Kolejna niesamowita powieść Trudi Canavan. Ta kobieta zaskakuje mnie z każdą kolejną książką, po którą sięgam. Ma bardzo dużo pomysłów i styl, dzięki któremu bardzo przyjemnie się to wszystko czyta. Ale do rzeczy...
Po cyklu o Czarnych Magach, bardzo ostrożnie sięgałam po "Kapłankę w bieli". Zastanawiałam się, czy autorka jest w stanie porzucić poprzednią historię i napisać coś równie dobrego, ale przy tym innego. Obawiałam się, że będzie to coś, co mnie zawiedzie. W końcu po przygodach w Sonei pokochałam autorkę do tego stopnia, że bez zastanowienia kupiłam jej kolejną trylogię. I muszę przyznać, że się nie zawiodłam!
Auraya jest przesympatyczną kobietą, która mimo tego, że jest Wybranką bogów, jest przede wszystkim człowiekiem. Z jednej strony dojrzała kobieta, z drugiej ma w sobie coś z dziecka, przez co nie sposób jej nie polubić. Już od samego początku mocno się z nią zżyłam. Zresztą nie mniej polubiłam tkacza snów Leiarda, a co za tym idzie, mocno bolało, kiedy Mirar żył coraz bardziej. I cały czas mam nadzieję, że Auraya i Leiard na końcu będą razem, choć ten wątek wydaje się być już zakończonym.
Nie mogę doczekać się kolejnych część trylogii "Ery Pięciorga" i kolejnych powieści Trudii, które dopiero powstają.
Uwielbiam!