Zachwyciłam się książką "Kocia kołyska" i w ramach lektur własnych sięgnęłam po tą książkę. Przyznaję się, że o bombardowaniu Drezna wiedziałam tylko to, że takie było, ale nie wiedziałam o tak ogromnej ilości ofiar i o ogromie zniszczeń. Omijam książki wojenne, ale ta jest genialna pokazuje jej prawdziwe oblicze, gdzie dzieci po obu stronach są wplątane w taniec śmierci, gdzie nie ma bohaterstwa, a jedynie walka o przetrwanie w warunkach nieludzkich. Nawet nie ma języka, który by opisał i podsumował, zostaje "zdarzyło się". Potem żołnierze wracają i muszą dalej żyć wśród ludzi, którym nie sposób to opowiedzieć. Czy ci ludzie tak jak bohater potrafią "normalnie" żyć? Zakładają rodziny, mają dzieci, pracują, ale to w nich jest i może jedyną formą obrony jest ucieczka na Tralfamadorię. Dla mnie jest to powieść bardzo realistyczna, jednak niektóre przeżycia tak nas przerażają, że jedynym wyjściem, żeby móc żyć jest ucieczka w nierealność. Autor nie musiał tej historii wymyślać, ale był jej świadkiem i uczestnikiem. Jako amerykański żołnierz w 1944 roku trafił do niemieckiej niewoli i po pobycie w obozie jenieckim został przeniesiony na roboty przymusowe do Drezna. Właśnie w piwnicach tej tytułowej rzeźni przeżył wraz grupą więźniów i żołnierzy straszliwie bombardowanie Drezna. Później po jego zakończeniu mógł zobaczyć jego skutki. Oczywiście można dyskutować, jak przy ataku nuklearnym na Japonię, czy to było konieczne, gdyż gdyby nie wcześniejsze niszczycielskie ...