Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "jako chciec", znaleziono 3536

- To taki zimny świat, pozbawiony czegoś... więcej.
- Wprost przeciwnie – odparł elf. – To lepszy świat. Miejsce, w którym sami odpowiadamy za własne czyny, w którym możemy być dla siebie dobrzy, ponieważ chcemy i ponieważ tak należy, a nie dlatego, że wpojono nam strach przed karą boską. Nie zamierzam mówić ci, w co masz wierzyć, Eragonie. Lepiej nauczyć się myśleć krytycznie i samemu móc podjąć decyzję niż przyjmować ślepo poglądy innych.
Zdrowie naszych organów oraz to, czy cierpimy na jakąś dolegliwość, zależy od posiadanych przez nas genów i ich ekspresji - to znaczy od tego, czy dany gen jest aktywny, czy też nie, albo jest to gen normalny, czy zmutowany. Na pewno zauważyłeś, że niektórzy ludzie mogą jeść, co tylko chcą, inni zaś skarżą się, że pewne produkty - często mleczne - powodują u nich kłopoty trawienne, takie jak gazy, wzdęcia lub zaparcia. Otóż okazało się, że osoby z dolegliwościami trawiennymi mają mutację genu odpowiedzialnego za rozkład i absorpcję składników odżwyczych z mleka.
Absolutnie niedopuszczalna jest próba postawienia znaku równości pomiędzy programem Bejtaru a założeniami ideowymi nacjonalistów niemieckich czy włoskich. Członkowie Bejtaru głosili potrzebę odrodzenia narodowego Żydów, ale nie wykluczali przy tym pokojowej koegzystencji z żadnym narodem; nie postponowali żadnej grupy religijnej lub politycznej i nikogo nie chcieli eliminować. Tę różnicę mamy prawo uznać za fundamentalną, zwłaszcza, że wokół tych kwestii wyrosły największe tragedie XX wieku.
Hydraulicy to kara boska zesłana na mężczyzn za to, że zamiast uczyć się naprawiać umywalki, oglądali niemieckie porno z aktorami przebranymi za hydraulików przychodzących naprawić umywalkę. Bo tak jest. Facet zniesie jakiś stopień poniżenia, gdy przegra z równym sobie. Ale facet w stroju roboczym, nieznający dezodorantu, wyglądający, jakby potrafił policzyć maksymalnie do dziesięciu, ale dający wam potem rachunek na kilkaset złotych, naprawdę nie jest kimś, z kim chcielibyście się mierzyć.
-Pożałujesz tego!-wrzasnęła. - No co? No co? Chcesz się bić? Wykończę cię! Ty chyba sobie nie zdajesz sprawy, co to znaczy zadrzeć z lisem! Zrobię sobie z twojego ogona szalik na zimę, zobaczysz, ty wstrętny, wyleniały koci pomiocie!!!
Kot wstał powoli, a Foksi pisnęła i jednym susem znalazła się na gałęzi jabłonki.
- Masz szczęście, że jestem teraz bardzo zajęta, bo inaczej byłoby z tobą marnie!- zawołała pośpiesznie i wskoczyła wyżej.
To dzięki przemocy wznieśliśmy się na szczyt, na niej budowaliśmy strukturę, ona była siłą sprawczą ewolucji, naszej dominacji, a teraz chcemy uwierzyć, że mamy nad nią kontrolę. Że nad nią panujemy. To brednie. Nienawiść i agresja są rakiem, który w nas drzemie. To okrutny paradoks: bez nich zniknęlibyśmy gdzieś w prehistorii, a jednak nas zżerają, potrzebują coraz większej przestrzeni, to ich racja bytu- wrzenie, narastanie, eksplozje. Zarażamy się tym rakiem, szerzymy go z pokolenia na pokolenie, przekazujemy własnym dzieciom.
Dla nich to to samo, co dla mnie szaleńcza konna galopada. Myśli zostawiam daleko za sobą, a zanim mnie one dogonią, jestem spokojna. Przynajmniej przez krótką chwilę. Dźgając płótno igłą, odczuwam podwójnie własną bezsilność. Wtedy złe myśli, wspomnienia są jak stado kruków, co opadają na konający zwierze i dziobią bez litości (...) Chcę uciec od tego, co było i od tego, co mnie czeka. Skupić myśli na czymś innym, zapanować nad własnym ciałem, bo nad przyszłością panować nie mogę.
Potem pastor Fordington opowiedział mi o stanie, w jakim znalazł swoją parafię przed pięćdziesięcioma laty. Za pamięci najstarszych ludzi komunię przyjmowali tylko pastor, zakrystian i grabarz. Było szesnaście komunikantek, które przestały przychodzić, kiedy nie chciał im za to płacić. (…) W jednym kościele do komunii podeszło dwóch mężczyzn. Gdy pierwszemu podano kielich, ten dotknął swojej grzywki i powiedział: „Za pańskie zdrowie, sir”, a drugi: „Za naszego Pana, Jezusa Chrystusa”.
Czułam do siebie wstręt i nienawiść, wymieszane z wyrzutami sumienia. Jak mogłam tak się z nią pokłócić?! Jak mogłam pozwolić jej wyjść z domu i ją olać na tyle dni?! Czułam się złym człowiekiem. Przecież groził jej powrót do domu. Próbowała zrobić wszystko, żeby nie wrócić do starego i zostać ze mną w Paryżu. Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam coś w ustach, poczułam, jak żołądek mnie pali. Chciałam się tutaj położyć i zasnąć, ale nie mogłam. Musiałam uratować Ankę.
Czułam do siebie wstręt i nienawiść, wymieszane z wyrzutami sumienia. Jak mogłam tak się z nią pokłócić?! Jak mogłam pozwolić jej wyjść z domu i ją olać na tyle dni?! Czułam się złym człowiekiem. Przecież groził jej powrót do domu. Próbowała zrobić wszystko, żeby nie wrócić do starego i zostać ze mną w Paryżu. Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam coś w ustach, poczułam, jak żołądek mnie pali. Chciałam się tutaj położyć i zasnąć, ale nie mogłam. Musiałam uratować Ankę.
Przeznaczenie to nieznana siła, która gna was tam, dokąd niekoniecznie chcecie iść, ale musicie, bo ktoś to misternie zaplanował. Jeśli wydaje się wam, że panujecie nad życiem, i myślicie, że jesteście jedynymi kowalami własnego losu, pozwólcie, że porównam was do kogoś, kto płynie rwącą rzeką w łodzi. Dzierżycie w rękach wiosła i teoretycznie zmieniacie kurs, ale nie dajcie się oszukać. Zawsze będziecie mknęli wzdłuż koryta, które zostało już wyznaczone.
"Babcia usiadła na łóżku. Chciała rozmawiać o studiach, więc rozmawiali: jej zdaniem na żadne takie dziwaczne w stylu kulturoznawstwo to nie warto, ale jakby tak coś w jego upodobaniach, tylko bardziej praktyczne, budownictwo na przykład. Miał ochotę powiedzieć, że o studiach nie myślał w ogóle i że od kilku dni zastanawia się głownie nad tym, czy profesor Snape jest zły, czy jednak dobry, i czy Ron będzie chodził z Lavender, czy jednak z Hermioną. Ostatecznie uzgodnili, że być może architektura, a ona w połowie zdania zamyśliła się, oparła głowę na dłoni".
"Jest we mnie coś, co nie do końca odpowiada ogólnie przyjętym normom, zasadzie „w zdrowym ciele zdrowy duch”. Pociągają mnie nie te rzeczy, co trzeba: lubię pić, jestem leniwy, nie mam boga, polityki, idei ani zasad. Jestem mocno osadzony w nicości, w swego rodzaju niebycie, i akceptuję to w pełni. Nie czyni to ze mnie osoby zbyt interesującej. Nie chcę być interesujący, to zbyt trudne. Pragnę jedynie miękkiej, mglistej przestrzeni, w której mogę żyć, i jeszcze żeby zostawiono mnie w spokoju."
Nancy nie ukrywała swej niechęci do imigrantów, choć rozumiała ich sytuację.
– Wiesz, jacy oni są?! To idioci. Co oni umieją? To, czego nauczą się u nas – powtarzała siostrze wciąż ten sam motyw, gdy rozmowa schodziła na temat Polaków. – No, może Mark jest inny, ale jak on znajdzie tu porządną pracę? Sue może być świetnym bankowcem, ma przecież dyplom renomowanej uczelni. No wiesz, co chcę powiedzieć, że sto pięćdziesiąt tysięcy dolarów na jej naukę nie poszło na marne...
A wie pani co ja myślę? Że to jest tak, że los obdarowuje nas dokładnie tym, czego się spodziewamy, ot co! Dlatego dopuszczam do siebie tylko pozytywne myśli. U mnie to działa. Mam dom, żonę, dwójkę dzieci i pracę, od wielu lat tę samą. I mam święty spokój, bo dokładnie tego chcę i do tego dążę. Zresztą obojętne jest, w co wierzymy, czasem po prostu trzeba unieść głowę i przeć do przodu, nieważne jak, nieważne ile błędów się popełni. Proszę nie przespać życia. Jest tylko jedno.
Szczyt upokorzenia Johnny przeżył, gdy razem z kolegami spotkali kiedyś Wattsa w restauracji, gdzie wielebny spożywał kurczaka. Weszli w trzydziestu chłopa, stanęli nad nim. Johnny powiedział: "To jest knajpa dla białych. Nie chcemy cię tutaj. Wynoś się albo zrobimy ci to samo, co ty właśnie robisz temu kurczakowi".
Watts spojrzał na niego, przeniósł wzrok na swój talerz. Ujął w ręce swojego kurczaka i pocałował. Klansmeni zaczęli chichotać.
- Jak ty szkolisz swoich żołnierzy ? - zwracam się zdumiona do Ivo.
- Możesz naprawić moje błędy. - Uśmiecha się , siadając na moim krześle. - Możesz zająć się codziennym treningiem ich wszystkich, jeśli chcesz.
Nie komentuję jego słów, tylko odwracam się do trójki mężczyzn i ich żywego manekina.
- Jeden niech przejdzie na plecy, dwójka zajmie się ramionami . Pokaże wam , jak to się robi , na klatce piersiowej . Macie sprzęt ? - Wyciągają swoje noże i uśmiechają się radośnie. - No to zaczynamy.
Nie przerażaj się krytyką (...) przecież to tylko czyjeś zdanie, niewolne od błędów i wypaczeń, brak mu obiektywizmu. Czyjś osąd może wypływać z różnych pobudek. Ludzie są złośliwi, zdradliwi, zazdrośni, zadufani w sobie, rzadko niestety bywają szczerzy i nie należy brać ich uwag na poważnie. To ty masz być głównym cenzorem swych prac, bo ty wiesz najlepiej, co chciałaś wyrazić, przekazać. Musisz jednak być gotowa na to, co powiedzą inni. Niestety, mają do tego prawo.
Wilczyca stała w blasku strumienia. Ostatni raz napiła się
wody. Za chwilę znowu będzie sobą. Usłyszała szelest liści.
Spojrzała w górę. To tylko sowa. Ptak spoglądał na nią
wielkimi ślepiami. Chciała, aby to On siedział na tej gałęzi.
Pragnęła go ujrzeć. W pewnej chwili usłyszała trzepotanie
skrzydeł. Spojrzała na niebo. Złoty Jastrząb fruwał po niebie.
Polował, wiedziała o tym. Na niebie pojawił się księżyc i
gwiazdy. Kiedyś kochała niebo. Teraz było jej przekleństwem.
Próbowała wypracować sobie własną filozofię życiową i wyszło jej coś, co kiedyś usłyszała z ust gwiazdora rocka - chyba Erica Claptona - który w udzielonym wywiadzie powiedział, że nie jest wielkim fanem, hmmm, ludzi. Ona też nie była. Wolała - chociaż to śmiesznie brzmi - własne towarzystwo. Lubiła czytać i oglądać filmy, nie słuchając przy tym komentarzy. Nie radziła sobie z mężczyznami, ich rozbuchanym ego, nieustannymi przechwałkami i brakiem poczucia bezpieczeństwa. Nie chciała mieć towarzysza życia.
Niepokorna policjantka hardo podniosła głowę. -Przestań być taka święta, Mari. A kto mówił o wzajemnej konsumpcji i zdzieraniu ciuchów? -Przecież ja byłam wtedy nawalona! Zresztą to ty mnie spiłaś. -No właśnie. A jak człowiek nawalony, to szczery. Złapała Mariolę mocno za ręce. -Popatrz mi prosto w oczy i powiedz, że niczego nie żałujesz! Mariola bardzo chciała to powiedzieć. Kilka razy otwierała i zamykała usta. W końcu pochyliła głowę.
Nie da się mieć ciastka i zjeść ciastko. Co za dziwne wyrażenie. Bez
sensu. Należałoby powiedzieć „zachować”, a nie „mieć”. Nie da się
zachować ciastka i go zjeść. Nie można się czegoś kurczowo trzymać i to
zniszczyć. Przechowywać wspomnień, a jednocześnie liczyć na to, że
pewnego dnia obudzisz się z wymazaną pamięcią... Pielęgnować tego, co
się ma, a przy tym chcieć potrzeć zapałką o draskę, zrobić krok w tył
i patrzeć, jak wszystko płonie i eksploduje... Tak. To uczucie jest bliskie
nie tylko Caroline.
Znowu znalazłam się w punkcie, gdy nie wiem, dokąd zdążam. Wygląda na to, że co kilka lat burzę całe swoje życie i zaczynam je budować od nowa. Nieważne, co zrobię, i jak bardzo się staram, bo i tak nie osiągnę wyżyn błogostanu, prosperity i bezpieczeństwa, jak wielu innych ludzi. Nie mówię o zostaniu milionerką, życiu długo i szczęśliwie. Chodzi mi tylko o to, aby wreszcie móc się zatrzymać, przestać robić to, co robię, rozejrzeć się dookoła, odetchnąć z ulgą i pomyśleć, że wreszcie dotarłam tam, dokąd chciałam.
Ludzie nie głodują dlatego, że na świecie nie ma żywności. Jest jej pełno, w nadmiarze. Ale między tymi, którzy chcą jeść, a pełnymi magazynami stoi wysoka przeszkoda: gra polityczna. Kto ma broń, ten ma żywność. Kto ma żywność, ten ma władzę. Obracamy się tu wśród ludzi, którzy nie myślą o transcendencji i istocie duszy, o sensie życia i naturze bytu. Jesteśmy w świecie, w którym człowiek, czołgając się, próbuje wygrzebać z błota kilka ziaren zboża, żeby przeżyć do następnego dnia.
- (...) Gdzie jest Igor, do demona?
- Ehem... Chciałam z tobą o nim porozmawiać, kochanie - odezwała się hrabina. - Myślę, że będzie musiał odejść.
- Tak jest! - zawołała Lacrimosa. - Nawet moje koleżanki się z niego śmieją!
- Ta jego postawa "jestem bardziej gotycki niż wy" staje się wybitnie irytująca - ciągnęła hrabina. - Ten idiotyczny akcent... I wiesz, na czym go w zeszłym tygodniu przyłapałam w starych lochach?
- Nawet się nie domyślam - zapewnił hrabia.
- Miał pudło z pająkami i pejcz! Zmuszał je do snucia wszędzie pajęczyn!
Ludzka pamięć nie jest obiektywnym i niezmiennym rejestrem na dysku. Za każdym razem, gdy odtwarzamy w pamięci wspomnienie, przekształcamy je. Giną nam jedynie szczegóły, pojawiają się inne, bo wyszarpujemy je z otchłani podświadomości albo je wymyślamy, bo chcielibyśmy, by tam były. Korygujemy wspomnienie, bo nie możemy pogodzić się z jego niektórymi aspektami. Zabarwiamy je aktualnym nastrojem, ulegamy sugestiom ludzi, z którymi dzielimy wspomnienie, racjonalizujemy i wierzymy we własne racjonalizacje. Im częściej coś wspominamy, tym większa szansa, że wspomnienie ulegnie wypaczeniu.
Wsadził palec do dzbana.
Kiedy go wyjął, na końcu lśniła pojedyncza kropla.
- Ostrożnie, nadrektorze - ostrzegł dziekan. - To, co tam mamy, może reprezentować czystą trzeźwość.
Ridcully znieruchomiał z palcem w połowie drogi do ust.
- Słuszna uwaga - przyznał. - Nie chciałbym w moim wieku zacząć być trzeźwym. - Rozejrzał się. - Jak testujemy takie rzeczy?
- Zwykle szukamy ochotników wśród studentów - odparł dziekan.
- A jeśli żaden się nie znajdzie?
- Podajemy im to i tak.
- Czy to trochę nieetyczne?
- Nie, jeśli nic im nie mówimy, nadrektorze.
Bywa, że kiedy obcuję z istotami ludzkimi, bez względu na to, czy są to dobrzy ludzie, czy łobuzy, moje zmysły ulegają przeciążeniu i wyłączają się. Nic nie mogę na to poradzić. Jestem uprzejmy. Potakuję. Udaję, że rozumiem, bo nie chcę robić przykrości rozmówcy. Ta właśnie słabość przysparza mi najwięcej kłopotów. Kiedy usiłuję być miły dla bliźnich, przypłacam to starciem mojej duszy na papkę. Nieważne. Mózg się odłącza. Słucham. Reaguję. A oni są zbyt tępi, żeby zauważyć, że mnie w ogóle nie ma.
Zazdrościła im swady i pewności, z jaką rozmawiali, też chciała mieć ojca w tweedowej marynarce podniszczonej na łokciach, pykającego fajkę w starym fotelu, któremu rzucisz hasło: "Herta", a on nie mówi: "Hertha Berlin w drugiej rundzie pucharu Niemiec", tylko daje prawidłowy odzew: "Müller"! Któremu rzucasz "pole", a on nie mówi: "Kombajn się znów spierdolił i stoi na polu", tylko : "Pierre Bourdieu". (s. 36)
– Skoń­czy­li­ście? – za­py­tał Or­ło­wiec, uno­sząc dłoń. – Do­pie­ro za­czy­na­my, sze­fie – od­parł Kęp­ski z krzy­wym uśmiesz­kiem. – Trze­ba roz­py­tać są­sia­dów, spraw­dzić ro­dzi­nę de­na­ta, do­wie­dzieć się, kto w oko­li­cy nie­zbyt prze­pa­da za my­śli­wy­mi… Nie chcę szefa roz­cza­ro­wać, ale przed nami jesz­cze mnó­stwo ro­bo­ty. Ko­mi­sarz wy­wró­cił oczy­ma. – Dzię­ku­ję, że mnie o tym po­in­for­mo­wa­łeś – mruk­nął. – Bez cie­bie nie miał­bym po­ję­cia, że gówno, w które wdep­nę­li­śmy, to nie cze­ko­la­da. Idzie­my, ro­bo­ta nie trup, z cza­sem sty­gnie.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl