Każdy z nas marzy o białych, mroźnych świętach, a przecież tak właściwie to nie śnieg sprawia, że ten czas jest piękny, ale atmosfera jaką tworzą ludzie.
Wigilia w domu rodzinnym Lidii zawsze była dniem pełnym radości i miłości, pachnącym pysznymi potrawami. Ale czy musi tak być już zawsze?
Fabuła książki rozpoczyna się jesienią, kiedy w sadach zbierane są jabłka, a liście w lesie pachną tak jak nigdy wcześniej.
I muszę przyznać, że autorka oddała urok tej jesieni bardzo realnie i pięknie, aż chciałoby się wyjść na spacer w góry i do lasu.
Potem powolutku zaczął zbliżać się czas świąteczny, który miał dopieścić czytelników swoją magią, ale…
No właśnie, czy musi być jakieś „ale”?
Ta książka jest w pewnym sensie magiczna, fabuła opowiada o pięknej choć dość nietypowej miłości, która mimo przeszkód potrafiła się rozwinąć. Dwoje młodych ludzi żyjących w dwóch różnych światach zostało trafionych strzałą Amora.
Być może było to coś nierealnego w dzisiejszym świecie, bo przecież ona skromna, chociaż dobrze wykształcona dziewczyna z niewielkiej miejscowości, utożsamiająca się z pracą na gospodarstwie i marząca jedynie o spokojnym życiu w rodzinnym domu i on, chłopak z wielkiego świata, pragnący przygód, wielkiej kariery muzycznej, wielkich pieniędzy i podróży po świecie. Dwa bieguny, dwie różne osobowości, czy takim ludziom można wróżyć wspó...