Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "lecz dziwna", znaleziono 648

Spojrzała na swoje schronisko w sposób, w jaki patrzyła jeszcze nigdy w życiu. To opowieści Rudnickiej i Węglorza sprawiły, że Odrodzenie wydało jej się nagle nieznane, a przez to obce. Czuła się dziwnie. Tak jakby miała przyjaciela, o którym zdawało jej się, że wie wszystko, aż tu nagle ktoś ujawnił przed nią jego brudne sekrety z przeszłości.
„Prawda jest taka, że człowiek dokonuje w życiu dziwnych wyborów i nigdy nie może być pewny tego, czy okażą się trafione. Ryzyko jest wpisane w nasze bycie. Każdy dzień staje się pasmem jakichś decyzji. To szalone, że niektóre mogą zmienić całą naszą przyszłość. I losy innych”
"Dora szybko się zorientowała, że poobijani mężczyźni są demonami. Jeden wyglądał na mocno poturbowanego, prawe ramię wisiało mu pod dziwnym kątem. Chyba był pijany i najpewniej w szoku, bo podtrzymywał je drugą ręką i patrzył w niebo z miną świętego Franciszka doznającego epifanii."
Krew, strach i rdzawy uśmiech w koniuszkach ust Troje dzieci na praskim podwórzu Królestwo rowerów, złodziei, plastikowych pistoletów Bezzębnych dziwek, pół-analfabetów Dorastasz bezbronny, bezimienny, dziwnie betonowy W twarz plując przeznaczeniu, posypujesz głowy.
Zostałem więc pasowany na widmowego rycerza Królestwa Snów i Cieniów! Dziwna, osobliwa zaiste godność dla człowieka tak rzeczowego. Ale nie będę się śmiał, niech Bóg uchowa, gdyż rzecz, dla mnie nieprawdziwa, dla niego ma znaczenie prawdy. Ale ma je i dla mnie! To nie złuda tylko, bo maluje wyraźnie jego szlachetny i wdzięczny charakter!
Zacisnęłam mocno powieki. Już czułam, jak sen zaczyna przenosić mnie w inna rzeczywistość, kiedy nagle poczułam dziwne wiercenie w okolicy brzucha. Zgięłam się, przyciskając ręce do miejsca, które zaczęło mi dokuczać. Wtedy cały pokój zawirował, czułam się jak na piekielnie szybkiej karuzeli.
-Dlaczego ich sprowadzasz? - odezwał się człowiek na zydlu, wymawiając głoski mowy Wybrzeża jakoś gardłowo, z dziwnie znajomym chrapliwym brzmieniem. - Mówiłem: uderzać i odskakiwać. Nie zostawiać żywych.
-To nie Węże, Sanparze - powiedział mąż, który nas pojmał. - Kazałeś, żeby ci mówić, kiedy zdarzy się coś dziwnego, a zwłaszcza o dziwnych wędrowcach. Ja zaś myślę, że to mogą być Żeglarze, którzy uwolnili nas od tego psa Płaczącego Lodem. Wtedy też nie mieli swoich znaków, a nosili się na biało. Zostawić ich nie mogłem, bo szli prosto na Żarłoczną Górę, a to, co wiozą w beczkach, to musi być smocza oliwa. Nie mogła wpaść w ręce Węży, nie mówiąc już o ich samostrzałach. Jeszcze nie widziałem takich, które dałoby się naciągać równie szybko.
-Rozumiem - powiedział znów tamten z dziwnym charkotliwym "r", jakby dźwięki nie mieściły mu się w gardle. - Niech więc sami powiedzą, kim są i co zamierzali.
Wystąpiłem naprzód i wszedłem w blask paleniska.
-Tak Żeglarze wymawiają twoje imię? "Sanparze"? - rzekłem, bo wiedziałem już.
Znieruchomiał na chwilę, a potem wstał, odrzucając płaszcz.
-Opuścić broń - warknął do swoich tym zardzewiałym głosem, który tak dobrze znałem.
A potem przeskoczył palenisko i chwycił mnie za ramiona.
-Nie poznałbym cię, tohimonie. Czas zrobił z ciebie mężczyznę i poznaczył bliznami.
-Za to ja poznałem ciebie, synu Cieśli. - Nie skończyłem, bo w tej chwili doskoczyli do nas N'Dele i Benkej i we czterech spletliśmy się ramionami.
Nie byłam zaskoczona, że głos Helen brzmiał nieco dziwnie. Pogrzeb jej córki odbył się zaledwie kilka dni temu, jak mogłam oczekiwać po niej normalnej rozmowy? Ale w sytuacjach kryzysowych zawsze rozmawiałyśmy, łączyłyśmy siły. Wspierałyśmy się, odkąd miałyśmy po dwadzieścia kilka lat i małe dzieci.
Czasem w potrzasku sennego koszmaru, gdy niewidoczne potęgi kłębią się nad dachami dziwnych umarłych miast nad przepaścią doliny Nis, odczuwa się ulgę, a nawet rozkosz, mogąc dobrowolnie rzucić się z dzikim wrzaskiem w tę bezdenną czeluść, jakakolwiek przyśniona zguba miałaby nas tam spotkać.
Większość osób dowiadujących się o czyjejś chorobie psychicznej, albo całkowicie ją ignoruje, albo traktuje nieszczęśnika jako istotę dziwną, przerażającą lub fascynującą. Naprawdę niewiele ludzi potrafi znaleźć złoty środek.
A to nie takie trudne. Wystarczy być. Pomagać, kiedy pomoc jest potrzebna. Starać się zrozumieć, nawet kiedy nie rozumie się wszystkiego.
Tak się patrzy spod przymrużonych powiek, oceniająco. Żadnego uśmiechu. Ani w ustach, ani w oczach. Wie pan – chwyciła go za ramię – człowiek czasem się ustami nie uśmiecha, a oczami tak. Włodek, na przykład, często. Bardzo to jest ładne. A ta nic – pokazała palcem obraz – zero pozytywnych emocji. Nic dziwnego, że ludzie sobie myślą, że to Polka.
Mimo wszystkiego, co się wydarzyło (...) zupełnie się nie zmieniła. Jak podróżnik w czasie rzucony do świata po Armagedonie jest świadoma, że nastąpiła tragedia, ale jednocześnie jest na nią ślepa. Ponieważ ona sama się nie zmieniła, pozostaje obojętna na fakt, że wszyscy wokół niej zmutowali w jakieś dziwne istoty, obce stworzenia na granicy destrukcji.
Dotąd dwa razy w życiu naszło go to dziwne poczucie, że wszystko toczy się dalej, jakby nic się nie stało, choć tak naprawdę rzeczywistość wzięła ostry zakręt! Światła na skrzyżowaniu zmieniły się z czerwonych na zielone, jeździły samochody, ludzie dokądś zmierzali. Wszystko było jak przedtem, a przecież nie było. Czy świat tego nie dostrzegał?
Rozglądał się, gdy nagle poczuł na sobie świdrujący wzrok. W kącie sali balowej stała kobieta. Wysoka, gibka, w dziwnej sukni stylizowanej na kocie futro i w kociej masce skrywającej idealnie twarz. Rude włosy zwinięte miała w kształt przypominający kocie uszy. Podszedł do niej jak zahipnotyzowany.
Coś się z nią działo; pośladki wciąż ją paliły, ale jednocześnie rozchodziło się w nich dziwne ciepło. Bolało ją i czuła się upokorzona, nagle jednak zdała sobie sprawę, że zarówno upokorzenie, jak i ból zaczynają ją podniecać. Fakt, że ktoś obnażył ją siłą w ten sposób i ukarał wyłącznie dla własnej przyjemności, pobudzał jej najmroczniejsze seksualne instynkty.
Dziwny jest ten świat. Kiedy o niezwykłych rzeczach mówi jakiś szanowany profesor, to jest szanowany. Ale niech to samo, tylko inaczej, bo pewnie przy użyciu niefachowego słownictwa, powie zwykły człowiek, to już jest psychicznie chory. Bo prostak, nawet jeśli coś wie, to przecież nie może wiedzieć czegoś, czego trzeba się dowiedzieć dopiero na podstawie wieloletnich badań naukowych.
To pomieszczenie powoli wciąga cię w dławiącą mieszankę miłości i smutku, zupełnie jakby ściany nią przesiąkły. To uszczęśliwia i rozrywa na kawałki jednocześnie. (...) Masz wrażenie, że wszedłeś na jakieś dziwne, pożerające duszę grząskie piaski. Im dłużej tutaj jesteś, tym bardziej czujesz się rozbity.
Symbioza między nami była autentyczna i namacalna, teraz zaś czułam, że brak mi Lucy, jak gdyby stała się ona przedłużeniem mnie samej. Zdałam sobie sprawę, że stanowiła tę okropną, straszną część mnie, która powinna zostać zamknięta i już nigdy niewypuszczona na świat - niczym "wariatka na strychu" z powieści "Dziwne losy Jane Eyre".
Nina była zrezygnowana i zmęczona, miała serdecznie dosyć zagadek i dziwnych zdarzeń jak na jeden dzień. Thomas zdał sobie sprawę, że zaraz Babeth wstanie i lepiej byłoby, gdyby go nie widziała w jej pokoju. Przed wyjściem uzyskał zapewnienie od Niny, że opowie mu w jaki sposób weszła w posiadanie tego szyfru i o co w tym wszystkim chodzi.
- Żadnych. Byle nie ''Siwobrody Halt'' - odpowiedział.
Horace nie omieszkał wyrazić swojego rozczarowania:
- Ależ to jedna z moich ulubionych piosenek!
Halt spoglądał na twarze obu uradowanych młodzieńców.
- Mam dziwne wrażenie, że jeszcze mi przyjdzie gorzko żałować, iż zgodziłem się przystać do oddziału specjalnego - burknął.
Rozłączenie bliźniąt nie jest zwykłą rozłąką. To jest tak, jakby się przeżyło trzęsienie ziemi. Kiedy dochodzisz do siebie, nie poznajesz świata. Horyzont się przesunął. Słońce zmieniło kolor. Nic nie pozostało z terenu, który się znało. Żyjesz. Ale to już nie jest to samo życie. Nic dziwnego, że ci, co ocaleli z takiej katastrofy, tak często żałują, iż nie zginęli wraz z innymi.
(...) robi się lżej na duszy, kiedy ktoś inny przeżywa to samo co my. Dziwne, że kiedy jest nam dobrze, jesteśmy zakochani, wydaje się, że nikt inny niczego podobnego nie doświadczył. Ale kiedy przychodzi nieszczęście, cieszymy się, spotykając ludzi, którzy przeżyli taką samą albo gorszą biedę. Orientując się, że nie jesteśmy na świecie sami.
I teraz byłem sam. Siedziałem i wsłuchiwałem się w deszcz. Gdybym umarł, nikt nie uroniłby łzy. Nie żeby mi zależało na płaczu. Ale to aż dziwne, do jakiego stopnia można być samotnym. Cały świat jest pełen takich samotnych starych pierdołów jak ja. Siedzą i słuchają deszczu, zastanawiając się, gdzie się wszystko podziało. Człowiek wie, że jest stary, kiedy zaczyna się zastanawiać, gdzie się wszystko podziało.
I teraz byłem sam. Siedziałem i wsłuchiwałem się w deszcz. Gdybym umarł, nikt nie uroniłby łzy. Nie żeby mi zależało na płaczu. Ale to aż dziwne, do jakiego stopnia można być samotnym. Cały świat jest pełen takich samotnych starych pierdołów jak ja. Siedzą i słuchają deszczu, zastanawiając się, gdzie się wszystko podziało. Człowiek wie, że jest stary, kiedy zaczyna się zastanawiać, gdzie się wszystko podziało
Mam żelazną zasadę: szanuję kobiety. Tym różnię się od wielu mężczyzn. to dziwne, mimo tych wszystkich zmian, jakie zaszły w ostatnim stuleciu na świecie, kobiety nadal traktowane są jak służące. Muszą sprzątać, gotować, wychowywać dzieci. Jeśli któraś ma ochotę robić karierę, to niech robi, tylko nie kosztem rodziny.
Świat byłby niepełny, gdyby żyli na nim sami zwyczajni ludzie. Zwyczajni ludzie robią mnóstwo zwyczajnych rzeczy, bez których nie umielibyśmy żyć. Ale to dziwni ludzie wspinają się na najwyższe szczyty gór, latają w kosmos, patrzą godzinami w gwiazdy. Przekraczają granice światów... albo zdrowego rozsądku. Albo piszą książki.
Dziwna to rzecz - imię. Kryje się w nim wróżba, życzenie, wreszcie cała osoba. Rodzimy się jednak jako Nikt, beczące jakeś, różowe koźlę. Potem zaś dają nam imię fałszywe, żeby zwieść boginki, mamuny, złą Dolę. I bogów. Zwłaszcza bogów. Bogom lepiej schodzić z oczy; uwierz, sprawdziłem.
Nagle na moich ramionach spoczęła ciepła, skórzana kurtka. Sigarr szedł obok z zamyślonym wyrazem twarzy. Znowu poczułam coś dziwnego, jakby wysyłał w moją stronę uspokajającą
falę czegoś… Tylko, właśnie, czego? Nie umiałam tego nazwać - zupełnie jakby ktoś zaaplikował mi sporą dawkę melisy.
Czas to taka dziwna substancja. Przypomina ciasto, które z początku jest płynne, potem
nabiera gęstości, aż w końcu, pod wpływem temperatury, twardnieje, przybierając ostateczną
konsystencję. Tyle że czas jest taką odwrotnością ciasta. Najpierw zdaje się stać w miejscu,
potem nieco przyspiesza, aby na końcu płynąć jak szalony.
Jednak nawet ona, wyczulona na aurę tajemnicy i magii, stwierdzała, że ewidentnie coś ciężkiego i nieopisanego – jakieś dziwne napięcie – istotnie wisi tu w powietrzu. Jak się dyskretnie dopytała przy bilardzie i piwku studentów jej nowego uniwersytetu (oczywiście, to oni stawiali), poczucie to potęgowało się wśród miejscowych oraz przyjezdnych i spiętrzało przed dniami Beltaine i Samhain.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl