Avatar @MUWIT.pl

MUWIT_pl

@MUWIT.pl
Bibliotekarz
20 obserwujących. 6 obserwowanych.
Kanapowicz od 4 lat. Ostatnio tutaj 12 dni temu.
Napisz wiadomość
Obserwuj
20 obserwujących.
6 obserwowanych.
Kanapowicz od 4 lat. Ostatnio tutaj 12 dni temu.

Blog

niedziela, 12 lipca 2020

Krótkie trzy dni

To były krótkie trzy dni. Zbyt krótkie...
One jednak dały mi przedsmak innych Bieszczad. Bieszczad wolnych od tłumu urlopowiczów zadeptujących połoniny, Bieszczad pełnych malin, borówek i... ludzi.
Ludzi tutejszych.


- Panie, może się pan u mnie zatrzymie. Po podwórku tylko owce chodzą. Ale ja panu zaraz szope otworze...- powiedział jakiś chłop, który wyprowadzał właśnie krowę na pastwisko.
Zanim zaparkowaliśmy naszego, starusieńkiego poloneza, dziadek zdążył nam opowiedzieć o swoim koledze.

"Ale zwierze to musi żryć!"

- Wicie, bo on to jest taki wagabunda. On to by całe życie łaził. To już trzy lata jak się tak włóczy bez celu On nie ma domu. Cało zime chodzi w jednych portkach. Dziurawych. Dopiero mu je zeszłej zimy moja Maryśka zeszyła. Moja Maryśka to myśląca jest, wiecie? Bo Władek sobie wykoncypowoł, że on konia kupi. A Maryśka mu na to; "Władek, ty to możesz cało zime korzonki jeść i raz na czas do kumpla przychodzić, ale zwierze to musi żryć" Tak mu powiedziała. A Władek nic. On chce konia i już. Na wiosne to on zaczoł coś robić. Ci ludzie co prowadzo to studencko baze w Łopience, to mu dali jakie dłuto czy co. I on teraz to figurki robi. Potem idzie do Jabłonek. Tam jest ten, no, pomnik i muzeum, turyści przyjeżdajo. On im te figurki sprzedaje. Zbiera na tego konia... O! Pani, jak on gra na gitarze! Dziewczyny za nim szalejo. Dwa lata temu to rozkochał w sobie tako doktórke z Warszawy. Ona rzuciła pracę i tu siedziała całe lato. Ale przyszła zima, doktórka wyjechała, a on został bez konia i bez kobity... Gdzie on teraz to ja nie wiem, ale jak pójdziecie na tą górę... No, Łopiennik, widze, ze się znacie... to za nim musicie skręcić na tą bazę co wam mówiłem. Jeżeli żyje jeszcze, to tam siedzi. Do mnie przychodzi na zime. Raz do mnie, raz do Józka do Buku. Tak żyje.

Nasza trasa i tak prowadziła przez Łopiennik, co nam szkodziło zejść na bazę. Na bazie siedział tylko aktualny kierownik Frugless. Baza jeszcze nie była oficjalnie otwarta.

- Chcecie ziemniaki z omastą, bo mi trochę zostało z obiadu. - pewnie, że chcieliśmy. Frugless okazał się uroczym człowiekiem, zakochanym jak większość prowadzących takie bazy, w górach. On poza Bieszczadami świata nie widział.

- Władek? Ano jest tu. Pomaga mi rozbijać bazę. Ale teraz go nie ma. Poszedł na Korbanię. Wiecie, z kobitą. Przyjechała ta jego z Warszawy. I poszli. Będzie pewnie wieczorem. Ej, nie idźcie, zostańcie. Fajnie będzie. Pogramy na gitarach. Władek gra pięknie, a ja też coś brzdąkam.
Nie mogliśmy. Mieliśmy tylko trzy krótkie dni.

Nie zwracając zbytniej uwagi na czas , który nieubłaganie przesuwał wskazówki zegarków, nerwowo tykających w plecakach zatrzymaliśmy się pod cerkiewką w Łopience.
Wiatr w koronach drzew
Siedliśmy w trawach bujnie rosnących naokoło Łopienki i wyciągnęliśmy przewodnik.

Nagle...
Nie, na pewno mi się zdawało...
ale...
Cerkiew coś mówiła...
Z bani cerkiewnych dolatywały słowa...
- nie czytajcie, posłuchajcie...

Odłożyłam przewodnik. Wydawało mi się, ze śnię. Przez pola, które widziały mi się w czarno-białych kolorach szli ludzie...

- Taaak. Ci ludzie mnie wybudowali. Było to w 1757 roku-tak mówią. Pojawiłam się, bo sprowadzono słynącą łaskami ikonę Matki Bożej. Dla niej powstałam. Ale w dokumentach kościelnych zapisano, że wybudowano mnie dopiero na początku XIX w- tak piszą. Ja nie wiem. Byłam dopiero budowana. Na czasie się nie znam. Widzę tylko to, co przed moimi oknami. Nie wiem, kiedy, ale przychodzili tu różni ludzie. Baby w chustach na głowach, w długich spódnicach, chłopi w płóciennych spodniach, kapeluszach. Przyjeżdżali zewsząd, aby tą ikonę zobaczyć. Potem przyjeżdżali z towarami. Baby z glinianymi garnkami, pastuszki w sandałach albo na bosaka sprzedawali fujarki i figurki, Żydzi stali tam u wejścia doliny, mieli takie stragany z kolorowymi dachami, sprzedawali tytoń od Madziarów i gorzałę. Gwarno tu było, kolorowo. Długo to trwało, co kilka dni- chyba co siedem zjeżdżali się i odpusty sobie robili. Potem przestali. Nie wiem dlaczego. A potem już był tylko ból...

Nastała cisza. Tylko wiatr szumiał w koronach drzew. Ptaki zamilkły. Zegarki w naszych plecakach już dawno przestały tykać...

- Pewnego dnia, a pamiętam wyjątkowo cicho było w okolicy, przyjechali obcy. Na wielkich wozach. Konie nie były tutejsze. Prychały ostro, nieprzyjemnie. Obcy zabrali dużo naszych. Wsadzili ich na wozy i powiedzieli, że wywożą ich do raju. Nikt z nich nie wrócił. Mało zostało ludzi we wsi. Zezowata Maryśka przychodziła tylko z babami na śpiewy. Echo niosło się po dolinie, ale były to smutne śpiewy. Śpiewały tak dwanaście miesięcy. Potem obcy znów przyjechali. Zabrali ich. Niedawno słyszałam od takiego jednego w czerwonym swetrze, który tu stał z grupą, że wywieźli ich na Ziemie Zachodnie. Nie wiem, co to jest. Nikogo nie było przez długi czas .

Ale przyszli jacyś z Podhala. Mieli owce. Na tych polach je wypasali, a na noc chowali je do mnie, do wnętrza. Obrazu Matki Boskiej już tu nie było, na szczęście nie musiała na to patrzeć... Tam, gdzie klękali ludzie, leżało siano, a zamiast śpiewów cerkiewnych po dolinie niosło się beczenie owiec. To było straszne poniżenie.... Myślałam, że już się nie podniosę po tym upadku ...

Ale przyszli inni. Oni nie byli obcy, choć ich nie znałam. Podobno mają tu bazę namiotową. Siedzieli pod moimi murami i śpiewali. Mieli gitary, bębenki, fujarki, ale inne niż pastuszkowie. Śpiewali i śpiewali. Inne to były pieśni, niż te cerkiewne... Wesołe, turystyczne. Wrócili po roku.

Powiedzieli, że wydali śpiewnik "Piosenki z Łopienki" i trochę pieniędzy mają z prowadzenia bazy.
Powiedzieli, ze mnie odbudują.
I odbudowali.

Przychodzą co roku, czasem zostają na dłużej. czasem naprawią dach, pocerują mury.
Nie zginę.
I będę tu stać do skończenia świata, żeby ktoś tak jak wy, posiedział w cieniu i wspomniał tamte czasy...
A jeżeli będzie chciał- opowiem....

Snu ciąg dalszy...

- Kaśka, obudź się- Grzesiek potrząsnął mnie za ramię.- Idziemy. czas goni..
- Cerkiew do mnie mówiła- wyszeptałam.
- nie bajdurz. Choć już. Mamy mało czasu.- Usłyszałam nerwowe tik, tak....

Nie uszliśmy daleko. czas znowu zwolnił. U wrót Łopienki stała smolarnia. Niby nic szczególnego, a jednak.

Trzy wielkie piece na drewno i barak. A na progu baraku siedział smolarz. Umorusany jak nieboskie stworzenie, z brodą po pas i z niesamowicie inteligentnym wyrazem oczu. Przysięgam na klęczkach i z ręką na sercu, że w życiu swoim nie rozmawiałam z równie inteligentnym i oczytanym człowiekiem!!!
Troszeczkę mnie zdziwiła tak ogromna inteligencja zakopana gdzieś w dzikich ostępach Bieszczadów, chociaż słyszałam o bywalcach "Siekierezady"- drwalach, z których każdy ma wykształcenie wyższe...
Tam obok siebie siedzą umorusany prawnik, brodaty sędzia i lekarz z raną po siekierze...

Musiałam mięć chyba bardzo głupią minę, bo mój smolarz stwierdził:
- wie pani, ja jestem brudas, ale wykształcenie to ja mam...
I właściwie nic więcej na ten temat nie powiedział.

"Pani! Łon jest doktórem!"


Poszliśmy na piwo do sąsiedniej knajpy. Właścicielka odciągnęła mnie na bok.
- Ja pani powiem. Ale tak, żeby Józek nie widział. Bo on nie lubi o tym mówić.
Pani! On jest doktórem! A jak on po francusku gada! Pani! On robił studia we Francyji! Na doktóra się szkolił, a potem zrobił jakiegoś tam magistra, a potem tego doktóra! Pani! Jak mnie głowa boli to on zaraz wie jak zrobić, żeby nie bolała. - zastanowiłam się, czy ja też aby nie potrzebuję tego lekarstwa, bo głowa mi puchła od nadmiaru doktórów... - Jak mąż ma kolkę, to też wie. I radzi jak się krowa cieli. Taki mądry! Dlaczego siedzi tutaj? Aaa, Pani! To było za tamtych czasów. Jemu się coś nie podobało, on się nie podobał temu komu trzeba... I wiadomo. A potem go jeszcze baba rzuciła. Pani! Takiego chłopa! Doktóra!

Czas znowu przypomniał o swoim istnieniu. Na dokładkę przypomniała się natura. Szalejąca już od dłuższej chwili, burza przeszła nad Łopienkę, my uciekliśmy w stronę Sinych Wirów. Sine wiry to rezerwat stworzony na pięknym przełomie Wetliny.

Nazwę wzięły od najgłębszego "wyru", czyli każdego głębszego miejsca na rzece. Kilometr za szosą znajduje się jeziorko Szmaragdowe. Lepiej byłoby użyć słowa znajdowało się. Powstało we wrześniu’1980, kiedy wielkie masy ziemi osunęły się ze stoków Polomy. Jednak przez ostatnie lata uległo zamuleniu i teraz w tym miejscu jest ledwie widoczne rozszerzenie rzeki. Jeziorka osuwiskowe to jeszcze jedna z ciekawostek Bieszczad. Podobne- słynne jeziorka duszatyńskie - znajdują się pod Chryszczatą.

Odnaleźliśmy ścieżkę prowadzącą przez, wyludnioną pięćdziesiąt lat temu, wieś Zawój. W niektórych miejscach droga była bardzo zarośnięta, ale widać było, że jest to jednak droga. Gdzieniegdzie zaś pokrzywy, wdarte miedzy kamienie, łączyły się z karłowatą olszyną, tworząc Gąszcz trudny do przebycia. Przedzierając się przez krzaki, poobijani i poobdzierani, w końcu doszliśmy do przełęczy Szczycisko, skąd podobno prowadzi szlak na Żołobinę i Krysową. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że jest podobny do zarośniętej drogi z Zawoju. Szlak jest sto razy bardziej nieprzebyty!

Daleko jeszcze na Smerek?


Gdybyśmy nie szli grzbietem, dawno pogubilibyśmy się w plątaninie krzaczków i drzew. Po pół godzinie szlak nabrał względnie normalnego wyglądu i tu właśnie spotkaliśmy grupkę ludzi z Sanoka.
- Daleko jeszcze na Smerek?- zapytał pan, prowadzący za rękę kilkuletniego szkraba.
- na Smerek? Nie tędy droga. Schodzą państwo teraz w kierunku Jaworzca.
- O, to świetnie, bo właśnie tam się zatrzymaliśmy.

Okazało się, że była to "nielegalnie" zorganizowana grupa, która na X-ecie liceum wybrała się w góry. Połowa grupy, wraz z przewodnikiem poszła na Smerek, zaś druga połowa podążyła za nimi, tylko, że w odstępie. W efekcie, będąc na rozstajach, pobłądzili. Stwierdzili, bowiem, że ścieżka idąca do góry na pewno prowadzi na Smerek. Okazało się jednak, że podchodziła tylko pod Krysową...

Tak to już jest w tych górkach: czasem trzeba stracić trochę wysokości, żeby wyjść na szczyt, a czasami trzeba podejść, aby zejść w doliny...
zastanawialiśmy się co zrobiliby, gdyby nas nie spotkali, nie mieli ani mapy, ani pojęcia gdzie są i dokąd idą. Doszliby do szutrówki i...

Na dwoje babka wróżyła. Wersja optymistyczna brzmi, że poszliby w lewo i doszli do Jaworzca. Wersja pesymistyczna przewiduje dojście aż do Zatwarnicy... Jedyne zabudowanie w okolicy- pojedynczy dom w Hulskiem- z pewnością by ominęli, bo nie jest widoczny z drogi...

A może wyszłoby im to na dobre? Może przez przypadek natknęli by się na ten dom i spotkaliby ludzi, takich lub podobnych, którym mieliśmy szczęście stanąć na drodze, może znaleźliby chwilę czasu, żeby zasiąść w trawach bieszczadzkich i posłuchać szumu wiatru, może i im zarośnięta podmurówka opowiedziałaby swoją historię?


Czerwiec'1999- Sine Wiry
Tagi:
#Bieszczady#cerkiew#Lopienka#Sine-Wiry#opowiadanie#smolarstwo#smolarz
poniedziałek, 6 lipca 2020

WIEŻA NA BARANIM

Baranie, czyli Stavok


W Beskid Niski zawitałam zbyt późno, aby wieża triangulacyjna na Baranim stała się moja, jednak tych kilka wspomnień z nią związanych nie da się tak po prostu wymazać z pamięci.

Wielu turystów szybko przemyka zielonym szlakiem w dół do Olchowca, albo jeszcze dalej do przejścia granicznego w Barwinku, jednak garstka mknie specjalnie na Baranie, specjalnie dla niej. są to przeważnie bywalcy chatki "U Malucha" w Ropiance- na Baranie nie jest ani za daleko, ani za blisko; ani za stromo, ani za płasko. Idealnie na kilkugodzinny spacer. Dodatkową atrakcją była do niedawna wspinaczka na szczyt wieży.

Tak- wieży, bo nikt nie śmiałby jej nazwać po prostu triangulem.
To była ona- Jej Wysokość Wieża.

zdjęcie pochodzi z beskid-niski.pl

Pieczołowicie wykonana konstrukcja z drewnianych elementów niepodzielnie królowała nad tą częścią lasu. Brzozy i sosny pną się usilnie w górę, ale gdzie im do wierzchołka... Pod koniec panowania na Baranim drewniane części zaś zaczęły rozchodzić się w szwach, a u stóp zaczęły piąć się ostrężyny i maliny. Z czasem zdominowały podstawę, ale i nawet one, wszędobylskie rośliny, nie zdołały zagrozić jej koronie. Pojawiliśmy się wtedy na Baranim z Grzesiem Śmiałowskim, jeszcze kapralem. Grześ nie odmówił sobie przyjemności wspinaczki na szczyt. Niestety mam lek wysokości i stałam na dole drżąc każdym jego ruchem i z każdym niebezpiecznym trzaskiem. Grześ informował z góry o widokach na Ćergov i pasmo Braniska, jednak mżawka, mgły i chmury nie napawały ochotą do wspinaczki, a spróchniałe szczeble utwierdzały w przekonaniu zostania na dole.

"Może następnym razem..." pomyślałam niepewnie, Chociaż nie sprawiała wrażenia, jakby ją ktoś konserwował. W dobie satelitów i pomiarów z kosmosu wieże triangulacyjne umierają śmiercią naturalną.

Obraz nędzy i rozpaczy
Kiedy następnym razem pojawiliśmy się tu z Marcinem Żyłą wieża przedstawiała sobą obraz nędzy i rozpaczy. Krzaki ostrężyn wdarły się już na wysokość metra, drabinki wśród zielonego Gąszczu w ogóle nie było widać, reszta trzymała się na przysłowiowe słowo honoru. Co nas tknęło, żeby pomimo mglistej pogody i zerowej widoczności jednak wejść, do dziś zostało dla mnie tajemnicą. Jednak weszliśmy...

Kolana drżą, ręce drżą, zziębnięte palce z trudem odnajdują chwyty. Boję się spojrzeć w dół- wiem, że zobaczę tylko zielone morzę ostrężyn. Resztki drabinki z hurgotem spadają w dół, dobrze, że Marcin w ostatnim momencie przeniósł ciężar ciała na ręce... Zenit dyndając na za długim pasku obija się o kolejne deski...

W końcu docieramy, Na szczycie nie ma nawet platforemki - ostatecznie nie kontemplacji widoków wieża miała służyć. Wisząc gdzieś pomiędzy deskami, zaczepieni o wszystko, co wystające i nie sprawiające wrażenia spróchniałego, podziwialiśmy zamglone szczyty.

Zejście było jeszcze gorsze. Resztki drabinki leżały na dole w krzakach, wystające deski spróchniałe były na durch. Pozostawało jedynie zjeżdżanie po słupie. Z jednej strony drzazgi, z drugiej kłujące ostrężyny...

Wieża na Baranim nieźle dała nam w kość.
Kiedy schodziliśmy już do Olchowca powiedziałam do Marcina
- Tym razem pogoda była nieco lepsza. Może następnym razem zobaczymy te osławione widoki...?

Następnego razu nie było. Dwa tygodnie później wieża na Baranim runęła...

Kwiecień'2003- Olchowiec
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
SPROSTOWANIE:
Całkiem niedawno dowiedziałam się- z portalu beskid-niski.pl- że wieża na baranim nie była drewniana... Naprawdę niepomiernie mnie to zdziwiło, gdyż ja pamiętam drewno. Może dlatego, ze drewno bliższe memu sercu niż metal. Niemniej jednak ku pamięci potomnych pragnę poinformować, że wieża na baranim była konstrukcją metalową.


Bibliografia Beskidu Niskiego:

Uwaga! To co prawda nie jest artykuł sponsorowany, ale uważam, że portal Bartka Wadasa beskid-niski.pl zdecydowanie jest najlepszym kompendium wiedzy o tym regionie. Zresztą, administrator (Bartek Wadas), dołączywszy do duetu Grzesik-Traczyk, jest również współautorem przewodnika "Od Komańczy do Wysowej"
Tagi:
#niski#beskid-niski#wieza#baranie#triangul#opowiadanie
piątek, 19 czerwca 2020

Kozia Szyja pod Górą Chrobrego

Mało które śląskie miasteczko wygrało los na loterii. I żadne tak go nie zlekceważyło.

Leżące na nizinach miasta wydawały kolosalne pieniądze na stworzenie systemu wodociągowego, widocznego dziś w formie zapomnianych wieży ciśnień. Brak dużych połaci lasów nie dostarczał budulca, który trzeba było ściągać z innych regionów. Inaczej rzecz się miała z Głuchołazami...


Rynek w Głuchołazach - przed rewitalizacją

Choć dokumenty datują powstanie miasta na połowę XII wieku, to legenda miejscowa wspomina, iż już w czasie najazdu Mongołów w 1241 r. istniał tu mały gródek, który bronił się nadspodziewanie długo. Wg dokumentów hordy tatarskie omijały jednak miasteczko, które powstało najprawdopodobniej w celu ochrony już istniejących kopalni złota.

Dziś mało znane, leżące na pograniczu, niemal zapomniane, trochę depresjogenne, miasteczko przez wieki całe było jednym z najważniejszych śląskich miast. Odpowiedź na pytanie dlaczego ta sytuacja nie trwa do dziś, zahacza już o politykę i socjologię i wykracza poza ramy tego artykułu – prawdą jednak jest że począwszy od sprowadzonych w XII wieku wysoko wykwalifikowanych frankońskich górników, a na pracownikach uzdrowiska kończąc, Głuchołazianie zawsze potrafili sobie radzić i wyciągnąć z atutów miasta profity.

Szlak Złotych Górników

Wszystko zaczęło się w XII wieku, kiedy odkryto tu złoża złota. Zawieruchy historyczne nie oszczędziły miasta i rozkwit nastąpił dopiero w XVI wieku. Wtedy właśnie powstało najwięcej płuczek, szybów i sztolni wraz ze słynną Sztolnią Trzech Króli, gdzie znaleziono największe samorodki (1,3 i 1,7 kg) dziś znajdujące się w muzeum w Wiedniu.

Szczególny czas dla miasta to jednak wiek XIX. Wiek, który przyniósł Głuchołazom światową sławę dzięki... rękawiczkom, guzikom i paście do butów. Równolegle do rozwoju przemysłu, przyszła moda na jeżdżenie "do wód". Choć Vincent Priessnitz rozpoczął swoją uzdrowiskową działalność dopiero w XIX wieku, w Głuchołazach już od XVII wieku działało uzdrowisko. Sprowadzeni przez arcyksięcia austriackiego i wrocławskiego biskupa Karola Ferdynanda, jezuici otwarli tu już w XVI wieku dom zdrojowy "Leśny Dwór" (Waldhof) dla braci zakonnych. Wtedy było jednak jeszcze za wcześnie na wykorzystanie naturalnych walorów, przede wszystkim specyficznego mikroklimatu: powietrza przesyconego olejkami żywicznymi i eterycznymi, wyrównanej temperatury i braku skoków ciśnienia, jak również ogromnych połaci lasów na Górze Parkowej – dotychczas drzewo użytkowano tylko w celach budulcowych i opałowych. Góra Chrobrego zaś była wykorzystywana jako poligon doświadczalny dla górnictwa złota, nigdy nie znaleziono tu dużych ilości cennego kruszcu.

Trzy wieki później, kiedy w pobliskim Jeseniku rozpoczął swą działalność Vincent Priessnitz, zwany wodnym doktorem, Głuchołazy wykorzystały jedyną w swoim rodzaju szansę. Szybko powstające domy zdrojowe zaopatrywano w wodę, zbieraną do dużego zbiornika, skąd rozprowadzana była rurami. Dzięki naturalnemu spadkowi nie było potrzeby budowania wieży ciśnień, stąd był to najtańszy system wodociągowy na Śląsku.

W głuchołaskich sanatoriach, bo tak je trzeba nazwać, wykorzystywano ciekawą metodę: zawijanie w prześcieradła i polewanie wodą z różnymi składnikami.
W końcu dostrzeżono dobrobyt górujący nad miastem – dodatki pochodziły głównie z tego lasu. Były to więc borowiny, wywary z igliwia leśnego, miazga drzewna, którą pozyskiwano w pobliskiej papierni z wysokogórskiego świerku podczas szlifowania w temperaturze 60 stopni C.

Po pierwszej Wojnie Światowej sanatoria przekształcono w domy wczasowe. Moda na jeżdżenie do wód przeminęła, wody spływające z Góry parkowej okazały się niewystarczająco zmineralizowane. Wydawać by się mogło, że historia głuchołaskiego uzdrowiska się skończyła. A ona się dopiero zaczęła...

Historia medycyny poznała miasto od strony płuc. Na początku XX wieku gruźlica dziesiątkowała ludność, a właśnie w Głuchołazach rozwinęło się tego typu lecznictwo. Opracowano tez rewelacyjną metodę naświetlania krtani promieniami słonecznymi. Polegała na tym, że pacjent siedział z otwartymi ustami tyłem do słońca, przed nim stało lustro, które odbijając słoneczne światło nagrzewały krtań.

To był świetlany okres historii Głuchołaz. O kuracjuszy i turystów dbano tutaj wyjątkowo – organizowano przejażdżki dorożkami, wycieczki na Kopę Biskupią, gdzie już w 1890 roku powstała pierwsza drewniana wieża widokowa, organizowano wycieczki do Podlesia, powstał nawet basen z podgrzewaną wodą, z którego wypompowywano wodę, co było zupełną nowością na odkrytych kąpieliskach. Plotka głosi, że w basenie tym ćwiczyli niemieccy reprezentanci na igrzyska olimpijskie. Inna plotka mówi iż był to prezent Adolfa Hitlera dla Ewy Braun. Powstało również niewielkie kąpielisko w Pokrzywnej (czynne do dzisiaj) – przed wojną popularność jego była tak wielka, ze każdemu 10 tysięcznemu turyście wręczano zegarek, a w czasie letnich dni uroczystość taka odbywała się co tydzień!

Jak to się więc stało, że dziś Głuchołazy są zapomnianym miasteczkiem, jednym z licznych punktów na mapie? Mieszkańcy zgodnie obwiniają władze, jednakże zarząd miasta od czasów Drugiej Wojny Światowej kilkunastokrotnie się zmieniał. Wydaje się, iż można obwinić za to autorkę sukcesu – Górę Parkową. Wyczerpały się bowiem zmineralizowane wody spływające z jej zbocza, do tego jednostronna specjalizacja w leczeniu gruźlicy, która w wieku XXI nie jest już plagą. I najważniejsza sprawa: jednoosobowe działanie.

Ponieważ młodzi ludzie wyjeżdżają na studia lub za granicę i już nie wracają, na rozwój przemysłu w Głuchołazach i okolicy nie ma co liczyć. W tym momencie trzeba postawić na turystykę- zwłaszcza że Euroregion Pradziad jest skłonny przeznaczyć ogromne fundusze na rozwój turystyki w mega regionie.

Dopóki jednak nie będzie współpracy między Głuchołazami, a miejscowościami podgórskimi, na rozwój nie ma co liczyć. Władze miasta nie dostrzegają ani Pokrzywnej ani Jarnołtówka, a głównie tam przyjeżdżają turyści. Właściciele ośrodków nie są rdzennymi mieszkańcami, więc "nie warto o nich dbać", na ich głosy w kolejnych wyborach nie można liczyć. Wszystkie imprezy lokalne odbywają się więc w Głuchołazach i żadna informacja o nich nie przedostaje się do ośrodków. W związku z tym na imprezy głównie przychodzą rdzenni mieszkańcy.
Dlaczego będąc w Ośrodku Mieszko w Pokrzywnej codziennie dostawałam oferty imprez organizowanych w Złotym Stoku, skansenie w Opolu czy Srebrnej Górze, a o festiwalu Kropka w Głuchołazach dowiedziałam się od kolegów z Łodzi?

Głuchołazy w czasach dzisiejszych stanowią atrakcję jedynie w połączeniu z Górami Opawskimi – warto tu postawić na turystykę. Zbudować aquapark czy centrum fitness- zwłaszcza że fundusze są już przyznane. Dopracować informację turystyczną. Przypatrzmy się naszym sąsiadom – mają dużo mniej atrakcji turystycznych do zaoferowania, a informacja turystyczna, aż cieknie po kamieniach ruin zamków.

Głuchołazianie zawsze potrafili sobie radzić – czemu dziś panuje tu stagnacja i depresja? Czemu dziś nie potrafimy zadbać o turystów, czemu nie potrafimy ich przyciągnąć?

Wrzesień'2008- Głuchołazy

Bibliografia:
- Brygier Waldemar- Przewodnik: Góry Opawskie, Zlatohorska Vrhovina, wyd. Galileos
- Lachur Czesław- Opolszczyzna. miejsca i ludzie, Kępa 2008
- Rocznik Głuchołaski 2008
- Morawsko Śląskie Sudeckie Towarzystwo Górskie 1881-1945


http://muwit.pl/muwit/pl/p10/pl_opolskie_glucholazy_p10.html - tu znajdziecie przewodnik 10+ po Głuchołazach i Górach Opawskich
Tagi:
#Glucholazy#opolskie#opolsczyzna#gruzlica#prysznic#sanatorium
niedziela, 14 czerwca 2020

WOKÓŁ PROBLEMATYKI ZAWODÓW LEŚNYCH - cz. 3

BARTNICTWO


Zanim w przydomowych ogrodach pojawiły się ule przyzagrodowe, a chłopi zaczęli zajmować się pszczelarstwem i produkcją miodu na handel i eksport, miód i wosk, a w szczególności wosk, pozyskiwano od leśnych pszczół "borówek". Zajmowali się tym bartnicy, czyli leśni pszczelarze.

Bartnik podbierający miód

Pszczoły żyjące w barciach w lesie nazywano w Polsce "borówkami", natomiast młode niedźwiedzie dobierające się do barci nazywano "bartniczkami". Aby uchronić borówki przed bartniczkiem, zawieszano przed wejściem do barci drewniany kloc, który zasłaniał otwór. Zezłoszczony niedźwiadek uderzał łapą w kloc, ten odsuwał się, a następnie, rozkołysany przez zniecierpliwione zwierzę, powracał z impetem na miejsce właśnie w chwili, gdy niedźwiadek próbował wygarnąć miód. Kończyło się to upadkiem niedźwiedzia lub jego sromotną rejteradą. Takie urządzenie nazywano dzwonem lub samobitnią.

Bartnictwo wymagało sporych umiejętności i dość dużej wiedzy przyrodniczo-biologicznej, najczęściej przekazywanej z ojca na syna, stąd bartnictwo było zawodem dziedzicznym, a rody rozproszone były po całym lesie, bądź to mieszkając w tzw. "kątach leśnych", bądź mieszkając we wsi i jedynie wyjeżdżając na czas oporządzania barci- z tym, że w takim przypadku każdy bartnik miał wydzielony swój kawałek lasu[59] .

Na temat jakiejkolwiek organizacji źródła milczą, co jest kolejnym dowodem na alienację zawodów leśnych[60]. Jedynie Franciszek Kotula wspomina o samosądach znanych jako samodzielne sądy bartne. Za rabunek barci, jedyne liczące się i zarazem najcięższe przestępstwo, karano śmiercią i to śmiercią w okrutnych męczarniach. Złodziejowi wyciągano kiszki i przybijano je wraz z ukradzioną barcią do drzewa, po czym złodzieja prowadzono tak długo naokoło drzewa, "aż mu się kiszki okręciły"[61] .

Na barcie często wykorzystywano naturalne dziuple, zazwyczaj jednak "dziano" je w starych (100-300 letnich), suchych drzewach odpowiednio grubych[62] . Gdzieniegdzie specjalnie przygotowywano drzewo na barć obcinając stożek wzrostu (wierzchołek),co powodowało intensywny wzrost drzewa na grubość[63]. W grubym drzewie nieraz napotykano po kilka dzień. Pomimo pospolitości występowania sosny nie była ona ulubionym drzewem bartników. Zdecydowanie chętniej dziano w jodłach, dębach, rzadziej w pniach wiązowych i lipowych[64]

Wykonanie dzienia bartnego wymagało sporych umiejętności i najczęściej zlecano je specjalistom, doskonale zorientowanym gdzie należy dziać dziuple, aby były łatwo dostępne dla pszczół i dla bartników. W średniowieczu barcie dziano jak najwyżej, z czasem zaczęto schodzić w dół, aby w końcu XVI w. dziać je już na wysokości 3-12 metrów[65]. W średniowieczu, czyli w czasach rozkwitu bartnictwa, do jednego bartnika mogło należeć i 400 barci, z czasem liczba ta malała.

Specjalista od dziania wspinał się na drzewo za pomocą drewnianych leziw na powrozach. Najprawdopodobniej wszystkie narzędzia też transportowane były za pomocą powrozów, ale nie zostało to jednoznacznie udowodnione. Za pomocą toporka ociosywano korę na powierzchni około 12 cm x 75-85 cm, świdrem wwiercano się na głębokość barci i motyczką z dłutowatym ostrzem wyrąbywano resztę. Zmurszałe wnętrze, kruche, acz twarde, usuwano za pomocą pieśni- dłuta z łukowatym ostrzem i masywnym żeleźcem. Do wygładzenia ścian bocznych służyła bocznicka (pobocznicka), a ścianki tylnej- skobliczka. Na samym końcu robiono zawór, wypieszczony kawałek drewna służący do zamykania barci. Zostawiano tylko tzw. "oko", podzielone na dwie części: dla pszczół wychodzących i przychodzących [66].


Bartnik na leziwie


Nie udało się określić sposobu osadzania nowych rojów, ze względu na niemożność obserwacji rójki. Najprawdopodobniej podkradano duże leśne pszczoły "zielone", lub stosowano ule chwytne- przenośne ule wydziane w kawałkach pni i zawieszane w kępie starych drzew na dużej, wolnej przestrzeni. Zmęczone lotem pszczoły siadały znęcone zapachem wywaru kwiatowego. Stosowano wtedy wyłożone płótnem sitko z szufelką- pszczoły skropione wodą zbierano na sitko, a gałązkę z matką obcinano i podtykano pod barć.

Po wydzianiu barci i szczęśliwym osadzeniu roju czynności bartne dopiero się rozpoczynały. Na wiosnę ograniczały się do oczyszczania ze spadłych pszczół i nieczystości oraz zdjęcia zimowego ogacenia [67]. Ochrona bartnika przed pszczołami- tląca się huba brzozowa lub próchno- znajdowała się w glinianym garnczku wiszącym u pasa i oddzielonym od odzieży za pomocą drewnianej deszczułki lub prętów brzozowych[68].

Na jesieni zaś bartnik wybierał z barci miód i wosk. Czynność ta nosiła nazwę "podkrawania". Dymem przepędzano pszczoły do góry okleku (gniazda) i wykrawano plastry. Miód i wosk pobierano tylko z dołu, gdyż tam matka nie schodziła nigdy i nie czerwiła. Z góry gniazda nie brano nigdy - zostawiano na pokarm dla pszczół na zimę [69]. Kiedy podkrawanie się zakończyło zamykano zawór deską i ogacano słomą.

Miód był towarem możnych i biednemu chłopu przez myśl nie przeszło zużytkowanie go na potrzeby własne. Wosk natomiast był towarem pożądanym i wykorzystywanym wszędzie, zwłaszcza w kościele. Miał wielkie znaczenie sakralno-obrzędowe, używano go do wróżb, produkcji gromnic i jako ofiarę w kościele. Również umieszczenie akcesoriów kościelnych w barci gwarantowało dobre zbiory. Najciekawszym bodajże zwyczajem, gwarantującym zachłanność i drapieżność pszczół było przeprowadzenie matki przez wilcze gardło (dosłownie!) [70]. Niestety Jeż- Jarecki nie podaje jak tego dokonywano...

Produkcja miodu i wosku była stosunkowo prosta. Miód wraz z plastrami wkładano do drewnianych naczyń tzw. kozubek i od razu przeznaczano na handel i na podatek dla ordynacji. Susz, czyli plastry bez miodu, wkładano do wrzącej wody w trójkątnym woreczku. Worek wyciskano i wosk wypadał do zimnej wody. Po czym wosk przetapiano dla uzyskane jednolitego kształtu [71].

Miód i wosk od pszczół leśnych był wyśmienity, jednak bartnicy, po wprowadzeniu serwitutu w XIX w. bez problemów pogodzili się ze zmianą zawodu z bartnika na pszczelarza. Kiedy zakazano wstępu włościanom do lasu, bartnicy masowo udali się w dzikie ostępy leśne po raz ostatni. Wynieśli barcie i pszczoły i osadzili je w ulach przyzagrodowych. Od tego czasu datuje się masowy rozwój pasiecznictwa i całkowity upadek bartnictwa.

PRZYPISY:
Tagi:
#smolarstwo#bartnictwo#maziarstwo#pszczelarstwo#zawody-lesne#ginace-zawody#dziegciarstwo#zawody-zaponiane
wtorek, 9 czerwca 2020

WOKÓŁ PROBLEMATYKI ZAWODÓW LEŚNYCH - cz. 2

SMOLARSTWO, DZIEGCIARSTWO, MAZIARSTWO I POTASZNICTWO


Już w epoce feudalizmu przemysł drzewny miał ogromne znaczenie. Przede wszystkim to właśnie drewno było podstawowym budulcem. Korzystali z niego zarówno cieśle i stolarze jak i kołodzieje, bednarze, gontarze i inni. W Górach Świętokrzyskich i na Polesiu najstarsi jeszcze pamiętają czasy, kiedy drewniane były nawet gwoździe i sworznie do wozów[12] .

Pod koniec XIX w. nietrudno było znaleźć dom, gdzie oprócz niezbędnej siekiery próżno było szukać choćby kawałka metalu. Kazimierz Moszyński przytacza cytat z pamiętnika Werduna: "...drzewa używają do wszystkiego, tak, że znajdziesz cały dom, w którym, z wyjątkiem kilku glinianych garnków i trochę łachmanów na odzienie, we wszystkich domowych sprzętach nie znajdziesz nic jak drewno, tak w samej konstrukcji domu jak i wszędzie indziej[13] "

W epoce feudalnej wszyscy rzemieślnicy obrabiający drewno tworzyli w głębi lasu, pewnego rodzaju osiedla, w których odbywał się cykl produkcyjny. Na miejscu wyrabiano nawet wozy i beczki do transportu wyrobów[14] . Swoje miejsce w takich osiedlach znaleźli również smolarze- produkowali bowiem niezbędne do funkcjonowania wielu gałęzi przemysłu: węgiel drzewny, smołę, potaż, dziegieć i maź.

Należy przypomnieć, że początkowo wypalali wszyscy chłopi, a pojawienie się rzemiosła smolarskiego wiąże się z nastaniem dworskiej kontroli i wprowadzeniem pracy pańszczyźnianej[15]. Przez jakiś czas chłopi wypalali jeszcze na własne potrzeby, z czasem jednak przestało się to opłacać. Kontrola dworska i wykształcenie specjalizacji doprowadziły do zmniejszenia kosztów i podniesienia jakości wyrobów rzemieślniczych, nie tylko związanych z wypalaniem. Jednak mentalność chłopska pozostała niezmieniona od wieków i znane było powiedzenie "kiedy w lesie nie złodziej, w domu nie gospodarz"[16] .

Dopiero St. A. Poniatowski chcąc walczyć z nieustającą trzebieżą lasów wprowadził opłaty. Każdy smolarz odprowadzał teraz 1 grosz, koguta i pół kozuba smoły od pieca[18] . Grabież drewna trwała nadal,-i trwa do dzisiaj, a i dawne powiedzenie nic nie straciło na znaczeniu- jednakże, jak już wspomniałam, produkcja na własne potrzeby przestała się opłacać. Wspomniane osiedla oferowały produkty wysokiej jakości z dostawą na miejsce. Organizacja pracy, kontrolowana przez dwór, stała na bardzo wysokim poziomie, ogromna ilość darmowych pracowników (praca pańszczyźniana) powodowała niekiedy przegęszczenie w osiedlach, szczególnie zaś dużo było smolarzy. Rekrutowali się bowiem z warstw najbiedniejszych- praca smolarza nie wymagała szczególnych umiejętności, a poza tym była wysoce niewdzięczna społecznie[19] . Duża ilość robotników leśnych prowadziła do niszczenia lasu, dlatego właśnie smolarstwo skupiało się na terenach gęsto zalesionych, w borach i puszczach.

Szczególnie znane ze smoły i potażu były Bory Tucholskie, gdzie w większości produkowano z przeznaczeniem na eksport[20] . Eksportem smoły i dziegciu zajmowali się także Kameduli - po nadaniu zakonowi królewskich ziem i nieużytków Puszczy Mareckiej i Augustowskiej smolarnie i potasznie wyrastały jak grzyby po deszczu[21] . Wypalano też w puszczach Gostyńskiej, Radomskiej, Sandomierskiej, Solskiej i wielu innych. Z terenów Puszczy Zielonej zachowała się co prawda niewielka ilość danych źródłowych, jednakże nawet te fragmenty pozwalają wysnuć wniosek o niezwykłej popularności smolarstwa na Kurpiowszczyźnie[22] .

Powszechna dostępność surowca nie była jedynym powodem rozmieszczenia smolarstwa. W miejscach, gdzie smołę, potaż i dziegieć uzyskiwano w przeznaczeniem na szeroko zakrojony handel i eksport smolarnie lokalizowano w okolicach spławnych rzek. I tak w sławnych Borach Tucholskich smolarnie zlokalizowane były nad Brdą, na Mazowszu, w Puszczy Przasnyckiej nad Narwią, w Wielkopolsce nad Wartą, zaś w Małopolsce nad Łososiną, w okolicach Małogoszcza i Jędrzejowa.

Smolarnie ustawiano głównie na polanach śródleśnych, aby, po pierwsze, ogień nie stanowił zagrożenia dla domostw, po drugie zaś , aby koszt transportu surowca był jak najniższy. Osady smolarskie zwane w puszczach Rusi i Litwy "budami" - stąd mazurska nazwa smolarzy "budnicy"[23]- lokowane były na surowym pniu, aby dostarczyć jak największej ilości karczu do wypału [24]. Korzystano, bowiem, głównie z karczu oraz tych części drzewa, które pozostały po obróbce przez innych rzemieślników. Jednakże do wyrobu wysokiej klasy potażu, mazi czy dziegciu stosowano konkretne gatunki drzew, niekiedy specjalnie przygotowane.


Produkcja dziegciu i smoły drzewnej wczesnośredniowieczną metodą podwójnego naczynia,wg A. Kurzweil, U. von Bremen i D. Jacob (repr. za ŻZH 8/93) rysunek pochodzi z wpk.org.pl

Smołę produkowano najczęściej ze smolnych pniaków sosnowych tzw. karpiny. Najlepiej kiedy nieokorowane pnie leżały w ziemi kilka do kilkunastu lat- taki stan gwarantował dużą ilość żywicy [25]. Gdzieniegdzie, np. Na północnej Wielkorusi, proces wytwarzania żywicy przyśpieszano. Obdzierano mianowicie korę ze strzały [26] na wysokość mniej więcej metra, zostawiając wąski promień, aby soki mogły krążyć. Drzewo stało przez całe lato pokrywając ranę żywicą. Część żywiczna służyła potem na surowiec do wypału, resztę po prostu wyrzucano [27].

Na dziegieć przeznaczano pnie brzozowe oraz dużą ilość żywicy oraz wysuszoną i sproszkowaną korę, głównie dębową [28].

Węgiel drzewny wymagał wysokogatunkowego drzewa, jak Dąb, sosna czy świerk. Z 10 m3 drewna uzyskiwano 1 m3 węgla.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
potaż (daw. potasz z hol. z potas(ch), niem. Potasche ‘popiół w garnku’)
1. chem. węglan potasu, biała substancja drobnokrystaliczna, łatwo rozpuszczalna w wodzie, posiadająca właściwości higroskopijne, stosowana do wyrobu mydeł miękkich, trudno topliwego szkła, w przemyśle ceramicznym; dawniej otrzymywana z popiołu drzewnego.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Potaż, czyli węglan potasu, otrzymywany był poprzez ługowanie popiołu drzewnego wodą. Najlepszy gatunkowo potaż produkowano z wysokiej jakości popiołu drzewnego z twardego drewna- Dąb, brzoza, buk [29]. Popiół podgrzewano w celu odparowania wody w wielkich kadziach. W Bukowcu, w Bieszczadach, do dnia dzisiejszego zachowała się taka kadź w budzie robotników leśnych, służącej dziś pracownikom Parku Narodowego. Po dziś dzień krąży po tamtych terenach opowieść o tym, jak żołnierze UPA (Ukraińskiej Armii Powstańczej) wykorzystywali kadź do... gotowania zupy [30]. Ciekawe, czy smakowałaby im równie dobrze, gdyby wiedzieli, że potaż wykorzystywano do wyrobu stali i mydła...?

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Mielerz jest to stos drewna gorszej jakości technicznej ułożony w kształcie kopuły, przykryty gliną, ziemią lub darnią. Dawniej w mielerzach spalało się drewno z małym, kontrolowanym dostępem powietrza w celu wytworzenia węgla drzewnego w procesie suchej destylacji.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Produkcja smoły, dziegciu i mazi polegała na suchej destylacji rozkładowej drewna i w ogólnym zarysie pozostawała niezmieniona od średniowiecza[31]. Pierwotnie używano dołów, potem mielerzy aż w końcu pieców smolarskich.

Maziarnie, czy też smolarnie, w Polsce niczym nie różniły się od słowiańskich smolarni w Rosji, czy Bułgarii[32] , jak również od niesłowiańskich w Niemczech, Skandynawii, czy Francji [33]. Był to lej w ziemi, oblepiony gliną, o średnicy 15-30 metrów i głębokości 1,5 m. W dnie znajdował się trzycentymetrowy otwór prowadzący do obszernej jamy niewylepionej gliną. Do jamy można się było dostać przez ocembrowany korytarz. Dół mielerzowy wypełniało się ciasno materiałem drzewnym, układając go w charakterystyczny stożek. Po czym drewno okłada się, zależnie od regionu, nawozem (Bułgaria) albo darnią i ziemią (Polska, Rosja) [34]. Łemkowie dodatkowo okładali stos półmetrowymi szczapkami ze smolnej karpiny [35]. Trzeba było pilnować, aby żar nie przerodził się w żywy ogień. Do tego celu używano różnego rodzaju bijaków: od grubych gałęzi po iglaste gałązki świerka czy sosny. czas wypalania zależy od oczekiwanego produktu. Po 12 godzinach wydziela się terpentyna, potem dziegieć, na końcu maź. Aby otrzymać smołę drzewną należy wypalać kilka dni. Wydajność jednego mielerza o pojemności 2 m3 wynosiła 15 l dziegciu i 6 l mazi[36].

Zasadnicza różnica między mielerzem, a piecem smolarskim polegała na konstrukcji dna. W mielerzu było ono płaskie, dla pewniejszego ustawienia stosu, w piecu smolarskim zaś półokrągłe, aby smoła mogła łatwiej ściekać[37].

Do produkcji mazi na mniejszą skalę używano naczyń glinianych. W rowie ustawiano kilka podwójnych naczyń, otworami do siebie i przedzielonych ruchomą pokrywą z lejkowatym wgłębieniem oraz otworem. W górnej części układano materiał drzewny, dolna zaś była pusta. Obsypywano naczynia ziemią, tak, aby tylko połowa górnej części wystawała ponad powierzchnię. Materiał drzewny prażono, bez dostępu powietrza, przez kilka dni [38].

Koniec wieku XIX i wiek XX przyniósł rozwój przemysłu, a co za tym idzie przemysłowymi sposobami pozyskiwania mazi, dziegciu i smoły. Maź zaczęto otrzymywać poprzez gotowanie ropy naftowej z kalafonią [39] i wapnem lub asfaltem i olejem [40]. Jednak w czasie okupacji, kiedy przemysłowe sposoby były niedostępne, wracano do tradycyjnych metod pozyskiwania, nieco je modyfikując. Na Łemkowszczyźnie we wsi Łosie, gdzie jeszcze w latach 50-tych XX wieku większość mieszkańców trudniła się maziarstwem, znana była beczka o pojemności 50 do 200 l, tak zwana "maziarka". Prowadzono w niej destylację szczap smolnych zalanych wodą. Produkty odprowadzane były rurą do beczek, przy czym rura przeprowadzona była przez strumyk, pełniący rolę chłodnicy [41].

Czynna smolarnia na Polesiu

Chociaż pozyskiwanie smoły w mielerzach jest droższe od przemysłowego to warto wspomnieć o wciąż żywej norweskiej tradycji, gdzie do zabezpieczania dachów kościołów używa się jedynie smoły wyprodukowanej w tradycyjnych mielerzach lub piecach smolarskich.[42]

Narzędzia, jakimi posługiwali się smolarze, owiane są naukową łuną tajemnicy. Wiadomo tylko, że w Serbii i Boni zachowały się prymitywne narzędzia smolarskie tj. miechy ze zwierzęcej skóry, czy króbki z łubu[43] , służące do wydobycia smoły po ostygnięciu.
Dość dokładny opis prymitywnych narzędzi kurzackich (kurzokomi zwano na Śląsku smolarzy) daje Stefan Łysik[44]. Jak sam jednak przyznaje większość informatorów albo zmarła, albo nie znała przeznaczenia poszczególnych narzędzi. Pozwolę sobie przytoczyć spis podstawowych narzędzi śląskiego kurzoka, wraz z zapisanymi przez Łysika nazwami gwarowymi[45] .

Były to więc:
1. grabie kurzockie z garbatym styliskiem i długimi zębami
2. drewniany młot "kała"
3. żelazny hak "szprywok"
4. właz mielerzowy "schód" służący jako drabina
5. opałkowate naczynie na węgiel kurzaczy, wyplatane z dartych pasów drzewa dębowego "holwos" lub "folwos"
6. zgrzebło kurzockie
7. oścień do wybijania otworów wietrznych w pokrywie mielerza "ohyzek"
8. specjalna drewniana łopatka kurzocka
9. kaganiec z łuczywem

Poza powyższym, wydaje się wyczerpującym spisem, na temat narzędzi smolarskich literatura milczy...

Wiemy już, że w pierwszym dniu wypalania wytwarza się terpentyna, dziegieć i maź, zaś po maksimum pięciu dniach w jamie pod dołem mielerzowym już znajduje się smoła. Pomiędzy pierwszym, a piątym dniem wypału również powstają różnego rodzaju produkty, nie ma na nie jednak takiego zapotrzebowania. Pierwszym produktem, zaraz po mazi, jest tak zwana żółć smołowa, czyli brązowo- czerwona woda smołowa; potem wydziela się smoła z olejem smolnym znana jako olej drzewny, na końcu zaś dopiero pełnowartościowa smoła[46]. Różne rodzaje smoły mają różne zastosowanie. I tak smoła z żywicznej sośniny w różnym wieku służy do smarowania osi wozów i piast kół, smoła z żywicznej karpiny- do impregnacji drewna, zaś pak- zagęszczona smoła, powstała przy powtórnej obróbce termicznej- był świetnym, cenionym w Europie, izolatorem i uszczelniaczem [47].


Przekrój przez smolarnię


Węgiel drzewny używany był jako materiał opałowy w hutnictwie, do wypalania rudy miedzi i żelaza, również do wypalania gliny. Miał również swoje zastosowanie w kosmetyce- służył pięknym kobietom do czernienia brwi [48].
Najciekawsze zastosowanie miał dziegieć. Oprócz standardowej konserwacji skór zwierzęcych i szerokiego zastosowania w szewstwie i garbarstwie, stosowano go również w medycynie ludowej i magii. Nie było lepszego środka od dziegciu na oparzenia, opuchlizny i krwawiące rany. Posmarowanie dziecka "w dołku" dziegciem gwarantowało ochronę przed pasożytami, zwanymi przez lud "robakami" [49] . Był też wyśmienitym środkiem odkażającym i dezynfekującym.

Dziegieć miał również swój święty, magiczny wymiar. W niektórych rejonach w czasie chrztu zamiast wody używano dziegciu. Na drzwiach domostw krzyże rysunki i napisy robiono dziegciem, a kąty domów okadzano za pomocą dziegciowego kadzidełka. Istniało również przekonanie, ze trup z ustami zalepionymi dziegciem nie może stać się upiorem [50].

Wraz z wytworzeniem się rzemiosła smolarskiego,</a> zwanego również przemysłem budniczym, narodziło się zapotrzebowanie na organizację pracy. Smolarze jednak, jako ze zawsze pozostawali na marginesie społeczeństwie- o czym będzie jeszcze mowa- nie wykazywali specjalnych tendencji organizacyjnych. W większości przypadków smolarze albo sami dowozili towar do miasta, albo przyjeżdżali po nie pracownicy możnych. W okresie gospodarki pańszczyźnianej wszyscy rzemieślnicy zorganizowani byli w leśnych osiedlach [51].

W XIX wieku na Górnym Śląsku smolarze zorganizowali się sami, dzieląc wszystkich robotników na trzy grupy. Byli więc "sięgorze", czyli drwale inaczej zwani "pniorzomi" "kurzoki" czyli smolarze i ‘wikturianci’ czyli woźnicy dowożący towar do miasta [52].
Brakowało cechów, stowarzyszeń i organizacji. A wszystko przez dosyć marną pozycje smolarzy w społeczeństwie wiejskim.

Rekrutowali się z warstw najbiedniejszych, nie trzeba było, bowiem, ani specjalnych narzędzi, ani umiejętności. W społeczeństwie wiejskim istniała ogromna ilość powiedzeń i przysłów świadczących o niższości społecznej smolarzy i odstawieniu ich na margines życia społecznego.

"Kto się dotyka mazi, ten się od niej skazi" świadczy nie tylko o zabrudzeniu fizycznym, ale również skażeniu duchowym, moralnym, odejściu od dobrych obyczajów. Wyrażenie "czarny jak smoła" zawsze miało pejoratywny wydźwięk, a w Wielkiej Brytanii o linii przodków zrodzonych z mezaliansu mówi się "a touch of the tar brusch" (maźniety smołą). Niska pozycja smolarzy poprzez produkowany przez nich dziegieć, dotknęła również szewców i garbarzy, którzy używali dziegciu do konserwacji skór: "Pijaj a dobrze jadaj, ale z szewcem nie zasiadaj, bo choć tyłek zatka wiechciem, przecię zawsze śmierdzi dziegciem."[53]

Smoła była również symbolem nędzy ("sprzedaj woły i kup smoły" to odpowiednik dzisiejszego "zamienił stryjek siekierkę na kijek"), a w ludowej demonologii smoła przeważnie kojarzyła się z piekłem. Warto wspomnieć, ze w języku starobułgarskim nie istniało słowo piekło, ale było opisowo przedstawiane jako "reka wsia smolna" czyli rzeka rozpalonego dziegciu[54].

Zawód smolarza, a już na pewno jego niska pozycja społeczna przypadał całej rodzinie. Bułgarskie rodziny smolarzy prawa zamieszkania we wsi- ich domem był las- a reszta mieszkańców mówiła o nich z pogardą "wy stranachy smolenyskihy"[55]

Właściwie smolarstwo zakończyło swój żywot na ziemiach polskich w połowie wieku XIX. Jednak gdzieniegdzie, szczególnie w czasach wojny i późniejszej okupacji tradycje odżywały i smołę maź czy dziegieć produkowano na własne, lokalne potrzeby. Koniec wieku XX przyniósł reaktywację smolarstwa, oczywiście w wersji na miarę końca tysiąclecia. Wraz z narastającą moda na przyjęcia działkowe i powszechnością grilli wzrosło zapotrzebowanie na węgiel drzewny.

Po okresie zastoju w Bieszczadach i Beskidzie Niskim właściwie w każdej dolince wypalają. Do pieca wchodzi dziś około 50 m3 drzewa bukowego, co daje około 10 m3 węgla drzewnego wysokiej jakości [56]. Wypalanie przez siedem dni w tygodniu zapewnia utrzymanie rodzinie smolarza. I choć zmieniła się produkcja i technika- smołę i maź jako produkt uboczny po prostu się wyrzuca- zmieniło się też zapotrzebowanie i rynek zbytu, wciąż jeszcze nie zmienił się stosunek do smolarzy. Dzieci wytykane są palcami jako "smolne (smolarskie) syny", żony nie mogą znaleźć pracy ("kto by tam, pani, chciał do roboty taką czarną babę?" )[57], a smolarze (choć niejeden pod siennikiem w chacie ma schowany dyplom wyższej uczelni [58]) spotykają się w swoich barach, gdzie stanowią większość, z obawy przed wyzwiskami i śmiechem.

Przypisy:
[12] Moszyński Kazimierz Kultura ludowa Słowian t.1 Warszawa 1967 s.292-294
[15] Ibidem
[18]Ibidem
[19] Kubrak Zygmunt Smolarstwo...
[20] Stelmachowska Bożena Z kultury materialnej Borowiaków Tucholskich Ziemia 1937 R.27 nr 3
[26]STRZAŁA- pień drzewa od ziemi do korony
[28]Historia Kultury Materialnej Polski w zarysie T.1 Dembińska, Podkowińska /red./ Wrocław i in. 1978 s.101-112
[29]ibidem
[31]Golub Stanisław Pozostałości ...
[33]Proceedings...
[35]Brylak Maria, op.cit., s.157-158
[36]ibidem
[37]Historia Kultury Materialnej... s.101-112
[39]KALAFONIA- masa o kolorze bursztynowym. Powstaje jako pozostałość po oddestylowaniu z para wodną lotnego oleju terpentynowego z drzew iglastych.
[40]Brylak Maria, op.cit, s.157-158
[41]ibidem
[43]ŁUB- kora drzewna z wiązu, lipy, czy sosny ściągana w czasie krążenia soków
[44]Łysik Stefan Wypał węgla drzewnego na Górnym Śląsku w świetle badań etnograficznych Zaranie Śląskie 1961 z. 1 s.99-106
[45]ibidem
[50]ibidem
[52]Łysik Stefan Wypał węgla drzewnego na Górnym Śląsku w świetle badań etnograficznych Zaranie Śląskie 1961 z. 1 s.99-106
[54]Vakarelski Christo Etnografia Bułgarii PTL Wrocław 1965 s.193-194
[55]ibidem
[56]informacje od smolarza z Buku, koło Łopienki w Bieszczadach
[57]informacje pochodzące od smolarzy spotkanych w Barze "Siekierezada" Cisna-Bieszczady
[58]por. Turska Katarzyna Krótkie trzy dni Zew Hawiarskiej Koliby 2/2001


Tagi:
#smolarstwo#dziegciarstwo#maziarstwo#zawody-lesne#zawody-zapomniane#ginace-zawod#ginace-zawody#bartnictwo#pszczelarstwo
poniedziałek, 8 czerwca 2020

Bibliografia - Smolarstwo, Dziegciarstwo, Maziarstwo i Bartnictwo

Spis treści

BIBLIOGRAFIA
8) Łysik Stefan, Wypał węgla drzewnego, Zaranie Śląskie 1961 R. 24 Z.1,
12) Vakarelski Ch., Etnografia Bułgarii, PTL Wrocław 1965

Bibliografia proponowana:
15) Adamczewski Jerzy, O pożytkach płynących z lasu, [w:] Las w kulturze polskiej Wojciech Łysiak /red./, Poznań 2000
16) Bartyś J., Przegląd powojennych badań w Polsce nad dziejami leśnictwa, [w:] Studium z dziejów gospodarstwa wiejskiego T.8 1966
17) Barut J., Motyka St., Ślawski T. ,Nad rzeką Ropą Wierchy 32; 1963
18) Ginące zawody między Wisłą, a Bugiem, A. Gauda /red./ ,PTL Lublin 1995
19) Hartman Wiktór ,Wypalanie potażu, bartnictwo i łowiectwo w dawnej puszczy Białowieskiej, Echa Leśne 1939 R.15 nr 6-8
20) Hołowkiewicz E., Flora leśna i przemysł drzewny Galicji, Lwów 1877
21) Horn M., Rozwój rzemiosł branży drzewnej w miastach ziemi przemyskiej i sanockiej w latach 1550-1650, Zeszyty Naukowe WSP w Opolu
22) Jost Henryk, O wypalaniu węgla drzewnego, Wierchy 1971 R. 40
23) Olszowa Barbara ,Zagadnienia rzemiosła ludowego w Karpatach Polskich, Wierchy nr 33; 1964
24) Puszcza Sandomierska wczoraj i dziś, Józef Półćwiartek /red./, Rzeszów 1980
25) Reinfuss Roman, Łemkowie jako grupa etnograficzna, Lublin 1965
26) Stelmachowska Bożena, Z kultury materialnej Borowiaków Tucholskich, Ziemia R. 27 nr 3 1937
27) Więcko Lasy i przemysł drzewny w Polsce Warszawa 1960
28) Wolski K. ,Bartnictwo i pasiecznictwo dorzecza Sanu w XV i XVI w,
Tagi:
#smolarstwo#dziegciarstwo#maziarstwo#zawody-lesne#bartnictwo#pszzczelarstwo#pszczelarstwo#ginace-zawody#zapomniane-zawody
poniedziałek, 8 czerwca 2020

WOKÓŁ PROBLEMATYKI ZAWODÓW LEŚNYCH - cz. 1

Niewątpliwie to św. Trybald z Provins - patron smolarzy i węglarzy [1]- skierował moje kroki do Łopienki w Bieszczadach, gdzie z kolei wkradło się przeznaczenie i zesłało ulewny deszcz.

Zdjęcie: Tomasz Ziober
więcej: https://www.facebook.com/pg/muwit2013/photos/?tab=album&album_id=696365660376970


Zmuszona zostałam do szukania schronienia w pobliskiej smolarni. Kilka godzin spędzonych z p. Józkiem - "współczesnym smolarzem"- sprawiły, że chciałam zgłębić tajemnice wiedzy smolarskiej. Jednak po głębszych poszukiwaniach w źródłach okazało się, że, po pierwsze, nie można oddzielić smolarstwa od maziarstwa, dziegciarstwa i węglarstwa oraz że niektóre z tych terminów są sobie tożsame (o czym później), po drugie, że używana dzisiaj nomenklatura nie ma nic wspólnego z tradycją i dawnym nazewnictwem, więc spotkałam nie smolarza, a węglarza, i po trzecie wreszcie, że aby się czegoś dowiedzieć trzeba anielskiej wręcz cierpliwości.

Na temat zawodów leśnych (oprócz wymienionych należą do tej grupy jeszcze potasznictwo i bartnictwo) nie napisano wiele. Prawie zawsze traktowane były "po macoszemu" i rozpatrywano je tylko i wyłącznie w ramach innych badań dotyczących rzemiosła wiejskiego. I tak jak rzemieślnicy leśni byli, jak gdyby, wyeliminowani z życia wsi, tak i zostali jakby przeoczeni (Zapomniani? Uznani za nieważnych?) przez badaczy.

W literaturze etnograficznej próżno szukać szczegółowego opracowania. Smolarze, maziarze i dziegciarze występują zawsze razem (zresztą, jak zobaczymy później, niemożliwym jest rozpatrywanie tych zawodów osobno) i prawie zawsze w towarzystwie innych rzemieślników obrabiających drewno.

Najwięcej informacji można znaleźć w bibliografiach gospodarki folwarcznej, szczególnie zaś w pracach dotyczących rzemiosła wiejskiego[2]. Dane statystyczne z XVI-XVII w. można uzyskać z bibliografii terenów należących do własności królewskiej (Kurpiowszczyzna, Suwalszczyzna), sukcesywnie poddawane były bowiem lustracjom. Wiek XVIII stanowi lukę między inwentaryzacją królewską, a zainteresowaniem badaczy kulturą ludową. Stąd też z tego właśnie okresu brakuje, na większości terenów, szczegółowych danych [3].

Aby jednak być uczciwym należy powiedzieć, że największym zainteresowaniem, z zawodów leśnych, cieszyło się bartnictwo[4]. Doczekało się licznych artykułów, a nawet osobnego opracowania . Potasznictwo nie miało tego szczęścia. O smolarstwie również nie napisano wiele, jednak informacje w przerażającej większości są ogólne i powtarzające się. Najwięcej artykułów na ten temat znaleźć można w monografiach puszcz oraz w źródłach archeologicznych dotyczących średniowiecza[5]. Archeologia jednak, choć wielce przydatna, bazuje na przedmiotach stałych, a mówiąc o zawodach leśnych musimy brać pod uwagę drewno, które w ziemi przecież szybko niszczeje. Ze względu na surowiec i teren działalności rzemieślników największe szanse na informacje ma ten, kto zagłębi się w literaturę rolniczo-leśną [6] .

W wieku XX zajęcia pozarolnicze wzbudziły jednak nikłe zainteresowanie. W Karpatach badał je słynny znawca Łemkowszczyzny, Roman Reinfuss, na Kurpiowszczyźnie zaś Jacek Olędzki. Olędzki miał ciężkie zadanie przed sobą, gdyż o jakichkolwiek danych dotyczących bartnictwa, potasznictwa i dziegciarstwa można zapomnieć, zaś o smolarstwie dane są jedynie fragmentaryczne [7]. A przecież Puszcza Zielona, gdzie Olędzki prowadził badania, była jednym z regionów popularnych wśród rzemieślników leśnych. Pewnym optymizmem napawa fakt, że w latach 90-tych XX wieku (dopiero!) zorganizowano w Biskupinie Pierwsze Międzynarodowe Sympozjum dotyczące, najogólniej mówiąc, smolarstwa [8]. Należy jednak pamiętać, że organizacja sympozjum należała do archeologów, stąd też spojrzenie na tematykę jest wybitnie archeologiczne. Lepsze jednak to niż nic.

W niniejszej pracy robotników leśnych podzieliłam na dwie grupy, które zostaną omówione osobno. Do pierwszej zaliczyłam bartnictwo, do drugiej zaś rzemieślników wypalających drewno: smolarzy, dziegciarzy, maziarzy i produkujących potaż. W ślad za tym, terminem smolarstwo obejmuję zarówno produkcje smoły, dziegciu mazi i popiołu drzewnego. Za takim podziałem przemawia fakt, że zawody wypalające drewno są ze sobą tak ściśle powiązane, że nie sposób ich omówić oddzielnie oraz to, że w piśmiennictwie etnograficznym występuje pewna nomenklaturowa niespójność.

Dziegciarstwo i maziarstwo bądź omawia się osobno, bądź jako zawody tożsame[9], niekiedy zaś nazwą smolarstwo obejmuje się wszystkie zawody związane z wypalaniem. Prawdą jest bowiem, że przy produkcji smoły, równocześnie produkowany jest dziegieć i maź oraz, zależnie od czasu wypalania, węgiel lub popiół. Zależnie od produktu powinien być użyty inny rodzaj materiału drzewnego, stąd też w okresie gospodarki folwarczno- pańszczyźnianej nastąpiła dość duża specjalizacja. Produkcja nastawiona była na jeden rodzaj wyrobów, reszta traktowana była jako produkty uboczne, natomiast przy małych zakładach lub wypalaniu na własne potrzeby liczyły się wszystkie wyroby i każdy z nich był równowartościowy.

Dowodu na nierozerwalność smolarstwa, dziegciarstwa, węglarstwa, potasznictwa i maziarstwa dostarcza językoznawstwo. W języku bułgarskim, gdzie smolarstwo utrzymało się po dziś dzień, dziegieć brzmi "katran", a produkcja dziegciu to po bułgarsku nie, jak można by się było, znając język bułgarski, spodziewać "katranstwo", a właśnie "smolarstwo"[10] . Warto też wspomnieć, ze znani w całych Karpatach maziarze z Łosi (Beskid Niski) wyrabiali nie maź, a dziegieć (Na Łemkowszczyźnie mazią nazywano bardziej gęstą frakcje dziegciu) [11]

Przypisy:
[1] Św. Trybald z Provins- patron smolarzy i węglarzy Wojciech Piotrowski [w:] Proceedings of the First International Symposium on Wood Tar and Pitch Brzeziński W., Piotrkowski W. /oprac.red./ Warszawa 1997
[2] Kubrak Zygmunt Smolarstwo w puszczy Solskiej w okresie gospodarki folwarczno-pańszczyźnianej (XVI-XIXw.) Rocznik Przemyski 1988 t.XXIV-XXV s.181-194
[3]Olędzki Jacek Materiały do tradycyjnych zajęć pozarolniczych Etnografia Polska T.2 1959
[4] Wolski K. Bartnictwo i pasiecznictwo dorzecza Sanu w XV i XVI w
[5] Golub Stanisław Pozostałości dawnego smolarstwa- Siedliszcze Kolonia, Gmina Dubienka "Zeszyty Muzealne Pojezierza Łęczyńsko- włodawskiego we Włodawie" T.10 Włodawa 2000
[6]vide: Z dziejów lasów, leśnictwa i drzewnictwa w Polsce St. Barański /red./ Warszawa 1965
[8]Proceedings of the First International Symposium on Wood Tar and Pitch Brzeziński W., Piotrkowski W. /oprac.red./ Warszawa 1997
[9] Kubrak Zygmunt Smolarstwo...181-194
[10] Słownik polsko-bułgarski T.1 i 2; Warszawa 1988
[11] Reinfuss Roman Łemkowie jako grupa etnograficzna Lublin 1965
Tagi:
#smolarstwo#dziegciarstwo#maziarstwo#bartnictwo#pszczelarstwo#zawody-lesne#zawody-ginace#ginace-zawody#dawne-zawody#lesne-zawody
poniedziałek, 1 czerwca 2020

Pienińska bibliografia

Pienińska bibliografia nie jest specjalnie wielka. Chociaż nie, kłamię. Jest, tylko, że są to książki bardzo specjalistyczne - gdybyście byli zainteresowani pełną bibliografią, to dostępna jest ona na stronach PPN (Pieniński Park Narodowy) - opracował ją pan Krzysztof Karwowski
https://www.pieninypn.pl/pl/1209/0/bibliografia-przekrojowa-pienin.html

poniżej zaś bibliografia MUWITowo-kanapowa - czyli "wszystko i nic u Stasia"

Pieniny
Mamy tuż przed oczyma niezwykły fenomen przyrody. Wydaje się, jakby rzeka, wbrew prawom natury zaatakowała wapienne gniazdo Pienin w ich najwyższej partii, przerzynając od wierzchołka do podstaw skalne masywy Trzech Koron i Sokolicy.

  • https://nakanapie.pl/ksiazka/panoramy-gorskie-z-tatr-i-pienin - idealna publikacja dla tych, którzy chcą wiedzieć co widzą. To nie jest łatwe, ale pan Moskała dość dokładnie rozrysował panoramy z najbardziej znanych szczytów. Jest to jedyna tego typu publikacja - do dziś aktualna i używana na kursach przewodników beskidzkich.

Dzieje się w Pieninach:

Miejscowości wokoł
to wyjątkowy album, prezentujący niezwykle ciekawe dzieje uzdrowiska, historię jego tworzenia, dawne widoki, sposoby podróżowania i spędzania czasu „u wód”. Każdy rozdział to oddzielna historia zaklęta w obrazach, fotografiach, pocztówkach, litografiach i mapach. W książce znajdziemy więc xix-wieczne mapy przestawiające drogi do Szczawnicy, xix-wieczne ryciny Macieja Bogusza Stęczyńskiego, rysunki (w tym także Józefa Szalaya – założyciela Szczawnicy), widoki „zdjęte” przez malarzy (w tym rozdziale podziwiamy obrazy Walerego Eljasza Radzikowskiego, Mariana Trzebińskiego), fotografików (a szczególnie odkrywcy Tatr, Pienin i samej Szczawnicy Awita Szuberta) oraz winiety reklamowe uzdrowiska sprzed ii wojny światowej.
Uzdrowisko Szczawnica, którego założycielem w połowie XIX wieku był Józef Szalay, w 1909 r. nabył Adam Stadnicki. W celu jego unowocześnienie, upiększenia i modernizacji włożył mnóstwo sił, pomysłów i idei. W roku 1948 Uzdrowisko przeszło na własność Skarbu Państwa jako Przedsiębiorstwo Państwowe.
Zapraszamy na spacer unikatowym szlakiem godeł szalayowskich, który jest turystyczną osobliwością Szczawnicy. Na domach znajdujących się wzdłuż głównych ulic miasta zawieszone są drewniane tablice, rodzaj szyldów, z nazwą i malowidłem, np. Pod kołem, Pod pielgrzymem, Pod winogronem. Są one kontynuacją XIX-to wiecznej tradycji przypisywanej Józefowi Szalayowi, twórcy i właścicielowi uzdrowiska.
kopalnia wiadomości o życiu kulturalnym i intelektualnym, mającym miejsce w szczawnickim uzdrowisku za sprawą przyjeżdżających tam na przestrzeni dwóch wieków pisarzy, poetów, malarzy, uczonych, aktorów i śpiewaków. Nieznane ciekawostki z ich życia osobistego, przeplatane fragmentami ich twórczości oddają atmosferę letnich wycieczek, spotkań i rozmów towarzyskich toczonych na szczawnickim deptaku lub w zaciszu werand i pokoi pensjonatowych. Publikacja ta stanowi niezwykle bogaty materiał dla wszystkich zainteresowanych historią Szczawnicy.
Niewielki przewodnik turystyczny zawierający sporo informacji historycznych o zamku, duże kolorowe fotografie, panoramę widokową z wieży zamku, mapkę okolic Jeziora Czorsztyńskiego, plan i trasę zwiedzania zamku.
Pierwsza fotograficzna monografia Sromowiec leżących nad Dunajcem, pod Trzema Koronami. Spacer wiedzie nas od zabudowań Sromowiec Wyżnych poprzez przystań flisaską w Kątach, Sromowce Średnie aż do Sromowiec Niżnych, gdzie zaczyna się słynny Przełom Pieniński.
Część fotograficzna jest uzupełniona rzadko prezentowanymi tekstami o Sromowcach pióra Bronisława Gustawicza z XIX wieku oraz wielkiego piewcy Pienin Jana Wiktora z jego pienińskiej gawędy "Pieniny i Ziemia Sądecka".

Fauna i flora
„Wszystkie łąki i pastwiska,/ wszystkie góry i pagórki są aptekami”
To skrzyżowanie dwóch rodzajów wiedzy o roślinach — poetyckiej i przyrodniczej, w wydaniu bardzo przystępnym, czyli popularnonaukowym, co wcale nie oznacza, że książka jest mało wartościowa pod względem poznawczym.
  • https://nakanapie.pl/ksiazka/mieczaki-pienin - monografia pienińskich ślimaczków :) i innych mięczaków (okładka jest strasznie dziwna, zapewne jest to okładka całej serii - ale tak, ta książka jest o ślimakach :)
Badania nad mięczakami Pienin przeprowadzałem głównie w lipcu i sierpniu roku 1929 oraz we wrześniu roku 1931, uzupełniając częściowo zebrane materiały w ciągu lata 1936. Poszukiwaniami objąłem przede wszystkim polską część "Parku Narodowego", a więc środkową część właściwych Pienin, która jest nie tylko najbardziej malowniczą z całego pasma, lecz posiada zarazem najbogatszą florę i faunę.
Regionalne publikacje - folklor i etnografia
W samym sercu Pienin, ukryta przed ludzkim wzrokiem, z dala od ludnych i hałaśliwych szlaków komunikacyjnych, na polskim brzegu Dunajca, leży wieś Sromowce Niżne, której historia nierozerwalnie wiąże się z tą piękną, kapryśna rzeką?
Legendy, zamieszczone w książce, powstały w oparciu o autentyczne opowieści, przekazywane z pokolenia na pokolenie. Opisane z dużym talentem literackim, interesująco, barwnie, intrygują i wciągają czytelnika.
Monografie:
Adresowana głównie do geologów, hydrogeologów oraz studentów nauk geologicznych z pewnością zainteresuje również osoby zajmujące się ochroną środowiska i zasobów naturalnych, w tym szczególnie pracowników Parków Narodowych Pienin po obu stronach granicy naszego kraju.
Wędrujemy kolejno od Czorsztyna, poprzez górę Korona i Czerwony Klasztor, spływamy Przełomem Dunajca, zwiedzamy ruiny zamku Kunegundy i rajskie doliny "Od Sokolicy po Wysoką".Oczywiście przez cały czas śladem opisujących Pieniny podróżników, pisarzy i autorów przewodników turystycznych.Obok powtarzających się pełnych zachwytu opisów, mamy tu pienińskie fabuły: historię buntu Kostki-Napierskiego, legendy hagiograficzne dotyczące św.Kingi, przede wszystkim wiążące się z jej ucieczką przed Tatarami, a także utwory fikcjonalne, których akcja rozgrywa się w Pieninach.Odbywamy swoistą wycieczkę po Pieninach, utwierdzając się w przekonaniu, że są one piękne i niepowtarzalne.
Justyna Pokojska w pełni przekonuje do podstawowego dla pracy założenia, że to charakter granicy decyduje o ładzie społecznym wśród mieszkańców pogranicza. W rozważaniach konsekwentnie sięga do wielu aspektów życia codziennego,

Przewodniki polecane przez MUWIT
(jak wiecie jest ich mnóstwo,dlatego tutaj tylko kilka)
Tatry i Pieniny to góry pełne legend, tajemnic i niezwykłych miejsc. Dzięki "Podróżownikowi" dowiesz się, jak powstały góry, gdzie są Trzy Korony, czy Rysy umieją rysować oraz co łączy Order Uśmiechu ze Świętym Mikołajem. Odwiedzisz wioskę, w której myje się domy, zamek z ukrytym skarbem Inków...
Tagi:
#Dunajec#Pieniny#Sromowce#Kroscienko#Szczawnica#Jaworki#Spisz
niedziela, 31 maja 2020

Trzy Królowe Pienin

Poniższy tekst napisałam około godziny 6.00 rano, zgrabiałymi z zimna palcami na ławeczce pod szczytem K3- czyli Trzech Koron. Tym, co mnie znają, dziwnym zapewne wyda się tak wczesne zerwanie się z piernatów. Powszechnie znaną prawdą jest, bowiem, fakt, że kocham spać i nic mnie ze snu nie wyrwie.

Otóż pragnę poinformować ogół, że znalazło się coś, co przerwało mój wspaniały sen.
Nocleg wypadł mi dokładnie na ławeczce pod szczytem Trzech Koron- tym, którzy byli nie trzeba tłumaczyć, że ławeczki te są cholernie wąskie.

Był początek listopada- Święto Zmarłych- w nocy już nie było przymrozków tylko "wgłąbmrozki", a szczyt opatulony był czapą mgły. Z tego zimna, tuż nad ranem postanowiłam opatulić się mocniej śpiworem i... rymsnęłam jak długa na ziemię. Prosto twarzą w te ostre kamienie. Moją opuchniętą twarz moja ukochana siostra skomentowała później: "co, porobiły ci się odciski od gadania...?" Pół godziny straciłam na tamowanie krwi, bo nie uśmiechało mi się późniejsze pranie śpiwora, a potem nie opłacało mi się już kłaść spać.

Klimat mgły i połyskujących w szronie konarów drzew i niedawno spadłych liści, że trzęsącymi się z zimna rękami wyciągnęłam długopis...
Efekty widzicie poniżej...



TRZY KRÓLOWE PIENIN


Nad błękitnymi meandrami Dunajca posępnie wznoszą się skalne iglice. Ostre niczym igły, wysokie na ponad dwieście metrów panie: Wysoka Kaśka, Gruba Baśka i Kudłata Maryśka, od wieków pilnują sromowieckich pól. Dlaczego akurat takimi imionami górale szczawniccy nazwali Trzy Korony, trudno już dzisiaj dociec. W literaturze turystycznej figurują jako Okrąglica, Płaska Skała i Pańska Skała. Źródła delikatnie wspominają o czwartej i piątej "koronie": Szczyt Trzech Koron jest bowiem bardzo rozczłonkowany.

Trzy Korony zawsze kusiły. O ile Tatry był niedostępne, tak w Pieniny można było wyruszyć od niepamiętnych czasów. U stóp potężnych skał przebiegał główny trakt handlowy na Węgry, przez przełęcz Szopka biegł skrót z Krościenka do Czorsztyna, zaś w środku pienińskich lasów stał Zamek Pieniński. Nic dziwnego, że na wycieczkę "do Pienin" wyruszano tłumnie...

Jedna z pierwszych była księżna Kinga. Wyruszała dzień w dzień ze swojego zamku gdzieś w góry. Kiedy w okolicach Sącza wybuchła zaraza morowego powietrza Kinga wraz z siostrami zakonnymi wiedziała gdzie się schronić.

Pienińska Święta


Kult św. Kingi jest wśród górali pienińskich wciąż żywy. Teraz, kiedy wróciłam tu po dwóch latach niebytności, siedząc w knajpie w towarzystwie górali szczawnickich przysłuchiwałam się rozmowie dwóch historyków, którzy tłumaczyli sobie nawzajem, że Kinga nie była królową, tylko księżną, gdyż jej mąż Bolesław Wstydliwy nie był królem. Moi towarzysze tylko gniewnie pomruczeli, a z dalszej rozmowy wywnioskowałam, że tutejsi mieszkańcy wyżej cenią tradycję i legendę niż prawdę.

- generalnie turyści są głupi i nie ma co się z nimi kłócić- powiedział jeden z górali - takich jak ty i twoi znajomi, którzy nasze poglądy szanują, pomimo tego, że czasami na pewno miewacie inne, jest niewielu...- pewnie tylko dlatego historycy nie doznali uszczerbku na zdrowiu.

Z góralami trzeba umieć rozmawiać i nigdy, ale przenigdy nie wolno się z nimi kłócić, najwyżej w duszy wypowiedzieć swoje zdanie. Dzięki umiejętności konwersacji oraz znajomości i szanowaniu kultury, tradycji i ogromnej wiedzy, bynajmniej nie książkowej, wielkim poważaniem cieszyli się tutaj m.in. Stanisław Staszic i Seweryn Goszczycki. Słuchali co tamci mają do powiedzenia i nie wymądrzali się, a to bardzo ważne.

Ratunku!- krzyczy przyroda


Mam nadzieję, że również my należymy do tej mądrzejszej części turystów pienińskich. Nie podpisujemy każdego kamienia czarnym flamastrem swojego imienia z dopiskiem "tu byłem", nie wycinamy serduszek na pniach buków i nie wkładamy przemyślnie papierków po cukierkach w dziuple. A to już dużo. Niestety przemyślność pseudo-turystów w zaśmiecaniu Pienińskiego Parku Narodowego (i niestety nie tylko) przechodzi wszelkie granice. Znalazłam na przykład pustą puszkę przymocowaną do gałęzi sosny ...trzy metry nad ziemią.

"Ratunku!" krzyczy przyroda, drzewa, skały.

"Proszę to posprzątać!" krzyczy pracownik PPN-u, wręczając kolejnemu młodzianowi duży niebieski worek z poleceniem wysprzątania całego szlaku.

Na terenie całego Parku nie ma koszy na śmieci- wszystko trzeba znieść ze sobą, ale nie przesadzajmy- nie jest tak bardzo daleko! Do Krościenka mamy zaledwie 4,5 km, zaś do Szczawnicy przez Sokolicę 8,5km. Tylko stojąc na widokowej glorietce na Okrąglicy wydaje się być tak strasznie daleko- w dół jest bowiem ponad trzysta metrów.

Nieznanego nazwiska krajoznawca tak pisał o panoramie z Trzech Koron:
"...Pełny w każdym kierunku, należy do najpiękniejszych, jakie na ziemi polskiej można oglądać. Czy w dal, czy w pobliże sięgniemy okiem, wszędzie sycimy się szczerym upojeniem...".
500 ogólnego widoku przypada na Tatry, dalsze 800 na Gorce. W linii prostej do Łomnicy mamy 28 kilometrów, zaś na Giewont- 34 km. Głównie widoczne są Tatry Bialskie, w całości należące do Słowacji oraz część Tatr Wysokich. Znad Nowego Wierchu delikatnie wychyla się koniuszek Rysów, a Gerlach wygląda zza Lodowego Szczytu. Z tym ostatnim jest też dość często mylony. Na miejscu na tzw. Siodle siedzi zwykle pracownik PPN-u, który bardzo chętnie pomoże w identyfikacji szczytów i udostępni mapkę panoramiczną.

Śnieżka z Trzech Koron


Tatry to jednak nie koniec widoków. Na zachód rozpościera się widok na Pieniny Spiskie i Czorsztyńskie, przy dobrej pogodzie nad łagodnym, lesistym ramieniem Macelaka zobaczyć można ośnieżony szczyt Babiej Góry, szczególnie piękny o zachodzie słońca. Na północny zachód kulminacja Gorców, a tuż przed nimi Lubań, a kształcie charakterystycznej trumny.

Na wschód rozpościera się pasmo Małych Pienin, które są i wyższe i dłuższe od Pienin Właściwych, a na północny- wschód- Pasmo Radziejowej w Beskidzie Sądeckim. Pewien turysta upierał się nawet, że ze szczytu widać Śnieżkę, ale była to Babia Góra, choć doświadczony baca powiedział kiedyś: "Turysta chce widzieć Śnieżkę, to będzie ją widział, choćby wszyscy naokoło twierdzili inaczej".

Swego czasu panoramę oglądano z Ganku, czyli Niżnej Okrąglicy. Na Wysoką Kaśkę wspinali się najodważniejsi. Szlak wytyczony w 1906 roku i od tamtej pory zaczęły się masowe wycieczki na szczyt- jeden z najpopularniejszych w Polsce. W 1997 roku sprzedano 60.000 biletów, ludzie czekają w 200- 300 osobowych kolejkach, a rekord wynosi 4 godziny 50 minut!

Endemit- czy jednak nie?


Ale Trzy Korony to nie tylko widoki. Pasmo Pienin w całości wznosi się w rejonie regla dolnego, z przeważającym udziałem drzewostanów bukowo-jodłowych. Jak można się domyślić szczególnie pięknie jest tu na jesieni, kiedy drzewa przybierają wszystkie kolory tęczy, a wąskie ścieżki toną w powodzi zeschniętych liści. Ważnym składnikiem pienińskiej flory są murawy naskalne z Chryzantemą Zawadzkiego na czele, która, oprócz Pienin, występuje tylko w głębi Rosji. Choć dość długo utrzymywało się przekonanie, że chryzantema ta jest pienińskim endemitem, okazało się, że izolowane stanowiska można znaleźć w okolicach Kurska i Orła na Wyżynie Rosyjskiej, zaś dość licznie występuje na Syberii, na wschód od Uralu.

Z końcem sierpnia i we wrześniu bladoliliowe kwiaty zdobią skalice od Trzech Koron po Sokolicę, a aromat wąskich liści wierci w nosie. Klasycznym endemitem jest ( a może był?) mniszek pieniński. Jedyne obserwowane stanowisko uległo zniszczeniu, ale być może rośnie jeszcze w skalnych urwiskach Okrąglicy.

Na skalnych półkach Płaskiej Skały ma swoje miejsce lęgowe pomurnik. Utrzymują się tu też inne gatunki ptaków petrofilnych (żyjących w środowisku skalnym): nagórnik, kopciuszek. Wiadomo, że lęgnie się tu Orzeł przedni, choć jego gniazd nie znaleziono. Ze 160 gatunków ptaków około 100 zakłada tutaj gniazda, Chociaż uczciwie przyznając idąc po prostu na wycieczkę nie ma żadnych szans na zobaczenie ani gniazda, ani młodych. O wielkim szczęściu możemy mówić, kiedy zobaczymy w locie pustułkę, czy jastrzębia. Masowa turystyka w rejonie Trzech Koron przystosowała zwierzęta do życia wśród ludzi, acz daleko od nich. Granica strachu trochę się zmniejszyła, jednak wciąż została dość duża strefa ucieczki. Jeżeli jeszcze bardziej się zmniejszy, istnieje ryzyko wyginięcia gatunków, które za bardzo przyzwyczają się do człowieka.

W rejonie Trzech Koron wciąż jeszcze są takie miejsca do których człowiek nie dotarł i najprawdopodobniej nigdy nie dotrze... Pozostaje nam stać na glorietce widokowej i wczuwać się w rolę orła, kiedy zachodni wiatr owiewa nasze ręce...

Listopad' 2000- Macelak

Więcej o Pieninach:
Przewodniki 10+
* wokół Krościenka - http://muwit.pl/muwit/pl/p10/pl_malopolskie_kroscienko_p10.html
* Spisz, Niedzica, Czorsztyn i Inkowiehttp://muwit.pl/muwit/pl/p10/pl_malopolskie_lapsze_p10.html
* Jaworki: Małe Pieniny, sztolnie, poszukiwacze złota i Muzyczna Owczarniahttp://muwit.pl/muwit/pl/p10/pl_malopolskie_jaworki_p10.html
Tagi:
#pieniny#muwit#trzy-korony#kroscienko#szczawnica#sokolica
niedziela, 31 maja 2020

Zmiana planów :)

Jednak ten mój artykuł o mitach jest zbyt długi na tego, kanapowego bloga. Dlatego przenoszę go na blog muwitowy - jeśli kogoś interesuje temat zapraszam na
https://muwit.blogspot.co m/search/label/mity%20narodowe
Wydaje mi się, że to będzie lepsze dla wszystkich :)

A tu będe kontynuować wpisy górskie, kulturoznawcze i na temat dziedzictwa narodowego. I pewnie coś o zwierzętach, choć nie wiem :)
I będzie trochę bibliografii, bo ostatecznie nie po to siedziałam tyle po bibliotekach, żeby teraz się to zagubiło na strychu :)
Tagi:
#muwit
środa, 29 kwietnia 2020

Rola Wielkich Mitów Narodowych w konflikcie kosowskim


Pomimo, że ten artykuł jest przestarzały (2003) to pewne prawdy są niestety niezmienne. Myślę, że warto się zapoznać z tematem i spróbować zrozumieć, co i jak rządzi społeczeństwem.
Artykuł napisany jako praca semestralna pod kierunkiem dr Małgorzaty Michalskiej (Uniwersytet Wrocławski, Antropologia i Etnologia, wydz. Historyczny) i merytorycznym okiem pani dr Doroty Gil (Uniwersytet Jagielloński, Wydział Filologiczny).

I jeszcze raz - bardzo dziękuję pani dr Gil za sprawdzenie, czy aby nie pojawiły się tam błędy merytoryczne. Teraz - po latach - mogę już to powiedzieć. Pani doktor, bez Pani moje życie wyglądałoby zupełnie inaczej. Byłoby dużo płytsze. Bez Pani i dr Czerwińskiego (ale on już to wie :))

Pamiętam, że zdradziłam dr Gil temat mojej pracy (pisany na zupełnie innym Uniwersytecie), a ona na spokojnie powiedziała
- Kasia, czy Ty chcesz zapisać całą Bibliotekę Watykańską? Ja piszę artykuł o wpływie 1 mitu na 1 wydarzenie i już mam 500 stron. Jeśli już musisz, to napisz to tak, żeby zwyczajni ludzie w zwięzłej formie dostali przekrój wszystkiego. nie wgłębiaj się - zostaw to innym. Jeśli choć jedna osoba zauważy wpływ mitu na nasza codzienność, to i tak odniesiesz ogromny sukces.
Nie chcę odnosić sukcesu :) Ale chcę, życzę sobie, pragnę nawet, aby starać się zrozumieć dlaczego jest tak a nie inaczej. I jeśli choć jedna osoba zauważy manipulację symbolami, to i tak będzie dobrze :)

Za wszelkie błędy stylistyczne i interpunkcyjne ponoszę wyłączną winę (jest ich tu kilka, wiem, ale nie wyszukujcie specjalnie, prosze :).

Do końca maja artykuł będzie tu publikowany w częściach (chyba, że mnie admini zablokują :)) ) także, jeżeli nie interesuje was tematyka ani styl - zapraszam w czerwcu :) - będzie łagodniej.


Tagi:
#nacjonalizm#wojna#nowomowa#polityka#geopolityka#mity
środa, 29 kwietnia 2020

Rola Wielkich Mitów Narodowych - Wstęp

Konflikt w Kosowie kojarzy się opinii publicznej z rokiem 1999 i wkroczeniem wojsk serbskich do prowincji.
Wnikliwi obserwatorzy zauważą jednak, że zaczął się on już dużo wcześniej, właściwie od momentu, kiedy Albańczycy, ogromny naród w ciasnych granicach Albanii, zaczęli masową migrację na tereny Kosowego Pola [1]. W niniejszej pracy nie chcę poruszać problemu bezpośrednich przyczyn ani przebiegu samego konfliktu, pragnę jedynie przestawić rolę, jaką w konflikcie odegrały mity Narodowe, zarówno albańskie, jak i serbskie.

Ogromną rolę w oddziaływaniu mitów Narodowych odgrywa serbski nacjonalizm, o którego wskrzeszenie oskarżany jest Slobodan Milošević.


Nie będę rozważać tego problemu, zrobił to już Njebojša Popov [2]. Jednak w świetle rozważań nad problemami bałkańskimi, należy wspomnieć o pojęciu narodu i nacjonalizmie, co czynię w rozdziale pierwszym niniejszej pracy. Już w latach sześćdziesiątych minionego wieku pojawiła się ogromna ilość prac o tej tematyce. Nie sposób wymienić wszystkich autorów, skupiłam się więc na pracach Ursa Altermatta, Rogersa Brubekera, Ernesta Gellnera [3] oraz pracach traktujących o współczesnych konfliktach społecznych [4]. Nacjonalizm sprzężony jest z mitami Narodowymi, zaś one z nacjonalizmem. Nie sposób mówić o jednym, nie wspominając o drugim. Zaznaczam jednak, że część ta stanowi teoretyczne wprowadzenie do zasadniczych rozważań.

Bałkański etnomit narodowy, przekształcając się w mit polityczny, stał się zabójczym narzędziem w rękach przywódców, a "gra na czułych strunach Narodowej tradycji" [5] doprowadziła do krwawych rozgrywek międzynarodowych. Tradycja, kultura i głęboko zakorzenione mity Narodowe, są tak bardzo żywe w świadomości narodów bałkańskich, że wystarczy jedynie charyzmatyczny przywódca, aby światem wstrząsnęła kolejna wojna na Bałkanach.

Ponieważ poprzedni konflikt kosowski nie znalazł zadowalającego obie strony rozwiązania, wielce prawdopodobnym jest, że kolejny konflikt dotyczyć będzie również Kosowa, albo Macedonii, która usilnie walczy o stworzenie państwa wieloetnicznego. Znawcy terenu i kultury mogą z zamkniętymi oczami wyznaczyć miejsce kolejnego konfliktu, jednakże metod zapobieżenia nie ma i najprawdopodobniej nigdy nie będzie, gdyż wojna tkwi w samym społeczeństwie. W obliczu zagrożenia Narodowej tożsamości (realnego bądź wyimaginowanego) ruszą wszyscy, a przynajmniej wspólnie będą popierać tych, którzy walczą. Kosowo tkwi w sercach, umysłach i ciałach Serbów, a idea Wielkiej Albanii w Albańczykach.

Temat słowiańskich mitów Narodowych, a w szczególności mitów krajów postjugosłowiańskich, poruszany jest w ostatnich latach bardzo często na konferencjach i międzynarodowych kongresach slawistów. Z polskich ośrodków naukowych najważniejszą rolę odgrywają ośrodek poznański i krakowski. Dzięki współpracy tych kręgów naukowych powstało wiele opracowań zbiorowych, które wykorzystałam w swojej pracy. Są to Wielkie mity Narodowe Słowian pod redakcją Anny Gawareckiej, Aleksandra Naumowa i Bogusława Zielińskiego, Słowianie wobec integracji Europy pod redakcją Marii Bobrownickiej, czy tejże autorki Narkotyk mitu. Szkice o świadomości Narodowej i kulturowej Słowian zachodnich i południowych [6].

Mity Narodowe, jak twierdzi Dorota Gil, "wchłaniając wojenno propagiowe ideologemy" [7], angażują się w politykę i odgrywają ogromną rolę w konfliktach na Bałkanach. Zresztą idea, że "polityka to, w największej mierze, sprawa symboli" [8] nie jest bynajmniej Ideą nową. Od dawna obecna jest w antropologii i filozofii politycznej, odnaleźć ją można u Rousseau ("władza obywateli też ma swoją świecką religię"), czy w totalitarnych systemach i ich metodach manipulacji masami. Symboliczny aspekt polityki ujawnia się też w tworzeniu systemów demokratycznych, tak jak w krajach powstałych po rozpadzie Jugosławii [9].

Nic więc dziwnego, że politycy nawołując do wojny etnicznej (gdyż w takim aspekcie należy rozpatrywać wszelkie konflikty na Bałkanach), wykorzystywali te elementy kultury i tradycji Narodowej, które w społeczeństwie były mocno zakorzenione. Wystarczy przypomnieć sylwetkę Radovana Karadžicia, który w swoim wystąpieniu telewizyjnym, nawołującym do wojny w Bośni, grał na gęślach (Narodowym instrumencie serbskim) na tle portretu Vuka Karadžicia [10]. Wykorzystanie tego samego nazwiska (jego domniemane pokrewieństwo z Vukiem jest wciąż niesprawdzone) przez przywódcę bośniackich Serbów dowodzi, czegokolwiek by o tej osobie nie powiedzieć, doskonałej znajomości serbskiej tradycji, serbskiego społeczeństwa i perfekcyjnego opanowania manipulacji symbolami.

Problem mitów Narodowych przekształcających się w mity polityczne i tym samym odgrywających ogromną rolę w konfliktach na Bałkanach podnosili już liczni autorzy: filolodzy, etnolodzy i politolodzy. Kulturowe tło konfliktu naświetlają prace zmarłej niedawno prof. Joanny Rapackiej [11], bez której książek i artykułów trudno mówić o zapoznaniu się z kulturą krajów byłej Jugosławii.

Geopolityczną stronę konfliktu odsłaniają prace Andrzeja Nowosada [12] i Sylwii Nowak [13], jak również wspaniałe artykuły Doroty Gil [14]. Bezpośrednim wpływem mitów na politykę zajmuje się również serbski etnolog Ivan Čolović. Właśnie jego książka Polityka symboli (zbiór esejów o antropologii politycznej) zainspirowała mnie do napisania niniejszej pracy. Wielu cennych informacji przyniosły mi artykuły Ryszarda Bilskiego [15] oraz skromne opracowanie Henryka Batowskiego [16].

Wspomniałam o Radovanie Karadžiciu, wykorzystującym tradycję Narodową do celów politycznych. Również Slobodan Milošević, rozpoczynając XX- wieczną bitwę o Kosowo, powoływał się na Vuka Karadžićia, choć nieco w innym sensie.
Srbi svi i svuda (Dosł. Serbowie wszyscy i wszędzie) "manifest" Vuka z 1836 roku [18], mający na celu zjednoczenie Serbów wszystkich trzech wyznań (Srbi sva tri zakona) w czasach Miloševicia przerodził się w manifest polityczny służący do eliminacji wszystkich nie- Serbów, żyjących w granicach Serbii. Granice Serbii są tu jednak rozumiane w specyficzny sposób. Nie chodzi o granice w sensie politycznym (linearnym), ale o miejsca, które Serbowie jako naród kiedykolwiek na przestrzeni wieków zamieszkiwali. Serbowie wszyscy i wszędzie oraz granice Serbii wyznaczają serbskie groby to nie są zwykłe zdania, ale hasła nacjonalistyczne, padające na bardzo podatny grunt społeczny.

Przyczynami aprobaty społecznej i afirmacji przywódców zajmę się w rozdziale czwartym, dotyczącym sakralizacji społeczeństwa serbskiego. Trudno sobie bowiem wyobrazić rozważania na temat mitów Narodowych, nie tłumacząc podstaw ich istnienia oraz stopnia zaangażowania w tworzeniu świadomości Narodowej.

Przyczyny, dla których mity Narodowe, retoryka polityczna oraz symbole odgrywają tak doniosłą rolę w kształtowaniu historii na Bałkanach, tkwią głęboko w "uświęceniu władzy" i zaangażowaniu Cerkwi Prawosławnej w politykę.

W tej części pracy korzystałam głównie z artykułów Doroty Gil [19], światowego autorytetu od spraw Kosowa i Cerkwi Prawosławnej, jak również publikacje Aleksandra Naumowa [20], specjalizującego się w tematyce serbskiego prawosławia. Szczególnie przydatne okazały się publikacje serbskich teologów, i historyków [21].

Historia Słowian, a szczególnie Słowian Południowych, pisana jest mitami, co postaram się wykazać w niniejszej pracy. Naukowcy zajmujący się Słowiańszczyzną Południową zapełnili już swymi pracami niejedną półkę biblioteczną. Jest to bowiem tematyka wielce problematyczna, kontrowersyjna, znajdująca swoje odbicie również w najświeższych reportażach wojennych.

PRZYPISY:
[1] Wydarzenie to miało miejsce jeszcze w średniowieczu.
[2] N Popov, Serbski dramat, Warszawa 1994.
[3] U. Altermatt, Sarajewo przestrzega. Etnacjonalizm w Europie., Kraków 1997;
R. Brubaker, Nacjonalizm inaczej. Struktura Narodowa i kwestie Narodowe w Nowej Europie, Warszawa-Kraków 1998;
E. Gellner, Narody i nacjonalizm, Warszawa 1991 i inni.
[4] Por: R. Dahrendorf, Nowoczesny konflikt społeczny, Warszawa 1993;
Konflikty etniczne. Źródła, typy i sposoby rozstrzygania, I. Kabzińska-Stawarz, S. Szynkiewicz (red.), Warszawa 1996;
Narody i stereotypy, T. Walas (red.), Kraków 1995;
Narody. Jak powstawały i jak wybijały się na niepodległość, M. Kula (red.), Warszawa 1989 i inni.
[5] Przynależne do języka publicystycznego wyrażenia: 'panteon bohaterów Narodowych' oraz 'gra na strunach Narodowej tradycji' przeszły już do dyskursu naukowego. Dziś te wyrażenia z powodzeniem stosowane są w pracach naukowych dotyczących Bałkanów.
[6] Pełną bibliografię na ten temat podaję na końcu pracy.
[7] D.Gil, Za krzyż święty i za wolność złotą. Mistyczno- Mitologiczny obraz dziejów narodu w oczach Serbów bośniackich, [w:] Przemiany w świadomości i kulturze duchowej narodów Jugosławii po 1991 roku, J. Kornhauser (red.), Kraków 1999, s. 215.
[8] I. Čolović, Polityka symboli. Eseje o antropologii polityczne, tłum. M. Petryńska, Kraków 2001, s. 5.
[9] Ibidem, s. 7.
[10] Vuk Karadžić jest postacią z samego szczytu panteonu serbskiego. Jako reformator cyrylicy i gramatyki zapisał się w tradycji jako ojciec języka serbskiego.
[11] J Rapacka, Leksykon tradycji chorwackich, Warszawa 1997,
Idem, Godzina Herdera. O Serbach, Chorwatach i idei jugosłowiańskiej, Warszawa 1995.
[12] A Nowosad, Bałkańskie domino, "Polityka", 1999, nr 15.
[13] A Nowosad, S. Nowak, Kosowo- mit za mit, "Polityka", 1999, nr 16, S. Nowak, Kosowo- mit i historia w konflikcie serbsko-albańskim, [w:] Przemiany w świadomości i kulturze duchowej narodów Jugosławii, J. Kornhauser (red.), Kraków 1999.
[14] D Gil, Za krzyż święty i za wolność złotą... oraz Idem, Świętosawie, a dzisiejsze oblicze kultury duchowej Serbów bośniackich, [w:] Przemiany w świadomości i kulturze duchowej narodów Jugosławii po 1991 roku, J. Kornhauser (red.) Kraków 1999.
[15] R. Bilski, Nie strzelajcie do nocnego ptaka. Bałkany 1991-1998, Warszawa 1998.
[16] H. Batowski, Podstawy kryzysu jugosłowiańskiego, "Rocznik PAU", Kraków 1991-1992.
[17] Dosł. Serbowie wszyscy i wszędzie.
[18] M. Dąbrowska-Partyka, Kosowo, Piemont, Jugosławia. O niebezpieczeństwach projektowania historii, [w:] Wielkie mity Narodowe, A. Gawarecka, A. Naumow, B. Zieliński (red.), Poznań 1999, s. 57.
[19] D. Gil, Świętosawie... oraz Idem, Za krzyż święty i za wolność złotą...
[20] A Naumov., Dar słowa. Ze starej literatury serbskiej, Łódź 1984.
[21] M.in.: A.Jevtić, Stradanja Srba na Kosovu i Metohiji od 1941-1990 godine, Priština 1990, R. Samarđić, Kosovo i Metohija u srbskoj istoriji, Beograd 2000.
Tagi:
#kosovo#konflikt#mity-narodowe#mity#wojna
środa, 29 kwietnia 2020

NARÓD I NACJONALIZM >> Rola Mitow Narodowych cz. II

Aby móc prowadzić dyskusje na temat konfliktu etnicznego między dwoma narodami (rozważamy tu konflikt etniczny w Kosowie, między Serbami i Albańczykami), należy przede wszystkim wytłumaczyć terminy takie jak naród, państwo kulturowe i państwo Narodowe, etnia i etniczny, jak również zagłębić się nieco w sposób rozumienia tych pojęć przez poszczególne szkoły (koncepcja zachodnioeuropejska i wschodnioeuropejska). Z tematyką tą związana jest również problematyka szeroko pojętego nacjonalizmu, który w rzeczywistości europejskiej, a szczególnie bałkańskiej , odgrywa doniosłą rolę. Ze względu na wpływ nacjonalizmu na rzeczywistość bałkańską, rozpocznę od naświetlenia tej problematyki, w części dalszej poruszając tematykę narodu i etnii.

Nacjonalizm, "pierwsze i największe z szaleństw" [22], nie jest zjawiskiem nowym. Już w XIX wieku stanowił on największą siłę polityczną, a John Lukacs określił go wręcz mianem "jedynej religii popularnej naszych czasów" [23]. Wielu historyków twierdziło, że szczególną cechą naszego wieku nie jest walka klas, czy idei, lecz walka narodów. Jednakże wraz z końcem II wojny światowej, po okresie ludobójstwa i przesiedleń, wszelkie ruchy nacjonalistyczne wydawały się tak bardzo pozbawione jakichkolwiek szans na przetrwanie, że triumfalnie ogłoszono kres epoki nacjonalizmu. Jak pokazała historia, przedwcześnie.

Wszelkie przejawy nacjonalizmu na świecie, czy to walki czarnej ludności w Stanach Zjednoczonych o pełnię praw obywatelskich, czy ruchy wyzwoleńcze w Afryce i Azji, przyjmowane były jako "powielanie europejskiego pierwowzoru" lub "chwilowy nawrót do minionych czasów". Dopiero wielkie przemiany rzeczywistości XX wieku, rozpad ZSRR, Czechosłowacji i Jugosławii, przyniosły powrót dyskusji nad nacjonalizmem i jego wciąż żywą obecnością w dzisiejszym świecie.

Wydarzenia ostatnich lat powodują pojawienie się powszechnego są duże problem nacjonalizmu i problemów etnicznych dotyczy krajów słabych cywilizacyjnie, a w Europie dotyczy on tylko krajów byłego bloku komunistycznego. Nie jest to prawdą. Wszak nacjonalizm, owo szaleństwo zbiorowości i jednostek, wynika z zazdrości i strachu, a przede wszystkim z utraty indywidualnej świadomości [24](podkreślenie moje). Zagraża ona wszystkim narodom. W krajach Europy Zachodniej objawia się w działaniach skrajnych ruchów prawicowych i populistycznych, jak również w dyskusjach nad potrzebą integracji europejskiej oraz w europejskim stosunku do mniejszości Narodowych. Kraje Europy Środkowej i Wschodniej znajdują w nacjonalizmie zastępstwo upadłej ideologii komunistycznej.

Nacjonalizm karmi się odnawianiem konfliktów z przeszłości,
podsycaniem niechęci do mniejszości Narodowych
i trudnościami wynikającymi ze zmian gospodarczych i politycznych [25]

Dubravka Ugrešić, chorwacka pisarka, ten sam problem przedstawia bardziej poetycko:
Jugosłowiańska armia federalna pożre najpierw Chorwację,
potem z braku strawy będzie żarła resztę "Titoliu", jaja, z którego się wylęgła.
W końcu pożarłszy własne dzieci, będzie umierać w straszliwych męczarniach
pożerając sama siebie [26]

Pomimo tego, że nacjonalizm jest sam w sobie zjawiskiem niepokojącym i, w świetle dzisiejszego "zmniejszenia świata" i otwarcia granic, zasadź złą, to jednak w Europie (o innych częściach świata nie wspomnę) wciąż święci triumfy. Chociaż niewątpliwie Prawdą jest, że w dzisiejszych czasach na każdym kroku zauważamy "gwałcenie" doktryny nacjonalistycznej. Głosi ona, że:

Nacjonalizm jest przede wszystkim zasadź polityczną, która głosi,
że jednostki polityczne powinny pokrywać się z jednostkami Narodowościowymi [27]

Istnieją jednak takie państwa, których granice nie obejmują wszystkich rodaków. Doskonałym przykładem jest tu Albania, której XIX wieczna idea Wielkiej Albanii była próba realizacji gellenrowskiej zasady nacjonalizmu. Innym przykładem naruszenia podstawowych zasad nacjonalizmu jest Serbia. Abstrahując od faktu, że w XIX tutaj także usiłowano realizować ideę Wielkiej Serbii [28] , w kraju tym następuje tak jakby podwójne złamanie praw nacjonalistycznych. Po pierwsze Serbowie żyją nie tylko w Serbii, ale również ogromna ich liczba zamieszkuje tereny Bośni i Hercegowiny (która została podzielona na dwie części: Republikę Serbską oraz federację Chorwacko- Muzułmańską), przed 1995 rokiem zamieszkiwali również obszar Serbskiej Krainy (Liki) oraz Slawonii w Chorwacji, duża ich liczba żyje również w innych krajach byłej Jugosławii. Z drugiej strony państwo uważanym za serbskie nie tylko boryka się z problemem mniejszości Narodowych, ale wręcz pozostaje w konfederacji z Czarnogórą, czyli w kraju serbskim zamieszkują obce grupy na tych samych prawach, co Serbowie. podczas wszystkich konfliktów w krajach byłej Jugosławii usiłowano wprowadzić w życie kolejną zasadę nacjonalizmu, głoszącą, że państwo może stać się czyste etnicznie, jeżeli wszystkich obywateli obcego pochodzenia się zabije lub wypędzi.

Nie chcę bynajmniej tutaj powiedzieć, że największymi nacjonalistami byli Serbowie, Chociaż tak to zostało naświetlone w polskich mediach. Każdy naród bałkański, być może z wyjątkiem Słowenii, za dominującą zasadę w tych czasach wyznaczał zasadę nacjonalistyczną. Urs Altermatt twierdzi, iż, po pierwsze, "Europa cierpi na nowotwór tożsamości" [29], a jak już wspomniałam wcześniej, brak tożsamości implikuje powstanie tendencji nacjonalistycznych, a także, iż "po Europie snuje się upiór etnizacji polityki i społeczeństwa" [30]

W społeczeństwie końca XX wieku i początku wieku XXI, kiedy ludność cechuje niebywała wręcz mobilność, gdy obywatele świata migrują z miejsca na miejsce, a wielokulturowość społeczeństwa objawia się z całą siłą, rodzi się nowa odmiana nacjonalizmu- uznający zasadę apartheidu (izolacji na jak najmniejszym terenie) etnonacjonalizm. zasada ta opiera się na przekonaniu, że lud, naród i etniczność są bytami naturalnymi. Chociaż od dawna nie używa się już biologicznej argumentacji o wyższości bądź niższości danego narodu, etnonacjonalizm poszedł dalej w swojej doktrynie. W jego ramach pojawia się tutaj kategoria swój- obcy, przy czym obcy zawsze jest "tym złym".

My- to nie oni, My jesteśmy po stronie dobra, oni po stronie zła, nasze cechy: Narodowe, nacjonalistyczne nie odgrywają roli, chyba ,że są w zestawieniu z ich nacjonalizmem: my, owszem jesteśmy nacjonalistami, ale oni są jeszcze większymi, my podrzynamy gardła, ale oni też, a nawet bardziej, my może pijacy, ale oni to wręcz alkoholicy, nasza historia jest poprawna, w porównaniu z ich historią" [31]

Jak widać z powyższego, nacjonalizm jest z zasady egoistyczny, egocentryczny. Według nacjonalistycznego myślenia innymi nie są tylko obcy, ale wszystko, co nie jest "moje". Danilo Kiš twierdzi, że nacjonalista jest ignorantem, jest bezwartościowy jako składnik zbiorowości i równie nieprzydatny jako jednostka. Nacjonalista żyje własnym wygodnym życiem, które nie zostawia miejsca na poznanie "innego", a co za tym idzie nacjonalista staje się wyalienowany i jeszcze bardziej popada w swój nacjonalizm [32]

Wreszcie należy powiedzieć, że nacjonalizm nie jest wywoływany przez narody. Jest wprowadzany przez "pola polityczne" [33]. Może być również produkowany przez pola kulturowe lub ekonomiczne. Jednakże należy pamiętać, że dynamika rozwoju nacjonalizmu regulowana jest przez właściwości wspomnianych pól, a nie poprzez właściwości zbiorowości, jaką jest naród. Pora więc wyjaśnić pojęcie narodu, tak często dotychczas używane, a jeszcze nie zdefiniowane.

W wieku XIX i XX pojęcie narodu niejednokrotnie było nadużywane i do dziś w niektórych językach wywołuje negatywne skojarzenia. Chociażby zbrodnie hitlerowskie, popełniane w imieniu "aryjskiej rasy panów", spowodowały, że po II wojnie światowej niełatwo było podejmować tę tematykę bez automatycznych skojarzeń. Jednakże pojęcie to zachowało się w języku niemieckim, Chociaż początkowo sami Niemcy odnosili się do niego z nieufnością.


Za odpowiednik słowa "naród" przyjęto słowo umma. Oznacza ono wspólnotę religijną "wszystkich muzułmanów. W wieku XX Arabowie zastosowali to słowo również do swej wspólnoty językowej, a nawet w odniesieniu do lokalnych jednostek geograficznych, takich jak naród egipski. Słowo umma cechuje wieloznaczność. Co za tym idzie arabskie al.-umma al.- Muttahida można przełożyć jako "Organizacja Narodów Zjednoczonych", lub jako "Zjednoczone Wspólnoty Religijne".

Bardzo dobrym przykładem na wieloznaczność terminu naród jest Organizacja Narodów Zjednoczonych. Założona w Stanach Zjednoczonych, nosi nazwę United Nations. Nazwa ta w językach niemieckim, francuskim i hiszpańskim została przełożona dosłownie jako: Vereinte Nationen, Nations Unies i Naciones Unidas. Na podstawie powyższych tłumaczeń można odnieść wrażenie, że ma się do czynienia ze związkiem narodów, w rzeczywistości chodzi o umowę między państwami. Podobnie rzecz się miała z poprzedniczką ONZ, Ligą Narodów. Jej nazwa w języku niemieckim sugerowała, że opiera się na wspólnocie ludów. Problem nazwy komplikuje się jeszcze bardziej w językach pozaeuropejskich. I tak na przykład arabski odpowiednik nazwy "Organizacja Narodów Zjednoczonych"- al-umma al- Muttahida- można by, z równym powodzeniem, przełożyć jako "Zjednoczone Wspólnoty Religijne" [34]

Czym więc jest naród?
Niemiecki filozof, Johann Gottfried Herder, na którego tezy będę się w niniejszej pracy niejednokrotnie powoływać, twierdził:

Naród jest wychowywany i kształcony za pośrednictwem języka(...) [35]

Niektórzy badacze Słowiańszczyzny poddają w wątpliwość jego teorię twierdząc, że wojna serbsko-chorwacka jest dobitnym przykładem na to, że wspólnota języka nie determinuje definitywnie poczucia wspólnoty Narodowej [36]. Jednakże w świetle dzisiejszych badań trudno te tezy potwierdzić. Równie trudno jest im zaprzeczyć. Badacze bowiem nie są zgodni w kwestii, czy chorwacki, serbski i bośniacki (ten sam problem dotyczy bułgarskiego i macedońskiego) są osobnymi językami, czy też tylko dialektami tego samego języka [37]. Sami zainteresowani, biorąc pod uwagę nieustające konflikty, stoją na stanowisku odrębności tych języków. Podobnie twierdzili XIX- wieczni ideolodzy serbscy i chorwaccy. Nie wnikając w programy Narodowotwórcze, należy przyznać częściową rację badaczom nieuznającym determinującej roli języka. Wszak w kulturach pierwotnych istnieją grupy, których tożsamość nie jest zdeterminowana przez język [38]. Wychodząc z tego założenia, swoją koncepcję narodu przedstawił w 1913 roku Józef Dżugaszwili. Twierdził on, że:

"Naród jest stabilną wspólnotą ludzi, która powstała historycznie na gruncie wspólnoty języka,
terytorium, życia gospodarczego i charakteru psychicznego, objawiającego się we wspólnocie kultury"[39]

Cokolwiek by o sowieckim wodzu rewolucji nie powiedzieć, faktem bezspornym pozostaje, że połączył w swej definicji czynniki subiektywne i obiektywne. Teza ta, w kręgach komunistycznych, kształtowała dyskusje nad pojęciem narodu aż do lat pięćdziesiątych XX wieku. Również w kręgach serbskich ideologów zyskała wielką popularność [40].

Zmierzając do podsumowania pojęcia narodu, nie wypada nie wspomnieć o tezie francuskiego badacza religii, Ernesta Renana, która echem odbiła się w późniejszych teoriach serbskich ideologów i w nowomowie serbskich polityków. Renan ujmował naród jako:>
"Wielką wspólnotę solidarnościową, opartą na poczuciu ofiar, które złożono i ofiar, które jest się skłonnym jeszcze popełniać.(... )Naród jest duszą, zasadź duchową. (...) Podobnie jak jednostka, naród jest punktem końcowym długiej historii wysiłków ofiar i poświęcenia.(...)Wspólna sława w przeszłości, wspólna wola wspólnego dokonywania czegoś wielkiego w teraźniejszości- oto istotne przesłanki istnienia ludu"[41]
Miloševicowski manifest nawołujący do eliminacji wszystkich nie-Serbów, decyzja Franjo Tuđmana o exodusie tysięcy Serbów z Srbskiej Krainy, egzekucje popełniane przez UČK [42], są niczym innym, jak zbrodnią popełnianą w imię narodu, rozumianego według definicji Renana.

Wytłumaczenie, dlaczego właśnie definicja Renana wydaje mi się najbardziej adekwatną, tkwi w trafnej konstatacji Ursa Altermatta, szwajcarskiego historyka dziejów najnowszych:

"Słowo naród swe konkretne znaczenie uzyskuje dopiero w kontekście historyczno- kulturowym[43]

Kontekst ów powoduje podział narodów na państwowe i kulturowe, po raz pierwszy wyrażony w filozofii Rousseau i Herdera. Przyczyną podziału narodów był antagonizm polityczny między Francją, a Niemcami, który dominował w Europie od XIX wieku aż do zakończenia II wojny światowej. Czym więc jest naród państwowy, a czym naród kulturowy? Należy zwrócić uwagę, że wszystkie wspomniane wyżej definicje narodu, pośrednio lub bezpośrednio, wywodzą się z państwa. Wielce ciekawym jest fakt, że za punkt odniesienia może służyć również brak państwa. Łatwo zauważyć, że zazwyczaj "posiadanie" państwa implikuje model narodu państwowego, zaś jego brak- narodu kulturowego. Należy jednak pamiętać, że jest to jedynie pewna prawidłowość, nie zaś reguła.

Koncepcja narodu państwowego, zwana również koncepcją zachodnioeuropejską, wychodzi od politycznego pojęcia narodu, formułującego się w już istniejącym państwie. Historycznie wywodzi się z Francji, Wielkiej Brytanii i Szwajcarii [44], które przeszły swoją rewolucję i w związku z tym, w tej koncepcji naród rozumie się jako polityczną wspólnotę obywateli, równych wobec prawa, niezależnie od pozycji społecznej, religii, języka, czy pochodzenia. Taka polityka powodowała w XIX wieku asymilację przyjezdnych i nadawanie obywatelstwa drugiemu pokoleniu imigrantów [45]

Ojczyzną koncepcji wschodnioeuropejskiej (zwanej też w literaturze przedmiotu, koncepcją środkowoeuropejską) są Włochy i Niemcy [46] , gdzie, wobec braku własnego państwa, poczucie przynależności opierało się na języku i kulturze. Dla szkoły tej znamiennym jest przekonanie, że naród istnieje poza strukturami państwowymi. Taka polityka implikuje różnicę między "swoimi" a "obcymi", między obywatelami a imigrantami [47]

Po rozpadzie Jugosławii właściwie każdy naród ma swoje państwo (oczywiście, jeżeli Albańczyków w Kosowie, Sižaku i Macedonii "zaliczymy" do narodu albańskiego, a tak się sami zainteresowani określają). Państwa te borykają się z dwoma podstawowymi problemami. Po pierwsze, nie ma pomysłu na model państwa, po drugie, ogromnym problemem jest sprawa mniejszości Narodowych, które w niektórych rejonach (jak na przykład w Kosowie, Bośni, czy Sižaku) zyskały przeważającą większość liczebną.


Twórcą pojęcia "państwo zorientowane Narodowo" jest wspomniany Rogers Brubaker. Używa tego pojęcia zamiast terminu "państwo Narodowe", aby podkreślić dynamiczne stanowisko polityczne. Twierdzi on, że państwo zorientowane Narodowo nie implikuje homogeniczności etnokulturowej. Poza tym Brubaker uważa, że pierwsze pojęcie, w przeciwieństwie do drugiego, nie implikuje "skończoności", informuje wręcz, że homogeniczność etnokulturowa nie została jeszcze osiągnięta. W rozumieniu elit państwa zorientowanego Narodowo jest, w pewnym sensie, niedokończonym państwem, państwem "niekompletnym" [R. Brubaker, op. cit., s. 81].

Istnieją trzy alternatywne modele państwa. Model państwa obywatelskiego, to państwo wszystkich obywateli niezależnie od ich przynależności etnicznej. W tym modelu państwa etniczność, czy Narodowość etniczna nie ma publicznego znaczenia. Inaczej jest w modelu państwa dwu- lub wielonarodowego, jako państwa dwu lub więcej rdzennych narodów. W tym modelu etniczność ma ogromne znaczenie publiczne. podczas gdy w państwie obywatelskim jednostkami składowymi są osoby, w drugim przypadku są nimi grupy etnonarodowe.

Według profesora Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles, zajmującego się problemami etnicznymi w Nowej Europie, Rogersa Brubakera, żaden z tych modeli nie ma szans powodzenia w krajach byłej Jugosławii [48]. Jedynym wyjściem dla tych państw, jest zastosowanie modelu hybrydowego praw mniejszości. Państwo rozumiane jest jako Narodowe, ale nie zorientowane Narodowo [49], a członkowie grup mniejszościowych mają zagwarantowane nie tylko równe prawa (jako obywatele), ale również specyficzne prawa mniejszościowe, zwłaszcza w zakresie języka i edukacji.


Warto zauważyć, że liczba studentów w Kosowie była najwyższa wśród państw drugiej Jugosławii. Wynosiła 26 studentów na każde 1000 mieszkańców, podczas gdy w najzamożniejszych republikach jugosłowiańskich- Chorwacji i Słowenii- wynosiła zaledwie 14. Patrząc jednak z drugiej strony, w latach osiemdziesiątych XX wieku Kosowo cechował największy przyrost naturalny. Stopa przyrostu naturalnego wśród Albańczyków w Kosowie wynosiła 29,4‰ i była najwyższa w Europie. W konsekwencji społeczność albańska była społecznością młodą, 52% osób miało poniżej 19 lat. [dane za: M. Waldenberg, Rozbicie Jugosławii, Kraków 2000, s. 278-279].

Ten model istniał przez wiele lat w Kosowie. Faktem co prawda jest, że antagonizm serbsko-albański nie narodził się dzisiaj, ale ma głębokie podłoże historyczne, jednak również niezaprzeczalnym faktem jest, że dopiero pod koniec lat osiemdziesiątych XX wieku antagonizm ten przerodził się w ostry konflikt etniczny. Bezpośrednią przyczyną tragicznego finału w 1999 roku stało się ograniczenie praw Albańczyków, po dojściu do władzy Slobodana Miloševicia. Zmiany w konstytucji z 1974 roku ograniczały uprawnienia organu ustawodawczego republiki. Nie zniesiono jednak autonomii Kosowa. Wkrótce jednak nastąpiło jej zawieszenie, pomimo deklaracji władz serbskich o gotowości zapewnienia Kosowu owej autonomii. Slobodan Milošević usunął z pełnienia funkcji politycznych niektórych czołowych albańskich przywódców, zamknął uniwersytet w Prisztinie, co spowodowało masowe demonstracje [50]. Spirala nienawiści sama się nakręcała. Demonstracje spowodowały kolejne represje, aż 2 lipca 1990 roku albańscy członkowie parlamentu Kosowa proklamowali je republiką, natomiast kilka dni później parlament Serbii przyjął ustawę o rozwiązaniu parlamentu i rządu Kosowa.

Kosowo stało na drodze do wojny.
Pytaniem, dlaczego Serbowie tak zaciekle bronili Kosowa i dlaczego nie chcieli nadal realizować modelu hybrydowego państwa, które przez wiele lat realizowany był z mniejszym lub większym powodzeniem, zajmę się w następnym rozdziale, teraz jednak przywołam powody, dla których w państwach Półwyspu Bałkańskiego obowiązuje koncepcja wschodnioeuropejska i dlaczego państwo obywatelskie lub wielonarodowe nie ma na tym terenie racji bytu.

Państwem dwu-narodowym pragnie zostać Macedonia. Władze macedońskie chcą w ten sposób uniknąć konfliktu etnicznego z Albańczykami. W niektórych terenach Macedonii liczebność Albańczyków przekroczyła już 90%!!! [51]
Należy pamiętać, że na Bałkanach narody były znacznie przemieszane. Ma to związek z koncepcją milletu. Pojecie "millet" pochodzi z języka osmańskiej administracji, czyli z czasów, kiedy na Bałkanach trwała ekspansja turecka. Oznacza zarówno wspólnotę Narodowościową, jak i wspólnotę religijną, przy czym millety miały własny Kościół i język codzienny. Pozostawały pod zwierzchnictwem muzułmańskim i mogły regulować swoje życie ustalonymi przez siebie prawami. Jednakże millet nie posiadał własnego terytorium i jego członków określała jedynie przynależność religijna. Członkowie milletu poruszali się po całym Imperium Otomańskim, wciąż należąc do tej samej społeczności. Turecka koncepcja milletu jest główną przyczyną "pstrokatej" etnicznie mapy Bałkanów.

W świetle powyższego, dziwić może fakt obowiązywania na Bałkanach koncepcji etnicznej, jednakże należy pamiętać, że w stosunki na Bałkanach ingerowały wielkie mocarstwa europejskie. W różnych okresach czasu monarchia habsburska kontrolowała Słowenię, Chorwację, Bośnię i Hercegowinę oraz Serbię (wraz z autonomiczną jednostką Wojwodiną), Włochy miały pod kontrolą część Słowenii i Chorwacji, a południową część Półwyspu Bałkańskiego zalewała fala turecka [52].
Wielkie mocarstwa europejskie wykorzystywały etnonacjonalistyczne koncepcje lokalnych elit, by realizować własne cele polityczne. Faktem jednak również pozostaje, że gwarantowały pokój na Bałkanach, pełniąc funkcję rozjemcy. Przez wieki tego rodzaju rozjemcą było Imperium Otomańskie ze swoja koncepcją milletu. Potem na arenę wkroczyły monarchia austro-węgierska i inne europejskie mocarstwa. One decydowały o tym, jakie pojęcie narodu będzie funkcjonować na danym terytorium.

W tym miejscu należy przypomnieć o pojęciu, równie często występującym w niniejszej pracy. Mowa tu o słowie "etnia", bądź "etniczny". Kontrowersje nagromadzone wokół tych pojęć, brak jednoznacznej definicji, chaos językowy panujący między rozróżnieniem etnii i narodu, pozwalają na dość dowolne stosowanie obu pojęć. Jednakże nagminność stosowania pojęcia etnii i jego dość młoda kariera w dyskursie naukowym, niejako zmuszają mnie, do, Chociaż pobieżnego, przybliżenia obu pojęć.

Kariera pojęcia "etniczność" rozpoczęła się pod koniec XX wieku. Nie znaczy to jednak, że pojawiło się ono w tym okresie. Słowem "etniczność" posługiwali się już pod koniec XIX wieku Ludwig Gumplowicz i Adolph Fischhof [53] , jednakże w słownikach z połowy wieku XX próżno szukać tego pojęcia. Pojawia się dopiero w suplemencie Oxford English Dictionary z 1972 roku [54] . Socjologowie zgodnie twierdzą, że "etniczność" jest pojęciem nowym, ujmującym nową realność (po zmianach w Europie w XX wieku), a zatem odzwierciedla zmianę w świecie społecznym i ze względu na to jest warta poświecenia jej uwagi badawczej, jednak samo zjawisko, używając języka poetyckiego, "ma na sobie kurz stuleci".

Geneza pojęcia jest przejawem zmiany paradygmatu w naukach społecznych [55] . W Europie pojęcie "narodu" istniało od dawna, ale po obu wojnach światowych nabrało pejoratywnego znaczenia. Do tej pory grupy etniczne traktowane były jako grupy, w pełnym tego słowa znaczeniu, marginalne, jednak wszelkiego typu ruchy nacjonalistyczne, ruchy obrony praw obywatelskich i dopominanie się swoich praw przez grupy mniejszościowe, przypomniały badaczom o istnieniu "etniczności". Do rozpowszechnienia tego terminu przyczynili się antropologowie. Koniec epoki kolonializmu zmienił przedmiot badań badaczy kultury, którzy dotychczas zajmowali się głównie społeczeństwami pierwotnymi. Gdy kolonie stały się niepodległymi państwami, zostali oni zmuszeni do zmiany przedmiotu badań i skupili się na grupach marginalnych w wielkich aglomeracjach miejskich i problemach społeczeństwa wielokulturowego w swoich ojczyznach [56] .

Wśród badaczy etniczności można wyróżnić dwa kierunki. Clifford Gertz, amerykański antropolog, należący do primordialistów, uważa etnię za twór naturalny, jeśli nie wręcz biologiczny. Etnię określa wspólne pochodzenie i wspólna kultura jej członków [57]. Podobne ujęcie dotyczące narodu przedstawia wspomniany już Herder, który uważa lud za byt naturalny, zbiorowy. Naród (etnia) ma dla Herdera wyższą wartość niż jednostka, gdyż swe cechy zawdzięcza przynależności do danego ludu:

"natura wychowuje rodzinę(...)
Ludzkie berło jest o wiele za słabe, by moc okiełznać tak sprzeczne części;
tedy zostają one sprzęgnięte w kruchą machinę,
która nazywa się machiną państwową,
bez życia wewnętrznego i wzajemnej sympatii między poszczególnymi częściami" [58]
Konstruktywiści natomiast uważają, że etnia jest "nowoczesnym środkiem społecznego i politycznego organizowania różnic kulturowych" [59] . Przedstawiciele tej szkoły [60] twierdzą, że język, pochodzenie, czy historia nie są "naturalne", gdyż kultura nigdy nie traci podatności na formowanie. O ile, więc, antropolodzy uważają etnię za byt naturalny, to historycy trwają na stanowisku, że etnia powstaje dopiero poprzez kontakt z innymi grupami społecznymi. Uważam, że najtrafniejszą byłaby tu definicja, stworzona z połączonych sił primordialistów i konstruktywistów, to znaczy, że etnia to twór naturalny o wspólnej kulturze, którego cechy i siła objawiają się dopiero poprzez kontakt z innymi grupami etnicznymi. Do tego celu służą symbole takie jak: religia, sztuka, język, obyczaje, mity Narodowe. W symbolach zakorzeniona jest cała siła etni, jest ona bowiem tworem społecznym, stale podlegającym przeobrażeniom. Często jest bardziej konstruktem marzeń, pragnień i politycznych celów elit rządzących, niż rzeczywistością.

Różnice między narodem, a etnią bardzo trudno wykryć. Problem nie daje się rozwiązać na drodze definicji. W najbardziej ogólnym założeniu, grupa etniczna powinna się charakteryzować poczuciem tożsamości, wspólnym językiem, wspólną historią zapamiętaną (mity Narodowe), wspólną religią, bądź przynajmniej jedną z tych cech. Jedyny prawidłowy wniosek można sformułować na bazie falsyfikacjonizmu Karla Poppera: jeżeli jakaś grupa nie przejawia żadnego poczucia tożsamości, to nie jest ani etnią, ani narodem [61]

Wielu badaczy uważa naród za połączenie wielu grup etnicznych, inni teoretycy mówią, że lud składa się z wielu narodów. Należy jednak zauważyć, że w wielu przypadkach europejskich grupa etniczna uzyskiwała postać narodu. Jest jednak równie wiele przypadków, szczególnie znanych z państw byłej Jugosławii, kiedy grupa etniczna długo nie mogła zaistnieć jako naród, stało się to dopiero możliwe po rozpadzie państwa. Jednak do tej pory istnieją kontrowersje. Serbowie uważają Chorwatów za Serbów- katolików, Bosanci (Muzułmanie bośniaccy) nie są uznani za naród ani przez Serbów, ani przez Chorwatów, pomimo uznania na arenie międzynarodowej, przykłady można by mnożyć.

W państwach postjugosłowiańskich istnieje jednak pewien problem. Wszystkie narody zaistniały w swoim organizmie państwowym jedynie na krótki okres przez ostatnie tysiąclecie. Cały wiek XX spędziły w łonie jednego organizmu państwowego, jakim była Jugosławia (czy to w formie Królestwa Słoweńców, Chorwatów i Serbów, królestwa Jugosławii, czy drugiej Jugosławii). Odzyskanie niepodległości w latach 90-tych XX wieku przywitane zostało z radością, jednak w niektórych kręgach również z nieufnością. Obywatele, przez całe swoje życie, w rubryce "Narodowość"Wpisywali "Jugosłowianin/ Jugosłowianka". Po wojnie musieli określić, czy przynależą do narodu serbskiego, chorwackiego, słoweńskiego, czarnogórskiego, bośniackiego, czy też macedońskiego.

"Prawdopodobnie nie wypowiadam się tylko we własnym imieniu, gdy mówię, że kocham Jugosławię"

- pisze współczesny pisarz słoweński Drago Jančar [62]. Dubravka Ugrešič - chorwacka pisarka- przyznaje się do swoistej jugonostalgii [63], zaś Slavenka Drakulić stwierdza:

Być Chorwatką stało się moim przeznaczeniem... jestem określona przez Moją Narodowość i tylko przez nią...
Wraz z milionami innych Chorwatów zostałam przyszpilona do ściany struktury Narodowej- nie tylko przez zewnętrzną presję ze strony Serbii i armii federalnej, ale przez Narodową homogenizację w samej Chorwacji.
Oto co czyni nam wojna, redukując nas do jednego wymiaru: Narodu.
Kłopot z tą strukturą Narodową jednakże jest taki, że (...) czuję się odarta ze wszystkiego .Jestem nikim, ponieważ nie jestem już sobą.
Jestem jedną z 4,5 miliona Chorwatów. Nie mam możliwości wyboru. (...)
Nie trzeba ulegać z własnej woli ideologii narodu- jest się przez nią wsysanym.<br />
Zatem teraz, w nowym państwie Chorwacji, <b>nie zezwala się nikomu nie być Chorwatem. [64]

Jej słów można użyć w stosunku do każdego z państw byłej Jugosławii.

===============================================================================

Przypisy:

[22] D.Kiš, O nacjonalizmie, "Krasnogruda", 1997, nr 6, s. 3.
[23] Cyt. za: U. Altermatt, op. cit, s. 23.
[24] D.Kiš, op. cit, s. 3.
[25] T. Mazowiecki, Wstęp, [w:] U. Altermatt, op. cit., s. 2.
[26] D. Ugrešić, Amerykański fikcjonarz, Wołowiec 2001, s. 18.
[27] E. Gellner, op. cit, s. 9.
[28] Wiek XIX był okresem, w którym wielkie Narodowe projekty Narodowotwórcze święciły swoje triumfy. Oprócz idei Wielkiej Albanii i Wielkiej Serbii, usiłowano realizować zasadę Wielkiej Chorwacji, Wielkiej Bułgarii, Wielkiej Rumunii, Wielkiej Macedonii oraz Wielkiej Grecji. Wszystkie projekty opierały się rzecz jasna na tych samych zasadach.
[29] U.Altermatt, op. cit., s. 10.
[30] Ibidem., s. 10.
[31] D.Kiš, op. cit, s. 4.
[32] Ibidem, s. 3.
[33] R. Brubaker, op. cit., s. 20-21.
[34] Za odpowiednik słowa "naród" przyjęto słowo umma. Oznacza ono wspólnotę religijną "wszystkich muzułmanów. W wieku XX Arabowie zastosowali to słowo również do swej wspólnoty językowej, a nawet w odniesieniu do lokalnych jednostek geograficznych, takich jak naród egipski. Słowo umma cechuje wieloznaczność. Co za tym idzie arabskie al.-umma al.- Muttahida można przełożyć jako "Organizacja Narodów Zjednoczonych", lub jako "Zjednoczone Wspólnoty Religijne" "U. Altermatt, op. cit., s. 28.
[35] J.G. Herder, Briefe zur Beforderung der Humanitat, cyt.za: Urs Altermatt, op.cit. .s. 32.
[36] M. Kuniński, Język a tożsamość Narodowa. Aspekty filozoficzne i socjologiczne, [w:] Język i tożsamość Narodowa, M. Bobrownicka (red.), Kraków 2000, s. 7.
[37] Ciekawego materiału dostarcza opracowanie Język i tożsamość Narodowa, Maria Bobrownicka (red.), Kraków 2000. Por. również prace Juliana Kornhausera i Barbary Oczkowej.
[38] R. Benedict, Wzory kultury, przeł. J.Prokopiuk, Warszawa 1999, s. 293.
[39] J. W. Stalin, Marxismus und nationale Frage., cyt. za: Urs Altermatt, op. cit., s. 33.[40] Pomimo sławnego Titowskiego "NIE" skierowanego do Stalina, powszechnie znanym jest fakt, że ZSRR, a obecnie Rosja jest wieloletnim sprzymierzeńcem Serbów.
[41] E. Renan, Czym jest naród?, Odczyt przed studentami Sorbony, 11 marca 1882 roku, cyt. za: M. Jeismann-Henning Ritter, Granzfälle. Über neuen und alten Nationalismus, Leipzig 1993, s. 308-309 [podkr. moje]
[42] Armia Wyzwolenia Kosowa- albańska organizacja terrorystyczna.
[43] U. Altermatt, op.cit., s. 29.
[44] Do tej grupy należałoby dołączyć również Stany Zjednoczone, ale w niniejszej pracy skupiam się na Europie.
[45] R. Brubaker, op.cit., s. 122.
[46] Mowa tu o Włoszech i Niemczech z okresu przed zjednoczeniem.
[47] R. Brubaker, op. cit., s. 30-32.
[48] Ibidem, s. 91.
[49] Twórcą pojęcia "państwo zorientowane Narodowo" jest wspomniany Rogers Brubaker. Używa tego pojęcia zamiast terminu "państwo Narodowe", aby podkreślić dynamiczne stanowisko polityczne. Twierdzi on, że państwo zorientowane Narodowo nie implikuje homogeniczności etnokulturowej. Poza tym Brubaker uważa, że pierwsze pojęcie, w przeciwieństwie do drugiego, nie implikuje "skończoności", informuje wręcz, że homogeniczność etnokulturowa nie została jeszcze osiągnięta. W rozumieniu elit państwa zorientowanego Narodowo jest, w pewnym sensie, niedokończonym państwem, państwem "niekompletnym" [R. Brubaker, op. cit., s. 81]
[50] Warto zauważyć, że liczba studentów w Kosowie była najwyższa wśród państw drugiej Jugosławii. Wynosiła 26 studentów na każde 1000 mieszkańców, podczas gdy w najzamożniejszych republikach jugosłowiańskich- Chorwacji i Słowenii- wynosiła zaledwie 14. Patrząc jednak z drugiej strony, w latach osiemdziesiątych XX wieku Kosowo cechował największy przyrost naturalny. Stopa przyrostu naturalnego wśród Albańczyków w Kosowie wynosiła 29,4‰ i była najwyższa w Europie. W konsekwencji społeczność albańska była społecznością młodź, 52% osób miało poniżej 19 lat. [dane za: M. Waldenberg, Rozbicie Jugosławii, Kraków 2000, s. 278-279]
[51] Państwem dwu-narodowym pragnie zostać Macedonia. Władze macedońskie chcą w ten sposób uniknąć konfliktu etnicznego z Albańczykami. W niektórych terenach Macedonii liczebność Albańczyków przekroczyła już 90%!!!
[52] Zob. przypis 1.
[53] J. Marko, Autonomie und Integration. Rechtsinstitüte des Nationalitätenrechts in funktionalen Vergleich, Vien-Koln- graz 1995, s.46.
[54] Suplement to the Oxford English Dictionary, Vol. I, Oxford 1972, s. 980, cyt. za: U. Altermatt, op. cit., s. 32.
[55] U. Altermatt, op. cit., s.58.
[56] Ibidem., s. 59.
[57] C.Geertz, Peddlers i princes, social change i economic modernization In two Indonesian towns, Chicago- London 1963, cyt. za: R. Dahrendorf, op. cit., Warszawa 1993, s. 43.
[58] J. G. Herder, Briefe zur Beforderüng der Humanität, cyt. za: Urs Altermatt, op.cit., s. 32.
[59] U. Altermatt, op cit., s. 61
[60] Por: F. Barth, Ethnic Groups i Boundaries. The Social Organization of Culture Difference, Oslo 1969.
[61] A. Chalmers, Czym jest to, co zwiemy nauką?, tłum. A. Chmielewski, Wrocław 1993, s. 216.
[62] J. Rapacka, Z dziejów idei Jugosłowiańskiej. Od początków do końca XIX wieku., [w:] Idem, Godzina Herdera..., s. 29 .
[63] D. Ugrešič, Kultura kłamstwa. Eseje antypolityczne. Wrocław 1998. "Za przyznanie się do jugonostalgii oraz do niewiedzy, jak być Chorwatką, Dubravka Ugrešič została wydalona z kraju. Mieszka w Stanach Zjednoczonych, będąc czołową pisarką esejów antypolitycznych, w kraju jest znienawidzona.
[64] S. Drakulić, The Balkan Express: Fragments from the Other Side of War, New York 1993, s. 50-52.
Tagi:
#mit#nacjonalizm#czerwinski#gil#waldenberg#mit-narodowy#mitologia#geopolityka#kosowo#serbia#chorwacja#colovic#macedonia#bosnia
wtorek, 28 kwietnia 2020

Bibliografia - Rola Mitów Narodowych

Zmotywowana przez dziewczyny w dyskusji o kategoryzacji książek, postanowiłam w końcu "upublicznić" mój artykuł na temat bałkańskich mitów. Mit mitowi nierówny. Mity kojarzą nam się z Zeusem, Hera i panem Parandowskim. Ale są też mity inne - narodowe, geopolityczne, te mają wpływ na nas, nasza historię i postrzeganie świata.

Kiedy usłyszeliśmy pierwszy raz o mitach politycznych, wydały nam się tak surowe tak śmieszne, tak szalone i bezsensowne, że z trudem udawało nam się traktować je poważnie. Teraz wiemy, że był to duży błąd. Nie powinniśmy go popełniać po raz drugi. I dlatego trzeba rozpocząć wnikliwe badania nad pochodzeniem, strukturą i użyciem mitów politycznych"
[Cassirer Ernst, The Myth of the State, Yale University Press 1946]
To nie będzie miły wpis do podusi. To ciężki temat, bardzo ciężki. Ale skoro już poruszyłam temat mitów narodowych w dyskusji o kategoryzacji książek, to chyba warto ten temat poruszyć i tutaj. Mam nadzieję, że się przyda.

Publikuję, bo... mitologia to nauka o mitach (mythos (mit) + logos (nauka)). Ale nigdzie, poza wikipedią, nie jest napisane, że mit musi być o bóstwach. Mit to szerokie pojęcie. Z którego większość osób nie zdaje sobie sprawy. Tym bardziej nie zdaje sobie sprawy z wpływu mitów na nasze życie (i nie mówię tu o burzy z piorunami i Gromowładnym). Artykuł ten jest ciężki, bo w tematyce niestety wciąż aktualnej.
Jest ciężki również z tego powodu, że pisany językiem naukowym (praca semestralna i jej wymogi) choć strasznie starałam się aby akurat TA PRACA była pisana dla zwykłych ludzi.

Publikuję, bo ...
włożyłam wówczas w to dużo pracy. Artykuł pisałam dwa lata (specjaliści napisaliby w tydzień, ale ja byłam jedynie studentką). Chciałam ta tematykę przedstawić ze wszystkich możliwych stron. Materiały zatem zbierałam w Zagrzebiu, Belgradzie, Sarajevie (w części wówczas jeszcze zaminowanym). Nie dotarłam do Albanii, bo tez albańskiego języka nie znam, zatem niestety, opierałam się na źródłach albańskich tłumaczonych.

W bibliotekach, z których korzystałam nie było ksero, albo było strasznie drogie - w efekcie (dzisiejsi studenci z trudem to sobie wyobrażą) wszystkie notatki robiłam ręcznie. To było trudne, naprawdę. Zwłaszcza, że nie stać mnie było na hotel (hostel), spałam u znajomych, poznanych na trasie, na plażach, w parkach, żywiłam się niemal jedynie burkiem (ciacho z wsadką mięsną) i owocami.

Teraz wspominam to z nutką nostalgii - najlepsze zbieranie materiałów, jakie kiedykolwiek mi się przydarzyło. Ale wtedy były momenty, w których myślałam, że się popłaczę. Porwałam się z motyką na słońce, przecież mogłam napisać tą samą pracę w oparciu o dostępne w Polsce źródła.
Ale to nie byłoby to samo.

Kilka lat później w Krakowie otwarto bibliotekę MCK, z dostępem online do większości bibliotek w Europie, a ponoć i na świecie. Przychodzisz, wybierasz z katalogu co Cię interesuje i za kilka dni masz fotokopię. Lub w niektórych, nowszych, przypadkach ebook. "W moich czasach" :) tak nie było.
I bardzo dobrze - mam co wspominać. A ludzi, których poznałam podczas zbierania materiałów, przyjaźni nawiązanych, znajomości z drogi - nic mi nie zastąpi.

Artykuł był moją pracą licencjacką i w wersji oryginalnej miał ponad 500 stron A4 - na potrzeby internetu został mocno ograniczony.
Na potrzeby bloga... - podzielę go na kawałki. I zacznę od bibliografii.

Zarówno artykuł jak i bibliografia pochodzą z 2003 roku. Od tego czasu kilka nowych książek tematycznych powstało i postaram się je później dodać. Niewiele powstało, bo też wraz z wyciszeniem konfliktu kosowskiego, zainteresowanie badaczy nieco osłabło. Niestety, nad czym boleję, z moim aktualnym rozbratem z bracią naukową jak i tematyką kosowską, nie jestem w stanie dopisać aktualizacji (czyli tego co się dzieje i działo w mitycznej tematyce i, co za tym idzie, historii, po ustaniu działań wojennych.

Krwawa rzeczywistość stworzyła bałkański mit
Dziś bałkański mit tworzy krwawą rzeczywistość

Dubravka Ugrešić (Amerykański fikcjonarz)

Zacznijmy zatem od końca - czyli podstawowej bibliografii

POZYCJE KsiążKOWE:

1. Altermatt Urs, Sarajewo przestrzega. Etnacjonalizm w Europie, Kraków 1997.

2. Barth Friedrich, Ethnic Groups i Boundaries. The Social Organization of Culture Difference, Oslo 1969.

3. Batowski Henryk, Podstawy kryzysu jugosłowiańskiego, "Rocznik PAU", Kraków 1991-1992.

4. Benedict Ruth, Wzory kultury, przeł. J. Prokopiuk, Warszawa 1999.

5. Bilski Ryszard, Nie strzelajcie do nocnego ptaka. Bałkany 1991-1998, Warszawa 1998.

6. Boban Ljubo, Kontroverze iz povijesti Jugoslavije, Zagreb 1997.

7. Bobrownicka Maria, Narkotyk mitu. Szkice o świadomości Narodowej i kulturowej Słowian zachodnich i południowych, Kraków 1995.

8. Brubaker Rogers, Nacjonalizm inaczej. Struktura Narodowa i kwestie Narodowe w Nowej Europie, Warszawa-Kraków 1998.

9. Cassirer Ernst, The Myth of the State, Yale University Press 1946.

10. Chalmers Alan, Czym jest to, co zwiemy nauką?, tłum. A. Chmielewski, Wrocław 1993.

11. Cywiński Bogdan, Korzenie tożsamości, Rzym 1982.

12. Čolović Ivan, Polityka symboli. Eseje o antropologii politycznej, tłum. M. Petryńska, Kraków 2001.

13. Dahrendorf Ralf, Nowoczesny konflikt społeczny, Warszawa 1993.

14. Drakulić Slavenka, The Balkan Expres: Fragments from the Other Side of War, New York 1993.

15. Europa państw, Europa narodów, Babiński Grzegorz, Miodunka Władysław (red.), Kraków 1995.

16. Felczak Wacław, Wasilewski Tadeusz, Historia Jugosławii, Wrocław 1965.

17. Gavrilović Žarko, Duhovna obnova srpskog naroda, Beograd 1992.

18. Gellner Ernest, Narody i nacjonalizm, Warszawa 1991.

19. Gospodarek Tadeusz, Przesłanki integracji Narodowej, Opole 1990.

20. Historia Słowian Południowych i Zachodnich, Skowronek Jerzy (red.), Warszawa 1997.

21. Jeismann-Henning Ritter Michael, Granzfalle. Űber neuen und alten Nationalismus, Leipzig 1993.

22. Jevtić Anatolije, Stradanja Srba na Kosovu i Metohiji od 1941-1990 godine, Priština 1990 .

23. Jevtić Anatolije, Sveti Sava i Kosovski Zavet, Beograd 1992.

24. Kamieńska Anna, Perły i kamienie. Wybór poezji serbsko-chorwackiej. Warszawa 1967.

25. Konflikty etniczne. Źródła, typy i sposoby rozstrzygania, Kabzińska- stawarz Iwona, Szynkiewicz Sławoj (red.), Warszawa 1996.

26. Kategoria Europy w kulturach słowiańskich, Teresa Dąbek- wirgowa, Andrzej Makowiecki (red.), Warszawa 1993.

27. Kategoria narodu w kulturach słowiańskich, Teresa Dąbek- wirgowa, Andrzej Makowiecki (red.), Warszawa 1992.

28. Kuczyński Maciej, Krwawiąca Europa. Konflikty zbrojne i punkty zapalne w latach 1990-2000. Tło historyczne i stan rzeczy, Warszawa 2001.

29. Kula Marcin, Narodowe i rewolucyjne, Londyn- Warszawa 1991.

30. Luković Miloš, Kryzys kosowski oczyma Serbów, Belgrad 2000.

31. Marko Joseph, Autonomie und Integration. Rechtsinstitute des Nationalitatenrechts in funktionalen Vergleich, Vien-Koln- graz 1995.

32. Mišić Zoran, Kritika pesnickog iskustva, Belgrad 1976.

33. Nacjonalizm. Konflikty Narodowościowe w Europie Środkowo- wschodniej, Helnarski Stanisław (red.), Toruń 2001.

34. Narody i stereotypy, Walas Teresa (red.), Kraków 1995.

35. Narody. Jak powstawały i jak wybijały się na niepodległość, Kula Marcin (red.), Warszawa 1989.

36. Naumov Aleksander, Dar słowa. Ze starej literatury serbskiej, Łódź 1984.

37. Palavestra Predrag, Knjiźevnost- kritika ideologi, Beograd 1990.

38. Palavestra Predrag, Sveti Sava i kosovski zavet, Beograd 1992.

39. Podhorodecki Leszek, Jugosławia. Zarys dziejów, Warszawa 2000.

40. Podsiad Antoni, Więckowski Zbigniew, Mały słownik pojęć i terminów filozoficznych, Warszawa 1983.

41. Polskie mity polityczne XIX i XX wieku, Kwiecińska Zyta (red.), Wrocław 1996.

42. Pomian Krzysztof, Europa i jej narody, Warszawa 1992.

43. Popov Njebojša, Serbski dramat, Warszawa 1994.

44. Popov Njebojša, Srbska strana rata. Trauma i katarza u istorijskom pamčenju, Beograd 1996.

45. Rapacka Joanna, Godzina Herdera. O Serbach, Chorwatach i idei jugosłowiańskiej, Warszawa 1995.

46. Rapacka Joanna, Leksykon tradycji chorwackich, Warszawa 1997

47. Rozpad mitu i języka?, Bogusław Czapik (red.), Katowice 1992

48. Samarđić Radovan, Kosovo i Metohija u srbskoj istoriji, Beograd 2000

49. Samardąić Radovan, Kosovsko opredeljenje, Beograd 2000.

50. Slijepčević Đorđe, Istorija Srbske pravoslavne Cerkve, Dűsseldorf 1978

51. Słowianie wobec integracji Europy. Prace poświęcone XII Międzynarodowemu Kongresowi Slawistów w Krakowie. Maria Bobrownicka (red), Kraków 1998.

52. Strugar Vlado, Wojna i rewolucja narodów Jugosławii, Warszawa 1967.

53. Tomašević Njebojša Bato, Życie i śmierć na Bałkanach, Warszawa 2001.

54. Ugrešić Dubravka, Kultura kłamstwa. Eseje antypolityczne. Wrocław 1998.

55. Ugrešić Dubravka, Amerykański fikcjonarz. Wołowiec 2001.

56. Vukadinović Radovan, The break up of Yugoslavia: threats i challenges, Haque 1992

57. Vukadinović Radovan, Bosna i Hercegovina. Genocide- Ethnic cleaning in Northwest Bosna, Zagreb 1993.

58. Waldenberg Marek, Rozbicie Jugosławii, Kraków 2000.

59. Walkiewicz Wiesław, Jugosławia, Warszawa 2000.

60. Wielkie mity Narodowe, red. A. Gawarecka, A. Naumow, B. Zieliński, Poznań 1999.

61. Współcześni Słowianie wobec własnych tradycji i mitów. Sympozjum w Castel Gandolfo, 19-20 sierpnia 1996, Maria Bobrownicka, Lucjan Suchanek, Franciszek Ziejka (red.), Kraków 1997.

62. Zieliński Bogusław, Serbska powieść historyczna. Studia nad źródłami, ideami i kierunkami rozwoju. Poznań 1998.


ARTYKUŁY:


1. Bardach Juliusz, Od narodu politycznego do narodu etnicznego, "Kultura i Społeczeństwo", 1993, nr 4.

2. Batowski Henryk, Bałkany. Kraje i narody. O zmianach tych pojęć, "Etnografia Polska", nr X, 1966.

3. Butković Drago, Kraj hladnog rata Hrvatske i Srbije, "Globus", nr 595.

4. Dąbrowska-Partyka Maria, Kosowo, Piemont, Jugosławia. O niebezpieczeństwach projektowania historii, [w:] Wielkie mity Narodowe, Anna Gawarecka, Aleksander Naumow, Bogusław Zieliński (red.), Poznań 1999.

5. Gil Dorota, Kryzys tożsamości- Serbska Cerkiew Prawosławna wobec przemian polityczno- społecznych po 5.X.2000 r., nieopublikowany maszynopis.

6. Gil Dorota, Mit izabranog naroda u staroj srpskoj kniževnosti, [w:]Srpska književnost i Sveto Pismo. Naucni sastanak u Vukove Dane, Beograd- Manasija 1996.

7. Gil Dorota, Świętosawie, a dzisiejsze oblicze kultury duchowej Serbów bośniackich, [w:] Przemiany w świadomości i kulturze duchowej narodów Jugosławii, J. Kornhauser (red.), Kraków 1999.

8. Gil Dorota, Współczesny serbski leksykon duchowego i kulturowego dziedzictwa czyli o powrocie do uświęconej tradycji, nieopublikowany maszynopis.

9. Gil Dorota, Za krzyż święty i za wolność złotą- mistyczno- Mitologiczny obraz dziejów narodu w oczach Serbów bośniackich, [w:] Przemiany w świadomości i kulturze duchowej narodów Jugosławii po 1991 roku, Kornhauser J. (red.) Kraków 1999.

10. Janković Đorđe, O jedinstvenom pristupu našoj arheološkoj baštini, [w:] Srpsko pitanje danas. Drugi kongres srpskih intelektualaca, Belgrad 1995.

11. Greenfield Liah, Nationalism i agression, "Theory i Society", 1994, nr 4.

12. Kiš Danilo, O nacjonalizmie, "Krasnogruda", 1997, nr 6, s. 3-4.

13. Komnenić Milan, Glas praštaoca, "Kjiževne novine", 1 stycznia 1989.

14. Kuniński Miłowit, Język a tożsamość Narodowa. Aspekty filozoficzne i socjologiczne, [w:] red. Maria Bobrownicka, Język i tożsamość Narodowa, Kraków 2000.

15. Łatuszyński Grzegorz, Bałkańskie przekleństwo, Warszawa 1997.

16. Malcom Noel, Kosowo, "Erasmus", 1998, nr 24.

17. Mróz Lech, Mit i myślenie mityczne, "Etnografia Polska", nr XX, z. 2.1, 1976.

18. Nowak Sylwia, Kosowo- mit i historia w konflikcie serbsko-albańskim, [w:] Przemiany w świadomości i kulturze duchowej narodów Jugosławii, J. Kornhauser (red.), Kraków 1999.

19. Nowosad Andrzej, Nowak Sylwia, Kosowo- mit za mit, "Polityka", 1999, nr 16.

20. Nowosad Andrzej, Bałkańskie domino, "Polityka", 1999, nr 15.

21. Rapacka Joanna, Kult Vidovdanu, "Gazeta Wyborcza", 1999, nr 79.

22. Uzelac Ana, Trzy ojczyzny Albańczyków, "Gazeta Świąteczna", dodatek do "Gazety Wyborczej", 21-22 marca 1998, nr 68 (2664).

23. Uzelac Ana, Serbska Jerozolima, "Gazeta Wyborcza", 1998, nr 68.

24. Wojciechowski Sebastian, Religijne i kulturowe przyczyny konfliktów na terenie byłej Jugosławii, "Rocznik Wschodni", nr 7, Rzeszów 2001.

25. Zieliński Bogusław, W kręgu problematyki wielkich mitów Narodowych Słowian, [w:] Wielkie mity Narodowe, Anna Gawarecka, Aleksander Naumow, Bogusław Zieliński (red.), Poznań 1999
Tagi:
#mit#nacjonalizm#nowomowa#geopolityka#kosovo#serbia#chorwacja#balkany#bosnia#colovic#altermatt#czerwinski
piątek, 10 kwietnia 2020

Szlak Tradycji Wielkanocnych

Święta Wielkanocne są najważniejszymi świętami w liturgii katolickiej. Zaraz po nich plasują się Zielone Świątki, a Boże Narodzenie – dopiero na trzecim miejscu. Obrzędy i zwyczaje Świąt Wielkanocnych są niezwykle barwne i różnorodne – niegdyś pamięć o zwyczajach i obrzędach była żywa w całej Polsce, dziś tylko w niektórych miejscowościach.


Zdjęcie ze strony chorzowskiego skansenu

Proponujemy odwiedzenie szlaku tradycji wielkanocnych, dość nietypowego, bo ściśle określonego w czasie, acz niekoniecznie "w miejscu". Wydzieliliśmy zatem dwie części:

A) część stałą – muzealną

  • Muzeum Pisanki w Ciechanowcu
  • Muzeum Pisanki w Lipsku nad Biebrzą
  • Izby regionalne w Lipsku nad Biebrzą
  • Muzeum Pisanki w Kołomyi (Ukraina)

"Starodawny zwyczaj malowania jaj na święta Wielkanocne, sporządzania malowanek, z ruska hałunek, kraszanek lub pisanej, przed laty powszechny na ziemiach słowiańskich, z biegiem czasu zanika coraz bardziej. W wielu okolicach naszego kraju zwyczaj ten jest całkowicie już nieznany, w innych zanika i jeszcze tylko najstarsi wiekiem ludzie utrzymują go..."- te słowa napisał Włodzimierz Fisher w 1922 roku. Proroctwo kompletnego zaniku tradycji na szczęście się nie sprawdziło. Niemal w 90 lat później, wciąż istnieją regiony, w których pisankarstwo jest nie tyle popularne, co wręcz modne i w wielu przypadkach stanowi źródło zarobkowania dla specjalistek od pisania (rysowania) jaj.

Skorupki z jaj święconych wykorzystywano w rożny sposób- najczęściej zakopywano w podwalinach domu (na szczęście) na grządkach, aby zioła lecznicze wyrosły, karmiono nimi bydło, rzucano w pole, co miało przynieść dorodne plony, lub też kąpano się w wodzie ze skorupami- miało to zapobiegać "pękaniu skóry". W regionach, w których skorupki nie były wykorzystywane w celach obrzędowych i magicznych, zwyczajnie je palono, co miało zapobiec profanacji.


B) część ruchomą (określoną w czasie)

1. Łyse (Kurpiowszczyzna)
2. Gilowice (Żywiecczyzna)
3. Lipnica Murowana
4. Tokarnia (pow. myślenicki)
5. Sierpc (Mazowsze)
6. Bibice, Zielonki i Trojanowice – Małopolska
7. Pruchnik (Podkarpacie)
8. Skoczów (Śląsk Cieszyński)
9. Kalwaria Zebrzydowska (Małopolska) i inne kalwarie (vide: Misteria Męki Pańskiej)
10. Poznań – Cytadela Poznańska
11. Radomyśl, Woli Rzeczycka, Zaleszany
12. Koprzywnica pod Sandomierzem
13. Pietrowice Wielkie
14. Dobra pod Limanową (Małopolskie)
15. Wieliczka i Lednica Górna (Małopolskie)
16. Wisła (Beskid Sląski) – Goik
17. Mazowieckie wsie: Rawa Mazowiecka, Łowicz, Sieradz i Łęczyca
18. Kraków, Podgórze


Muzea Pisanki:


1. Muzeum Pisanki w Ciechanowcu

To pierwsze takie muzeum w Polsce i drugie w Europie (po Kołomyi na Ukrainie). Mieści się w XIX- wiecznym dworku myśliwskim należącym do Muzeum Rolnictwa im. ks. Kluka w Ciechanowcu. Jest tu skansen budownictwa drewnianego, w którym odtworzono wieś z pogranicza mazowiecko-podlaskiego, można obejrzeć wiele zabytków techniki rolniczej. Część ekspozycji mieści się w budynkach podworskich (jest tu również jedyne w Polsce Muzeum Weterynarii) oraz w neoklasycystycznym pałacu.

Gromadzone przez 35 lat zbiory podarowała prof. Irena Stasiewicz-Jasiukowa z Państwowej Akademii Nauk w Warszawie, autorytet w dziedzinie pisankarstwa. Pochodzą z całej Polski oraz m.in. Ukrainy, Białorusi, Rosji, Czech, Chin, Japonii, Kenii, Brazylii, Palestyny, Grecji, Chin, Kuby... Zbiór zapoczątkowała w 1969 r. pisanka opoczyńska kupiona w Cepelii przez przyszłego męża pani Ireny Jerzego Jasiuka (podarował ją narzeczonej w prezencie na Wielkanoc).

********************************************************
Muzeum Pisanki czynne w dni powszednie od 9 do 16, a w niedziele i święta od 9 do 18 (zamknięte tylko przez trzy dni w roku: w pierwszy dzień Wielkanocy i Bożego Narodzenia oraz 1 listopada).

Dojazd:
Ciechanowiec leży na trasie Warszawa- Białowieża; dojazd z Warszawy przez Wyszków, Brok i Zuzelę, przez Liw, Węgrów i Sokołów Podlaski lub koleją do Czyżewa, a stamtąd autobusem do Ciechanowca.

Nocleg:
ponad 40 miejsc w pokojach gościnnych Muzeum Rolnictwa- w pałacu, oficynie, chatach, dworku myśliwskim i starym młynie. Informacje i rezerwacje tel. (086) 277 13 28

********************************************************



2. Muzeum Pisanki w Lipsku nad Biebrzą

Pisanki w Lipsku robi się nie tylko przed Wielkanocą, ale przez cały rok. Niektóre z pisankarek w ciągu roku malują nawet kilka tysięcy pisanek. Kolorowe jajka trafiają potem na rozmaite targi rękodzieła ludowego, część z nich zdobi również wielkanocne stoły za granicą.

Dekorowane są rozgrzanym woskiem, który się nakłada za pomocą cienkiego gwoździka lub szpilki osadzonej na drewnianym patyczku. Jest to tzw. sposób batikowy. Na powierzchni jajka tworzone są kompozycje w formie rozet, łańcuszków itp. Następnie jajo zanurzane jest w barwnikach. Dawniej były to wywary z kory dębu, olchy, łusek cebuli, czy młodego żyta. Obecnie używa się sztucznych barwników. Później usuwany jest wosk. W Lipsku nad Biebrzą znajdują się liczne pracownie pisankarskie udostępniane turystom oraz kolekcjonerom i miłośnikom sztuki ludowej.

Muzeum Lipskiej Pisanki znajduje się w miasteczku Lipsk, położonym przy granicy Białorusią, w otulinie Biebrzańskiego Parku Narodowego, w odległości 35 km. Od Augustowa, 85km. od Białegostoku, 67km. od Suwałk.


3. Muzeum w jaju - Muzeum Pisanki w Kołomyi (Ukraina)

Najefektowniejsze są pisanki kosmackie ze wsi Kosmacz, gdzie ulubionym kolorem jest intensywny pomarańcz. są bogato zdobione w mikroskopijne wzorki, każda niepowtarzalna. Pięknie prezentują się też wydmuszki z Zakarpacia- białe z delikatnymi roślinnymi motywami, z dziurek wystają zwinięte z materiału kwiaty. A pisanki z Czarnego Potoku na Pokuciu odpowiadają kolorem nazwie wioski- na czarnym tle stoją krzyże, lecą ptaki, płyną ryby.
W zbiorach muzeum znajdują się prace tylko jednego mężczyzny- Iwana Semczuka z okolic Werchowyny. Różnią się od pozostałych. Każda pisanka przedstawia inną historię, polowanie, galopujące konie.

********************************************************
Muzeum Pisanki w Kołomyi, oddział Muzeum Pokucia i Huculszczyzny im. Josafata Kobrynskiego, czynne w godz. 10-18, z wyjątkiem poniedziałków, wstęp 4 hrywny, dzieci- 2, fotografowanie- 20, filmowanie- 30. Podróż Lwów- Kołomyja trwa 3-4 godz. z powodu fatalnej drogi- dalej w kierunku Czarnohory droga jest tylko gorsza;)- dane z początku 2008

********************************************************

WIELKI TYDZIEŃ – ZWYCZAJE I OBRZĘDY:


Wielki Tydzień to czas najważniejszych obrzędów i uroczystości związanych z Wielkanocą i obchodami Męki i Zmartwychwstania Chrystusa.

Niedziela Palmowa
Rozpoczyna się Niedzielą Palmową, inaczej zwaną Kwietną lub Wierzbną.
To właśnie w Niedzielę Palmową w kościołach poświęcane są palmy wielkanocne. Tradycja wiąże się z tym, że są przygotowane z gałązek wierzbowych, powplatanych kosmyków siana, słomy, suchej trawy, a także kolorowych kwiatów z bibuły i wstążek. Ta piękna ozdoba symbolizuje nieśmiertelność duszy oraz zmartwychwstanie. Wierzba z kolei jest symbolem odradzającego się życia na wiosnę. Najpiękniejsze palmy wystawiane są w kościele na okres świąteczny, a później często trafiają do regionalnych muzeów. Niedziela Palmowa została ustanowiona na pamiątkę przybycia Jezusa do Jerozolimy.

Bogate tradycje ma wykonywanie palm wielkanocnych. Szczególnie zwyczaj ten zachował się na Kurpiach w parafii Lipniki i Nysie oraz Łyse oraz w Małopolsce w Lipnicy Murowanej i w Limanowej gdzie odbywają się coroczne konkursy na najdłuższą i najpiękniej wykonaną palmę. Palmy osiągają wysokość kilkudziesięciu metrów i muszą samodzielnie stać. Zrobione z wikliny, nie mogą zawierać żadnych metalowych części. Zdobione są baziami i kwiatami z bibuły. Poza Polską zwyczaj ten przetrwał w południowych Niemczech oraz Austrii.

Wierzenia palmowe:

  • Żeby zapewnić dobrobyt, kropiono nią (jak kropidłem) cały dom święconą wodą przyniesioną z kościoła.
  • Potem klepano nią domowników- na zdrowie, urodę i szczęście.
  • Smagano boki zwierząt, żeby nie imały się ich choroby.
  • Wreszcie zatknięta za święty obrazek palma przez cały rok ochraniała dom.
  • W czasie burzy wystawiano ją za okno, żeby strzegła od gromów.
  • W chorobie na ból gardła pomagały kotki z jej bazi, a gdy krowa się ocieliła, z ziół palmy robiono dla niej napar.
  • Palmy nie wolno było wyrzucać- co najwyżej spalić i użyć popiołu w środę popielcową albo wynieść na cmentarz i przystroić nią grób.

Na Szlaku Tradycji Wielkanocnych znajdą się następujące miejsca:


  • Łyse (Kurpiowszczyzna) – palmy kurpiowskie są znane w całej Polsce, a i daleko poza jej granicami. Kurpiowskie palmy różnią się od tych z południa Polski, gdyż na całej długości (niejednokrotnie powyżej 2 metrów) ozdobione sa zielenią i kwiatami z bibuły.
  • Gilowice (Żywiecczyzna) - Panie i panienki noszą tu palmy "drzewkowe", tzw. baby, a panowie- kawalerskie. Te męskie są długie aż pod dach kościoła: na drążku uwity bukszpan, jałowiec, choiny i bibułkowe kwiaty. Baby to naręcza gałęzi i ziół (barwinek, kopytnik) plus jabłka, które potem przydają się w gospodarstwie.
  • Lipnica Murowana – Pogórze Lipnicko-Wiśnickie - Palmy Wielkanocne z południowej Polski zrobione sa z pęków wiklinowych, wierzbowych lub leszczynowych – tu i ówdzie przetkane kolorową nicią, zwieńczone wielkim barwnym bukietem z kwiatów bibułowych, bazi, gałązek wierzbowych, bukszpanu i świerku.
  • Tokarnia – Beskid Makowski (Myślenicki) – w Tokarni, jedynym miejscu w Polsce – zachował się zwyczaj wożenia Jezuska Palmowego. W przeszłości wożenie Jezuska znane było w całej Polsce, do dziś zachowała się jedynie XVI- wieczna rzeźba Jezusa jadącego na ośle oraz – archaiczny można rzec – zwyczaj wożenia Jezusa w procesji palmowej. Kilka lat temu reaktywowano zwyczaj procesji z Jezusem na Osiołku w Nowym Stawie województwo pomorskie, powiat malborski).
  • Sierpc (Mazowsze)- to nowa tradycja, bo muzealna:) Palmy robią tu sami turyści.
  • Bibice, Zielonki i Trojanowice (Małopolskie, okolice Krakowa) – to tutaj wciąż żywy jest zwyczaj kwestowania w Niedzielę Palmową. Nosi wdzięczną nazwę "Pucheroki" – to korowody barwnie poprzebieranych chłopaków (od kilku lat również dziewcząt), którzy z poczernionymi od sadzy twarzami, w wysokich czapach chodzą od domu do domu śpiewając krotochwilne śpiewki i prosząc o drobne datki.



Pucheroki w Małopolsce - zdjęcie "z internetów"


Sama nazwa wzięła się do łacińskiego słowa puer- chłopiec. Tytułowe Puchery, to żacy, którzy od czasów średniowiecza stanowili barwny choć czasem kłopotliwy element krakowskiej mozaiki społecznej.

Krakowscy akademicy w swych podróżach "po prośbie" często wyruszali do okolicznych podkrakowskich wsi. Tak zrodziła się tradycja, którą po raz pierwszy spotykamy w źródłach w XVI w. Otóż w okolicy świąt Wielkiej Nocy, kiedy to jak wiadomo stoły zarówno mieszczan jak i kmieci uginały się od dobrego jadła, żacy wzmagali swą aktywność. Gromadzili się w grupy, przebierali się dziwacznie i wędrowali do domów i kościołów gdzie recytując przygotowane wcześniej wierszyki i składając świąteczne życzenia oczekiwali na datki. Z czasem tradycja ta związała się z jednym tylko dniem- z kwietną niedzielą, czyli niedzielą palmową.

Stopniowo jednak pucherocy przenieśli się poza Kraków. W XIX w. obyczaj ten kwitł na podkrakowskiej wsi ale rolę żaków przejęli na siebie wiejscy chłopcy. Wykształcił się też wtedy "obowiązujący" strój pucheroka: wysoka czapka zwinięta w trąbkę, wykonana ze słomy, potem częściej z tektury, często ozdabiana wstążeczkami lub pasemkami bibuły, baranie kożuszki przepasane słomianymi warkoczami. Twarz umazana sadzą szczególnie w okolicy gdzie za kilka lat ma wyrosnąć broda i wąsy. Koniecznym atrybutem jest też koszyk, podobny do tych na "święcone" tylko większych rozmiarów i laska ozdobiona bibułkami.
Strój taki można oglądać dzisiaj w Muzeum Etnograficznym w Krakowie.

Pucherocy ruszają z oratyką, od wczesnego ranka wędrując od wsi do wsi, zbierając po drodze datki w naturze, w głównej mierze jaja- często już w formie pisanek. Tak oto tradycja uniwersytecka, mająca odniesienie do historii akademickiej społeczności Krakowa, stała się tradycją ludową.

WIELKI CZWARTEK

Wielki Tydzień tradycyjnie związany jest z czasem wzmożonej pobożności i praktyk religijnych. Najbogatsze w zwyczaje i obrzędy są trzy ostatnie dni: Wielki Czwartek, Wielki piątek oraz Wielka Sobota.

W przeszłości, w całej niemal Polsce, odbywały się Judaszki – stary zwyczaj niszczenia, palenia i wieszania Judasza, opisywany już w XVIII i XIX wiecznych źródłach. Do dziś zwyczaj ten zachował się jedynie w niektórych miejscowościach. Na szlaku więc powinien się znaleźć zarówno Skoczów jak i podkarpacki Pruchnik.

  • Pruchnik (Podkarpacie) – Judaszki - Punktualnie o północy z Wielkiego Czwartku na Wielki piątek, niedaleko kościoła wiesza się na drzewie kukłę symbolizującą Judasza, zdrajcę Jezusa Chrystusa. Kukłę tą wcześniej mieszkańcy szyjąc ją z worków i wypychając słomą. Pod drzewem na którym wiesza się Judasza układa się 30 drewnianych pałek symbolizujących 30 srebrników. Kukła pozostaje na drzewie do popołudnia. Wtedy to o godzinie 15-tej, ściąga się z drzewa Judasza i na 30 pałkach niesie się go przed kościelną bramę. Tam odbywa się są d. Sędzia ogłaszając wyrok mówi. "Judaszu sprzedałeś Chrystusa za trzydzieści srebrników i teraz za to otrzymasz trzydzieści pał". Po ogłoszeniu wyroku sędzia wymierza karę. Potem ciągnięta przez chłopców do rzeki jest okładana kijem na skrzyżowaniach. Zajmuje się tym wybrany mieszkaniec. Po drodze Judasza okładają wszyscy. Na moście zapalają kukłę, wcześniej obcinając jej głowę, która zostanie wykorzystana w przyszłym roku. Płonące resztki wrzucają do rzeki. Mistrz ceremonii wraca do domu z głową pod pachą. Na tym kończy się sąd nad Judaszem.

  • Skoczów (Śląsk Cieszyński) - Judosz ze Skoczowa - kukła przedstawiająca jednego z 12 apostołów Judasza, tradycyjnie wodzona po mieście Skoczów na Śląsku Cieszyńskim w Wielki piątek i Sobotę każdego roku na znak potępienia zdrady i wydania Jezusa na śmierć w czasie ostatniej wieczerzy. Początkowo był to zwyczaj mieszkańców Śląska Cieszyńskiego; do dzisiejszych czasów zachował się jedynie w Skoczowie. Pierwsze wzmianki o uroczystości spalenia Judosza w Skoczowie pochodzą z przełomu XVI-XVII w., z dziennika skoczowskiego burgrabiego Jana Tilgnera. Pierwszymi organizatorami wodzenia byli ludzie związani z kościołem, ministranci, kościelni i organiści. Zwyczaj był zakazany przez okupanta niemieckiego w czasie II wojny światowej. Po wojnie wodzenie Judasza odbywało się po terenie dzisiejszego osiedla Objazdowa, regularnie do lat 50-60 XX w., po czym zwyczaju poprzestano. Od lat 80 wskrzeszony przez Towarzystwo Miłośników Skoczowa i lokalny oddział Ochotniczej Straży Pożarnej.

Kukła wykonana jest ze słomy ozdobionej kolorowymi wstążkami i naszyjnikiem z trzydziestoma srebrnikami za które Judasz wydał Jezusa. Kukła ma wysokość około 3 metrów. Procesja wyrusza spod miejscowej remizy w kierunku rynku. W czasie uroczystości Judosz jest niesiony ulicami miasta przez strażaka znajdującego się wewnątrz kukły. Podczas wodzenia Judosza w otoczeniu kukły znajduje się dwóch halabardników za którymi podąża tłum dzieci z klekotami. Klekoty symbolizują trzęsienie ziemi, jakie wystąpiło na Golgocie, gdy Chrystus umierał na krzyżu. W czasie obrzędu Judosz trzykrotnie kłania się dwóm najwyższym budynkom w mieście: ratuszowi i probostwu, oraz miejscowemu burmistrzowi i proboszczowi jako przedstawicielom władz świeckich i kościelnych.
W Wielki piątek po przejściu przez miasto Judosz wraca do remizy.


W Wielką Sobotę obrzęd jest powtarzany, a kulminacją uroczystości jest publiczne spalenie kukły, mające na celu wygnanie zła, swar i waśni z miasta. Według dyrektorki Muzeum Beskidzkiego w Wiśle – Małgorzaty Kiereś, wodzenie Judosza to zwyczaj ludowy, typowy dla czasu, kiedy zima przechodzi w wiosnę. Judosz jest symbolem zła, takim jak marzanna i w samym obrzędzie nie należy doszukiwać się żadnych dodatkowych podtekstów.

WIELKI PIĄTEK

Misterium męki Pańskiej lub Pasja, Sztuka pasyjna
– misterium religijne o męce i śmierci Jezusa Chrystusa. Misterium to widowisko teatralne powstałe na gruncie dramatu liturgicznego w Europie w XII w. W Polsce misteria męki Pańskiej były reprezentowane m.in. przez średniowieczną Historyję o chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim złożoną przez Mikołaja z Wilkowiecka. Misteria zanikły w okresie reformacji, a odrodziły się w XX wieku.

1) Cytadeli Poznańskiej- od 1998 r. Największe widowisko pasyjne na świecie - http://www.misterium.eu
2) Kalwarii Wejherowskiej wystawiane przez Misterników Kaszubskich od 2002 roku
3) Górze Kalwarii (zw. Kalwarią Mazowsza)- Tradycja misteryjna wznowiona w 2010 roku po dwustu latach przerwy.
4) Kalwarii Zebrzydowskiej
5) Katowice-Panewniki
6) Kurzętniku
7) Kałkowie
8) Kalwarii Pacławskiej
9) Stadnikach (województwo Małopolskie)
10) Ołtarzewie przez tamtejszy pallotyński Teatr Seminaryjny
11) Bydgoszczy w Sanktuarium Królowej Męczenników Kalwarii Bydgoskiej- golgocie XX wieku
12) Górce Klasztornej
13) Lubawie
14) Węglówce

Groby Chrystusa
Urządzanie w Wielki piątek w kościołach grobów Chrystusa jest starą polska tradycją. Zazwyczaj wartę honorową pełnią przy nich strażacy w galowych mundurach.

Ale nie wszędzie: W Radomyślu, Woli Rzeczyckiej, Zaleszanach, Giedlarowej, Grodzisku, Gniewczynie i innych wsiach i miasteczkach w dolinie Sanu spotyka się uzbrojone oddziały nazywane Turkami. Poza pełnieniem warty przy Grobie Pańskim Turki asystują księdzu przy święceniu ognia, wody i pokarmów oraz w czasie mszy i procesji rezurekcyjnej. W Niedzielę Wielkanocną chodzą z życzeniami po domach. Turki, na wzór oddziałów wojskowych, uzbrojeni są w szable i atrapy karabinów. Popisują się musztrą, jak w Gniewczynie Łańcuckiej i Grodzisku, lub tańcem - w Radomyślu i Woli Rzeczyckiej.

  • W Zaleszanach jest to jednolicie umundurowany i uzbrojony w szable oddział kościuszkowski z własnym sztandarem.
  • W skład oddziału strażników z Radomyśla wchodzą dochtory oraz koguty odziani w wysokie, błyszczące czapy ozdobione pękiem kolorowych wstęg. W Niedzielę Wielkanocną porywają dziewczęta do tańca i zatrzymują samochody. Dowódcą Turków jest basza ubrany w kolorową kapę. Turki z Radomyśla nad Sanem są orientalne: szarawary, jedwabne błyszczące bluzy, wysokie stożkowate czapki z półksiężycem i kogucimi piórami, szable i halabardy. Czasem porywają dziewczęta dla okupu- koszyka ze święconym jedzeniem.
  • W Woli Rzeczyckiej koguty mają czarne mundury i wysokie czapy ozdobione sztucznymi kwiatami.
  • W Pruchniku straż sprawują Kilińszczacy (od bohatera powstania kościuszkowskiego) w strojach szlacheckich: kontusz, tkany pas, wisząca szabla. są członkami organizacji patriotycznej założonej w mieście w 1892 r.

Według legendy kiedy po odsieczy wiedeńskiej rycerze triumfalnie wracali do domów w zdobycznych strojach tureckich, wszyscy myśleli, że to najazd, chowali się więc i uciekali. A że był to czas Wielkanocy, Groby Pańskie zostały opuszczone- "Turcy" przejęli więc nad nimi straż.
Tak jest do dziś: strzegą grobów, usługują księdzu przy święceniu pokarmów, biorą udział w procesji. Każda grupa ma swego baszę-komendanta, kogutów-adiutantów, doradców, kwatermistrza i zwykłych turków. Po rezurekcji popisują się musztrą i maszerują na plebanię złożyć życzenia proboszczowi. Potem idź przez wieś z orkiestrą, często tańcząc i zapraszając do zabawy przechodniów, głównie dziewczęta. Basza częstuje "tureckim" napojem- mieszanką "zdobycznych" alkoholi (piwa, wina, miodów i wódki). W pierwszy i drugi dzień świąt Turki obchodzą wszystkie domy we wsi i składają życzenia.

WIELKA SOBOTA

Świecenie ognia w Wielką Sobotę - Od wieków Wielka Sobota jest dniem przeznaczonym na święcenie pokarmów, domów i ogniska domowego. W wielu miejscowościach, przed wielkanocną mszą, święci się ogień, ciernie i wodę chrzcielną.

Jednakże najbardziej spektakularna jest nocna procesja wiernych w Koprzywnicy pod Sandomierzem – kolejna miejscowość na trasie Tradycji Wielkanocnych. , przed którą biegną strażacy i wydmuchują w ciemne niebo, oświetlające mrok, bziuki. Słupy ognia wysokie nawet na pięć, siedem metrów. Nigdzie w Polsce nie celebruje się w taki akurat sposób Zmartwychwstania Pańskiego.

Strażacy są ubrani w żaroodporne uniformy i kaski z długim knotem-pochodnią w jednej ręce i butelką z naftą w drugiej. Co kilkanaście kroków biorą w usta potężny łyk nafty i z podskokiem wypluwają ją w górę. Zapalona w locie nafta to bziuk- wysoki na 2-3 m płomień. Strażacy bziukają po kolei, aby iluminacja trwała przez całą procesję. Tradycja sięga powstania styczniowego. Po jego upadku władze carskie zabroniły salw na cześć zmartwychwstania Jezusa podczas wielkanocnych procesji, więc w Koprzywnicy wymyślono bezgłośne salwy- płomienne bziuki.

Bziukacze, którzy puszczają z charakterystycznym sykiem bziuki oświetlają drogę. Cała tajemnica polega na umiejętnym wydmuchaniu haustu nafty na zapalone pochodnie. A żeby płomienie były jak najwyższe, jak najbardziej efektowne, wyskakują susami do góry i dmuchają, ile sił w płucach. Bziuuuu, bziuuu, bziuuuuuu. To robota trudna, żmudna i niebezpieczna zarazem.



Bziuki koprzywnickie doczekały się wpisu na listę dziedzictwa niematerialnego UNESCO. Zdjęcie z wp.pl


Lany poniedziałek

Poniedziałek Wielkanocny – upływa pod znakiem spotkań rodzinnych, lejącej się wody, zalotów, psot i żartów. Znany jest głównie jako Śmigus-Dyngus, choć początkowo były to nazwy dwóch zupełnie różnych obrzędów. Śmigusem zwano oblewanie wodą oraz smaganie się wierzbowymi gałązkami. Dyngusem zaś zwano pochody młodzieży męskiej, w przebraniach z różnymi rekwizytami, co oczywiście wiązał się z kwestą świąteczną.

Zwyczaje te w dzisiejszych czasach często przypominają chuligańskie wybryki (szczególnie w miastach), ale w niektórych miejscowościach zachowały się piękne zwyczaje, dotyczące tego święta. Koniecznym jest umieszczenie ich na szlaku Tradycji Wielkanocnych, głównie ze względu na powolne, acz nieustępliwe, zamieranie tradycji regionalnych.
Wśród ogólnej wesołości nie brakuje również elementów poważniejszych, jak święcenie pól kropidłem z palmy wielkanocnej. Obyczaj ten jest zachowany dotychczas na ziemi Sądeckiej, tarnowskiej i rzeszowskiej.

  • Na szlaku Tradycji Wielkanocnych polecamy wizytę w Pietrowicach Wielkich, gdzie odbywa się tradycyjny procesyjny objazd pól – kawalkada złożona z kilkudziesięciu odświętni ubranych jeźdźców, na koniach ustrojonych wstęgami i kwiatami. PO procesyjnym objeździe pól, i poświęceniu plonów, odbywa się wyścig konny, na cześć Zmartwychwstania Pańskiego i jest wyrazem dziękczynienia i radości.

  • Dobra pod Limanową (Małopolskie) – Dziady Śmiguśne - W poniedziałek wielkanocny młodzi chłopcy, często w przebraniach i z rekwizytami, chodzą po domach i kwestują. W Dobrej pod Limanową i okolicznych wsiach małopolskich zwą ich dziadami śmigustnymi lub słomiakami- od słomianych czap i powróseł, którymi się opasają. Usmolone sadzą twarze zasłaniają pończochy. Nic nie mówią, tylko gwiżdżą i wydają nieartykułowane dźwięki. To dlatego, że wyobrażają żydowskich wysłanników, którzy nie chcieli uwierzyć w zmartwychwstanie Chrystusa ani głosić dobrej nowiny. Za karę stracili głos.

  • Wieliczka i Lednica Górna (Małopolskie) – Siuda Baba - Siuda Baba, jak sama nazwa wskazuje to... chłop, tyle tylko, że za babę przebrany. Postać paskudna, niechlujna, ubrana w podartą spódnicę, ustrojona koralami z ziemniaków, umorusana sadzą, pojawia się raz w roku, w lany poniedziałek.

Zgodnie z legendą, w lany poniedziałek do domów gospodarzy w Lednicy Górnej zagląda umorusana baba w towarzystwie równie brudnego cygana. Podobnie jak przed wiekami obiektem poszukiwane są młode dziewczęta, tyle tylko, że zamiast rocznej służby w świątyni grozi im konieczność wykupu. Wykup, w postaci wolnego datku wrzuconego do garnuszka, można zastąpić buziakiem. Jeżeli dziewczyna pocałuje...Siudą Babę to uwolni dom od jej obecności. Oczywiście przy okazji Siuda Baba przytuli dziewczynę serdecznie do siebie i uczerni ja sadzą noszoną na policzkach oraz w puszce, pełnej tego trudno zmywalnego paskudztwa. Po Wieliczce kursuje w lany poniedziałek kilka bab, łapiąc dziewczęta, a w ostatnich latach także turystów, których przyciąga tu zapomniany gdzie indziej zwyczaj. Wielickie baby noszą czasem na rękach gałgan ki zwinięte w formie małego dziecka w beciku. Dlaczego? Któż to wie? Tradycja ma to do siebie, że dopóki jest żywa zmienia się, odchodzi od swych korzeni i znów do nich powraca. A skąd wzięła się nazwa Siuda Baba? Nie wiadomo. Zapewne jest jakiś związek pomiędzy tą nazwą a popularnym śmigusem- dyngusem. Dodajmy, że ten zwyczaj, znany po dziś dzień, choć coraz częściej w chuligańskim wydaniu, także wywodzi się z czasów pogańskich i miał związek z przesileniem wiosennym. W średniowieczu na wsiach młodzi chłopcy "dyngowali" dziewczęta, czyli zaczepiali, wymuszali podarki oraz całusy, innymi słowy "podrywali". Ostatecznie więc rzecz sprowadza się do biegania za spódniczkami. Obyczaj Siuda Baba ma ten sam "damsko- męski" wymiar, tyle tylko, że na ziemi wielickiej za spódniczką goni spódniczka.


Legenda mówi, że w Lednicy Górnej, pod Kopcową Górą znajdowało się święte źródło. Tuż obok wzniesiono drewnianą świątynię ku czci bogini Ledy, w której płonął wieczny ogień. Strzec go miały kapłanki, które swoją zaszczytną, ale ciężka służbę pełniły "na zmiany", które w świetle dzisiejszego kodeksu pracy byłyby absolutnie sprzeczne z prawem. Zmiana jednej kapłanki trwała bowiem cały rok (!). W tym okresie czasu lud okoliczny znosił do świątyni opał, karmił świętą dziewicę- strażniczkę ognia, a ta zmuszona była do wiernej służby płomieniowi dniem i nocą. Gdy wreszcie wyznaczony czas minął strażniczka, usmolona ogniem, brudna, w odartych ubraniach, na wpół oszołomiona, musiała zdobyć się na jeszcze jeden wysiłek. Jej ostatnim zadaniem, które mogło ją uwolnić od pracy w świątyni, było złapanie innej dziewicy, która zostanie jej następczynią.
Kapłanka wpadała więc do domów szukając ewentualnej kiydatki. Wszystkie dziewczęta chowały się gdzie popadło, wiedząc, że ta, którą usmolona ręka kapłanki wskaże od służby płomieniowi wymówić się nie może.

  • Wisła (Beskid Sląski) – Goik - W lany poniedziałek dziewczęta z Wisły, Cisownicy czy Lesznej Górnej w Beskidach wkładają regionalne stroje, do Rąk biorą goik i idź składać życzenia. Goik to młode świerkowe drzewko przystrojone jak choinka. Zamiast bombek- kolorowe wydmuszki, zamiast świeczek- bibułkowe kwiaty, a zamiast gwiazdy na czubku- dzwoneczek. Dziewczęta zbierają się po trzy- jedna wkłada góralski ubiór panny młodej (biały fartuch i biały wianek na głowie; ta również trzyma goik), dwie pozostałe to drużki (różowy fartuch i wianek). Przed każdym domem, do którego są zaproszone, śpiewają piosenkę złożoną z aż 17 zwrotek. Dawniej uboższe panny zarabiały w ten sposób parę groszy.
  • Mazowieckie wsie - Kurcarze: W okolicach Rawy Mazowieckiej, Łowicza, Sieradza i Łęczycy chodzą kurcarze- chłopcy z kurkiem dyngusowym. Kiedyś był to żywy kogut, dziś wypchany, gliniany lub z drewna. Wożą go na wózku ozdobionym wstęgami i błyskotkami. Mają też kosze na datki, sikawki z wodą i grzechotki zwane bocianami kurcarskimi, którymi robią straszny hałas. Za śpiewy, żarty, życzenia i polanie wodą (na zdrowie i urodzaj) gospodarze darowują im wykup: jajka, ciasto i pieniądze.

  • Kraków, Podgórze – Święto Rękawki

Rękawka to święto, którego obchody sięgają korzeniami czasów przedchrześcijańskich nawiązujące do pogańskich obrzędów związanych z zaduszkami wiosennymi, przypadającymi na okres przesilenia wiosennego. Rękawka związana jest także z legenda o kopcu Kraka, usypanym po śmierci króla – według tradycji ziemię, z której usypano kopiec noszono w rękawach- stąd nazwa święta. Współczesne obchody święta Rękawki organizowane są od 2001 roku. W tym dniu krakowianie udawali się tłumnie na wzgórze na Krzemionkach (hipotetyczny kopiec króla Kraka) i zrzucali z góry jabłka, jajka i resztki święconego. Dziś święto Rękawki łączy się z tradycjami krakowskiego Emaus-a – wielkanocnego kiermaszu krakowskiego.




BIBLIOGRAFIA:

2. Pisanki, Życie praktyczne, wyd. Bluszcz.
3. Pisanki na Huculszczyźnie, Wł. Fisher [w:] Ziemia R. VII , nr 4, 1922
4. Pisanki, czyli Kraszanki Wielkanocne, Ulanowska St. [w:] Tygodnik Ilustrowany 1884
5. Pisanki, O. Kolberg, [w:] Tygodnik Powszechny 1882
7. Wojciechowski M.: Wielkanoc, Uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego, Pascha. W: Religia. Encyklopedia PWN. T. Gadacz, B. Milerski (red. Naukowa). T. 9. Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN, 2003, s. 410-411.
8. Dowlaszewicz Wanda, Wielkanoc w tradycji polskiej, Płock 1993.
11. Zawistowicz Kazimiera, Wielkanocne obrzędy i wierzenia, Warszawa 1933.
17. Kolberg Oskar, Dzieła 1961-1977
  • Pisanki, Życie praktyczne, wyd. Bluszcz.
  • Pisanki na Huculszczyźnie, Wł. Fisher [w:] Ziemia R. VII , nr4, 1922
  • Pisanki, czyli Kraszanki Wielkanocne, Ulanowska St. [w:] Tygodnik Ilustrowany 1884
  • Pisanki, O. Kolberg, [w:] Tygodnik Powszechny 1882
  • Więcej o tradycjach wielkanocnych w Polsce i w Europie na https://muwit.blogspot.com/search/label/wielkanoc


Kraków, marzec 2008

Opis wielkanocnego szlaku został też opublikowany na MUWIT.pl - a konkretniej na blogu ciekawostkowym Muwitowe Psiemyślenia. Ponad 10 lat temu został on napisany jako praca semestralna dla koleżanki, która po prostu nie miała czasu :) Nie był to czas pisania magisterek na zlecenie :) - mnie temat siedział w głowie, koleżanka o pomoc poprosiła i tym sposobem powstał ten, nazwijmy to artykuł. Uważam, że po ponad 10 latach wina nasza się przedawniła :)


Bardzo słaby na razie, ale jednak zestaw książek traktujących o wielkanocnych zwyczajach znajdziecie tutaj: https://nakanapie.pl/ziellona/listy/ziellona-c-wielkanoc-pisanki-tradycje
Tagi:
#wielkanoc#pisanki#wielki-tydzien#tradycje#obrzedy#zwyczaje
© 2007 - 2024 nakanapie.pl