Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "lawina do mnie", znaleziono 35

[...] każdy się boi, że wywoła lawinę, która go porwie.
Jeśli lawina jest dostatecznie potężna, potoczą się nawet kwadratowe kamienie.
Każda decyzja w naszym życiu powoduje lawinę innych zdarzeń. Wszystko zależy od tego, który kamień ze stosu wyciągniemy i czy jesteśmy na tyle szybcy i wytrwali, żeby pod tą lawiną nie utknąć.
Tak w ścianach lawin
wołam do Yeti
przytupując dla rozgrzewki
na śniegu
na wiecznym.
Jedno z pozoru niewinne zdarzenie potrafi zapoczątkować prawdziwą lawinę wydarzeń.
Niewiele potrzeba, by wydarzyła się katastrofa. Wystarczy jedno wydarzenie, które pociąga za sobą lawinę.
Lawina, która się zatrzymuje kilka metrów nad skuloną ze strachu wioską, postępuje nie tylko nienaturalnie, ale wręcz nieetycznie.
Kamyczek uruchamia lawinę - do tego mniej więcej sprowadza się katechizm. Koniec końców wszystko sprowadza się do czegoś podobnego.
Natura dała pokaz mocy - i nagle wszystko stanęło. Śnieg zmieniał się w beton. To druga groźna faza lawiny, unieruchamiająca.
Szatanowi nie trzeba wiele czasu, by zasiać spustoszenie – tak samo jak burzom, huraganom czy lawinom, które w kilka sekund wyrywają z korzeniami drzewa zasadzone przed dwustu laty.
Z pisaniem jest jak z lawiną, zaczyna się od odrobiny śniegu, ale potem jest go coraz więcej i więcej, aż porywa także ziemię i drzewa. A potem ta masa gna w dół, do doliny, i już nic nie zdoła jej wstrzymać.
Cisza sama przychodziła do człowieka, jeśli tylko jej pozwolić. Opadała miękko lawiną, miażdżyła swoim ciężarem, więziła w słodkim bezruchu. Wystarczyło nic nie robić. Po prostu czekać cierpliwie.
Gdyby młodszy aspirant Michał Bachleda wiedział, że odebrane tego poranka o ósmej rano połączenie będzie początkiem lawiny zdarzeń, które odmienią los wielu istnień, nie podniósłby słuchawki do ucha z uśmiechem na ustach. Może nawet nie podniósłby jej wcale.
Zagrzebanie żywcem pod lawiną. Ciemność. Samotność. Nie możesz się poruszyć. Śnieg trzyma cię żelaznymi szponami. Naśmiewa się z twoich wysiłków. Świadomość, że umierasz. Panika. Strach, kiedy nie możesz oddychać. Chyba nie ma gorszej śmierci.
W takim razie ruszam do pracy. Chyba że możesz mi powiedzieć coś jeszcze...
-Twe chrapanie jest dość głośne.
-Że... co?
-Zaiste, ono jest jak setka kolossów pośród kamiennej lawiny. I zaprawdę powiadam ci, zdolne jest przebudzić umarłych.
-Racja...
Fakty nie przenikają do świata naszych wierzeń, nie rodzą ich ani nie burzą: mogą im uporczywie zaprzeczać, nie osłabiając ich; lawina nieszczęść, czy chorób, nękających nieustannie jakąś rodzinę, nie sprawi, że zwątpi ona w dobroć Boga, czy w kompetencje swojego lekarza.
Ten, kto pochodzi z gór, może latami studiować filozofię albo nauki przyrodnicze i wykreślać z myśli starego Pana Boga, ale gdy poczuje wiatr halny albo usłyszy lawinę grzmiącą nad lasem, serce zadrży mu w piersi i znów pomyśli o Bogu i o śmierci.
Bo taki kamyczek jak zgłoszenie się do policyjnego psychologa potrafi wywołać lawinę konsekwencji. Koledzy i przełożeni będą patrzeć na ciebie inaczej. Obowiązkowe sesje po wyjątkowo sterowych akcjach były normalką, ale nikt nie lubił ich ciągnąć w nieskończoność. A potem niektórzy nie dawali rady.
Kiedy już coś idzie nie tak, to zwykle na całego. To także była jedna z prawd fundamentalnych, których Takeshi nauczył się na krętej ścieżce życia. Drobny kamyczek powoduje lawinę. Krótka chwila życia decyduje o wielu przyszłych latach. Jedno maleńkie zdarzenie determinuje zdumiewająco poważne następstwa. Cóż, taki dżos.
Góry są groźne, góry żyją, o tym wie każdy wspinacz. Pół biedy, gdy pomrukują złowieszczo dudnieniem odległych śnieżnych lawin, straszą świstem wiatru w ostrych załomach krzesanych ścian czy tulą się w gęstej mgle, by zmylić, schować drogę do schroniska. Gorzej, gdy postanawiają zrzucić natręta z grzbietu, celując weń rojem kamieni.
I klasyczny seryjny zabójca, i wampirysta są jak klęska żywiołowa, ponieważ obaj są całkiem zwykłymi ludźmi, tyle że chorymi na umyśle. Ale podczas gdy seryjny zabójca jest jak burza, która potrafi trwać długo, a ludzie nie mają pojęcia, kiedy minie, wampirysta jest jak kamienna lawina. Szybko mija, chociaż w krótkim czasie potrafi zetrzeć z powierzchni ziemi całą wioskę.
Lewatywa również spełniła swoje zadanie - po kilku minutach odbyło się przełamanie linii obrony, zburzenie murów babilońskich, nazywajcie to, jak się wam podoba, nie mówcie tylko, że się Stalin zesrał. A on sadził kupę za kupą, pielęgniarki ledwo nadążały podawać i wynosić baseny, pierdy strzelały tak donośnie, jakby gdzieś w górach schodziła kamienna lawina, zaczynała się budzić perystaltyka.
Trudno opisywać trudy i niebezpieczeństwa poszukiwań. Słowa nie na wiele się przydadzą. Jak wytłumaczyć komuś, kto nigdy nie kopał się w ciężkim lawiniastym śniegu, gdy w każdej chwili grozi lawina lub oberwanie się śnieżnego nawisu, że człowiek nieludzko zmęczony, opadły z sił, głodny, lękający się wiszącej na włosku kolejnej katastrofy, z trudem łapiący oddech – jednak idzie? s. 81
Wiecie, co to strach? Nie ten codzienny, gdy boisz się, że spóźnisz się do pracy, a kierownik potrąci ci procent z dniówki. Nie jest to też ten rodzaj strachu, który ogarnia cię przed spotkaniem w sprawie pracy czy przed pójściem na imprezę, na której nie znasz nikogo. To strach tak wszechogarniający, że nie wiesz, jak ruszyć się z łóżka i do kogo zwrócić się o pomoc. Boisz się wtedy zrobić krok w którąkolwiek stronę, aby nie uruchomić lawiny nieprzewidywalnych zdarzeń.
Blady świt wysuwa się delikatnie z objęć nocy. Nabiera rumieńców. Drży zawieszoną w powietrzu ciszą aby za chwilę zatętnić kaskadą ptaków. Pachnie oddechem snu obok. Kreśli rysunek chabrów na oknie. Jest białą kartką do zapisania potokiem myśli, słów, dotyku, lawiną spraw ważnych i nieważnych. Zaczajona w ciszy podglądam jego dziewiczy urok osnuty mgłą niewiadomej
metr sześcienny śniegu waży – zależnie od stopnia zawilgocenia – od 30 do 800 kg. W zależności od tego oraz terenu, po którym się zsuwa, może uzyskać prędkość od 32 do 360 km/godz. Lawina niszczy swą masą, ale jeszcze groźniejsza jest swoista fala batalistyczna, której prędkość równa się szybkości głosu. Stąd powalone hektary lasu i wykoszone siłą uderzenia zadrzewione stoki gór. s. 520
"SEN CISZY" Stukot kopyt stu koni spętanych gór łańcuchem o turni bruk dzwoni z każdym wiatru ruchem narasta burzy grzmotem co wicher przegoni świszcze nad wykrotem świstaków ustroni i trzaśnie w gardziel stoku góry granit czarny i rozerwie krtań bulgotem potoku i przedrze się lawiną głazów i kamieni po stromym czarcim źlebie do wąwozu cieni do jaru ciemnego wodospadem spłynie i rozgada się echem i sen ciszy skradnie.
Mieszkanie stanowiło w PRL – podobnie jak dzisiaj – jeden z głównych życiowych problemów do załatwienia, ale wówczas tego nie ukrywano, i było ono głównym celem oszczędzania. Badania nad problemami nowożeńców z lat 80. wykazywały, że mieszkanie znajduje się na pierwszym miejscu. Niemożność zdobycia własnego dachu nad głową przyczyniała się do podjęcia decyzji o zmianie miejsca pracy i zamieszkania. Mieszkalnictwo PRL z porównawczej historycznej refleksji w stosunku do prawicowej cenzurki propagandowej wychodzi z oceną znacznie poprawioną. Próby ukazania budownictwa mieszkaniowego przed 1989 rokiem jako niesprawnego, totalitarnego dziwoląga okazują się chybione. Z jednej strony sytuacja w tym zakresie skokowo się poprawiła w stosunku do warunków przedwojennych, z drugiej Polska po 1944 roku wykorzystywała przydatne w warunkach kraju biednego najnowocześniejsze rozwiązania architektoniczne, urbanistyczne i cywilizacyjne Zachodu. Należy wręcz powiedzieć, że budownictwo było przeinwestowane w stosunku do stopnia zamożności kraju, co nie oznacza, że było wystarczające wobec potrzeb. Upada też teoria, że kwintesencją zdrowego mieszkalnictwa są mieszkania własnościowe, bo nawet w najbogatszych krajach Zachodu znaczną część mieszkańców stać jedynie na wynajem mieszkania. Jest to już od wieków dosyć oczywisty stan rzeczy i próby całkowicie komercyjnej organizacji mieszkalnictwa w III RP spaliły na panewce. Dariusz Łukasiewicz, Od braku mieszkań socjalnych do braku pieniędzy na mieszkania komercyjne. Mieszkalnictwo w PRL Po stalinowskim, socrealistycznym interwale (choć i wtedy mieliśmy „bikiniarzy” czy „zakonspirowane” kluby jazzowe, „Przekrój”, a do 1953 roku „Tygodnik Powszechny”) nastąpiła istna eksplozja kulturalna. Zarówno kultury masowej, jak i „wyższą” zwanej. Zacznijmy od tej pierwszej. Stefan Kisielewski zwykł mawiać, że socrealizm skończył się definitywnie wraz z Karin Stanek, którą zresztą bardzo lubił. Jimmy Joe czy Malowana lala były jednak tylko kamyczkami w lawinie naśladownictwa muzyki zachodniej czy importu jej samej. Polska inwencja stawiła jak zwykle czoło trudnościom technicznym. W braku płyt słuchano Chubby’ego Checkera, Kinksów, Otisa Reddinga, boskiego Elvisa, Procol Harum i Smokeya Robinsona… z tak zwanych pocztówek dźwiękowych. To już, prócz awansu technologicznego (gdzież te pocztówki i winyle?), się nie zmieniło. Zachód zatriumfował w stu procentach. W listopadzie 1965 roku koncertowali w Warszawie The Animals, w kwietniu 1967 Rolling Stonesi. Rzecz nie do pomyślenia w innych KDL [kraje demokracji ludowej]! Jak grzyby po deszczu rodziły się nasze zespoły rockowe… Ludwik Stomma, PRL PO LATACH. Polska Ludowa, w której wzrastałem
Wyłączam się - zanotował bez strachu, ale ze zdziwieniem. Jak komputer, któremu kończy się bateria. Gasnę. Przechodzę w tryb wiecznego uśpienia.
Na wzgórzach mego Lewina świat do mnie się śmiał, wiatr śpiewał dla mnie w leszczynach i strumień szemrał wśród skał.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl