Już 9 marca kolejne spotkanie autorskie w "mojej" bibliotece.
Tym razem będziemy gościć Pana Grzegorza Gołębiowskiego, autora cyklu przygód z Adamem Floriańskim.
Nie może Was zabraknąć na osiedlu Przyjaźń :)
Adres:
Biblioteka Publiczna w Dzielnicy Bemowo
m.st. Warszawy
ul. Konarskiego 6
01-355 Warszawa
Więcej szczegółów?
Pytajcie :)
Nowy rok, nowe wyzwania, nowe spotkania autorskie w Wypożyczalni nr 38 w Bibliotece Publicznej w Dzielnicy Bemowo, m.st. Warszawy. Na klimatycznym osiedlu Przyjaźń w drewnianych domkach pamiętających radzieckich budowniczych Pałacu Kultury i Nauki taki spotkań w tym roku będzie sporo. Na ten moment mogę zdradzić, że będzie ich do początku września aż dziewięć.
Jako pierwszy czwartkowe spotkania z książką rozpoczął debiutant na rynku wydawniczym, Karol Brodacki. Zaprezentował on zgromadzonej publiczności powieść pt. Fiolet. Podjął się trudnego, kontrowersyjnego tematu, jakim jest prostytucja. Podkreślał, że ten temat jest ważny z punktu widzenia człowieka. Kluczowym elementem powieści są trudne wybory, z jakimi muszą się borykać jej bohaterowie. Autor zachęcał do lektury.
Wiem, ściągam, nie wymyślę czegoś innego, bardzo mi się to podoba, tworzę swoje. Mam nadzieję, że nikt się nie pogniewa :P
Czytelnicze przyzwyczajenia Biegającego Bibliotekarza
No i jak ja mam się tutaj tłumaczyć? Pamiętacie przysłowie: Palec i główka to szkolna wymówka, czy jak to leciało...
Przełom października i listopada był w porządku. Wychodziłem, pokonywałem, nie bez problemu, kolejne kilometry. Aż... zachorowałem. Kaszel powalił mnie zupełnie, ale pani doktor uznała, że nie ma w płucach i oskrzelach (zawsze jak byłem mały, mówiłem, że w skrzelach :D ) nic nie ma. Po tygodniu wróciłem do pracy. Kilka dni i... atak kataru. Podobno ta przypadłość trwa siedem dni lub tydzień. U mnie trwa od połowy listopada do dzisiaj. A żeby było jeszcze ciekawiej przyszła grypa na początku stycznia, która położyła pięć osób u mnie w domu. DRAMAT!!!
Już wcześniej zaplanowałem niedzielny start w 17. Biegu"Policz się z Cukrzycą. Dodatkowo po sąsiedzku w Nowym Dworze Mazowieckim zorganizowano I. Bieg WOŚP, który perfekcyjnie zorganizował RozbiegaMy Nowy Dwór. Nie mogło być inaczej, musiałem wziąć w nich udział!!!
- Jeśli będzie się pan źle czuł, proszę odpuścić aktywność. - powiedziała pani doktor diabetolog na czwartkowej wizycie. Przepisała mi jednak specyfiki. W sobotę, jak co tydzień, współorganizowałem parkrun Jabłonna, by z moimi biegowymi przyjaciółmi, Sylwią i Arkiem, udać się do "Nowiaka" na bieg. Nie powiem, nie było łatwo, ale dzięki nim udało mi się pokonać 5 km w 34 minuty.
Dzień później nie mogło mnie zabraknąć w 17. Biegu "Policz się z Cukrzycą" w Warszawie. Jak dzisiaj obliczyłem, pobiegłem tam po raz dziesiąty. Trasa z aplikacji Garmin pokazała 4,74 km, a pokonałem dystans w 31:19, czyli prawie 10 sekund na kilometrze szybciej niż dzień wcześniej. A łatwo nie było. Zakwasy, duża ilość uczestników maszerująca bądź dzieciaki jeżdżące na hulajnogach. Na bieg zabrał mnie Paweł Gmitrzuk, za co bardzo mu dziękuję. Tego dnia pogoda nie napawała optymizmem. Wiało dosyć mocno. Trasa po warszawskiej Starówce rekompensowała wszystko. Znów spotkałem się z moimi "nowymi" biegaczami z grupy Biegam na Tarchominie, której to jestem zawodnikiem od weekendu, z czego bardzo się cieszę. Będę godnie reprezentować zielone barwy grupy!!!
I jeszcze dwa zdjęcia. Jedno z koleżankami i kolegami z BNT, drugie z medalami z obu biegów.
Nowy rok, nowe spotkania autorskie w mojej placówce!
I pierwsze zaproszenie :)
Adres:
Biblioteka Publiczna w Dzielnicy Bemowo
m.st. Warszawy
ul. Konarskiego 6
01-355 Warszawa
Więcej szczegółów?
Pytajcie :)
Jednym z sudeckich szczytów należących do Korony Gór Polski, którego nie mieliśmy jeszcze na swojej liście zdobytych, pozostał w zeszłym roku Rudawiec.
Zapis trasy — Bielice - Rudawiec - Bielice
22 sierpnia pogoda na Ziemi Kłodzkiej nie napawała optymizmem. Deszczowo, mroczno, nie tak jak powinno to wyglądać w lecie. Rudawiec należy do korony, ale budzi pewne kontrowersje, jak i w ogóle całe pasmo Gór Bialskich, które według geografów polskich i czeskich należą do Gór Złotych. Ależ zamieszania! Do tego wszystkiego Rudawiec nie jest najwyższy (1112 m n.p.m.... wyższe są: Podstawna - 1124 m n.p.m. i Smrek - 1125 m n.p.m. Istny mętlik, ale tak zadecydowano, że właśnie Rudawiec należy do KGP, więc trzeba go zdobyć i kropka.
Przed śniadaniem miło nam jest poznać panią Martę Manowską, która nagrywa swój kultowy program Korona Gór Polski. Marta wybiera się na Szczeliniec, my ruszamy do Bielic, skąd... ruszaliśmy nie tak dawno na Kowadło, należące również do Korony Gór Polski.
Pech chciał, że prócz niezbyt sympatycznej pogody, zapomniałem mapy. Z drugiej strony na szczyt prowadzi najpierw szlak niebieski, by w pewnym momencie odbić w prawo za znakami zielonymi, którym wchodzi się na graniczny, polsko-czeski szczyt. W Bielicach w telefonie zasięg ostatkiem kreski świecił, więc liczyłem, że mapkę zobaczę. A tu dupa! Zasięgu brak, mapy brak, deszcz w oczy... Jak widać, nie jesteśmy bardzo szczęśliwy... 😄
Ludzi też nie było jak w zeszłym roku, więc nie było możliwości popytania, czy idziemy dobrze, czy też nie. Początek był spokojny. Do pewnego momentu znaliśmy trasę, potem szlak odbijał w lewo na Kowadło, a prosto prowadził w kierunku Rudawca. Zresztą bardzo zadbano o znaki w tym przypadku.
Dużym plusem była cisza i jedyny szum przyrody, Białej Lądeckiej. Znaleźliśmy też rower i piwniczkę 😁nie wchodziliśmy jednak w ciemności ani nie pojechaliśmy na szczyt jednośladem...
Szeroki dukt dłużył się, znaków jak na lekarstwo, po dwustu metrach wróciliśmy się do roweru. W naszą stronę szli turyści, którzy mieli mapkę, więc okazało się, że idziemy dobrze. Wkrótce będziemy musieli zacząć ostre podejście na graniczną grań. Dodam, że nadal mży i jest dosyć ślisko. Okazuje się, że środkiem szlaku płynie woda spływająca z góry, co wcale nie pomaga w maszerowaniu.
Mimo kaprysów pogody maszerujemy z małymi przerwami, bo przewyższenie daje się nam we znaki. Łatwo nie jest, ale to przedostatni szczyt sudecki korony i nie ma wyjścia. - Już tu nie wrócę! - mówi moja Ula, więc motywacja jest zdecydowanie po tych słowach większa! Krajobrazów brak, jednak mgła robi swoje, potęguję piękno Śnieżnickiego Parku Krajobrazowego.
Przecinamy Dukt nad Pławami i spotykamy kolejne osoby, które pokazują nam, jak zejść w powrotnej drodze, omijając trasę, którą wchodziliśmy. Faktycznie do Bielic prowadzi zdecydowanie lepsza trasa, dłuższa, ale z mniejszym nachyleniem i nie z potokiem wody pośrodku leśnej ścieżki. Wiemy już, jak będziemy schodzić, ale przed nami jeszcze ponad 2 kilometry marszu do szczytu. Wchodzimy do rezerwatu przyrody "Puszcza Śnieżnej Białki". Trochę nam się dłuży. Wychodzimy na płaski teren graniczny i mijamy szczyt Iwinka - 1076 m n.p.m. Teraz pozostaje nam już naprawdę końcówka. Woda chlupocze nam w butach, błoto przyczepia się do spodni. Kolejni turyści na trasie, ale i tak uważam, że tak pusto w górach dawno nie było....
Szczyt zdobyty, jesteśmy zadowoleni, szybko stemplujemy nasze książeczki i ruszamy w drogę powrotną. Pozostaje już nam tylko Śnieżnik w Sudetach, w sumie to Uli i Pawłowi, bo ja mam już letnie i zimowe wejście na najwyższy szczyt Ziemi Kłodzkiej. Jednak, co rodzinnie, to rodzinnie. W drodze powrotnej napawamy się świeżym powietrzem i otaczającą nas przyrodą.
Przestaje padać, więc powrót jest w zdecydowanie lepszych humorach. Wracamy zadowoleni do Golfowej Wioski na zasłużony odpoczynek.
Więcej zdjęć — Rudawiec z Bielic
Zapraszam do polubienia mojego fanpage - Biegający Bibliotekarz i Niesamowita Ziemia Kłodzka.
Gdybyście chcieli odpoczywać w tych pięknych okolicach, polecam - Golf&Spa Szczytna Golfowa Wioska.
Wykaz szczytów
Moc najserdeczniejszych życzeń świątecznych, dużo radości, zrozumienia, pojednania, a przede wszystkim zdrowia życzy rodzinka Machnasi.
A Nowy 2023 Rok niech zakończy wszelkie wojny!!!
Zaczytanego Wspaniałego ROKU!!!
Dobry wieczór :)
Kolejne spotkanie w "mojej" bibliotece!!!
Zapraszam serdecznie na spotkanie z autorem debiutanckiej powieści pt. Bez odpowiedzi.
Chcecie poznać dzielnicę Warszawy, Pragę i bohaterów powieści kryminalno-obyczajowej? A może chcecie zobaczyć praską stronę warszawy na fotografiach?
Nie może Was zabraknąć na osiedlu Przyjaźń :)
A recenzję ksiązki, którą będziecie mogli zakupić na spotkaniu, znajdziecie nakanapie.pl :) ---> https://nakanapie.pl/recenzje/na-pradze-wszystko-zdarzyc-sie-moze-bez-odpowiedzi
Dobry wieczór :)
Jak Wam minął weekend? Była jakaś aktywność fizyczna?
Od ostatniego wpisu wychodziłem na bieganie (tj. od 24 października) 5 razy. Za każdym z nich walczyłem ze swoimi słabościami, ale mogę śmiało stwierdzić, że założone cele realizowałem. Przeważnie były to krótkie dystanse pięciokilometrowe, raz przetupałem 6 kilometrów.
W minioną sobotę postanowiliśmy z grupką osób, która koordynuje ze mną parkrun Jabłonna, ruszyć do innej lokalizacji parkrun. (U nas teren pałacowo-parkowy został zamknięty na ten weekend, więc parkrun był odwołany). Padło na Łowicz. Tam w Parku Miejskim po raz dziewiąty odbyło się parkrunowe spotkanie. Park późnojesienną porą prezentował się super, fajne, równe alejki, do tego ważny pomnik w centralnym jego części, poświęcony ofiarom faszyzmu. Mnie, jako bibliotekarzowi od razu wpadła w oko biblioteczka plenerowa, ot takie zboczenie zawodowe . Jeszcze o trasie - spora jej część wałem z widokiem na Bzurę.
Zapisałem się też na Białołęcki Bieg Wolności w Warszawie na... 13 kilometrów. Ten już za miesiąc!!!
Dziś miałem ogromny zaszczyt być gospodarzem spotkania autorskiego @nieznany. :), na którym poznaliśmy wszystko to, co dotyczy książki pt. Dotyka... Poderwać gęsią skórkę do lotu.
Tak na gorąco kilka słów.
Dwie godziny minęły jak mgnienie oka, bo autor nieznany. nie pozwolił się nudzić swoim fanom i czytelnikom. Wiele dowiedzieliśmy się o lekturze, ale też o warsztacie pisarskim. To była urzekająca lekcja literatury.
fot. Michał Machnacki
fot. @ale.babka
Miło też było poznać kogoś z nakanapie.pl Dziękuję za miłe spotkanie @ale.babka i prezent :)
Weekend spędziłem aktywnie. Tak jak chciałem. Za nim jeszcze przyszła sobota i niedziela, to w piątek wykorzystałem poranek na grzybobranie. Rozruszałem nogi, zrobiłem kilka dobrych kilometrów i prawie 3/4 koszyka podgrzybków i opieniek nazbierałem. Zasuszyłem te pierwsze, a z drugich ugotowałem przepyszną zupę opieńkową :)
Sobota.
Jak wiecie w każdą sobotę nie tylko w naszym kraju, ale w w ponad 20 krajach na świecie, odbywają się aktywne spotkania parkrun. Jedną z 85 lokalizacji w Polsce mam okazję prowadzić, ale czasem zdarza się, że wezmę sam udział. I tak się stało w minioną sobotę. Pogoda nienajgorsza, lekka mżawka, ciepło, prawie bezwietrznie. No i w takich warunkach przyszło mi powrócić na biegowe ścieżki.
parkrun Jabłonna - 260 edycja
Ilość uczestników - 49. Moja pozycja - 40, czas 37:28. Czas tragiczny zważywszy, że taki dystans pokonałem wiele razy poniżej 24 minut, życiówkę mam 22:36, a rekord parkrunowy 23:01 z Krakowa. To jednak stare czasy. Teraz, gdy uda mi się zejść poniżej 30 minut będę bardzo zadowolony.
Pierwszy kilometr...
Faralto, już bez kurtki przeciwdeszczowej
Ufff... jeszcze 5 metrów i meta (fotki Martyna, Olgierd i Sebastian Warowiccy)
Niedziela.
Kolejny dzień z pogodą, którą uwielbiam (oczywiście w takiej biegać). 14 stopni ciepła, lekka mżawka i lekki wiaterek. Za nim wyszedłem na legionowskie ulice to postanowiłem spełnić się kulinarnie. Zabrakło chleba. No to upiekłem :) Na fotce chleb z gara, ale to nie wszystko, bo w formie upiekłem jeszcze chleb orkiszowy z pestkami dyni.
Po obiedzie (makaron nadziewany szpinakiem i kurczakiem), przyszedł czas na sjestę i czytanie lektury. Po 2,5 godzinach od posiłku ruszyłem na trening. O wiele łatwiej niż w sobotę pokonywałem kolejne kilometry. Tylko raz musiałem na chwilę przejść do marszu. A czas w porównaniu z wczorajszym lepszy o prawie 5 minut! Oczywiście nie jest on najważniejszy, ale motywuje do walki z samym sobą.
Fajnie, że każdy kilometr pokonywałem w podobnym czasie, tylko czwarte okrążenie troszkę osłabłem, by na piątym nadrobić straty.
A poniżej ciekawa tabelka. Moje wszystkie biegowe kilometry odkąd biegam. Oczywiście w tym okresie były dwie operacje kolana, szpital, pandemia... Tych wybieganych kilometrów zapewne byłoby o kilka tysięcy więcej.
Dzisiaj jest | 23.10.2022 |
Data utworzenia dzienników | 14.05.2009 |
Przebiegnięty dystans od utworzenia dzienników | 11558.8 km |
Czas na zmiany. Przede wszystkim chciałbym powrócić do biegania. Kolega Marek przygotował mi nową karykaturę, więc jest okazja, by zacząć od wizerunku :P. Wyszczuplił mnie za bardzo, więc...
wrzucam fotkę i od soboty próbuję wrócić do czego, co przez 10 lat sprawiało mi wiele radości. Trzymajcie kciuki, żeby się udało. Plan jest trudny, bo chciałbym 3 razy w tygodniu wyjść na bieganie. Zacząć od krótkich dystansów, tzw. piątek. Po miesiącu chcę wydłużyć dystans do 7,5 km a potem do 10. Przepracować sumiennie okres jesienno-zimowy i wiosną wrócić na trasy biegowe. Marzę, by znów pobiec Półmaraton Warszawski!
Chcielibyście poznać @nieznany. , autora takich książek jak Dotyka... Poderwać gęsią skórkę do lotu? W takim razie serdecznie zapraszam na osiedle Przyjaźń do Wypożyczalni nr 38 na warszawskim Bemowie. Będzie niesamowita okazja, by poznać nieznanego :) no i zakupić książkę z autografem!!!
Więcej szczegółów w linku.
Sobota. Dzień przed powrotem na nizinną "depresję"... Co dobre, miłe, dające ogromną frajdę, satysfakcję, pełnię szczęścia, mija, choć nie do końca bezpowrotnie. Przecież zawsze mamy zdjęcia, mamy wspomnienia, możemy też zapisać to, co było. I tak jest ze mną. Humor gdzieś ulatuje, trzeba wizualizować widoki, no i marzyć o kolejnej wyprawie, na którą trzeba czekać wiele miesięcy. Pozostaje więc pisanie. Minął właśnie tydzień od przyjazdu ze Szczytnej. Mimo że miałem jeszcze urlop, to wiele obowiązków domowych dopiero dzisiaj pozwoliło mi na chwilę wspomnień przelanych na "papier". A więc ruszajcie ze mną na trasę!!!
Jeśli sobota, to parkrun. Jeżeli sobota na Ziemi Kłodzkiej to nie może być inaczej jak parkrun Park Zdrojowy, Kudowa-Zdrój. Oczywiście nie mogło być inaczej, na trasę w mojej ukochanej lokalizacji ruszam z Marcinem z Golf&Spa Szczytna Golfowa Wioska.
Sama trasa parkruna w Kudowie-Zdroju jest jedną z piękniejszych w Polsce. Oczywiście to moja obiektywna ocena, ponieważ do tej pory miałem możliwość odwiedzić 33 lokalizacje na 85 (dwie w tym momencie zamknięte z różnych przyczyn i w których akurat byłem). Piękny Park Zdrojowy z częścią nazwaną Parkiem Muzycznym, gdzie można "pograć" na instrumentach, to tylko ułamek tego, co mogą zobaczyć nie tylko parkrunowi turyści. Jest nowa tężnia, Staw Zdrojowy - wreszcie napełniony wodą, możliwość spróbowania wód zdrojowych i może 300 metrów do granicy z Czechami. Do tego wspaniały zespół wolontariuszy na czele z Agatą Stachów, koordynatorem parkrun w tym miejscu. Mogę tylko podziękować, że na Ziemi Kłodzkiej jest tak wspaniałe miejsce, na cosobotnią aktywność fizyczną, jakim jest pokonanie 5 km, czy to biegiem, czy marszem. Dodatkowo spotkałem znajomego w Warszawy, który robi często zdjęcia na parkrunach i imprezach biegowych. Pozdrawiam Citos von Grodno. Żeby było ciekawej przy przedbiegowej odprawie okazało się, że jest prócz mnie jeszcze jeden przedstawiciel z Legionowa! Przemek Woźniak minął pierwszy linię mety, biega też w naszej lokalizacji w Jabłonnie.
Tym razem Marcin znów okazał się lepszy ode mnie. Brawo! No i poprawił się od ubiegłej soboty o prawie półtorej minuty (24:54 - 33:29), ja też nie próżnowałem i z 35:23 udało mi się urwać 21 sekund - 35:02.
Parkrun ukończony, czas ruszyć na trasę.
Trudno było rozstać się z tym miejscem, ale trzeba było ruszać dalej w trasę. Tydzień wcześniej po parkrunie ruszyliśmy do Szczytnej, aby pokonać ponad 25 km. Nie udało się, nasz marsz zakończyliśmy w Dusznikach-Zdroju. Dlatego też postanowiliśmy zacząć wędrówkę w miejscu, gdzie poprzednim razem zakończyliśmy wędrowanie. Do Dusznik-Zdroju przywiozła nas Ula, życząc owocnego wędrowania.
Pierwsze kroki i jesteśmy w okolicy rynku
Rynek dusznicki
Nasza trasa prowadziła praktycznie przez główną część miasta. Rynek i prawie cały park zdrojowy. Następnie zaczęliśmy mozolnie wspinać się żółtym szlakiem w stronę Schroniska pod Muflonem. To bardzo klimatyczne schronisko bardzo mi się spodobało, lubię tu odpocząć i z punktu widokowego delektować się widokiem na Góry Stołowe i Szczeliniec. Nie mówiąc nic, że napić się złocistego trunku ;)
Takie stworki na drodze do schroniska
Chwila ku pokrzepieniu serc :P
Po kilkunastominutowym odpoczynku (tak naprawdę nie byliśmy zmęczeni, a schronisko od razu po pierwszym podejściu ruszyliśmy dalej. Szlak najpierw prowadził najpierw przez sporo wycięty las (wrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr) i jeszcze częściowo niewycięty, piękny fragment lasów w Górach Bystrzyckich.
Oby szyszkowycinacze zostawili ten las w spokoju!!!
Swój marsz dalej kontynuowaliśmy żółtym szlakiem aż do samej Szczytnej. Czasami trasa szlaku potrafiła zaskakiwać, jak i samo jej oznaczenie. Kiedyś szedłem już tym szlakiem, w przeciwnym kierunku, i takich "oznaczeń nie widziałem. Widać miejscowa inicjatywa, by nikt nie plątał się w okolicy posesji.
W sumie można i tak!
Jakiś spektakularnych widoków nie było, lecz na trasie mogliśmy obserwować licznych przedstawicieli fauny i flory.
Na słodkie jeszcze nie wyglądały
I konika można było spotkać
I kanię zerwać na pyszne śniadanko
A i takie "bestie" biegły na nas... Dobrze, że pastuch ich zatrzymał :P
Przed dojściem do Bobrownik części Szczytnej znaleźliśmy nieopodal szlaku miejsce, które na mapie opisano w następujący sposób: zasypany szyb i hałda uranowa (KOPALNIA URANU) . Postanowiliśmy zejść ze szlaku w to miejsce.
Niestety wśród zarośli i drzew, usypanych fałd ziemi nie dostrzegliśmy wiele, co mogłoby wskazywać, że znajdował się tutaj promieniotwórczy pierwiastek. Jakiś metalowy słupek, choć w niniejszym filmiku z youtuba pani zobaczyła coś więcej niż my, proszę popatrzcie
To ta kępa drzew, gdzie kryją się pozostałości
Następnie wróciliśmy na szlak, który w dół doprowadził nas do stacji kolejowej w Szczytnej, a następnie do centrum miasta. Mogliśmy podejść już tylko do Golfowej Wioski, ale zdecydowaliśmy się poszukać pewnego kamienia na Drodze Hugona.
Stacja kolejowa z końca XIX wieku
Dlatego też udaliśmy się czarnym szlakiem na wspomnianą drogę. Kamień, którego szukaliśmy, miał mieć (ma) wyryty krzyż wskazujący granice z datą 1574 r. Niestety była tu spora wycinka drzew (wrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr) i część położona przy drodze była przykryta przed ułożone pocięte drzewa. Udało nam się jednak znaleźć inne ze znakami granicznymi.
Ciekawe czy te znaki są tak stare jak ten, którego nie znaleźliśmy
Kamienie te znajdują się na wspomnianej Drodze Hugona. Droga zaś prowadzi do Borowiny, gdzie za moment znaleźliśmy się w Golfowej Wiosce. I to była ostatnia wycieczka w górach w tym roku....
Więcej zdjęć znajdziecie na moim profilu na Facebooku. Daję link do całej galerii - TUTAJ.
Zapraszam do polubienia mojego fanpage - Biegający Bibliotekarz i Niesamowita Ziemia Kłodzka.
Gdybyście chcieli odpoczywać w tych pięknych okolicach polecam - Golf&Spa Szczytna Golfowa Wioska.
I od wyjazdu jestem na Instagramie, gdzie również serdecznie Was zapraszam. https://www.instagram.com/biegajacy_bibliotekarz/
Niestety. Czas wyjazdu do Szczytnej na Dolny Śląsk minął jak mrugnięcie okiem. Dni uciekały szybko jeden za drugim, jednak każdego dnia moja rodzinka coś zwiedzała, gdzie chodziła, coś zdobywała. Pozostały wspomnienia, zdjęcie na pulpicie komputera, no i masa fotek, a do tego czasem jakiś tekst.
Tego dnia pogoda nie dopisywała, ale niewielkie okno pogodowe po obiedzie. Zasnute niebo niskimi, deszczowymi chmurami, nie napawało optymizmem.
Widok na Szczytną z Golfowej Wioski
Jednak gdy przestało kapać z nieba, postanowiliśmy wraz z Marcinem ruszyć na pobliski szlak i "zdobyć" Orlik. Na jego szczycie znajduje się punkt widokowy położony na wysokości 576 m n.p.m. Najpierw jednak musieliśmy przejść fragmentem krajowej, ruchliwej "8", by wejść na zielony szlak na Drogę Hugona.
Droga Hugona łącząca Borowinę z Batorówkiem
Po chwili po obu stronach duktu można zobaczyć pierwsze skałki charakterystyczne dla Gór Stołowych. Może nie takie jak na Szczelińcu, Błędnych Skałach czy Skalnych Grzybach, ale trzeba tutaj dodać, że Szczytna i jej okolice to południowy kraniec Gór Stołowych.
Południowy kraniec Gór Stołowych
Przy Brzytwie (587 m n.p.m.) szlak czarny odbija na Wambierzyce, a my maszerujemy niebieskim, by jego odnogą dotrzeć na wspomnianego Orlika. Na trasie pojawiają się coraz ciekawsze formacje skalne, które cieszą oczy i umysł. Muszę wspomnieć, że jeszcze na mapie, którą kupowałem do tworzonego przeze mnie Punktu Bibliotecznego nr 142, tej odnogi jeszcze nie było. Niedawno postanowiono pokazać turystom ten niedługi, 500-metrowy fragment z cudami natury.
Niestety z punktu widokowego nie wiele jest widać, dodatkowo pogoda nie pozwoliła na to. Dodatkowo trzeba tu bardzo uważać, bo nie ma żadnych barierek. Dlatego też nie odważyłem się wejść tam, gdzie Marcin.
Za to w drodze powrotnej mogliśmy napawać się jeszcze takimi cudami natury.
Koźlarz
Szlak, którym wracaliśmy był kwintesencją tego, co lubię w górach. Cisza, brak turystów i magiczne miejsce. A więc patrzcie!!!
A może tutaj jest przejście na inną czasoprzestrzeń?
Podobno to miejsca po starym kamieniołomie, ale jeszcze nie zweryfikowałem info
???
Krok nieuwagi i... lepiej nie myśleć
Natura zaskakuje
A nam pozostało wyjść ze szlaku znów do szosy i przy niej dojść do Golfowej Wioski
Polecam na wypoczynek w ciszy, spokoju u wspaniałych gospodarzy, Agnieszki i Marcina
Więcej zdjęć znajdziecie na moim profilu na Facebooku. Daję link do całej galerii - TUTAJ.
Zapraszam do polubienia mojego fanpage - Biegający Bibliotekarz i Niesamowita Ziemia Kłodzka.
Gdybyście chcieli odpoczywać w tych pięknych okolicach polecam - Golf&Spa Szczytna Golfowa Wioska.
I od wyjazdu jestem na Instagramie, gdzie również serdecznie Was zapraszam. https://www.instagram.com/biegajacy_bibliotekarz/