Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "sobie strych", znaleziono 755

- Społeczeństwa, kurwa? Jakiego znowu społeczeństwa? Co to jest społeczeństwo?
- Ci, Antcik, którzy na ciebie głosowali – dodał zbędnie.
- W tym regionie społeczeństwem jestem ja, Anitta Carewicz, twoja małżonka, liderka partii rządzącej i poseł. Ja, kurwa, decyduję o wszystkim. Ja daję i zabieram. Reszta matołów ma cicho siedzieć na dupie albo trząść portkami ze strachu.”
Obcy mężczyzna trzymał w dłoniach filiżankę z kawą i z początku pewnie nawet nie zauważył Łucji, która czaiła się w kącie. Przyglądała mu się z mieszanką strachu i zaciekawienia. Wyglądał na około trzydzieści lat, a kasztanowe włosy, które w przytłumionym świetle zyskiwały odcień czekolady, lekko falowały. Jasne błękitne oczy wbijały się w jej miodowe spojrzenie i urzekały.
"Świat się zatrzymał, zatoczył pętlę i wrócił do punktu wyjścia. Między nimi wydarzyło się tyle złego, ale teraz to przesta ło być ważne. To był koniec. Koniec ze strachem, koniec z wa haniem, koniec z umieraniem z każdym oddechem, z każdym słowem. Jego okaleczył gniew, ją rozczarowanie. On nauczył się w końcu pokory, ona musiała nauczyć się wybaczać."
Jak został zbudowany komunizm? Komunizm zbudował Stalin przy pomocy bezprizornych. Miliony osieroconych, głodnych i bosych dzieci błąkało się po drogach Rosji. Kradli co się dało. Stalin zamknął ich w internatach. Tam nauczyli się nienawiści, a kiedy dorośli, zostali ubrani w mundury NKWD. NKWD trzymało naród w zwierzęcym strachu. Ot, i masz komunizm.
A więc zdarzają się chwile w życiu, gdy otwierają się drzwi i zalewa cię strumień światła. Rzadkie chwile, gdy puszczają hamulce, a ty, w stanie nieważkości, pędzisz autostradą bez radarów. Wszystko jest wówczas jasne, odpowiedzi zastępują pytania, strach ustępuje miejsca miłości.
Ale nawet jeśli coś takiego ci się przydarzy, stan łaski nigdy nie trwa długo.
Wyobrażam sobie, jak mówisz do siebie...Zawsze lepsze to niż nieznośna cisza, która doskonale współgra z przerażającym strachem. (...)
Który nie pozwala twoim oczom się zamknąć, mięśniom się rozluźnić choćby na krótką chwilę.
Który będzie cię ścigał bez wytchnienia. Tak długo, jak długo pozostaniesz przy życiu, albo...do końca twoich dni, jeśli uda ci się z tego wyjść. Bo nigdy nic nie wiadomo.
Jak niekończący się koszmar, który ledwie się zaczął.
Lipintz poczuł ulgę na wieść o rozwiązaniu jednego z największych problemów. Bardziej niż państwowych oficjeli obawiał się zemsty byłego sojusznika, który na pewno chciał się pozbyć niewygodnych świadków nieudanej misji. To strach przez Bach- Zelewskim motywował go do przestrzegania reguł aresztu domowego. Przez pierwsze tygodnie nie zbliżał nawet się do okien w obawie, że mógłby go zauważyć jakiś agent.
Rozchylił kombinezon dziewczyny i wpatrywał się w jej gładki biały bok. Pomyślał przy tym, że w czasach minionych mężczyzna, gdy patrzył na ciało kobiety, które go podniecało, to sprawa była prosta. Obecnie jednak nie istniała czysta miłość lub czyste pożądanie. Żadne uczucie nie mogło być czyste, bo wszystko przepełnione było strachem i nienawiścią. Ich uściski były walką, zaś orgazm zwycięstwem. Ciosem wymierzonym Partii. Politycznym aktem.
Oddałam chorobie wszystkie moje myśli. Tak nie powinno być. Ale spadło to na mnie jak grom z jasnego nieba. Myślałam, że będziemy sobie z tata na emeryturze zbujać bąki, uprawiać warzywa i doglądać wnuków. Tymczasem muszę walczyć z polską służbą zdrowia, swoim strachem, litością, którą mnie wszyscy otaczają, a która zamiast pomagać, całkowicie pozbawia mnie siły oporu.
Jest ogromny obszar między heroizmem a tym, że zostawia się umierającego partnera na pastwę losu. Bo czasem się zostawia. Nie można znieść umierającego. Ale ten umierający świadomie wybrał takie życie, taką pasję, taki sport, zna prawa, które w nim rządzą, prawo, które sprawi, że nikt się przy nim nie zatrzyma, bo jego partner też nie ma siły albo jest w strachu, w panice i walczy o swoje życie. Tak czy inaczej, ucieka na złamanie karku.
A najpiękniejszy przypadek samozaspokojenia znalazłem w opowiadaniu Oty Filipa "Pokalane poczęcie". Występuje tam nieudacznik Hugon - kandydat na pisarza, który za komuny z braku talentu i ze strachu przed Służbą Bezpieczeństwa nic nie pisze. Na końcu opowiadania pada zdanie, które należy według mnie do najważniejszych zdań w czeskiej kulturze. "Nie piszę, milczę - przyznaje Hugon - ale milczę z godnością i niebezpiecznie!".
Teraz byli porażeni ciemną nienawiścią. Ich zaszłe krwią oczy płonęły. Jakaś pierwotna siła wypchnęła z ich dusz na twarze ukryte okrucieństwo, przemoc i barbarzyńską żądzę zemsty i śmierci. Miotał nimi krwiożerczy sadyzm. Wylazły na wierzch koszmary ludzkiej natury. Monstrualny strach, zezwierzęcenie, okrucieństwo i przerażenie mieszały się z koszmarami nocy, przemocą, podłością i hańbą.
Są takie dni, gdy nic się nie układa. Wstajesz z łóżka i noga zamiast na kapeć trafia na grzbiet ukochanego psa, który ze strachu gryzie cię w łydkę; nalewasz kawę, ale zamiast do filiżanki lejesz prosto na świeżą koszulę; dochodzisz do metra i stwierdzasz, że zostawiłeś w domu wszystkie dokumenty i pieniądze, a po powrocie do domu odkrywasz, że wcale nie zostawiłeś, tylko zgubiłeś. Razem z kluczami.
U ludzi patrzących na kogoś z góry szczególnie ciekawe są oczy. Niekiedy widać w nich strach przed sprzeciwem lub czujność, innym razem świecą wojowniczym blaskiem, jakby mówiły: »masz inne zdanie, to wal śmiało, nie boję się«; kiedy ktoś gardzi nieświadomie, jego oczy otacza płyn, w którym widać ekstatyczną rozkosz zmieszaną z poczuciem wyższości - bywa nawet, że gałki oczne pokrywają się błyszczącą warstwą.
Zawsze uważał, że każda religia to nic więcej jak organizacja pragnąca kontroli oraz uzależniająca wyznawców od nadziei i poddaństwa. Dzieliła ludzkość i infekowała ją strachem przed odmieńcami, a przez to sprawiała ją łatwiejszą do rządzenia. Postrzegał mieszkańców Imperium za swego rodzaju ćpunów myślących, że katolicyzm jest kluczem do jakiegoś bliżej niezbadanego szczęścia, do którego ślepo dążą, nie mając jednocześnie bladego pojęcia, jak ono wygląda.
Ściany, pokryte szarą, wilgotną warstwą pleśni, zdawały się pulsować w rytm strachu, który przenikał przez pory w jego skórze. Wzdłuż nich ustawione były półki pełne słojów z makabrycznymi „trofeami” – gałkami ocznymi, językami i kawałkami skóry, które pływały w mętnych płynach konserwujących. Każdy słoik, pieczołowicie opisany, wydawał się symbolem satysfakcji chorego umysłu, który czerpał radość z rozkładu i zniszczenia.
W ostatecznym rozrachunku samemu autokracie jest obojętne, czy ktoś mu wierzy, czy nie. On wcale nie chce każdego przekonywać, za to bardzo chętnie każdego sobie podporządkuje. W samej istocie władzy tkwi bowiem niepewność - żadna władza, choćby nie wiem jak silna, nigdy nie jest całkowicie pewna siebie. Ta paranoja - strach przed osłabieniem i utratą władzy - leży naturze rządzących. Stąd potrzeba uzyskiwania wciąż na nowo kontroli nad masami. I do tego służy kłamstwo.
Coś ich dzieliło. Bariera, niewidzialny mur, zbudowany z tych wszystkich chwil, kiedy drżał ze strachu przed ojcem, kiedy się przed nim ukrywał, uciekał w kolejną imprezę, w kolejne pijaństwo, w kolejne ostre ćpanie - i ten mur teraz go chronił. Nie chodziło o to, że Sławek bał się ojca. To było coś głębszego, bardziej pierwotnego. Instynktowny szacunek, wpojony przez lata bolesną tresurą. Jak u młodego wilka, który boi się rzucić wyzwanie samcowi alfa, nawet jeśli ten jest już stary i powłóczy łapami.
Po prostu czuję i wiem, że ktoś na mnie patrzy. Skryty w mroku, nienasycony, napawa się moim lękiem, upaja się widokiem samotnej i przerażonej kobiety, która udaje przed samą sobą, że jest w stanie stanąć twarzą w twarz z upiorami lasu. Powinnam wejść do domu i zamknąć za sobą drzwi, myślę. Dlaczego tego nie robię? Nie, to nie ciekawość. Jestem po prostu sparaliżowana strachem.
Czary, które stworzyły Przeklętego, nie zamierzały jej ułatwić zadania. Zalały ją uczucia, takie, które powodują, że ludzie zwijają się w kłębek i wyją ze strachu lub rzucają naprzód w berserkserskim szale. Przerażenie, obłęd, panika, nienawiść. Nienawiść do całego świata, do wszystkiego, co żyje, oddycha, chodzi i śmieje się. Chęć dominacji, panowania, pragnienie odnoszenia zwycięstw za wszelką cenę, bycia na samej górze, bezwzględnego podporządkowania sobie wszystkiego i wszystkich.
- To taki zimny świat, pozbawiony czegoś... więcej.
- Wprost przeciwnie – odparł elf. – To lepszy świat. Miejsce, w którym sami odpowiadamy za własne czyny, w którym możemy być dla siebie dobrzy, ponieważ chcemy i ponieważ tak należy, a nie dlatego, że wpojono nam strach przed karą boską. Nie zamierzam mówić ci, w co masz wierzyć, Eragonie. Lepiej nauczyć się myśleć krytycznie i samemu móc podjąć decyzję niż przyjmować ślepo poglądy innych.
Prawdziwy lęk nie rodził się bowiem z okrucieństwa przepełnionych żądzą krwi morderców i nie był udziałem pogrążonych w szaleństwie dowódców. Prawdziwe przerażenie nadchodziło wtedy, gdy twoje uszy przeszywał wrzask dzieci, a błagalne szlochy ich matek ucinane były jednym ruchem miecza; to fala zalewająca cię gęstym strachem tych, dla których nie było już ratunku, wciągająca cię na dno, oblepiając twą duszę palącymi wspomnieniami ich ostatnich chwil dla pewności, że nigdy ich nie zapomnisz.
Zapomnieli, jak mówi się niewypowiedziane dotąd słowa, i coś dławiło ich w gardle. To "coś" to były ich serca, ich ciała, ich zakochane dusze, ich łzy, ich śmiech, który wyrywał się na wolność. Nadchodził kres czekania bez końca, martwych godzin, smutnej samotności. Znikły poranki zasnute nieprzyjemną mgła, noce przepełnione koszmarnymi snami, nicość życia bez sensu, strach przed śmiercią, zaciekła walka o pamięć, ciągłe borykanie się z zapominaniem. Wszystko sprawił boski cud, że byli razem.
Zawsze chciałem przejechać Stany, a jechałem przez Rosję. Zawsze chciałem być jak Moriarty, ale dożyłem pięćdziesięciu czterech lat i wlokłem się starym autem przez zachwaszczony step. Zamiast czuć bezmiar kraju i wolność, czułem strach przed psiarnią. Tyle, że kraj był większy, przesiąknięty smutkiem jak deszczem i mniej więcej wiedziałem, o co w nim chodzi. Mniej więcej. Tak. Tęsknisz za banks of Ohio, a dostajesz. Tim. Zawsze tak jest. Ale nie narzekałem.
W głębi ducha czuł narastającą wściekłość, wiedział, że ta przeklęta sfora rozbudziła drzemiące w nim zwierzę. Teraz, jeśli chciał na nowo zaakceptować rodzaj ludzki, zaakceptować samego siebie, musiał ich przepędzić. Człowiek nie był uosobieniem wszelkich cnót, już choćby pornografia świadczyła o pewnych ułomnościach, ale Plemię siało coś, co nie było jedynie zagrożeniem i strachem przed śmiercią. Zdołało unicestwić wszelkie nadzieje, drzemiące w najskrytszych zakamarkach ludzkich serc i umysłów. Ukazało potworność życia.
Kiedy śledztwo zbliża się do finału, adrenalina jest na takim poziomie, że inaczej się wszystko postrzega i odczuwa. Pracuje się z kimś dwadzieścia cztery godziny na dobę, tak blisko, że zna się jego zapach. Wie się, jaką lubi kawę i jak wiąże krawat. A potem sprawa się nagle komplikuje. Razem wpadacie w złość i czujecie strach. I wkrótce wydaje wam się, że to miłość. A tak nie jest. To tylko dwoje ludzi, pracujących w takim napięciu, że nie potrafią odróżnić żądzy od ekscytacji pościgiem.
Śmiertelny strach jest w naszym życiu równie ważny jak miłość. Dociera do sedna naszego jestestwa i pokazuje nas takimi, jakimi jesteśmy. Czy zrobisz krok wstecz i zasłonisz oczy? Czy może starczy ci siły, żeby stanąć nad przepaścią i spojrzeć przed siebie? Czy chcesz wiedzieć, co tam jest, czy też żyć w mrocznej iluzji, w której ten skomercjalizowany świat pragnie nas zamknąć jak ślepe gąsienice w wiecznym kokonie? Czy zwiniesz się w kłębek, zamkniesz oczy i umrzesz? Czy może potrafisz wywalczyć sobie wolność i odfrunąć?
Prokurator nie odczuwał wielkich wyrzutów sumienia. (...) Ludzie lubią sobie wyobrażać, że one zjadają człowieka. Że zabójstwo staje się przekleństwem, które zatruwa całe życie, choroba, gangreną. Smutna prawda natomiast jest taka, że człowiek się boi na początku i z tego strachu żałuje. Wydaje mu się, że peka, znika, gnije. Ale potem nie dzieje się nic, więc się uspokaja. Wspomnienia bledną. Nie budzą go już w nocy dźwięki masakrowanej młotkiem czaszki i mlaśnięcia miażdżonego mózgu. Serce zaczyna bić normalnie.
W szkole i nad lekcjami spędzamy ponad osiemdziesiąt procent czasu przypadającego na nasze "szkolne dzieciństwo" (od szóstego do piętnastego roku życia) i wczesną młodość. Oznacza to około dwudziestu tysięcy godzin przeżytych w warunkach napięcia, strachu i nudy, wśród których, jak diamenty w popiele, błyskają nieliczne chwile lepszego samopoczucia. Jest to czas wyczerpującego i szkodliwego dla zdrowia życia w permanentnym stresie, porównywalny do życia pilotów odrzutowców albo innych ludzi mających niebezpieczną i odpowiedzialną profesję.
Bardzo rzadko w życiu zdarzają się chwile, gdy otwierają się drzwi, a na progu stoi książę z bajki, w którego istnienie dawno przestałaś wierzyć. Pojawia się ktoś, kto okazuje się twoją drugą połową, kto akceptuje cię taką, jaką jesteś, w całości, kto odgaduje i przyjmuje twoje wewnętrzne konflikty, strachy, żale, złość, cały ten strumień ciemnego błota, który płynie w twojej głowie. I ten ktoś potrafi to wszystko uspokoić. I podaje ci lustro, w którym nie boisz się już przejrzeć.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl