Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "lecz dabek", znaleziono 59

W centymetrach sześciennych pies zajmował bardzo mało miejsca, z czego połowa przypadała na łapy. Ale ogromnie podnosił energię i do każdego pokoju wlewał potężną dawkę miłości, humoru i futra.
Wzdrygnęłam się, przeszło mnie zimno. I nie wiem, czy był to chłód pierwszych jesiennych dni, czy może duchy matki i babki dołączyły do nas i dały mi o sobie znać. A może to była świadomość, że tak dużo tajemnic mojej rodziny zawsze zostanie sekretem.
Wzdrygnęłam się, przeszło mnie zimno. I nie wiem, czy był to chłód pierwszych jesiennych dni, czy może duchy matki i babki dołączyły do nas i dały mi o sobie znać. A może to była świadomość, że tak dużo tajemnic mojej rodziny zawsze zostanie sekretem.
Je­dy­ną osobą z ro­dzi­ny, na którą mógł li­czyć cier­pią­cy ksią­żę, była jego babka, królowa-​wdowa Alek­san­dra, która jeź­dzi­ła do Wood Farm bar­dzo czę­sto i z praw­dzi­wym od­da­niem opie­ko­wa­ła się wnu­kiem, przy­wo­zi­ła za­baw­ki i czy­ta­ła bajki.
Wiele grzybów występuje jedynie w określonych typach lasów. I tak np. maślak żółty lub mleczaj rydz występują przede wszystkim w lasach iglastych, natomiast koźlarz babka, pieprznik jadalny lub krążkówka żyłkowana rosną praktycznie wyłącznie w lasach liściastych.
My, Grecy, jesteśmy narodem melancholijnym. Samobójstwo ma dla nas sens. Rozwieszanie lampek świątecznych po tym, jak twoja córka odebrała sobie życie - to nie ma sensu. Moja babka nigdy nie mogła zrozumieć, dlaczego w Ameryce wszyscy cały czas udają szczęśliwych.
Tak, kobiety nie lubią innych kobiet i to bardzo, a starsze nie lubią młodszych, zresztą odwrotnie też, ale najgorzej maja te, które chcą wejść do sfeminizowanych rodzin i wyłuskać z nich rodzynka, jedynego, uwielbianego mężczyznę, którego kochają wszelkie babki, siostry, ciotki i kuzynki.
Włożyłam brzydkie, brązowe spodnie i gryzący wełniany sweter, który zrobiła dla mnie babcia. To był codzienny strój "do roboty". To i jeszcze stara granatowa kurtka i czapka. Nic, w czym czułabym się wyjątkowo ładnie. Ale ponieważ był październik, musiałam dbać o swoje zdrowie. Tak w każdym razie mówiła babka.
- A wtedy miałeś w zasięgu wszystkie cuda techniki. W cywilizacji ludzie czuli się bezpieczni, wszystko miało wytłumaczenie. To teraz weźmy takiego ucywilizowanego człowieka, zabierzmy mu całą technikę i pokażmy, że w ciemności jednak czają się stwory, o których opowiadała mu kiedyś babka. I co z tego wyniknie?
Może jakiś dobry uczynek? Przez chwile myślała, żeby dać Franciszce całą koronę, niech no wspomoże babkę staruszkę, niech jej coś ładnego kupi; ale to były oczywiście rojenia jej zbyt hojnej duszy; cnota dobroczynności jest piękna, lecz niekiedy w rażący sposób sprzeciwia się cnocie skrzętności.
Kiedy tylko filozof został sam, zaczął analizować swoje uczucia. Nie wiedział, czy woli wersję Darka, która właśnie opuściła jego pokój, czy wersję przebywającą w Moskwie. Numer drugi miał słuszne poglądy i dawał nadzieję na zmianę systemu. Jeśli udało się w jego wersji rzeczywistości, to dlaczego nie miałoby się udać tutaj?
(...) jak słyszę od różnych ludzi w autobusach, że do polityki - czyli do zarządzania narodem i głupolami, bo za takich podobno nas mają, nie na darmo suwerenem nazywając - nie trzeba wykształcenia. Wystarczą silne łokcie, języki uzbrojone w stosowną dawkę chamstwa, to działa jak działka czegoś niewymownego, znajomości z kim trzeba i masz karierę, jak się patrzy.
Tutejsze bibliotekarki były niby ostrymi babkami, ale kiedy zajęły się obsługą czytelników, zapominały o Oskarze i Franku. Na szczęście dla obu chłopców stanowiska komputerowe znajdowały się w sporym oddaleniu od wypożyczalni, dlatego mijało dużo czasu, zanim ktoś się nimi zainteresował i kazał opuścić placówkę.
Dla mnie pierwszą przyczyną narkomanii jest dom rodzinny, to jest brak ciepła, brak zrozumienia, brak poczucia bezpieczeństwa, brak czasu. Gdzieś gubi się dobry kontakt i sięga się po pierwszą dawkę. Nie musi to być dom rozbity, patologiczny, wystarczy, że wszyscy żyją obok, daleko, bardzo daleko od siebie.
Zauważyłeś, jak słowa zmieniają swoje znaczenie, w miarę jak się starzejemy? Gdy byłem młody, to starość lokowałem w okolicach pięćdziesiątki. Teraz mam prawie pięćdziesiąt i starość to osiemdziesiąt lat. Gdy miałem dwadzieścia, miłość kojarzyła mi się z seksowna babka i dobrym małżeństwem. Teraz kocham tylko moja prace, Chucka i to drzewo. Tyle mi starcza.
W końcu dojechaliśmy. To było porządne miasto. Na dużym rondzie stały figury jeleni. Pomniki zwierząt są zawsze lepsze niż pomniki ludzi. Z ludźmi na pomnikach nigdy do końca nie wiadomo, czy byli jołopami, skurwysynami, czy wprost przeciwnie. Na dwoje babka wróżyła. Z fauną nie ma tego problemu. Dlatego tak lubiłem Azję.
Nagle na moich ramionach spoczęła ciepła, skórzana kurtka. Sigarr szedł obok z zamyślonym wyrazem twarzy. Znowu poczułam coś dziwnego, jakby wysyłał w moją stronę uspokajającą
falę czegoś… Tylko, właśnie, czego? Nie umiałam tego nazwać - zupełnie jakby ktoś zaaplikował mi sporą dawkę melisy.
Robił analizy u trzech mężczyzn, którzy niecały tydzień wcześniej urządzili sobie grilla. Jak wynikało z badań przeprowadzonych przez laboratorium ich organizm został zatruty przez dużą dawkę antybiotyku dla zwierząt i sterydów co w połączeniu ze spożytym przez nich alkoholem spowodowało silne zatrucie połączone ze wstrząsem, a w konsekwencji śmierć jednego z nich.
Nie znam Boga ani ludzi, ale wiem, że są tacy, co żyją i umierają po cichu. Cichą śmierć miała moja babka Hanna. Cichą śmierć miał jej brat Stefan. W ciszę zamienialiśmy nasze rozmowy. W milczenie wkładaliśmy to, co nas najbardziej bolało. Po cichu kochaliśmy tych, którzy byli nam przeznaczeni. Sprawy załatwialiśmy tak, żeby nikt przypadkiem nie usłyszał.
"Irytująca babka, bez dwóch zdań. No i kobieta, co może się nie spodobać Kay. Ale dzwoniły jeszcze tylko dwie osoby: pierwsza pytała, czy mam coś przeciwko oswojonym jeżom (odpowiedź: nie, dopóki u mnie nie mieszkają), a druga to na sto procent handlarz narkotykami (nie, nie jestem przewrażliwiony – gość chciał mi sprzedać prochy podczas naszej rozmowy)"
W tej samej chwili mieszkanie wypełniło się ogłuszającym trzaskiem zderzających się ze sobą sprzętów. Łomotały drzwi, pękały kieliszki i przewracały się krzesła. Wielki mahoniowy kredens, niegdyś własność babki, nagle z hałasem zaczął znikać jej z oczu strząsając z siebie fotografie w ramkach, bibeloty i prawie całą jej kolekcję szklanych przycisków do papieru.
Za bardzo oddalili się od wojny; młodzi myślą dziś o samobójstwie, a i starsi szukają sposobu na to, jak się rozstać z życiem. (...) mamy kino i telewizję, która każdego dnia dozuje im małą dawkę horroru, trupów, krwi, ewakuowanych rannych, eksplozji, zrujnowanych domów, ginących żołnierzy i ich zapłakanych, lecz zachowujących się godnie rodziców. Wszystko to pozwala im pielęgnować zdrowie i przeczekać do następnej masakry.
Jak w każdym domu, i u nas było wiele automatów; do sprzątania, kuchennych, wytwórczych i ogrodowych. Te ostatnie, pielęgnujące kwiaty i drzewa, nazywały się Monotami. Monot Pierwszy był u nas jeszcze od czasów dziadka. Nieraz nosił mnie na barana, czego bardzo nie lubił nasz wilczur, Pluton; psy na ogół nie cierpią automatów. Babka mówiła mi, że w ogóle wszystkie niższe stworzenia boją się automatów, bo nie rozumieją, jak to może być, żeby poruszało się coś, co nie żyje.
A jeszcze jestem daleko w mroźnej nocy pod czujnym okiem kota, który czaruje moje życie i nie może nic wyczarować.
A ja przedzieram się przez zaułki czasu, przez drętwotę wyobraźni, przez moją własną rzekę jakiegoś bólu i muszę się przedostać na tamten brzeg, do mojej babki (...) panny w smutnym czasie, w posępnej epoce, w beznadziejnej chwili beznamiętnej historii, co płynie jak powódź za nami, obok nas, przed nami.
W naszym życiu bardzo dużo zależy od tego, kto nas bił po łapach przy śniadaniu, gdy byliśmy dziećmi. To znaczy kim był ojciec, kim była babka, kim pradziadek. Skąd się w ogóle wzięliśmy. To jest bardzo ważne. I ten, kto cię bił po łapach przy śniadaniu, kiedy miałaś cztery latka, i ten, kto potem kładł Ci pierwszą książkę na stoliku nocnym czy pod choinką. Te książki, które dostawałem, w ogromnym stopniu mnie ukształtowały. To znaczy nauczyły mnie czegoś - nawet wiem czego: dały mi wrażliwość. Też chyba wiem na co.
Stał się modnym pianistą, jak niegdyś Chopin, i tak jak on do najbogatszych rezydencji wchodził drzwiami dla służby. O wyznaczonej godzinie zjawiał się w salonie w nieskazitelnie skrojonym fraku, kłaniał się, uśmiechał i grał dla dam, które wesoło paplały podczas jego koncertu, a potem oklaskiwały go powściągliwie. Tak samo przed laty zachowywały się ich babki, słuchając biednego Fryderyka. Potem lokaj dyskretnie wręczał mu kopertę. Klaudiusz wkładał palto i wracał do domu ulicami zimowego Paryża.
Zakutany w kombinezon, maskę, przyłbicę. Siedział na metalowym taborecie, otoczony monitorami. Kolorowe linie biegnące po ekranach opowiadały to, co i tak było widać gołym okiem - zalegający na łóżkach staruszkowie o przezroczystej skórze tylko siłą przyzwyczajenia trzymali się życia. Michał newiele mógł dla nich zrobić.
Po prostu pilnował respiratorów. Czasem strzelał prądem i siłą zawracał zmęczonych uciekinierów, którzy wybierali się na tamten świat. Najczęściej jego robota ograniczała się do reagowania na alarmowy brzęczyk. Kiedy w pompach kończyło się lekarstwo, Michał niespiesznie wstawał i aplikował nową dawkę. Staruszkowie zapadali w narkotyczny sen, zwany przez medyków śpiączką farmakologiczną.
- Tak jest lepiej - mówił mi Michał.
- Czyli jak ?
- Żeby umierali we śnie.
Rozbawiło mnie wspomnienie, które skojarzyło mi się z utyskiwaniem mej sąsiadki. Otóż moja prababka opowiedziała mi kiedyś, że jej babka przekazała jej pewien humorystyczny epizod: Na pierwszym zebraniu w szkole syna dowiedziała się, iż jego klasa poddana zostanie eksperymentowi rozpoczęcia nauki czytania i pisania od całych zdań. Jak się później okazało ów nowatorski pomysł polegał na tym, że rodzice sami musieli uczyć dzieci poszczególnych liter i składania ich w całe wyrazy, dzięki czemu eksperyment powiódł się, a jego autorka uzyskała habilitację. Mój spontaniczny śmiech spowodowało przypomnienie sobie pierwszego zdania, od którego to biedne dziecko zaczęło naukę, a które zostało przywołane w mej pamięci wybrzydzaniem siedzącej obok mnie kobiety. Brzmiało ono: „Lenin jest wiecznie żywy.”
– Czy podczas tego śledztwa przyjął pan łapówkę?
Wiktor popatrzył na Darka. Potem na Konrada. Wstał.
– Skąd on się urwał? Co wy sobie w ogóle wyobrażacie?
– Wiktor, posłuchaj…
– Nie! To wy posłuchajcie. Nigdy nie wziąłem żadnej łapówki! Nigdy nie przyjąłem nawet pudełka czekoladek! Ani koniaku, ani zasranej kiełbasy podwawelskiej! Rozumiecie? Straciłem kawał życia, harując dla tego niebieskiego munduru! Poświęciłem studia, poświęciłem boks. Poświęciłem wszystko, co miałem. Po co? Żeby łapać zbójów! Powołanie? Tak! Śmieszne, co? Nie raz i nie dwa mogłem zginąć. Na moich rękach wykrwawiło się kilku chłopaków! Zostawili żony, dzieci, dziewczyny… A ja cały czas…kosztem najbliższych, kosztem życia rodzinnego, kosztem zdrowia… zapieprzałem, żeby po dziewiętnastu latach usłyszeć: „Czy przyjął pan łapówkę?”. O czym ty mówisz, synku? Czy ty wiesz, ile ja spraw rozwiązałem? Kogo wsadziłem? Ile razy ledwo uszedłem z życiem, żeby tacy jak ty mogli sobie nosić drogie zegarki?
© 2007 - 2024 nakanapie.pl