Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "pani z to ci", znaleziono 29

– Za co siedziałaś, Wiśniak?
– Za niewinność, panie kapitanie.
– No, to się rozumie. A paragraf, jaki ci przylepili za niewinność?
Musisz przyznać, Panie Boże, że ci pokoju nijak nie zakłócam, i proszę tylko, byś mi taką samą miarką odpłacił.
"Musisz przyznać, Panie Boże, że ci pokoju nijak nie zakłócam i proszę tylko, byś mi tą samą miarką odpłacił".
- Dziękuję ci, Blenkin. Możesz sprzątnąć ze stołu.
- Tak, panie Edwardzie.
- Gdzie się podział honor, Blenkin?
- Nie wiem, proszę pana. Ja go nie brałem.
-Życie to sztuka wyboru. Jedni wybierają pieniądze, drudzy miłość i niech mi pani wierzy, że ci drudzy wychodzą na tym dużo lepiej.
Violaine,
nie chcę Pani skrzywdzić.
Książka żyje własnym życiem.
Ci, którzy muszą zginąć, zginą. Wszystkie rachunki zostaną wyrównane.
Kobieto, tobie gorzej? Przechodzisz na emeryturę, a nie do Krainy Wiecznych Łowów. Ogarnij dupę, bo ci na krzyż pęknie. Pani szanowna.
"– Zatkało cię czy co, panie Rye? – zapytała zadziornie rudowłosa. – Wcześniej gęba ci się nie zamykała. Boże – wystękała – jeszcze nigdy nie spotkałam tak gadatliwego faceta".
- Panie Lechu, niechże pan przestanie. Nie może pan tak mówić, zwłaszcza w Polsce, która jest jednym wielkim żydowskim cmentarzem. Nie ma już polskich Żydów. Niewielu przeżyło, a i tak większość wyjechała. A ci, którzy nie wyjechali, zostali w 1968 roku z Polski przez komunistów wyrzuceni, więc właściwie o czym pan panie Lechu, mówi?
- Świat nieczęsto wyciąga pomocną dłoń dla mądrych dziewcząt - stwierdziła Pani Vosss.- Częściej próbuje wciskać je w różne szufladki, ale radzę ci, nie daj się podporządkować.
- Jedziemy do Londynu - oznajmia. - Natychmiast. Spakuj najpotrzebniejsze rzeczy. Resztę zorganizujemy ci w mieście.
Całkiem oszalał?
- Oczywiście, mój panie i władco. Zrobię wszystko, co tylko rozkażesz - szczebioczę. - Mam ci też paść do stóp?
Mruga zaskoczony.
- To nie będzie konieczne - oznajmia ze śmiertelną powagą.
Chcę ci pokazać, że ta gromada morderców składa się ze zwykłych ludzi, pani. Ludzie, których losy ułożyły się tak, a nie inaczej. Bo wytłumacz mi, jak to właściwie jest, że wystarczy poznać bliżej któregoś, a zaraz okazuje się ,,inny''?
Zdarzało się już, że duchy raniły ludzi – powiedziała pani Vaizey. – Budzisz się rano i znajdujesz purpurowe ślady na całym ciele. Czasem również dusza ludzi. Siła nie musi być widzialna czy namacalna, żeby mogła wyrządzić ci krzywdę. Nie widzisz wiatru, ale przecież może cię wywrócić. Nie dotkniesz dymu, ale łzawią ci od niego oczy
Ci młodzi mają wyprane mózgi. Nawet nie zauważają, że sami są ofiarami banków. "Moja" pani Beatka nawet przed sądem twardo się upierała: "jestem pracownicą banku". W końcu sędzia zapytała ją: "Kto płacił za panią ZUS?", "No, ja sama płaciłam". Chyba dopiero wtedy zrozumiała, że miała własną działalność gospodarczą, że z bankiem była związana luźno, że była kimś od brudnej roboty, kto miał nie zdawać sobie sprawy, że oszukuje niewinnych ludzi.
– Czy tak we­dług cie­bie sma­ku­je ide­al­na her­ba­ta, panie? – za­py­tał. Duch uśmiech­nął się. – Są mę­dr­cy, któ­rzy po­wie­dzą ci, że pod ko­niec życia wszyst­ko, czego sma­ko­wa­łeś, wy­da­je się ide­ałem, z tej pro­stej przy­czy­ny, że nigdy już tego nie po­sma­ku­jesz – od­parł. – Być może mają rację, to wszak mę­dr­cy. Ale mnie się wy­da­je, że to nie­praw­da.
Większość ludzi uważa, że najgorsza jest śmierć. Nic podobnego. Po pewnym czasie nadzieja jest o wiele okrutniejszą panią. Kiedy żyjesz z nią tak długo jak ja, z mieczem nad głową przez całe dni, potem miesiące, a wreszcie lata, zaczynasz marzyć, żeby opadł i ściął ci głowę.
Biedacy - mawiała pani do małżonka. - A jednak choć biedacy w ich zgłodniałych duszach jest coś ponad nudne zadowolenie z siebie, rządzące światowymi ludźmi. Szkoda, zaiste, jeśli ptak, który się w ich sercu rwie do lotu, ma słabe skrzydełka, ale tym bardziej ci, którym dano moc i dostatek, winni im pomagać i otaczać opieką.
-A dokąd to, babciu idziecie z tą herbatką?- zagaił słodkim głosem Dusiołek.
Pani Helena stanęła jak wryta. Spurpurowiała na twarzy i zwróciła swój monumentalny korpus w stronę intruza.
- Babciu?!!! Do mnie mówisz, łachudro? Czekaj, ja ci pokażę babcię! Myślałby kto...Belmondo się znalazł!!!
– Leć, jasne – odparła spokojnie; przecież nie zamierzała dać temu smarkaczowi wejść sobie na głowę. – Kiedy indziej odpłacę ci za dzisiejszą pomoc. Poza tym nie sądzę, że to był dobry pomysł.
– To? – Zaśmiał się, a potem nachylił. – Urocza jesteś.
– Urocza? – syknęła.
Przysunął twarz do jej ucha, ponownie sprawiając, że zrobiło jej się gorąco, choć wcale tego nie chciała.
– Pani seksuolog, która nie potrafi nazwać rzeczy po imieniu – szepnął, a potem, nim zdążyłaby zareagować, pocałował ją w policzek. – Seks, pani doktor, seks. Tak to się nazywa.
Całując jej szyję szepnął: - Niewolnik czeka na rozkazy. - Ściągaj wszystko – rzekła bez tchu. – Chcę ci się przyjrzeć. Odchylił się i usiadł przed nią. Sięgnął do paska, nie spuszczając z niej wzroku. - Jak sobie życzysz, pani – szepnął, rozpinając powoli pasek. – Och, pani – powiedział nagle. – Niewolnik się wstydzi. Chyba musi mi pani pomóc. Uniosła się i złapała za jego pasek. Spojrzała mu w twarz i przysunęła się bliżej. Mając twarz przy jego twarzy zaczęła rozpinać jego dżinsy. - Chryste – jęknął i złapał ją w pół. – Szybciej. Nie męcz niewolnika. - Ale to mój niewolnik – powiedziała stanowczo. Zaczerwieniła się, gdy poczuła jak jego męskość otarła się o jej dłoń. Wzięła głęboki oddech i spojrzała w dół. - O Boże – wychrypiała. Był wielki i sztywny.
– Gdzie chory? – lekarz z sanitariuszem, obaj w kitlach zielonych jak zepsute mięso, weszli do kuchni.
Czuję fachowe ręce doktora obmacujące moją głowę i szyję. Bada puls w nadgarstku. To dureń. Wyjmij stetoskop, człowieku. Co! Nic nie słyszysz? Moje serce bije! Może słabo, ale bije. Jak jasna cholera! Nie dotykaj mnie tutaj, bo mam gilgotki. Lepiej przyłóż mi lusterko do ust. Nie uczyli cię tego?
– Kiedy to się stało?
– Nie wiem. Wróciłam z zakupów i znalazłam go w takim stanie.
– Jak długo pani nie było?
– Godzinę, może dwie. Najwyżej trzy.
Trzy godziny?! Na zakupach? No, jak z tego wyjdę, to z tobą pogadam. Zanosi się na poważną rozmowę, koleżanko. Tym razem ci nie odpuszczę.
– Już ostygł, proszę pani.
– Nie!
– Przykro mi.
Co ci przykro? Co ci przykro? Mojej żonie to jest przykro. Zbadaj mnie porządnie, konowale jeden. To hipotermia. Mówi ci to coś? Nie widzisz, że leżę na zimnej podłodze?
– Nic nie możemy zrobić. Musimy zaraz jechać do wypadku. Akt zgonu wystawię później.
Jakiego zgonu?! No, już! Leć, leć. Spieszy wam się, żeby dać cynk firmie pogrzebowej. Jest świeża skóra, będzie ekstra kasa.
-Ona go nienawidziła. Nienawidziła ich obu.
- Mówiła o tym?
- Gorzej, milczała o tym.
- To można milczeć o nienawiści, a pan i tak to wypatrzy?
- Panie komisarzu, w moim zawodzie jestem świadkiem, jak ludzie plują nienawiścią po kilka razy dziennie. (...) Tym większe wrażenie robi, gdy ktoś nienawidzi bez słów.
(...) Nikt nie potrafi bardziej nienawidzić niż ci, którzy przysięgali sobie nawzajem, że póki śmierć ich nie rozłączy... w zdrowiu, w chorobie... i podobne głupstwa.
…powiem ci, że nasza wolność tutaj polega też na tym, jak nasze doświadczenia, będące dość często wykraczaniem poza wszelkie granice kultury, rozsądku, nie wspominając o dobrym zachowaniu, ukształtują nas i jak dzięki nim będziemy funkcjonować w przyszłości. Niektórzy nie wyniosą z Erasmusa żadnej lekcji na przyszłość, ale nie zapominajmy, że ten program uczy samodzielności, mieszkania z innymi ludźmi, umiejętności poradzenia sobie w sytuacji, gdzie rodzina jest bardzo daleko, ale przede wszystkim pokory. Tutaj na wydziale nikt cię nie zna, pani z dziekanatu nie załatwi ci czegoś od ręki, a wykładający nie wiedzą, jakie miałeś oceny w szkole, więc musisz sam sobie na wszystko zapracować.
I przypatrz się, panie Ignacy, jak zgodnie w kierunku ogłupienia ludzi pracuje pokój dziecinny i salon, poezja, powieść i dramat. Każą ci szukać ideałów, samemu być idealnym ascetą i nie tylko wypełniać, ale nawet wytwarzać jakieś sztuczne warunki. A co z tego wynika w rezultacie?... Że mężczyzna, zwykle mniej wytresowany w tych rzeczach, staje się łupem kobiety, którą tylko w tym kierunku tresują. I otóż cywilizacją naprawdę rządzą kobiety!...
Pisanie to przeklęty mus. Jeżeli ktoś, stojąc przy agonii najdroższej osoby, wychwytuje mimo woli z jej ostatnich drgawek wszystko, co da się opisać, to jest prawdziwy pisarz. Filister zaraz krzyczy – podłość! Nie podłość, panie, tylko męka. To nie jest zawód. Tego się nie wybiera jak posady biurowej. Spokój mogą mieć tylko ci pisarze, którzy nic nie piszą. A są tacy. Pławią się w oceanie możliwości, rozumie pan. Żeby wyrazić myśl, trzeba ją pierwej ograniczyć. A to znaczy zabić.
- Czy nie możesz jakoś sprawić, panie - zapytał wreszcie, widząc okropną bladość olbrzyma - by dolegliwości były nieco mniejsze?
Tamten uśmiechnął się kwaśno.
- Mogę, kapitanie, czy też raczej - mógłbym. Ale moja siła, podobnie jak siła każdego spośród Przyjętych, płynie z rozumienia Szerni. Znamy potęgę Pasm i dlatego właśnie wiemy, kiedy można i należy jej użyć. Kapitanie, czy gdyby dano ci moc rozkazywania wichrom, przyzywałbyś je zawsze, ilekroć chciałbyś zdmuchnąć świeczkę?
Z blogu Pani Marty Grzebuły "Wyrwane z kontekstumyśli niepoukładane mojego autorstwa. “.Myśli to nie rafy koralowe, nie trzeba ich omijać.” “.Miłość jest jak kaktus. tylko czasem zakwita.” “.droga nazbyt prosta, bywa, że nie wiedzie do celu.” “. zapominamy, że miłość ma dwie twarze-twoją i moją.” “. samotność bywa ci darem, lecz czasem też bywa przekleństwem.” “.gdy mnie ciemność oplecie ramieniem, nie znajdę drogi, która wiedzie do ciebie-bądź mym światłem.” ."prowadź mnie moja Miłości, przez wszystkie życia doliny, bo tylko ty możesz zawsze, wybaczyć mi wszystkie winy."
- Newt, spokojnie - powiedział Thomas. - Wiemy, że wszystko jest do bani, ale wylaksuj. Co ci nie gra?
- Powiem ci, purwa, co mi nie gra. Ty zgrywasz twardziela nie mając planu, wodząc nas tu i tam, jakbyśmy byli kurami szukającymi ziarna. A Minho nie umie, kurna, zrobić kroku, nie pytając, która noga najpierw.
Minho wreszcie ochłonął z szoku na tyle, żeby się zirytować.
- Słuchaj no, smrodasie. To ty się zachowujesz jak geniusz, boś wykombinował, że paru strażników zabrało broń z m a g a z y n u b r o n i. Pomyślałem, że nie zwątpię w ciebie tak od razu i dopytam, bo może jednak odkryłeś coś głębszego. Następnym razem poklepię cię, purwa, po pleckach za stwierdzanie rzeczy oczywistych.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl