi ustami przed telewizorem, a potem w sali lekcyjnej, gdzie roboty uczące wmawiały mi, że "wewnętrzny rozwój" jest celem życia, "szybki seks jest najlepszy", a rzeczywistość istnieje tylko w mojej świadomości, którą można zmienić chemicznie. Już wtedy pragnąłem być kochany i kochać. A oni nawet nie nauczyli mnie tego słowa. Chciałem kochać staruszka leżącego na łóżku z psem przy nogach. Chciałem kochać i karmić zmęczonego konia z uszami sterczącymi przez otwory starego kapelusza. Chciałem być z mężczyznami w podkoszulkach, którzy spędzali wieczory nad kuflami piwa w starej gospodzie, czuć woń ich piwa i ciał ściśniętych w cichej sali pełnej ludzkich kształtów i rozmiarów. Chciałem słyszeć ich gwar oraz własny głos mieszający się z ich głosami po zmierzchu. Chciałem wyraźnie poczuć na swoim ciele powietrze tamtego pomieszczenia, poczuć znamię na swoim lewym nadgarstku, cienką warstwę mięśni wokół pasa i silne zęby tkwiące w czaszce.”
“- Zatem chciałeś eksterminować całą rasę rozumnych istot tylko dlatego, że nie znosisz swojej pracy? - Barry kipiał z wściekłości.
- A wy skazujecie całą rasę rozumnych istot na zamęt i nieszczęście tylko po to, by nie musieć pracować? - Niccolo zawiesił swój głos, pozwalając, by do rozmówcy w pełni dotarła gryząca ironia jego słów. - Po co coś kupować, skoro można to przywołać? Niech wyprodukują to Gumole albo domowe skrzaty! Proszę, nie schodźmy na moralność magii. Ja ciebie nie przekonam, ty nie przekonasz mnie. Rzecz w tym, że dopóki istnieją magowie wywołujący zamieszanie, będę tkwił w tym gabinecie, zamiast posiedzieć z dziećmi czy wygrzebywać stare kości na Ibizie. A co najlepsze, technicznie rzecz biorąc, zrobiłby to Bubeldor. Ja zachowałbym czyste ręce.”
“To jedna z najsmutniejszych i najczęściej wypieranych twardych prawd życia: miłość rzadko kiedy znajduje swój happy end. Niemal zawsze zaczyna się od kulminacji, a kończy w ziejącej pustce. O ileż milej by było, gdyby rzecz miała się odwrotnie. Gdyby człowiek poznawał kobietę, którą uważałby za niezbyt atrakcyjną fizycznie i właściwie nie byłby nią zainteresowany. Kobietę, która by go denerwowała swoimi głupimi przyzwyczajeniami i marudzeniem. a potem, niemal niepostrzeżenie, z biegiem lat, zacząłby ją coraz bardziej cenić, coraz bardziej się nią interesować, zaczęłaby mu się wydawać coraz bardziej sexy, a na koniec zakochałby się w niej i tak by już zostało. Aż do chwili - o szczęśliwe zrządzenie losu! - kiedy obydwoje tej samej nocy spokojni i zadowoleni zasnęliby na zawsze.
Oczywiście tam, gdzie jest słowo "kobieta" albo "ona", równie dobrze mogłoby być napisane "mężczyzna" i "on".
Stwórca zdecydował jednak inaczej. Nie tylko dla miłości wykoncypował odwrotny przebieg, ale też właściwie dla całego życia: zaczynamy jako dziecko, małe, nic niewiedzące i radosne, punkt kulminacyjny osiągamy między piętnastym a trzydziestym piątym rokiem życia, a potem już tylko pięćdziesiąt lat równi pochyłej w stronę śmierci. Liczby mogą się różnić w zależności od osoby, ale z grubsza dla wszystkich jest to samo. Rzadko kiedy widzi się stare małżeństwo, które szczęśliwe i zadowolone, trzymając się za ręce, idzie spacerkiem ku kresowi życia. A potem, dla jednego z nich, tego, który umrze później, i tak zaczyna się smutny koniec.”
“Każdy ma swój sposób na życie, lecz decyduje sposobność. Złe słowa przez najwęższe gardła przechodzą. "Dysgrafia" dojrzałego wieku: coraz trudniej utrzymać linię. Szpanerstwo ma najlepsze opakowanie. Uwaga na starą miłość: próchno nie rdzewieje. Polarny klimat w alkowie poznać po białych nocach. Wtedy się kończy namiętność, gdy seks działa tylko na nerwy. Historia życia kobiety podbojami i rozbiorami jest naznaczona. Nie należy udawać głosu serca, bo zawsze się przy tym fałszuje. Chwile zapomnienia o pamięć wołają. Konkubinat jest odpowiedzialnością z wolnej stopy. Alergiczne podłoże miłości: gdy mąż uczula, a kochanek rozczula. Siwizna sugeruje, że mężczyzna coś przeżył, łysina- że coś stracił.”
“Przejedź się kolejką górską. Popływaj nago w oceanie. Pojedź na lotnisko i dla zabawy wsiądź do pierwszego lepszego samolotu. A może zatrzymaj palcem wirujący globus i zaplanuj wycieczkę w to miejsce; jeżeli trafisz w środek oceanu, zawsze możesz tam dopłynąć statkiem. Zjedz jakąś potrawę z kuchni regionalnej, której nie znasz. Zatrzymaj nieznajomą kobietę na ulicy i poproś, aby opowiedziała ci o swoich największych lękach, skrywanych w tajemnicy nadziejach i aspiracjach, a kiedy to zrobi, wyjaśnij, że pytałeś o to wszystko, ponieważ interesuje cię jako istota ludzka. Usiądź na chodniku i narysuj coś kolorowego kredą. Zamknij oczy i spróbuj doświadczyć świata za pomocą nosa - niech węch stanie się twoim wzrokiem. Porządnie się wyśpij. Zadzwoń do starego przyjaciela, z którym nie widziałeś się kopę lat. Podwiń nogawki spodni i wejdź do morza. Obejrzyj jakiś zagraniczny film. Nakarm wiewiórki. Zrób coś! Cokolwiek!”
“Potrzebujemy tego, pomyślała, dzieci różnych plemion, wychowane w różnych zwyczajach, nauczone różnych prawd o świecie. Potrzebujemy wspólnych rytuałów, wspólnych obrzędów, bo inaczej nigdy nie potrafilibyśmy żyć razem. Nasze narody toczyły kiedyś wojny, składały i łamały przysięgi, walczyły wspólnie lub przeciw sobie. A my stoimy tutaj razem, połączeni zwyczajem przyniesionym z Zachodu przez Imperium i ze Wschodu przez koczownicze plemię, i na nowo wykuwamy swoją tożsamość. Kha-dar, czaardan, amreh, otwarcie. Każde słowo pochodzi z innego języka, ale wszystkich używamy, jakby były naszymi rodzimymi. I wiążemy się nowymi obyczajami, splatając stare. Nie jesteśmy już
Meekhańczykami, Hearysami, półkrwi Verdanno czy jeszcze innymi mieszańcami, tylko czaardanem Laskolnyka. Nawet jeśli on tego nie chce.”
“Czy można powstrzymać naturę, (...)? Łososie co roku wracają z morza i wloką umierające ciała w górę rzeki, by odnaleźć miejsce, gdzie przyszły na świat. Stare tenagi opuszczają stado i kończą żywot pośród kości pobratymców. Bhederin każdego lata migrują do serca równin, a zimą wracają na skraj lasów. – Wszystko to są nieskomplikowane stworzenia. – Znałem też w wiosce (...) niewolników, którzy ongiś byli żołnierzami i usychali z tęsknoty za polami bitew, gdzie po raz pierwszy przelali krew, wiedząc, że już nigdy ich nie zobaczą. Pragnęli wrócić na dawne pola śmierci, stanąć przed kurhanami pełnymi kości poległych przyjaciół oraz towarzyszy, by wspominać i płakać. – (...) pokręcił głową. – Nie różnimy się zbytnio od zwierząt, z którymi dzielimy świat, (...). Jedyne, co nas od nich dzieli, to talent do odrzucania prawdy. W tym jesteśmy cholernie dobrzy. Łososie nie kwestionują swej potrzeby. Tenagi i bhederin nie wątpią w to, co kieruje ich krokami.”
“Jezu… Patrzyła na jego piękną twarz, na długie rzęsy, rzucające ciemne cienie na śniadą skórę policzków. Jak mogła być taka łatwowierna i naiwna… W ogóle go nie znała, a zapatrzona w jego zniewalającą powierzchowność, zaczęła już sobie wyobrażać, że spotkała tego swojego jedynego, wymarzonego… Spotkała… Potwora… Spojrzała na jego szeroką klatkę piersiową, która unosiła się i opadała w równym rytmie. Patrzyła z bardzo bliska na jego blizny, które wyglądały tak, jakby ktoś pociął go ostrym nożem. Chwila… Nie ktoś, tylko jego ojciec… O Boże… To straszne… ale… nie mogło jej być go żal. On sam był potworem. Zabójcą. Była pewna, że ją zabije. Tak jak zabił te inne dziewczyny, o których czytała w gazecie. Uniosła głowę i spojrzała na niego. Spał twardym snem. Miał na sobie tylko dżinsy. Nagle przyszło jej do głowy, że może mieć w kieszeni telefon komórkowy. Powoli, starając się nie oddychać, włożyła rękę pod koc i dotknęła go delikatnie na wysokości bioder. Niestety. Kieszenie miał puste. Poczuła pod powiekami pieczenie i zagryzła wargi w bezsilnej rozpaczy i jednocześnie złości. Uniosła się wyżej i nagle zobaczyła, że na starym, obdrapanym krześle leżą kluczyki od samochodu i jego telefon. Boże… Jak miała tam sięgnąć, skoro była z nim skuta kajdankami i w dodatku nadal przygniatał ją swoim ramieniem? Jednak, to była jej jedyna szansa. Najpierw musiała sprawdzić, czy on na pewno śpi. Pochyliła się nad jego twarzą i dotknęła go lekko palcami dłoni. Mruknął coś przez sen i dalej oddychał spokojnie i miarowo. Położyła dłoń na jego klatce piersiowej i popatrzyła w jego zamknięte oczy. Jego oddech nie zmienił się, a klatka piersiowa nadal miarowo unosiła się i opadała. Zmierzyła wzrokiem odległość pomiędzy swoją wyciągniętą ręką a oddalonym nieco krzesłem, na którym leżał jej jedyny ratunek. Przekręciła się pod jego ręką, cały czas pamiętając, że lewy nadgarstek ma unieruchomiony. Położyła się lekko na nim, starając się robić to bardzo powoli. On coś zamamrotał, a wtedy momentalnie znieruchomiała. Lecz nadal spał, wzdychając głośniej i kładąc wolną rękę wysoko nad swoją głową. Wtedy zdecydowała się wykonać jeden szybki ruch i po chwili miała już telefon w ręku. Miała wrażenie, że zaraz się udusi, bo musiała zapanować nad spazmatycznym oddechem, który zaczynał ją ogarniać. Zacisnęła zęby i wybrała szybko numer 112, bo z nerwów nie była w stanie przypomnieć sobie jakiegokolwiek innego numeru. I sama nie wie co się właściwie stało, ale nagle poczuła mocne szarpnięcie za włosy i już leżała, przygnieciona jego potężnym ciałem, a przed oczami migał jej kolorowy ekran komórki, którą machał tuż przed jej twarzą. - Masz mnie za idiotę Ewo? – Pokręcił głową i patrzył w jej przerażone oczy z łagodnym uśmiechem, który wzbudzał w niej jeszcze większy strach.”
“A potem pomyślała: "Koń" i zastanawiała się czemu, dopóki nie uświadomiła sobie, że gdy mózg wpatruje się w przeszłość, oczy wciąż obserwują okolicę...
- Nigdy jeszcze tego nie widziałam - stwierdziła panna Tyk.
Tiffany powitała ten widok jak starego przyjaciela. Po tej stronie wzgórz Kreda wyrastała z równin dość gwałtownie. Niewielka dolina wcinała się w zbocze, a w jej łuku wyryty był obraz. Ktoś wyciął długie, gładkie pasy murawy tak, że odsłonięta kreda tworzyła wizerunek zwierzęcia.
- To Biały Koń - poinformowała Tiffany.
- Dlaczego tak to nazwali? - spytała panna Tyk.
Tiffany spojrzała na nią.
- Bo kreda jest biała? - zasugerowała, starając się nie sugerować, że panna Tyk jest chyba trochę tępa.
- Nie; chodzi mi o to, dlaczego nazwali to koniem. Przecież nie jest podobne do konia. To tylko... falujące linie...
...które wyglądają, jakby się poruszały, pomyślała Tiffany.
Ludzie mówili, że koń był wycięty w trawie jeszcze za dawnych dni, przez tych, co budowali kamienne kręgi i chowali swoich władców w wielkich ziemnych kopcach. To oni wykreślili Konia na końcu tej zielonej dolinki, dziesięć razy większego od normalnego konia i - jeśli ktoś nie patrzył z właściwym nastawieniem - także w niewłaściwym kształcie. A jednak musieli znać konie, mieli konie, widzieli je codziennie, no i nie byli głupi tylko dlatego, że żyli dawno temu.
Tiffany spytała kiedyś ojca o wygląd tego Konia, kiedy dotarli aż tutaj w drodze na owczy jarmark. Powiedział jej to, co jemu powiedziała babcia Obolała, kiedy był jeszcze małym chłopcem. To, co mówiła, przekazał słowo w słowo, a Tiffany teraz uczyniła to samo.
- To nie jest to, jak koń wygląda. To jest to, czym koń jest.”
“Patrioci przy rajzbrecie Z Bogdanem Wyporkiem, architekt, urbanista, współautor wielu planów Warszawy rozmawia Krzysztof Pilawski Jak zapamiętał pan odbudowę? – Po wojnie w Warszawie były dwie instytucje, które wszyscy znali: Stołeczne Przedsiębiorstwo Budowlane i Biuro Odbudowy Stolicy. Ciężarówki wywożące gruz miały napis SPB. Nazwę BOS utrwalały tysiące tablic ostrzegawczych: „Biuro Odbudowy Stolicy, obiekt zabytkowy, naruszenie istniejącego stanu będzie karane”. Mnie, młodego chłopaka, te tablice nieraz śmieszyły. Nie rozumiałem, jaką wartość może mieć kupa gruzu, jakieś szczątki. Ale w ruinach leżały fragmenty gzymsów, kolumn, które ułatwiały odbudowę zabytku. Wkrótce przestałem się śmiać, kilofem i łopatą usuwałem gruz, chodziłem na budowę Trasy W-Z, by popatrzeć, jak miasto wraca do życia. A to przecież nie było wcale przesądzone. W pierwszych miesiącach po wyzwoleniu zastanawiano się, czy w ogóle odbudowywać Warszawę. Skala zniszczeń materialnych i strat ludzkich przytłaczała, brakowało pieniędzy, materiałów, narzędzi, urządzeń, maszyn, fachowców. Dwustumetrowy tunel Trasy W-Z kopano metodą odkrywkową… – Bo nie było czym go wydrążyć. To niesłychanie śmiała inwestycja, w której pogodzono interesy modernistów i zabytkowiczów. Poświęcono kilka zabytkowych kamienic, ale efekt zachwycił wszystkich. Przed wojną połowa ruchu z Pragi szła przez most Kierbedzia (na jego filarach oparto potem most Śląsko-Dąbrowski – przyp. red.) i wiadukt Pancera (łączył most Kierbedzia z placem Zamkowym – przyp. red.), a dalej bezpośrednio na Krakowskie Przedmieście lub Podwale. Budowa tunelu udrożniła komunikację z Pragi do innych dzielnic: na Wolę oraz – dzięki przedłużeniu Marszałkowskiej – do Śródmieścia i na Żoliborz. W wyniku likwidacji wiaduktu Pancera pojawiło się jedno z najpiękniejszych miejsc widokowych w Warszawie: panorama Wisły, pałac Pod Blachą, którego wcześniej nie było widać, wyeksponowana bryła Zamku Królewskiego i wysoko posadowionego kościoła św. Anny. Pamiętam, że przed wojną to miejsce wyglądało dużo gorzej. „Królu Zygmuncie, powiedz nam, czyś / Widział Warszawę tak piękną jak dziś?”… – Nie odbieram słów piosenki jak ironii. Odbudowa Starego Miasta była majstersztykiem. Wielka w tym zasługa profesorów Jana Zachwatowicza i Piotra Biegańskiego. Stare Miasto zrekonstruowano w kształcie nie przedwojennym, lecz historycznym. Np. katedra św. Jana miała fasadę w stylu gotyku angielskiego, nadaną w XIX w. Przywrócono jej znacznie wcześniejszą formę, pasującą do otoczenia. Odsłonięto i odbudowano duże fragmenty murów obronnych otaczających Starówkę, rozebrano resztki przyklejonych do nich kamienic. Na ich miejscu urządzono pas zieleni, którego przed wojną nie było. Podobnie jak nie było Barbakanu łączącego Stare i Nowe Miasto. Ten nawiązujący do dawnej budowli obiekt jest powojennym dziełem prof. Zachwatowicza. Takie działanie było sprzeczne z uchwaloną w 1931 r. Kartą ateńską: stare musiało być stare i dokładnie takie samo jak dawniej. – Decyzja o odbudowie zabytkowej części Warszawy szła absolutnie wbrew ówczesnemu modelowi europejskiej sztuki konserwatorskiej. Gdyby działać zgodnie z nim, należałoby rozebrać ruiny albo pozostawić je w nienaruszonym stanie – taki pomysł zresztą się pojawił jako propozycja swego rodzaju pomnika zbrodni dokonanych przez hitlerowców. Moim zdaniem wybrano model najlepszy z możliwych. Odtworzono wiernie najcenniejsze zabytki, opierając się na zachowanej dokumentacji, zdjęciach, a nawet obrazach Canaletta. Gdy brakowało dokumentacji, projektowano obiekty, dbając, by charakterem, bryłą, detalami architektonicznymi dopasowały się do historycznego układu. W ten sposób powstał spójny, harmonijny układ urbanistyczno-architektoniczny: Nowe Miasto, Stare Miasto, plac Zamkowy, Krakowskie Przedmieście, Nowy Świat. W Europie znajdziemy setki starówek wspanialszych niż warszawska. – Nie tylko w Europie, także w naszym kraju, np. w Krakowie i we Wrocławiu. Skoro tak, to dlaczego wysiłek skupiono na pałacowych kolumnach i gzymsach, a nie na wydobyciu ludzi z piwnic, lepianek i ze strychów? – Odbudowa zabytkowej części odbywała się bez wątpienia kosztem budownictwa mieszkaniowego. Ale po spaleniu miasta, wymordowaniu 700 tys. mieszkańców, ograbieniu i zniszczeniu gromadzonego przez pokolenia dobytku pozostałych przy życiu Warszawa musiała nawiązać kontakt z historią. Z miastem, którym była przed zniszczeniem. Jej tożsamość kryła się w najstarszej, położonej na Skarpie Warszawskiej części, która za czasów Stanisława Augusta Poniatowskiego i Królestwa Kongresowego (do powstania listopadowego) uzyskała najpiękniejszy kształt. Dlatego warszawiacy nie mieli wątpliwości, że Stare Miasto, Trakt Królewski i Łazienki muszą zostać odbudowane. Czym byłaby Warszawa bez tych zabytków? Dlaczego warto pamiętać o odbudowie Warszawy? – To był piękny patriotyczny zryw – tyle że znaczony nie krwawą walką, lecz ciężką i twórczą pracą. Odbudowa to przykład, jak wspaniałych rzeczy mogą dokonać ludzie o krańcowo różnych życiorysach – jak komunista Józef Sigalin i adiutant Bora-Komorowskiego Stanisław Jankowski – jeśli połączy ich wspólny cel. To także niezwykły przykład ciągłości historycznej – od czasów dawnych, poprzez przedwojenne plany i wizje, ich okupacyjną kontynuację, wreszcie powojenną realizację. Wielu architektów i urbanistów, którzy odbudowywali Warszawę, pracowało przed wojną u Starzyńskiego albo na Politechnice Warszawskiej. Nie doszło do gwałtownego zerwania ciągłości, charakterystycznego dla okresu przemiany ustrojowej. Nie objawili się młodzi gniewni, którzy z definicji wiedzą lepiej, negują dorobek poprzedników, wyrzucają ich pracę do kosza.”