Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "siebie bez dni na", znaleziono 55

Są dni, kiedy w ogóle siebie nie rozumiem.
Jeśli ma się przed sobą tylko kilka wspólnych dni, to nie trzeba powtarzać grzecznościowych banałów.
Nawet nie jestem pewna, czy dom to właściwe słowo na określenie miejsca, gdzie mieszkam. To tylko budynek pełen ludzi, którzy odliczają dni do momentu, w którym nie będą musieli już ze sobą przebywać.
- Pewność siebie. -Chaz wyglądał przez okno - Tutaj... po prostu mogę robić różne rzeczy, Nie przejmuję się aż tak bardzo, Chciałbym móc zabrać to ze sobą na zewnątrz, czaisz? Albo zostać tutaj i pozwolić, by mijały dni, zamiast wszystko wyłączać
Marnuję cenne dni. Sprowadzam siebie do poziomu maszyny do zarabiania pieniędzy. Nie uczę się niczego w tym trywialnym królestwie człowieka. Muszę się oderwać, wyjść w góry, by się dowiedzieć czegoś o świecie.
Ciemne dni miną, uczucie, że się utknęło w czarnej dupie - tak, to też minie. Poza tym czarna dupa ma to do siebie, że kiedy się w niej siedzi, widzi się "jelita" do połowy pusta, a czasem należy docenić fakt, że się je w ogóle posiada...
Odejście na policyjną emeryturę bywa bolesne. Z dnia na dzień człowiek staje się niepotrzebny. Życie na ciągłej adrenalinie zamienia się w ciąg spokojnych dni, które się od siebie niczym nie różnią. Nie każdy jest w stanie się przestawić.
Przyglądała się tym wszystkim ludziom, którzy posiadłszy wszystkie dobra materialne, nie potrafili się nimi cieszyć, uważali się za lepszych od innych i zatracili gdzieś swą spontaniczność oraz radość, jaką niosą ze sobą zwyczajne, pozornie szare dni.
Tam właśnie mijał mu czas, dziesiątki dni i nocy, które mógł spędzać ze mną. Mógł – miał przecież wybór, miał w sobie miłość, którą mi dotąd dawał. Tak myślałam wówczas, pamiętając dobre czasy. Poczułam znów ból. Okłamał mnie. Nie znałam powodów jego postępowania i tak dziwnego, niewytłumaczalnego zachowania. Myślałam, że go dobrze poznałam, że naprawdę znam go na tyle, by czuć jego myśli, nastroje i lęki. Chciałam go takim mieć. Poznanym i oswojonym. Mieć dla siebie. Tylko dla siebie. Poznać smak spokoju i delektować się nim po kres naszych dni. Poczuć radość przewidywalności.
(...)w życiu o to chodzi, żeby mieć przy sobie takiego kogoś, przy kim będziemy mogli być sobą, przy którym będziemy czuli się wyjątkowo. Tak dobrego dla nas, że da nam wolność, takiego kogoś, przy kim szare dni wcale nie są szare, takiego kogoś kto wyrzeknie się trochę siebie dla nas, takiego kogoś, kto sprawi nam radość swoim uśmiechem, głosem, zapachem, sposobem poruszania się, taki ktoś, kto zmieni zwyczajne w niezwyczajne i zaakceptuje nas ze wszystkimi wadami, po prostu takimi jakimi jesteśmy
Podczas brutalnych sesji bogaci sponsorzy podwieszali je, dusili rękami, gwałcili najróżniejszymi przedmiotami, bili, opluwali, wyzywali, a nawet podtapiali. Po wszystkim upychali je w ciasnym pomieszczeniu gosodarczym i przetrzymywali je w nim nawet przez dwa dni. Niektóre dziewczyny traciły przytomność , a inne załatwaiły się pod siebie, przez co pozostałe musiały godzinami znosić smród odchodów.
Czuję obok siebie jego zmęczenie, jego ciężar (...) może tego wszystkiego jest za dużo - zamartwianie się o pracę, brak spokoju na co dzień,
sprzeczki i kłótnie? Kiedy byliśmy młodzi, mieliśmy fantastyczne kłótnie, pełne namiętności pojednania. A potem, przynajmniej przez jakiś czas,
trwały pełne czułości dni spokoju. Ale, mój mężu, już nie jesteśmy młodzi i nigdy już nie będziemy.
Wyobrażam sobie, jak mówisz do siebie...Zawsze lepsze to niż nieznośna cisza, która doskonale współgra z przerażającym strachem. (...)
Który nie pozwala twoim oczom się zamknąć, mięśniom się rozluźnić choćby na krótką chwilę.
Który będzie cię ścigał bez wytchnienia. Tak długo, jak długo pozostaniesz przy życiu, albo...do końca twoich dni, jeśli uda ci się z tego wyjść. Bo nigdy nic nie wiadomo.
Jak niekończący się koszmar, który ledwie się zaczął.
Ganiała się za odsuwanie się od niego, gdy powinna go była przytulić, za to, że przez wiele dni żywiła urazę, zamiast mu wybaczyć, za to, że czasami szła od razu spać, zamiast się z nim kochać. Pragnęła cofnąć każdą chwile, w której wiedziała, że Gerry był na nią wściekły i nienawidził jej. Żałowała, że nie wszystkie wspomnienia są dobre i te złe wciąż ją prześladowały. Tak bardzo było jej szkoda. A nikt im nie powiedział, że mają dla siebie tak mało czasu.
Zaułek z piekarnią lubię jesienny wicher kiedy liście
przylepiają się do szyby na chwilę
odlatują na zawsze
pomijam zimę
krótkie dni małego miasta
zaułek z piekarnią
świeżo upieczony po niepowodzeniu
udaję się do siebie
pod namiot z krzeseł i prześcieradła
gdzie trwają wakacje
nieważne do czego doszedłeś
nie zmierzamy donikąd
to tylko spacer skrajem pola
głos wilgi w kępie drzew
więc po co wlewasz mi oschłość
w spragnione usta
Czułam do siebie wstręt i nienawiść, wymieszane z wyrzutami sumienia. Jak mogłam tak się z nią pokłócić?! Jak mogłam pozwolić jej wyjść z domu i ją olać na tyle dni?! Czułam się złym człowiekiem. Przecież groził jej powrót do domu. Próbowała zrobić wszystko, żeby nie wrócić do starego i zostać ze mną w Paryżu. Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam coś w ustach, poczułam, jak żołądek mnie pali. Chciałam się tutaj położyć i zasnąć, ale nie mogłam. Musiałam uratować Ankę.
Czułam do siebie wstręt i nienawiść, wymieszane z wyrzutami sumienia. Jak mogłam tak się z nią pokłócić?! Jak mogłam pozwolić jej wyjść z domu i ją olać na tyle dni?! Czułam się złym człowiekiem. Przecież groził jej powrót do domu. Próbowała zrobić wszystko, żeby nie wrócić do starego i zostać ze mną w Paryżu. Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam coś w ustach, poczułam, jak żołądek mnie pali. Chciałam się tutaj położyć i zasnąć, ale nie mogłam. Musiałam uratować Ankę.
Kilka dni później o dwanaście lat starsza od Baarovej Magda Goebbels zaprosiła ją do siebie. Przywitała się przyjaźnie. Według Lidy aż nazbyt przyjaźnie. - Kocham mojego męża, ale on kocha panią - powiedziała. - Chciałabym opuścić Niemcy. Mogłaby mi pani pomóc? - spytała Lida. - Mówmy sobie po imieniu. - Magda nalała likieru z karafki i podniosła kieliszek do toastu. - Nie możesz tego zrobić. To jest wielki człowiek. Potrzebuje i ciebie, i mnie. - Ja bym nigdy nie mogła... - Będziesz musiała.
Sierpień! Oto nadeszły dni z żelaza, rozgrzewane w kuźni do czerwoności. Czas dudnił.
Plaże były oblężone, a morze nie toczyło już hufców fal, lecz markowało wyczerpanie, głębokie, błękitne.
Przypiekane, opalane na ruszcie, na piasku: łatwo ulegające zepsuciu mięso ludzkie. Nad brzegiem morza, na wydmach: mięso.
Ogarnął go lęk, ponieważ lato tak bardzo sobą szafowało. Bo to był znak, że rychło nadejdzie jesień. Sierpień pełen paniki, przymusu szybkiego używania życia.
Nie ma roku, żeby któryś z nas nie zginął. Nie ma roku, żeby ktoś nie odszedł ze służby z załamaniem nerwowym czy depresją. Nie ma roku, żeby jakiś policjant nie trafil do psychiatryka. Albo żeby któryś z nas nie postrzelił kogoś po służbie. A jeśli stajesz w czyjejś obronie na ulicy, jeśli chcesz pomóc, gdy komuś spuszczają łomot, jeśli postrzelisz kogoś albo zastrzelisz w obronie własnej, to robią z ciebie przestrzepcę, wyrzutka, pijaka, narkomana i co tam jeszcze wymyślą. Dajesz z siebie wszystko, zasuwasz na sto dwadzieścia procent przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. I co masz w zamian? Uścisk dłoni nadinspektora.
Pod­pi­sa­łem sam ze sobą ugodę na zwy­kłe, ego­istycz­ne życie – bez fa­jer­wer­ków, cu­dow­nych osią­gnięć za­wo­do­wych i bo­gac­twa, ale za to z sa­mo­lub­ną wy­go­dą. Pra­cu­ję, za­ra­biam wię­cej, niż wy­da­ję. Stać mnie na wy­jaz­dy do naj­cie­kaw­szych miejsc świa­ta, a każdą wolną chwi­lę spę­dzam za­zwy­czaj w ka­na­dyj­skich gó­rach i la­sach, nad rze­ka­mi i je­zio­ra­mi, któ­rych jest tu – wy­da­wa­ło­by się – nie­skoń­cze­nie wiele. Zna­la­złem to, co ego­istycz­nie ko­cham i nie chcę się z tym roz­sta­wać. Kiedy zu­peł­nie sam – prze­pra­szam, nie­zu­peł­nie sam, bo z Uchym, moim psem – je­stem dzie­sięć dni w lesie, moje życie speł­nia się. Życie wtedy jest
Próbują się do siebie zbliżyć, dni mijają, dziewczyna próbuje się uczyć, jednakże wydarza się coś niezwykłego. Jej organizm zaczyna się na wszystkie możliwe sposoby bronić przed czymkolwiek, co jest wprowadzane do jej ciała i w taki oto sposób dziewczyna traci swoje nienarodzone dziecko. Jest wtedy przy niej nie kto inny jak Michael – kapitan, który ukrywał swoje prawdziwe imię, próbuje jej dotrzymać towarzystwa, a także być dla niej oparciem w tym trudnym czasie. Dziewczyna na nowo czuje, że miłość, która zgasła, odradza się. Ponownie przebywając w otoczeniu mężczyzny, rozumie, że jest w tym miejscu po coś, dlatego postanawia, że się nie podda. Chce, aby Michael ją trenował, aby jej krew była analizowana, a jej sny dokumentowane, tylko po to, aby można było się dowiedzieć, co tak naprawdę tutaj robi i dlaczego każdy uważa ją za klucz. Wszystko idzie w dobrym kierunku, mężczyzna i kobieta zaczynają się do siebie zbliżać, ich więzi są coraz mocniejsze – na tyle, że po kilku tygodniach wspólnych treningów dochodzi między nimi do zbliżenia. Czują się cudownie w swoim towarzystwie, nie wyobrażają sobie życia bez siebie, a dziewczyna wie, że musi poinformować Orlanda o tym, że tak naprawdę od początku liczył się wyłącznie Michael, który ją tutaj ściągnął.
Jutro nie przyjdę – powiedziała leżąc na jego ramieniu, jej ręka gładziła jego pierś, miejsce które przed chwilą całowała. - Czemu? - Spotkanie rodzinne u mojego brata, coś w rodzaju pożegnania wszystkich naraz. Przeciągnie się pewnie długo. – Kaja pierwsza wyłamała się z tej niepisanej umowy milczenia o wyjeździe. - Trudno, będę czekał na ciebie pojutrze. Zostaną nam tylko dwa dni. - Wiem, mój Boże, przecież wiem. Dominik podniósł się z tapczanu. - Zrobię ci kogiel-mogiel, chcesz? I kawę? - Tak, uwielbiam kogiel-mogiel. Wyszedł do kuchni, po chwili usłyszała odgłosy jego krzątaniny. - Pomóc ci? – zawołała Kaja. - Nie, maluszku. Ty zostań tam gdzie jesteś, masz za sobą i przed sobą ciężkie dni. Ja się zajmę wszystkim, a ty odpoczywaj przy mnie. Mój Boże, odpoczywaj przy mnie Wrócił do pokoju, ubijając żółtka w kubeczku, przysiadł na brzegu tapczanu. - Gdybyś mi dała na to czas i pozwoliła, rozpieszczałbym cię, tak, jak tego nie robił nikt inny. Nie mogę ci wybaczyć, że nie zadzwoniłaś do mnie zaraz po swoim rozwodzie. Pięć lat, pomyśl, jakie mogłyby być cudowne te pięć lata. W kuchni zagwizdał czajnik. Dominik poszedł zaparzyć kawę. Kaja położyła się na brzuchu. Była naga, ale mimo otwartego okna nie czuła chłodu. Wieczór był ciepły. - Powiedz jedno słowo, a zostanę – prosiła go w myślach – powiedz tylko, że chcesz żebym została, a będę tu, nie wyjadę nigdzie. I nigdy nie będę tego żałować. Powiedz tylko - zostań! Dominik wrócił z kawą i ukręconym żółtkiem. Nachylił się nad nią i pocałował krągły wzgórek pośladka. Kaja odwróciła się i spojrzała mu uważnie w oczy. - No, teraz - pomyślała- powiedz teraz. Ale Dominik popatrzył na nią bez słowa. W jego oczach nie było zwykłych kpiących błysków. Była w nich czułość i żal. Kaja wzięła jego rękę i przytuliła sobie do policzka. Trzymała ją tak długą chwilę. Na dłoń mężczyzny spadła jedna gorąca łza
Każde, nawet pozornie niegroźne jej załamanie niesie z sobą niebezpieczeństwo śmierci. Z niewinnej chmurki robi się mgła, zaczyna padać deszczyk, zmienia się w śnieg i zanim zdołamy się obejrzeć – przenosimy się z upalnego, tropikalnego lata w mroźną zimę. Zmoknięte liny i skafandry sztywnieją na kość, skały pokrywają się lodowym szkliwem i zupełnie nawet łatwy teren staje się nie do przebycia. Pozostaje tylko jedno wyjście – w dół. Niestety, i na to zwykle jest za późno. Zjazdy podczas śnieżycy, kiedy odmrożone ręce dają znać o sobie, z przemoczonym ciałem wstrząsają dreszcze, trwają zbyt długo. Po kilku godzinach umysł przestaje wysyłać rozkazy, człowiek robi się senny, obojętny, ma tylko dość nieustannej męki. Zakłada stanowiska zjazdowe byle jak, byle prędzej, lina wyślizguje się ze zdrętwiałych rąk, jeden moment nieuwagi, drugi. i nazajutrz lub za kilka dni przewodnicy z Chamonix patrzą na wzbijający się w górę helikopter, zwiastun nieszczęścia. s. 77
- Proszę mi opowiedzieć o zamkach. Dlaczego kazała je pani zamontować?
Zastałam w mieszkaniu otwarte okno, uchylone drzwi, przekrzywione żaluzje. Niby nic wielkiego, lecz mimo to się zaniepokoiłam i nie potrafiłam sobie wmówić, że to tylko wiatr. Mój zdrowy rozsądek przypominał ducha - w jednej sekundzie był, w drugiej znikał. Całkowicie. Jakby rozpływał się w powietrzu. Zastanawiałam się, czy w domu nie ma tajemnych wejść i korytarzy, jak w starej nawiedzonej posiadłości. Czasem przyłapywałam się na szukaniu na ścianach i podłogach śladów po nieproszoych gościach, ale oczywiście nigdy ich nie znalazłam.
- Chciałam być bezpieczna.
- Czuła się pani zagrożona? Czyżby ktoś pani goził?
- Nie, nic podobnego. Przez większość czasu mieszkałam sama; to były wyłącznie środki ostrożności.
- Czy w ciągu ostatnich dni przed zaginięciem córki wydarzyło się coś dziwnego?
Pewnego razu pościel na moim łózku była skłębiona, jakby jakiś nadprzyrodzony gość ośmielił się w nim położyć pod moją nieobecność. Innego dnia po powrocie do domu zauważyłam, że lustro wisi krzywo. Czyżbym to sobie wyobraziła, czyżby moje postrzganie świata było zaburzone? Moja pierwsza myśl brzmiała: ,,Ktoś tu jest", ale dom był pusty, więc ją od siebie odsunęłam.
- Nic takiego sobie nie przypominam - mówię.
Są takie dni,
Panie Boże,
kiedy cię po prostu nie lubię!
Nieważne, że przeszłość będzie cię męczyła, chcę być przy tobie i cię wspierać, jeżeli nadejdą ciężkie dni, przejdziemy przez to razem.
To pewne, jak to, że woda jest mokra, dni długie, a przyjaciel zawsze w końcu cię zawiedzie.
To pewne, jak to, że woda jest mokra, dni długie, a przyjaciel zawsze w końcu cię zawiedzie.
Tak wiele dni w samotności
Tak wiele dni bez ciebie
Gdybyś chociaż chciał pocieszyć mnie
Ukoić mój ból
Mój lęk
Może wówczas miałabym pewność
Że to co czuję
Znaczy coś więcej
Dla ciebie
I tak kocham cię niezmiennie
© 2007 - 2024 nakanapie.pl